Cztery miesiące temu opisaliśmy historię Wiktora Borówki, który odmówił powrotu do placówki socjalizacyjnej w Żarkach Letnisku, do której dzieci kieruje PCPR w Myszkowie. Trafiają tam decyzją sądu, ale to PCPR wskazuje gdzie ma miejsce. Najczęściej ma tylko tam. To jednocześnie placówka, nad której wydatkami PCPR, jednostka Starostwa Powiatowego w Myszkowie, nie ma praktycznie żadnej kontroli jak są wydawane pieniądze. A utrzymanie dziecka w Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej typu socjalizacyjnego w Żarkach Letnisku kosztuje powiat 3600 zł miesięcznie.
link sponsorowany: /artykul/7395,noz-elektryczny-do-kebaba-opiekacz-do-kebaba-wyposazenie-kebaba-jaki-sprzet-jest-niezbedny
3600 zł to wiele drożej niż w Rodzinnym Domu Dziecka w Myszkowie, nad którym starosta ma pełną kontrolę. Cztery razy drożej niż w rodzinach zastępczych. Gdy Wiktor opowiedział nam w lipcu swoją historię, uznaliśmy w redakcji, że niektóre jego opowieści powinna zbadać prokuratura. Wiktor opowiadał o nieświeżej żywności, biciu młodszych dzieci przez wychowawców. Żywnością zajął się myszkowski Sanepid, i dyrektorka placówki, już nie pierwszy raz, została ukarana mandatem. Przez kilka miesięcy dopytywaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Myszkowie jaki jest los zawiadomienia, jakie wysłaliśmy 6 sierpnia, w którym piszemy, że Wiktor Borówka opowiada o zdarzeniach, które -jeżeli są prawdziwe- mogą świadczyć o stosowaniu przemocy wobec dzieci. Wreszcie przyszła odpowiedź, po tym jak 1 grudnia kolejny raz spytaliśmy, jakie są ustalenia prokuratury. 3 grudnia Prokurator Anna Chowańska-Trela pisze, że „17 listopada 2021 wydano postanowienie o odmowie wszczęcia o sygn. 4090.-0.Ds.783.2021 w sprawie znęcania się w Żarkach Letnisko przez wychowawców Placówki Opiekuńczo Wychowawczej w Żarkach Letnisku nad Wiktorem Borówką”. Nie ma się co dziwić, że pani prokurator nie znalazła dowodów na tezę, o znęcaniu się nad Wiktorem Borówką, bo w naszym zawiadomieniu pisaliśmy, że Wiktor oraz inne dzieci były świadkiem bicia 9-letniego chłopca i drugiego, starszego, którym wychowawca miał „rzucać o ścianę”.
„Wiktor Borówka w dwugodzinnej rozmowie, opowiedział nam o warunkach pobytu, traktowaniu dzieci i młodzieży w placówce w Żarkach Letnisku, podając szereg nazwisk, zarówno wychowawców oraz dzieci. Traktując jego opowieści z dużą ostrożnością, nie można przejść obojętnie wobec opowiadanych zdarzeń, które trudno zinterpretować inaczej, jak podejrzenie stosowania kar fizycznych, znęcania się, bicia dzieci -nawet 9-letnich- przez wychowawców, duszenia, stosowania kar mających znamiona tortur. Wg naszej wiedzy, stosowana przemoc i znęcanie się fizyczne i psychiczne są powodem odmowy powrotu chłopca do placówki” -pisaliśmy do Prokuratury Rejonowej w Myszkowie 6 sierpnia 2021.
W artykule, który ukazał się 13 sierpnia w Gazecie Myszkowskiej cytujemy relację Wiktora, pomijając dane dzieci o których mówi i nazwiska wychowawców, którzy mieli stosować przemoc. NIE WOBEC NIEGO! Wiktor opowiadał o zmuszaniu dzieci do pracy, o nieświeżej żywności, przeterminowanych jogurtach na podwieczorek.
Część tych zarzutów potwierdził Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny, który pisze w piśmie z 17.08 do redakcji: „16.08.2021 (po zawiadomieniu redakcji) przedstawiciele PPIS w Myszkowie przeprowadzili kontrolę sanitarną interwencyjną, podczas której odniesiono się do zarzutów podniesionych w pana piśmie z 10.08.2021. W trakcie kontroli nie stwierdzono przeterminowanych środków spożywczych oraz przygotowanych wcześniej i przechowywanych w lodówce w formie ciekłej lub zamrożonych zup. Gotowała się świeża zupa pomidorowa zgodnie z jadłospisem. W kuchni stwierdzono świeże produkty spożywcze. Dzieci pomagają w przygotowaniu posiłków pod nadzorem wychowawców. Nałożono mandat karny na dyrektora placówki Małgorzatę Cesarz za brak identyfikacji kilku produktów z uwagi na uszkodzone etykiety i opakowania” -pisze Kierownik Joanna Kaczmarek z upoważnienia PPiS w Myszkowie.
Czy to oznacza, że Wiktor (oraz inne dzieci, o czym za chwilę) kłamią? Czy może po prostu inspektorzy Sanepidu trafili na dobry dzień? 13.08 ukazał się nasz artykuł. O tym, co opowiada Wiktor Borówka o jakości żywności pisaliśmy do Sanepidu 10.08.2021. Nie udowodnimy tego, ale przez 6 dni do czasu wizyty inspektorów Sanepidu, mogło w placówce trwać intensywne sprzątanie. Ciekawe, jakie byłyby wyniki kontroli, gdyby odbyła się 11 sierpnia?
Artykuł „SKOŃCZYŁ SZKOŁĘ. SĄD TWIERDZI, ŻE NIE. I KIERUJE CHŁOPCA DO OŚRODKA RESOCJALIZACYJNEGO!” z 13.08.2021 można przeczytać w archiwum portalu gazetamyszkowska.pl. Opowiedzieliśmy w nim historię 16-letniego Wiktora Borówki, który trafił do placówki ponieważ nie chciał się uczyć, wagarował. Powód odebrania dziecka, wtedy 14-letniego od matki wydawał się absurdalny. Pytaliśmy Sąd Rejonowy w Myszkowie jakie były motywy takiej decyzji sądu. 10 sierpnia Wiceprezes Sądu Rejonowego w Myszkowie sędzia Magdalena Mastaj odpisała, że udzielenie odpowiedzi na pytanie nie jest możliwe, ponieważ postanowienie z 19 XII 2019 wydane przez sędzię Agnieszkę Pieńkowską-Szekiel nie zawiera uzasadnienia. Wiktor przebywał w Żarkach Letnisku do 13 czerwca 2021, kiedy odmówił powrotu do placówki. Od tego czasu, przebywa z mamą i ojczymem. Niejako wbrew decyzji Sądu, który na szczęście się z tą sytuacją pogodził, choć dopiero w październiku 2021, kiedy cofnięto nakaz doprowadzenia „uciekiniera”. Wiktor chodzi do ZS 1 im. E. Kwiatkowskiego, sam zdobył dla siebie miejsce na praktyki zawodowe, uczy się zawodu mechanika samochodowego. To też ciekawa historia, gdyż jak ustaliliśmy, dyrektorka placówki w Ż-L Małgorzata Cesarz próbowała mu w tym przeszkodzić, dzwoniąc do zakładu rzemieślniczego ANET-Pol Zbigniewa Konieczko, z informacją, że praktyka nieaktualna, ponieważ Wiktor nie ukończył szkoły podstawowej. Właściciel firmy potwierdził nam, że taki telefon był, po naszej rozmowie, w której pytaliśmy, co się właściwie stało, że Wiktor Borówka nie został przyjęty do ich zakładu na praktyki. I czy możliwe byłoby przyjęcie do ponownie: -Niestety nie mamy ani jednego wolnego miejsca, ale deklaruję, że przyjmiemy chłopca, jeżeli uda nam się zwiększyć ilość uczniów, których mamy prawo szkolić, w naszej drugiej firmie. A odpowiadając na pytanie, jak się to stało, że nie przyjęliśmy chłopca, to spytałem żonę, która zajmuje się dokumentacją. Żona odebrała telefon od dyrektor Cesarz, która powiedziała, że praktyka tego chłopca nieaktualna, ponieważ nie ukończył szkoły podstawowej.
Mimo tych kłopotów, Wiktor zdobył praktykę w innej firmie, w zakładzie samochodowym w Nowej Wsi. Jest bardzo zadowolony: -Szefowa mnie chwali, obiecała mi, że napisze mi dobrą opinię do Sądu -mówi Wiktor Borówka.
PLACÓWKA ROBI Z CHŁOPCA PODPALACZA
Jeszcze raz przypomnimy, że artykuł o historii Wiktora ukazał się 13.08.2021. Trudno uwierzyć w zbieg okoliczności, ale dokładnie tego samego dnia dyrektorka placówki w Żarkach Letnisku biegnie wieczorem na policję i zawiadamia, że Wiktor Borówka miałby szykować się do podpalenia placówki w czasie, gdy będzie tam nocowała ona i jeden z wychowawców. Małgorzata Cesarz w zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa wyjaśnia, że „o tym fakcie poinformowała mnie dziewczynka (tu pada nazwisko) telefonicznie około 20:45: „w dniu dzisiejszym Wiktor spotkał się z moją byłą podopieczną (X), namawiał ją, by mu pomogła oblać benzyną placówkę, następnie ją podpalić, którejś nocy, kiedy będę ja i wychowawca (jego nazwisko)”.
Czy to możliwe, że chłopak, któremu udało się uwolnić od placówki, miałby pomysł jej podpalenia? Trudno uwierzyć, że wybrałby ścieżkę zbrodni, bo przecież podpalenie mogłoby się skończyć tragicznie.
-Nigdy nic takiego nie planowałem. Z tą dziewczyną rozmawialiśmy, to ona w złości mówiła, żeby placówkę podpalić, ale nie brałem tego na poważnie. Myślę, że ktoś ją zastraszył, namówił, żeby mnie oczerniła -mówi Wiktor.
Dotarliśmy do wyjaśnień, jakie dziewczyna składała na Policji w Myszkowie. Potwierdza, że Wiktor namawiał ją do podpalenia placówki, oraz wspólnego kłamania, że w placówce u pani Cesarz żywność jest nieświeża, a dzieci bite. Dziewczynkę w obecności matki przesłuchiwał sierż. szt. Grzegorz Kuźniak. Od opisu rzekomo planowej zbrodni pytania policjanta płynnie przechodzą do osoby dziennikarza Jarosława Mazanka, czyli autora artykułu o Wiktorze z sierpnia i dzisiejszego. Dziewczyna wyjaśnia: „Jarosław Mazanek KILKAKROTNIE dzwonił do mnie i było to zaraz po rozmowie z Wiktorem o tym, żeby nakłamać o warunkach w Domu Dziecka. Ja nie dawałam Mazankowi swojego nr telefonu i nie wiem skąd go miał. Pamiętam, że Mazanek dzwonił do mnie chyba 5 razy. Pierwszy raz, zapytał mnie, czy nie przyszłabym do niego w poniedziałek z rodzicami opowiedzieć, jak było w Żarkach Letnisko. Ale ja odmówiłam i powiedziałam, że nie będę kłamać. Dzwonił potem chyba 3 razy, ale ja nie odebrałam. W końcu jak odebrałam telefon, to powiedziałam, żeby się ode mnie odczepił”. Później dziewczyna zeznaje, że kazała się dziennikarzowi „odpierdzielić”. Co jest prawdziwe w jej zeznaniu, na temat kontaktów z dziennikarzem? Niewiele. Dziewczyna zeznaje, że jako dziennikarz pisałem do niej używając komunikatora. To rzeczywiście prawda. I niestety jedyne co jest prawdą. Redakcja nie zdobyła nr jej telefonu, nikt z dziennikarzy nie wykonał do niej ani jednego połączenia. A dziewczyna zeznaje, że takich prób było około dziewięć.
9. sierpnia wysłałem do dziewczyny (konsekwentnie nie będziemy wymieniać jej imienia) pytanie przedstawiając się jako dziennikarz Gazety Myszkowskiej, z prośbą o spotkanie w obecności rodziców, lub podanie nr telefonu do nich. Dziewczyna nie odpowiedziała na wiadomość z 9. sierpnia. Odpisała dopiero 15. sierpnia, czyli dwa dni po tym, jak ukazał się artykuł i gdy już oskarżyła Wiktora Borówkę o namawianie do podpalenia placówki. Pisze wtedy: „nie chcę mieć z tą sprawą nic wspólnego. Nie było żadnej starej żywności w Żarkach, nie było przemocy od strony wychowawców”.
Fakt, że dziewczyna kłamie, co do rzekomych, co najmniej kilku rozmów telefonicznych, z dziennikarzem, bardzo łatwo udowodnić. Czy można więc dać wiarę jej oskarżeniom, o rzekomych przygotowaniach do podpalenia placówki?
Sąd Rejonowy w Myszkowie ma więc powody, żeby dalej zajmować się podejrzeniem, że chłopak jest zdemoralizowany. Sprawą zajmuje się sędzia Agnieszka Pieńkowska-Szekiel. Rozprawa przed Bożym Narodzeniem, 21. grudnia.
Zbliżamy się do finału tej części historii. Wiktor Borówka w rozmowie z nami mówił też, że koleżanki opowiadały mu, że mają szansę opuścić placówkę w Żarkach Letnisku, jeżeli rodzice zapłacą 3500 zł. Dlatego próbowaliśmy się kontaktować z tymi rodzinami, prosząc o kontakt z rodzicami. Jedna z dziewcząt teraz oskarża Wiktora Borówkę o próbę podpalenia, druga… o pobicie. Gdy Wiktor Borówka udowodnił, że w dniu, w którym rzekomo miał się widzieć w Myszkowie z tą dziewczyną, i jego adwokat przedstawił na to dowody w sądzie, podczas rozprawy 20 października, matka dziewczyny oświadczyła, że „musiało to być tydzień wcześniej”. Naprawdę tak trudno zapamiętać, kiedy rzekomo zostało się pobitym?
Z matką tej dziewczyny rozmawialiśmy telefonicznie. Ostatecznie nie zgodziła się na spotkanie. Nie podaliśmy szczegółowo tematu rozmowy, ale redakcja od sierpnia posiada nagranie rozmowy w której uczestniczy jej córka, Wiktor Borówka oraz ich wspólny kolega, któremu opowiadają o warunkach pobytu w Placówce w Żarkach Letnisku. Dziewczyna mówi też o łapówce, jaką jej ojczym musiałby wręczyć, żeby mogła opuścić Placówkę Opiekuńczo -Wychowawczą w Żarkach Letnisku. Nie ujawnialiśmy treści tych nagrań, licząc, że prokurator Anna Chowańska-Trela, której przydzielono sprawę podejrzeń o znęcanie się nad podopiecznymi placówki wykona swoją pracę porządnie. Ale teraz nie mamy wyjścia. Ujawniamy niewielki fragment nagrań, w taki sposób, aby nie była możliwa identyfikacja, komu dziewczyna przypisuje złożenie propozycji korupcyjnej. Nie rozstrzygamy też, czy faktycznie placówkę w Żarkach Letnisku można opuścić, wręczając łapówkę. Czytając te wypowiedzi, proszę zwrócić uwagę, że dziewczyna, nazwijmy ją „Martą”, mówi o notorycznym kupowaniu żywności na granicy przydatności do spożycia lub nawet przeterminowanej, mówi o biciu młodszych dzieci przez wychowawców. Ale najbardziej bulwersujące są fragmenty o możliwości opuszczenia placówki, za 3500 zł. Mają być w to zamieszane dwie osoby, choć co do zaangażowania osoby z Sądu Rejonowego w Myszkowie dziewczyna raczej spekuluje, niż stwierdza. Oto fragmenty rozmowy:
Marta:-Niech pani przyjedzie, powiedziała. A mama się spytała, czy mam przyjechać z tatą Marty? Ona powiedziała: nie, z nim nie trzeba.
Wiktor Borówka: -Ile twój stary musi dać im hajsu?
Marta:-3500 żebym ja była na wolności cały czas
Wiktor: -A wiesz, że tak nie powinno być?
Marta: -Wiem. Cały Sąd o tym nie wie, one tylko we dwie o tym wiedzą.
Marta: -X mi powiedziała, żeby mama nie dzwoniła do sądu. Tak i tak się to rozwiąże, jej mówiła.
Chłopak, kolega Wiktora. To on nagrał rozmowę: -A z tym jedzeniem to jak tam było niby?
Marta: -Chłopie, każdy sam w kuchni robił, a potem wkładali to do pudełek i zostawiali na rok, dwa lata. Tam mięso było po ponad rok po terminie, jak nie więcej.
W.Borówka: -To nie było jedno mięso. Ich było po kilka.
Marta: -Tam było parę rzeczy. Jogurty, zmazywali datę (ważności) i na podwieczorek dawali. Daty zmazywali normalnie. Dlatego ja nigdy nie brałam, albo wylewałam to.
Chłopak: -A jakby się tak ktoś zatruł, to co oni wtedy robią?
Marta: -Wymówki sobie robią, że jakiś wirus
Chłopak: -A potrafią wam dać coś takiego spleśniałego?
Marta: -Ona, ser żółty spleśniały był. W gabinecie mają ser żółty.
Chłopak: -Nie w lodówce to mają?
Marta: -W lodówce. Bo tam taką lodówkę małą mają w gabinecie. I tam ser był, bo ja to wzięłam, bo miałam dyżur w kuchni, kolację robiłam. Cioci mówię: halo, bo tutaj jest ser zapleśniały. Ona wzięła, chwyciła ten zapleśniały i dała (ten?) ser.
Chłopak: -Ale oni lali tam kogoś w tym ośrodku?
Marta: -Mało takich przypadków było? Na mnie X rękę podnosiła.
Chłopak: -A te małe dzieci, tych (X), jak wy byliście, lali kiedyś?
Borówka: -Dusili.
Chłopak: -To czemu oni nic nie powiedzą?
Marta: -Bo się boją.
Wiktor: -Boją się.
Chłopak: -Ale chłopie, 3,5 koła, żeby sobie chłopie wyjść…
Chłopak: -A to jak oni to zrobili. Ona tak wprost powiedziała do twojego ojca, że ma jej dać 3,5 koła?
Marta: -Tak. Normalnie na kartce, rzekomo z sądu. Była tylko podpisana jedna. Tamta, która ma jakieś kontakty z nią. I tylko one we dwie wiedzą. Po prostu wprost powiedziała mojemu tacie, że „trzy pięćset i córka jest pana”.
Wiktor Borówka: -To się nazywa wtyki w sądzie
Chłopak: -To jest chłopie łapówa.
Marta: -A tych wtyków zaraz nie będzie miała.
(dziewczyna nie wyjaśnia dlaczego)
Chłopak: -Pamiętam jak mi mówiłeś chłopie, że zupę ci kazali gotować.
W. B.: -No, robiłem. Co miałem zrobić.
Marta: -Jak później do 23 siedziałam
Chłopak: -13-letnie dziecko chłopie wpuścić do kuchni.
Wiktor: -Ile. Po dziewięć lat mają.
Marta: -No, najmłodsi.
Wiktor: -Też robili.
Marta: -I też w kuchni robili.
Wiktor: -Makaron gotowali, i w ogóle.
Marta: -Dlatego nigdy nie jadłam, jak oni robili kogoś starszego wysyłała do pomocy. A jak ktoś starszy był, załóżmy ja na przykład, to musiałam ich pilnować. Bo przyjechał sobie np. PCPR na jakieś tam wymówki, wszyscy wychowawcy się zjechali, poszli sobie na salon. Gadali se. Lekcje. Poszedł do X do pokoju, nikt nie mógł być w pokoju na górze, żeby nie przeszkadzać. I mi powiedziała, że mam pilnować dzieci, żeby się logowały na lekcje. Sorry, też mam lekcje i też mam prawo na nich być. A potem do mnie, że ja na lekcji nie byłam. Co, najstarsza tam jestem?
Chłopak: -Mnie z tym żarciem najbardziej interesuje. Dziwne to jest. Nikt tego nie sprawdzał?
Wiktor: -Przed terminem kupowali.
Marta: -Albo z Auchan. I tam z magazynu brała przeterminowane, albo te popękane rzeczy.
Wiktor: -Albo brała szorstki chleb do mikrofali, bo mówiła, że będzie świeży.
Marta: - I powiedziała, że będzie świeży. Ale jak się wyjęło z mikrofali, i poczekało chwilę, to był twardy jak kamień.
Chłopak: -Coś mi mówiłaś, że tymi X po ścianach ciepał, czy coś takiego?
Marta: -Tak. Normalnie rzucał… (Nazwisko wychowawcy) rzucał tymi X po ścianach.
Chłopak: -A jak leją ich, to co, śladów nie mają?
Wiktor: -Duszą, na łóżko ciep, i duszą. Np. (...) rzucał po ścianach.
Marta: -Któregoś dnia przed szkołą, (..), ten najmłodszy, nie chciał się jakoś ubrać i był ten (...). Wpadł tam (do szatni?) i powiedział: ty kurwa mać rozumiesz co się do ciebie mówi! Ubieraj się w tym momencie!
Chłopak: -(...) nie leje dzieci?
Marta: -(...) na mnie tylko ręce podnosiła.
Wiktor: -Nie rozumisz. (…) tylko z tym (...) kręciła. On jest młodszy od niej o 20 lat dobre. Zawsze co miał noc, co czwartek, to ona była.
Marta: -Albo co ona miała nockę, o on był. Żeby laptopa naprawić.
Wiktor: -Spali razem.
Marta: -No bo tam innych łóżek nie ma. Spali na jednym łóżku razem.
Wiktor: -Mnie nie obchodzi, spali razem.
Marta: -No tak.
Chłopak: -Jak ma jeden dyżur, to powinien być jeden, a nie dwóch.
Marta: -Przy nikim innym nie zostawała, tylko jak on był, to zostawała.
Chłopak: -A ciekawe czy więcej osób musiało hajs im płacić, żeby wyjść?
Wiktor: -(nazwisko innej dziewczynki) im nie powie. Bo jak tam byłem, tylko ona wyszła. (...). A ona wiesz gdzie jest?
Chłopak: -Pewnie ją zastraszyli, że wiesz, trafi tam, gdzie była.
Chłopak: -A zauważyliście, że Wiktorek mniej przeklina, po tym jak uciekł stamtąd? Nie powiedział „kurwa”. Powiedział „kurde”. Widziałaś?
Marta: -Tak.
Wiktor Borówka ma dzisiaj profesjonalnego obrońcę. Adwokat Paweł Matyja reprezentuje go we wszystkich sprawach pro bono (bez wynagrodzenia). Reprezentuje też jego matkę, która stara się o uchylenie decyzji o umieszczeniu Wiktora w placówce oraz w sprawie karnej. Bo mamę Wiktora dyrektorka Małgorzata Cesarz też oskarża o groźby, że… spali placówkę. Ktoś tu chyba ma obsesję na temat ognia…
Prokurator Rejonowy w Myszkowie Dariusz Bereza, zapowiedział, że prokuratura jednak zbada czy w placówce były bite inne dzieci. Taką informację przekazał redakcji, gdy wyraziliśmy zdziwienie, że prokuratura (decyzja prok. Anny Chowańskiej-Trela) bada sprawę przemocy wobec Wiktora Borówki, choć nie takie było zawiadomienie. Wiktor nie mówił, że był bity, tylko był świadkiem znęcania się nad innymi, młodszymi dziećmi.
Mama Wiktora i on sam dziś korzystają z fachowej pomocy prawnej. Mieliśmy możliwość za jej zgodą zapoznać się z aktami sprawy w Sądzie Rejonowym w Myszkowie. Szukaliśmy też odpowiedzi na pytanie, dlaczego Wiktor w ogóle w XII 2019 trafił do placówki typu socjalizacyjnego? To pytanie, na które nie była w stanie odpowiedzieć, wiceprezes SR Myszków sędzia Magdalena Mastaj, tłumacząc to brakiem uzasadnienia tej decyzji sądu. Ale czytając akta też nie dowiedzieliśmy się co kierowało sądem. Trafił do placówki, bo w jednym roku wagarował, nie zaliczył klasy. Ale za to wyczytaliśmy inną ciekawą rzecz. Gdy Wiktor trafił już do placówki w Żarkach Letnisko, jej dyrektor Małgorzata Cesarz w sprawozdaniach do sądu pisze o Wiktorze w samych superlatywach: że się dobrze adaptował, poprawił wyniki w nauce, że ma bardzo dobry kontakt z mamą, że mama troszczy się o syna. Jaki z tego wniosek? Placówka dzięki temu chwali się, że ich praca wychowawcza przynosi efekty. Nagle coś się zmienia. Wiktor zaczyna się buntować, chce walczyć o powrót do mamy i ojczyma. Dyrektor Cesarz pisze więc do sądu o postępującej demoralizacji chłopca. W końcu posuwa się do kłamstwa i w sprawozdaniu do sądu datowanym na początek lipca 2021 pisze, że nie zdał 8 klasy. To nieprawda. Albo nazwijmy rzecz po imieniu: to kłamstwo. Komu zależy, żeby dzieci które nie powinny być w placówkach socjalizacyjnych tkwiły tam latami?
Ta historia ma jeszcze tyle wątków, że zapowiadamy ciąg dalszy. Wkrótce o dziwnych rozliczeniach pomiędzy PCPR i placówką. PCPR płaci po 3600 zł miesięcznie za pobyt dzieci w Żarkach Letnisko, których tam nie ma!
Napisz komentarz
Komentarze