(Myszków) Gdy 25 marca pożar strawił mieszkanie na ul. Spółdzielczej 16, radni Rady Miasta Myszkowa spontanicznie w kwietniu, podczas obrad zrobili zrzutkę na pomoc dla pogorzelców. Pieniądze do czapki zbierał radny Andrzej Błaszak. Minęły 4 miesiące, a do poszkodowanej rodziny pomoc nie trafiła. Koperta z pieniędzmi, około 1000 zł, ciągle leży w biurku burmistrza Janusza Romaniuka.
Halina Skorek-Kawka: -Ludzie zwrócili się do mnie z pytaniem, co z obiecaną im pomocą, pieniądze zbieraliśmy, upomniałam się u burmistrza dlaczego pomoc nie jest rozdzielona, po sesji 5 sierpnia. Minęły kolejne dwa tygodnie i wiem, że dalej nic w tej sprawie się nie zadziało. Była rozmowa, żeby składki tym ludziom nie dawać do ręki, ale pomóc w remoncie, czy kupić coś do mieszkania, ale nie po to się składaliśmy, żeby pieniądze leżały u Romaniuka w szufladzie! To radnych, nie burmistrza pieniądze!
Radny Sławomir Janas: - Od pana się dowiaduję, że pieniądze leżą u burmistrza. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tam. Jeżeli już, to u przewodniczącej rady, czy wyznaczonego radnego powinny być, bo to nasza składka. Ale faktycznie, coś wrzuciłem do czapki, jednak już nie interesowałem się, jak pieniądze są wykorzystane. Wychodzi na to, że zamiast pomagać, leżą.
Burmistrz Janusz Romaniuk: - Pieniądze są w zamkniętej kopercie, nic się im nie stało. Uzgodniliśmy, że za pieniądze ze składki zostaną dla dzieci z tej rodziny kupione wyprawki szkolne. To rodzina patologiczna i gotówki do ręki im dać nie można było, bo wydaliby na alkohol.
Czy faktycznie pomocy dla dzieci z tej rodziny nie można było zrealizować wcześniej? Mądre powiedzenie brzmi: kto szybko daje pomoc, ten dwa razy daje. (JotM)
Napisz komentarz
Komentarze