(Żarki Letnisko) Do wypadku przy wycince drzew doszło w sobotę 12 kwietnia w Żarkach Letnisku. Na jednej z prywatnych posesji przy ulicy Ogrodowej przewróciła się tzw. „zwyżka”. Z kosza wysięgnika wypadły dwie osoby. To cud, że nie odnieśli poważniejszych obrażeń.
- Pracownicy przewrócili auto na wysięgniku i wypadli. Jeden ma podobno złamany kręgosłup, drugi uciekł i szuka go policja. Tłumy gapiów są, auto leży, policja zabezpieczyła ślady – alarmowali naszą redakcję czytelnicy. - Na chwilę obecną mogę potwierdzić, że takie zdarzenie miało miejsce. Ponieważ doszło do niego zaledwie kilka dni temu, dochodzenie w tej sprawie nie jest jeszcze zakończone. Policjanci zajmujący się sprawą mają do przesłuchania jeszcze kilka osób. Pewne wątki tej sprawy wymagają wyjaśnienia, choćby z tego względu, że policja o tym zdarzeniu została powiadomiona dopiero kilka godzin po zdarzeniu, przez Wojewódzkie Centrum Powiadamiania Ratunkowego. To stamtąd uzyskali informację o wypadku. W jego efekcie dwie osoby odniosły obrażenia, z informacji jakie posiadam nie zagrażają one jednak ich życiu i zdrowiu – mówi aspirant sztabowy Magdalena Modrykamień, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie. Jej słowa potwierdza … jedna z osób, która uczestniczyła w zdarzeniu, Marcin Gębka, właściciel firmy „Marcin”, która dokonywała wycinki w Żarkach Letnisku. - Spadliśmy z wysokości ok. 20 metrów. Ja byłem w gorszym stanie po upadku, miałem trudności z oddychaniem, dlatego kolega z którym współpracuję, bo on ma własną firmę, i z którym byliśmy na tej wycince, zawiózł mnie do Żarek, na to tzw. pogotowie, tam gdzie karetka stacjonuje. Tak czasami człowiek nie myśli będąc w szoku, bo trzeba było od razu dzwonić po karetkę. I z tych Żarek pogotowie zawiozło mnie do szpitala w Myszkowie. Dwa dni leżałem w szpitalu, ale poza tym, że jestem poobijany nic mi się nie stało. To chyba po prostu jakiś cud. Nasz firma jest zarejestrowana, działamy legalnie, nikt nie uciekał z miejsca zdarzenia. Bo po co? Na miejscu została wywrócona zwyżka, po której łatwo było do nas dotrzeć. Szukaliśmy tylko i wyłącznie pomocy medycznej. Po czymś takim działa się w szoku, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że kolega który mnie zawiózł do Żarek na pogotowie, jak się okazało, ma pęknięty kręg i wstrząśnienie mózgu, a udzielał mi pomocy, bo jak mówię trudno było mi oddychać? Dopiero w środę 16 kwietnia zgłosił się do szpitala i tak mu wyszło z badań jak mówię. Na tym terenie, tej działce gdzie wycinaliśmy drzewa, musiało chyba być wcześniej coś kopane, bo po ustawieniu samochodu, w czasie kiedy byliśmy na wyciągniętej zwyżce dwie tzw. „łapy” zapadły się w ziemię i stąd wywrotka. Auto jeszcze jako tako, ale pozostały sprzęt jest połamany, nie wiadomo czy uda się go naprawić. Po przyjeździe policji do szpitala pierwsze co było, to dmuchanie w balonik, ale ani ja ani kolega nie obawialiśmy się niczego, bo w chwili wypadku byliśmy trzeźwi – mówi Marcin Gębka. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze