Zdzisław Seweryn, Prezes VIG sp. z o.o. i współwłaściciel firmy zapewnia, że wszelkie spekulacje o możliwych kłopotach firmy (pełno jest takich komentarzy w serwisach społecznościowych), są nieprawdziwe: „-Działalność firmy nigdy, przez żadną z instytucji (Straż Pożarna, WIOŚ) nie była przerywana. Jak w każdej firmie produkcyjnej, zdarzały nam się drobne uchybienia, ostatnia kontrola straży czy ich zalecenia pokontrolne zostały wykonane, z czerwca br. wykazała, że wszystkie zalecenia straży zostały prawidłowo zrealizowane.
Powiem też w kontekście ciągłych spekulacji, czy ktoś miałby interes podpalić halę, że to bez sensu. Straty szacujemy na minimum 10 mln zł, mieliśmy nowoczesne maszyny, byliśmy jedynym w Polsce zakładem posiadającym unikalną linię do przerobu odpadów takich jak filtry samochodowe. Dodam, że zysk firmy VIG -jest to do sprawdzenia w KRS wyniósł za rok 2018 2,7 mln zł netto.”
Przypomnijmy, że pierwszy raz 4 sierpnia 2011 hala produkcyjna VIG-u spaliła się, wtedy był to zakład położony na Światowicie, tuż za dawnym biurowcem Myfany. Straty wyniosły 8 mln zł, większość z nich pokryło ubezpieczenie. Wtedy przyczyną pożaru była awaria nowej maszyny. Ale były też zarzuty, że akcja straży pożarnej była dość nieudolna, że zakład dało się uratować. Wtedy pracownik firmy Krzysztof Dudek mówił o problemach z dodzwonieniem się do straży, że łączył się 4 razy, za każdym razem wypytywano go o szczegóły, a czas leciał. Mówił wtedy dla GM jeden z pracowników firmy: -Powiemy wprost. Gdyby tu podjechała straż ochotnicza, to by ten pożar ugasili. W hali od początku pożaru było wtedy 7 pracowników. Od początku pożaru, gasiliśmy, i jednocześnie ratowaliśmy sprzęt. Udało nam się wyjechać dwoma ciągnikami siodłowymi, uratowaliśmy 5 wózków widłowych, choć jeden ważący kilka ton ciągnęliśmy na linie, bo akurat nie chciał odpalić. To trwało nie minuty, a kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt minut. W tym czasie koledzy gasili ogień. Do hali można było wjechać do środka, jak i podjechać drogą pożarową z prawej strony. Przyjechali strażacy, to my byliśmy w hali, ale oni nie odważyli się wejść do środka, choć tam dało się wjechać samochodem, tylko ustawili się z boku. Jak nasz brygadzista zobaczył, gdzie oni pianę leją, to aż się wściekł z nerwów. Ta hala była do uratowania, gdyby straż podała pianę i wodę tam, gdzie im mówiliśmy. Ale nas, choć znamy zakład, nie chcieli słuchać, przeganiali nas.” - to opis, wg tamtych opinii, nieudolnie prowadzonej akcji gaśniczej w roku 2011. Kolejnym problemem, który wtedy się ujawnił w Myszkowie, to fatalny stan hydrantów w mieście. Kolejne hydranty okazywały się niesprawne. Za ich stan odpowiada Urząd Miasta Myszkowa i po pożarze VIG nagle zaczęto inwestować w ich wymianę i naprawę.
Rok 2019 15 sierpnia to już inna historia. Do akcji straży nikt nie ma zastrzeżeń. Nowa hala VIG na większym terenie, dalej od zabudowań mieszkalnych, została wybudowana i otwarta po 22 miesiącach od pożaru, 17 czerwca 2013 roku. Zakład spełniał wszystkie normy. Pech, że pożar powstał w dniu wolnym od pracy, kiedy na hali nie było pracowników. Wg informacji prezesa spółki pracownik ochrony ma obowiązek co godzinę robić obchód zakładu, co jest odnotowywane przez naciśnięcie odpowiedniego guzika na hali. Firma była już przygotowana do nowych, ostrzejszych wymogów jakie wchodzą w tym roku, np. tych, że stały dostęp do zakładowego monitoringu musi mieć Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
Czekamy na oficjalne komunikaty o przyczynie pożaru oraz zakończenie śledztwa.
Foto: Zdjęcia dzięki uprzejmości dr Bartłomieja Siniarskiego z firmy AIRview
www.airview.pl, Tel 884-315-145
Autor zdjęć pan Arkadiusz Siniarski jest certyfikowanym operatorem dronów, zajmuje się inspekcjami budowlanymi, reportażami, tworzeniem map na potrzeby geodezji oraz inwentaryzacją wszelkich obiektów
Napisz komentarz
Komentarze