(Gliwice) 18 kwietnia katowicki Oddział Instytutu Pamięci Narodowej złożył wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec Krzysztofa Czyża, przedsiębiorcy, który w przeszłości stworzył Krisbut, największą firmę obuwniczą w regionie. IPN stawia zarzut, że w oświadczeniu lustracyjnym Czyż nie przyznał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. W ocenie prowadzącego śledztwo prokuratora pionu śledczego IPN materiał dowodowy zebrany w sprawie wykazał natomiast, że Krzysztof Czyż w latach 1986-1989 był świadomym i tajnym współpracownikiem myszkowskiej bezpieki. Czyż był radnym Rady Powiatu Myszkowskiego w latach 2002-2006. Nigdy nie złożył - wtedy wymaganego prawem - oświadczenia majątkowego. Ponownie został wybrany radnym powiatowym w roku 2010, ale zrezygnował z mandatu. W rozmowie z Gazetą Myszkowską K. Czyż, zaprzecza, aby był tajnym współpracownikiem bezpieki, ale potwierdza, że składał oficerowi SB raporty z podróży zagranicznych: - Nie byłem agentem, nie współpracowałem z SB, nikogo nie skrzywdziłem. Pisałem tylko notatki z zagranicznych podróży biznesowych. Inaczej nie dostałbym wtedy paszportu – tłumaczy Krzysztof Czyż. Proces lustracyjny będzie się toczył przez Sądem Okręgowym w Gliwicach.
Komunikat IPN z 18.04 o postawieniu Czyżowi zarzutu kłamstwa lustracyjnego jest lakoniczny. Jeden z najbardziej znanych przedsiębiorców i rzemieślników Myszkowa miał być współpracownikiem SB w latach 1986-1989. Jak wyjaśnia Monika Kobylańska z biura prasowego IPN sprawa ewentualnej współpracy K. Czyża z bezpieką jest o tyle trudna, że nie zachowała się jego teczka personalna ani teczka pracy: - Prokurator śledczy IPN prowadzący sprawę złożył wniosek do Sądu Lustracyjnego na podstawie protokołów przesłuchań świadków, gdyż nie zachowały się dokumenty potwierdzające świadomą współpracę. Pan Krzysztof Czyż miał być pozyskany do współpracy przez Pion II Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SB), czyli przez kontrwywiad. Pozyskany do zagadnień kontroli międzynarodowego ruchu osobowego.
Z informacji biura prasowego katowickiego IPN wynika, że nie żyje już funkcjonariusz SB, który miał zwerbować K. Czyża. Natomiast potwierdzili jego współpracę ówczesny z-ca szefa RUSW w Myszkowie i oficer SB z pionu II (kontrwywiad), którzy zeznali, że Krzysztof Czyż był współpracownikiem SB i używał pseudonimu „Ryszard”.
Czy TW „Ryszard” to Krzysztof Czyż?
Jak wyjaśnia Monika Kobylańska z IPN, Krzyszfof Czyż w swoich zeznaniach potwierdził, że pisał dla SB raporty, w liczbie około 10, ale podpisywał je imieniem i nazwiskiem. Z kolei potwierdzający jego współpracę w swoich zeznaniach esbecy twierdzą, że podpisywał się TW Ryszard. To istotna rozbieżność w zeznaniach.
- Nie jestem prokuratorem, lecz historykiem, ale przeglądając w swojej pracy kilka tysięcy teczek TW, nigdy nie spotkałam się z sytuacją, aby notatki spisywane przez TW były podpisywane imieniem i nazwiskiem. Oficerowie SB dbali o konspiracyjną atmosferę – mówi M. Kobylańska. Potwierdza też, że w archiwum IPN nie ma żadnych dokumentów potwierdzających czy to pobieranie wynagrodzenia za współpracę lub inne korzyści.
Ponieważ nie ma dokumentów potwierdzających współpracę, Sąd Okręgowy w Gliwicach, gdzie toczył się będzie proces lustracyjny Krzysztofa Czyża będzie musiał ocenić: czy dać wiarę zeznaniom byłych SB-ków, czy zeznaniom Krzysztofa Czyża, który zaprzecza, aby był tajnym współpracownikiem bezpieki. Poprosiliśmy K. Czyża o spotkanie. Odmówił, ale w kilkuminutowej rozmowie telefonicznej kategorycznie zaprzecza, aby był świadomym współpracownikiem SB: - Oświadczam, że nie byłem żadnym agentem. Na nikogo nie donosiłem, nikogo nie skrzywdziłem. Czasy były takie, że jak chciało się dostać paszport na Zachód, to SB wzywało i przepytywało. Jak wróciłem z zagranicy, w tydzień musiałem zdać paszport na policji. Wtedy oficer dawał kartkę i kazał pisać, gdzie się było, z kim rozmawiało. A mnie zależało na tym, aby ściągać maszyny do produkcji, materiały, wzory. Jak nie napisało się notatki, grozili że nie dadzą paszportu ponownie.
Nie byłem żadnym TW, żadnym „Ryszardem”. Powtarzam, nikomu nie zrobiłem krzywdy. Jeżeli kogoś skrzywdziłem tymi notatkami, niech się zgłosi i to powie. Rodzina, znajomi, wiedzieli, że musiałem chodzić na SB, tłumaczyć się z wyjazdów zagranicznych.
Teraz mnie oskarżają o współpracę te ochlaptusy, świnie pijane. Ten esbek, który już nie żyje, to była pijana świnia. Nieraz kazał mi się odwozić do Częstochowy, gdzie mieszkał. Raz pijany zaczął mi szarpać kierownicę, mogliśmy się rozbić. Wtedy poszedłem na skargę do jego szefa. To byli najgorsi ludzie jakich w życiu spotkałem.
Przychodzili, upijali się. Nie ma żadnych dokumentów mojej rzekomej współpracy, bo jej nie było. Na podstawie zeznania pijaka szargają mi opinię. Jak wzywali, to chodziłem do SB, zeznawałem. Ale wszystko podpisałem swoim imieniem i nazwiskiem. Nic więcej nie powiem. Muszę wybrać obrońcę w tym procesie.
Zamiast komentarza:
IPN zarzuca Krzysztofowi Czyżowi współpracę z SB w latach 1986-89. W tym czasie PRL chylił się już ku upadkowi. W lutym 1989 opozycja demokratyczna usiadła z komunistycznym rządem do obrad przy Okrągłym Stole, co zaowocowało bezkrwawym przekazaniem władzy w wyniku przegranych przez komunistów wyborów z 6 czerwca 1989r. Choć PRL upadł bezkrwawo, to nie znaczy, że zupełnie bezboleśnie. Pamiętam atmosferę roku 1989, euforię i zapał działaczy Komitetów Obywatelskich. Mój ojciec Eugeniusz Mazanek prowadził wtedy przy ul. 3 Maja w Myszkowie sklep kaletniczy. I oddał lokal na kilka miesięcy na biuro Komitetu Obywatelskiego. Chodziło o to, aby komitet miał biuro w centrum, przy ruchliwej ulicy. Nieznanych sprawców kłuło to w oczy, bo wybyli witrynę sklepową biura komitetu. Niestety nie zachowały się zdjęcia, które zrobiłem na jedynym kolorowym filmie 60 mm jaki w tych kryzysowych latach miałem. Choć nie zaginął nigdy inny film, oddany do wywołania w jednym z myszkowskich zakładów fotograficznych, akurat ten zaginął.
Te lata, kiedy zdobycie filmu do aparatu fotograficznego było prawdziwą sztuką, to jednocześnie początek błyskotliwej kariery biznesowej Krzysztofa Czyża. W 1993 roku tygodnik Wprost umieszcza właściciela Krisbutu na 15 miejscu wśród 100 najbogatszych Polaków; w roku 1999 już na 90. Później Krisbut popada w kłopoty. Czy biznesowe sukcesy lat 90-tych okupione były tylko pisaniem notatek z podróży i wożeniem „ochlaptusów z SB”? To właśnie ma ocenić Sąd w procesie lustracyjnym.
W roku 2002 Krzysztof Czyż zdobywa mandat radnego Rady Powiatu Myszkowskiego. Głosuje na niego aż 878 wyborców, jest lokomotywą komitetu wyborczego „Przyszłość”. Ponownie startuje w roku 2010, ale rezygnuje z mandatu, tłumacząc to swoją niechęcią, sprzeciwem do koalicji z PiS, jaką zawiązuje jego ugrupowanie. Nigdy nie wierzyłem w tę oficjalną przyczynę. Moim zdaniem K. Czyż zrezygnował z mandatu, gdyż jego objęcie oznaczało konieczność złożenia oświadczenia majątkowego. A Krzysztof Czyż nie lubi tłumaczyć się przed Wyborcami. Nie złożył ani raz oświadczenia majątkowego w kadencji 2002-2006. Wtedy za niezłożenie oświadczenia groziła radnemu tylko utrata diety. Więc Czyż diety nie pobierał. Nie chodzi jednak o dietę, oświadczenia, ludzką ciekawość, ile kto ma na koncie pieniędzy; tylko poszanowanie demokracji. Bo skoro wybór na radnego oznacza konieczność złożenia oświadczenia majątkowego, to trzeba je składać. Albo nie kandydować.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze