Para rozwiodła się kilka lat temu. Oboje zachowali pełne prawa rodzicielskie, ale decyzją sądu Marcel miał mieszkać z mamą. Kobieta nie widziała synka od 13 kwietnia, kiedy były mąż zabrał chłopca na umówione spotkanie i… do dzisiaj nie oddał. Jak już pisaliśmy w poprzednim artykule, mężczyzna podczas rozprawy przed Sądem Rejonowym w Zawierciu na pytanie sądu gdzie przebywa dziecko wskazał adres w Poraju, ulica Cicha 8. To adres Fundacji Mój Dom w której jest zatrudniony. Jest wychowawcą w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej prowadzonej przez fundację w Żarkach Letnisko. O tej placówce też mieliśmy okazję pisać, w związku z podejrzeniami, że jeden z zatrudnionych tam wychowawców mógł stosować przemoc wobec dzieci. Po zawiadomieniu naszej redakcji toczy się śledztwo, które ma to sprawdzić. To dowód, że Prokuratura Rejonowa w Myszkowie ustalenia redakcji i przekazane dowody w tym nagrania uznała za istotne, uzasadniające takie podejrzenia.
Mężczyzna nie oddaje synka pani Annie, tłumacząc, że jego zdaniem matka stosowała przemoc wobec dziecka. „Dowodem” miały być nagrania z podsłuchu jaki jej nielegalnie założył w mieszkaniu w Zawierciu. We wtorek 28 czerwca kobieta poinformowała nas, że zakończyła się wobec niej tzw. „procedura niebieskiej karty”: -Zespół, który działa przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Zawierciu dzisiaj zamknął procedurę niebieskiej karny, uznając, że nie ma podejrzeń, abym stosowała przemoc wobec swojego synka. Nigdy go nie uderzyłam. Były mąż założył mi podsłuch, nagrał moment zdenerwowania, jakąś sprzeczkę. I oskarżył mnie o stosowanie przemocy. Chodziło o pomówienie mnie, żeby mieć pretekst do nieoddawania mi syna. Mimo tego, że były mąż oskarżał mnie o przemoc, bicie synka, w tym samym dniu Sąd w Zawierciu, wydał postanowienie, że dziecko ma wrócić do mnie.
Niestety mężczyzna mimo wyznaczonego przez Sąd terminu, dziecka nie oddał. Gdy dowiedział się, że interesujemy się sprawą, sam skontaktował się z redakcją, próbował przekonywać, że to pani Anna stosuje przemoc wobec Marcela a on tylko „dba o dziecko”: -Na pewno go nie oddam, nie wykonam żadnego polecenia sądu. A pod tym adresem Fundacji, Cicha 8 w Poraju nigdy z synkiem nie mieszkałem. Celowo powiedziałem nieprawdę w sądzie -mówił mężczyzna do naszego dziennikarza.
Oświadczenie, że chłopiec nigdy nie mieszkał w siedzibie Fundacji wysłała nam jej prezes Małgorzata Cesarz. Kobieta jest jednocześnie dyrektorem w placówce wychowawczej w Żarkach Letnisko prowadzonym przez fundację. Nasza redakcja właśnie dostała pozew o rzekome naruszenie dóbr osobistych dyrektor Cesarz w artykułach w których opisywaliśmy historię Wiktora Borówki, który uciekł z placówki do własnej mamy a nam opowiedział o tym, co dzieje się w placówce w Żarkach Letnisko. Redakcja natychmiast powiadomiła prokuraturę o podejrzeniu stosowania przemocy psychicznej i fizycznej wobec wychowanków, na nawet o podejrzeniach, że ktoś z pracowników Fundacji proponuje pomoc w opuszczeniu placówki i powrót do domu, w zamian za łapówkę. Te podejrzenia opisaliśmy w artykule: „Trzy pięćset i córka jest pana”. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Lublińcu, ze względu na podejrzenie, iż w korupcyjny proceder (tak wynika z opowieści młodych ludzi) mógłby być zamieszany ktoś z pracowników Sądu Rejonowego w Myszkowie.
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy zarzuty bicia wychowanków i propozycji korupcyjnych w zamian za pomoc w uzyskaniu decyzji sądu o powrocie do rodziców się potwierdzą. Jak zakończą się dwa prowadzone przez dwie prokuratury śledztwa. Pozew o naruszenie dóbr osobistych jaki wysłała nam prezeska Fundacji, odbieramy wobec tych faktów jako próbę zastraszenia dziennikarza.
Dyrektorka Fundacji broni pracownika
„Pan X jest zatrudniony w Fundacji Mój Dom w charakterze wychowawcy w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej w Żarkach Letnisku. Ma pełnię władzy rodzicielskiej więc nie może być mowy o porwaniu rodzicielskim. Z dostępnej statutowym władzom Fundacji wiedzy wynika, że X nie ukrywa się, wielokrotnie zgłaszał się z synem na każde wezwanie policji. Matka Marcela natomiast ma ograniczoną władze rodzicielską, orzeczony nadzór kuratora i założoną niebieską kartę. P. X nigdy nie ukrywał syna Marcela pod adresem Fundacji Mój Dom, przy ulicy Cichej 8, co zostało potwierdzone przez funkcjonariuszy Policji w dniu 2 czerwca 2022 r. Podał do sądu w Zawierciu informację o miejscu swojego zameldowania i pobytu innym niż adres siedziby Fundacji Mój Dom" -wyjaśnia jej prezes Małgorzata Cesarz.
Dziś wiemy, że procedura niebieskiej karty wobec pani Anny została zamknięta. Stało się to 28 czerwca. Dzień później detektywi z Agencji Detektywistycznej CONTRA potwierdzili, że ukrywane przed matką dziecko przebywa… w domu byłej teściowej. Choć samo porwanie rodzicielskie przez rodzica, który ma pełnię władzy rodzicielskiej nie jest przestępstwem, to jednak podawanie nieprawdziwych informacji o miejscu pobytu dziecka, ukrywanie chłopca przed matką, nie wykonywanie postanowienia sądu nie wygląda dobrze.
-Będzie próba odebrania chłopca, gdyż ustaliliśmy na 99%, że ukrywa synka w domu swoich rodziców w Mrzygłodzie. Pani Anna już tam jest, czekamy na przyjazd Policji -mówi jeden detektyw z CONTRY.
Ojciec Marcela na widok policji pojawia się przy furtce. Potwierdza, że dziecko jest w domu. Wpuszcza policjantów do środka, żeby mogli sprawdzić, czy dziecko jest bezpieczne. Pani Annie nie pozwala wejść.
Po kilku minutach funkcjonariusze wychodzą: -Chłopiec jest w domu, dobrze wygląda. Ale powiedział, że nie chce wyjść do mamy. Potwierdziliśmy jego obecność, dziecku nic nie grozi. Ale my nie mamy uprawnień, żeby siłą go zabrać, jeżeli ojciec, który nie ma ograniczonych praw rodzicielskich tego odmawia.
Próby namówienia funkcjonariuszy, żeby skontaktowali się z pełniącym dyżur sędzią Sądu Rejonowego w Zawierciu, z wydziału rodzinnego, nie dają rezultatu. „Nie wiemy, nie możemy”. Policjantka przyznaje do detektywa, że „dopiero się uczy, że to jedna z pierwszych jej interwencji”.
Anonimowo doświadczony policjant z kilkudziesięcioletnim stażem, którego pytamy o opinię mówi: -Policjanci, gdy jest taki konflikt nie mogą siłą zabrać dziecka. Sąd powinien i w tej sprawie pewnie niedługo tak się stanie, skierować Kuratora Sądowego do odebrania chłopca, w celu wyegzekwowania decyzji Sądu, który nakazał oddanie dziecka matce. Wtedy policjanci asystują kuratorowi. Pytanie, czy dziecko uda się odebrać, czy nie zostanie wywiezione w inne miejsce, skoro już kilka razy mężczyzna -jak słyszę- zmieniał miejsce jego ukrywania przed matką.
W łamaniu postanowienia Sądu pomaga kurator sądowa?
Policjanci z KPP Myszków potwierdzili, że Marcel jest ukrywany w domu w Mrzygłodzie. To miejsce zamieszkania dziadków chłopca, byłych teściów pani Anny.
-Wcześniej zgłaszaliśmy policji podejrzenie, że Marcel może być ukrywany u teściów. Była u nich policja i z tego co wiem, teściowa powiedziała, że u jej Marcela nie ma, a z synem nie ma kontaktu. Mój były mąż był, podobno już nie jest, społecznym kuratorem Sądu Rejonowego w Myszkowie. Jego mama jest tam od lat kuratorem zawodowym. Teraz jest pewne, że mój syn, wbrew postanowieniu Sądu jest ukrywany w domu kuratorki sądowej! -mówi zdenerwowana pani Anna.
Wszyscy stoimy na ulicy przed domem kurator Sądu Rejonowego w Myszkowie. Z garażu wyjeżdża starszy mężczyzna. Jest w samochodzie sam. Po chwili ojciec Marcela przestawia samochód, Skodę Superb, na tył posesji. Mijają kolejne minuty. Otwiera się brama, Skoda tyłem próbuje wyjechać.
-Sprawdźcie, czy Marcel nie jest wywożony -mówi pani Anna do policjantów. Ci jedynie pytają kierowcę czy wywozi dziecko. Nie sprawdzają tylnego fotela.
-Nie, nie ma go z tyłu -mówi pani Anna, która zagląda przez szybę. Mężczyzna odjeżdża bardzo dynamiczne.
6 LATEK ZOSTAŁ SAM W DOMU, CZY WYJECHAŁ Z OJCEM? ALE JAK SKORO CHŁOPCA NIE BYŁO WIDAĆ W SAMOCHODZIE? MUSIAŁBY W 30 STOPNIOWYM UPALE BYĆ… W BAGAŻNIKU!
Choć wcześniej do interwencji policji nie można było mieć zastrzeżeń, sytuacja zmienia się diametralnie. Pani Anna żąda sprawdzenia podejrzenia, czy dziecko nie zostało wywiezione w bagażniku. Policjanci sprawiają wrażenie coraz bardziej zagubionych. Nie wiedzą, jak mają sprawdzić czy 6 letnie dziecko nie zostało w domu bez opieki. Czy mogą zgłosić podejrzenie, że chłopiec mógł być wywieziony w bagażniku. Konsultują się z przełożonymi. KPP Myszków nie podejmuje żadnych działań. Jedyne na co decydują się policjanci, to podejście do drzwi. Pukają, nikt nie otwiera. W domu raczej nikogo, przynajmniej nikogo dorosłego nie ma. Czy jest w nim Marcel?
Chwilę później, podejrzenie, że dziecko mogło być wywiezione w bagażniku staje się jeszcze bardziej prawdopodobne. Pod dom wraca starszy mężczyzna, który dowiedział się, że „brama nie jest zamknięta”. Mówi policjantom, że dziecka w domu nie ma.
-Czy możemy to sprawdzić? -pyta policjant.
-Proszę bardzo.
Dwoje policjantów przeszukuje dom. Po kilku minutach wracają i mówią do matki chłopczyka: -Dziecka nie ma w budynku.
-O boże, on wywiózł go w bagażniku! To jedyna możliwość -mówi pani Anna. Kobieta żąda, aby policjanci uruchomili poszukiwania Skody Superb. Policjanci odmawiają. Zszokowany brakiem reakcji jest Paweł, detektyw z Agencji CONTRA, były policjant: -Nie, tego to ja zupełnie nie rozumiem. Jest bardzo poważne podejrzenie, jedyne logiczne wytłumaczenie tego, jak chłopiec opuścił posesję, że ojciec ukrył go w bagażniku samochodu. Przewożenie dziecka w niebezpieczny dla niego sposób, w 30 stopniowym upale. A jak on w tym bagażniku straci przytomność? Nie rozumiem braku reakcji funkcjonariuszy. Powinien zająć się tym wydział wewnętrzny, zbadać sprawę pod kątem podejrzenia niedopełnienia obowiązków przez policjantów.
Jedyna reakcja funkcjonariuszy była następująca: -Może pani pojechać na komendę i dał złożyć zawiadomienie po podejrzeniu przewożenia dziecka w bagażniku.
Anna złożyła takie zawiadomienie. Ale opowiedziała przebieg „wizyty” w KPP Myszków: -Policjant który mnie przyjął, najpierw na mnie nakrzyczał, mówił, że składanie zawiadomienia nie ma sensu, bo „i tak to umorzą”. Poczułam się tak, jakby nie chcieli mi pomóc. Na szczęście przyszedł jakiś jego przełożony, wysłuchał mnie. Ten pierwszy policjant nawet mnie później przeprosił za swoje zachowanie. Zamierzam jednak w tej sprawie złożyć skargę na działania Policji. Minęło kilka godzin, w których Policja nie zrobiła nic. Nie wiadomo, gdzie, niemal na oczach Policji mój syn został wywieziony w bagażniku, jak długo był tak przewożony? A co by było, gdyby doszło do wypadku?
Nasza redakcja nie zdążyła już w ostatniej chwili przed wysłaniem tego wydania do druku, uzyskać komentarza KWP Katowice, o ocenę pracy policjantów z Myszkowa. Nasza ocena tej sytuacji jest jednak zdecydowanie negatywna. Policjanci byli bierni, ciągle mówili, że „oni tego nie mogą”. Gdy podejrzenie, że dziecko zostało wywiezione w bagażniku Skody Superb stało się bardzo prawdopodobne odmówili wszczęcia poszukiwań samochodu.
Pan Anna: -Że też nie szarpnęłam wtedy za klapę bagażnika! Że syn może być w środku uzmysłowiłam sobie po kilku sekundach, jak samochód odjeżdżał. Wtedy pomyślałam, on może być do tego zdolny. Jak miał wezwanie pokazania się z Marcelem na komendzie, a zobaczył mnie, to nie posadził go do fotelika, nie zapiął dziecku pasów i uciekł w pośpiechu.
Kurator Sądowa pomaga w porwaniu rodzicielskim. Straci pracę?
Telefonicznie spytaliśmy Prezes Sądu Rejonowego w Myszkowie sędzię Magdalenę Strzelczyk, jak oceni sytuację, że Kurator Sądowa Sądu Rejonowego w Myszkowie pomaga w porwaniu rodzicielskim, uczestniczy w ignorowaniu postanowienia Sądu, który nakazał oddanie Marcela pani Annie. Czy grożą jej jakieś konsekwencje służbowe? Czy funkcjonariusz publiczny, pracownik sądu, która sama ignoruje postanowienie sądu, może być kuratorem?
Sędzia Magdalena Strzelczyk prosi o czas na zbadanie sprawy, porozmawianie z pracownikami: -O takich podejrzeniach dowiaduję się od pana redaktora, a przytaczanego artykułu nie czytałam, właśnie wróciłam z urlopu.
Dzwonimy za kilka godzin. Prezes Sądu sędzia Strzelczyk udziela nam informacji, że merytorycznie nie będzie mogła odnieść się do tych wydarzeń: -Kurator, której nazwisko pan wymienił jest w terenie, i nie miałam możliwości wysłuchać jej wyjaśnień. Sąd nie zna postanowienia Sądu Rejonowego w Zawierciu w tej sprawie, ani przebiegu opisywanych wydarzeń. Na ten moment nie mogę więc w żaden sposób skomentować wydarzeń, które opisuje pan redaktor.
Pani Anna, mama ukrywanego przed nią już ponad 2 miesiące Marcela zapowiada złożenie skargi na kuratorkę Sądu Rejonowego w Myszkowie do Prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie, zarzucając jej zachowanie niegodne funkcjonariusza publicznego.
Do sprawy tej na pewno wrócimy, gdy redakcja uzyska komentarze Sądu Okręgowego w Częstochowie i Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Pani Anna dalej nie odzyskała synka, i obawia się, że były mąż wywiezie go w kolejne miejsce.
Napisz komentarz
Komentarze