Gazeta Myszkowska: - Osiągnął pan to, co w ostatnich latach nie udało się ani Leonowi Okrasce, ani Januszowi Romaniukowi. Został pan burmistrzem drugi raz z rzędu. Jak pan sądzi, czemu zawdzięcza pan reelekcję?
Włodzimierz Żak: - Myślę, że ciężkiej pracy. I temu, że udało mi się przekonać myszkowian, do dwóch sformułowań, które zawsze powtarzałem i będę powtarzał na spotkaniach z mieszkańcami: cierpliwość i wyrozumiałość. Myślę, że sporej grupie myszkowian podoba się, kiedy porównuję budżet miasta do budżetu domowego, kiedy mówię, że jeśli nas na coś nie stać, to musimy na to poczekać, odłożyć. To przemawia do mieszkańców, widzą w mojej pracy jakąś normalność. Chciałbym, żeby to się upowszechniało.
GM: - W kampanii wyborczej przedstawiał się pan jako burmistrz, który spełnił 93 % obietnic. Naprawdę aż tyle się udało?
WŻ: - Program, który cztery lata temu zaproponowałem, składał się z czternastu punktów, ewidentnie jednego punktu nie zrealizowałem. Na mojej stronie internetowej z każdego tego punktu w sposób szczegółowy się rozliczyłem. Na plakacie wyborczym i na ulotce zaznaczyłem, że zostały zrealizowane poszczególne punkty, ale ktoś oczywiście ma prawo powiedzieć, że przy danym punkcie, gdzie ja zaznaczyłem „haczyk”, nie powinno go być. Z tym, że kiedy ja „odhaczam” poprawę stanu dróg, to poprawa stanu dróg się odbywała. Natomiast mieszkaniec danej ulicy powie: ale ta ulica nie została poprawiona. Zależy kto jak będzie czytał ten program. Ja te punkty traktuję jako pewne wyznaczniki, wytyczne i tematy, które były robione. Posługując się przykładem wspomnianych ulic można powiedzieć, że żaden program wyborczy nie będzie nigdy w stu procentach zrealizowany, bo zawsze będzie jakaś droga do naprawy. Pracy w mieście wystarczy dla wielu pokoleń. I nawet jak coś rozwiążemy, to w międzyczasie to, co dzisiaj zrobimy, za lat np. 15 będzie wymagało ponownej pracy. Skoro na 14 punktów z mojego programu 13 zostało zrobionych, to łatwo wyliczyć dlaczego napisałem 93 %. Można powiedzieć, że to był taki chwyt marketingowy, nie ukrywam, że trochę tak, bo liczyłem na to, że w merytorycznej dyskusji ktoś zapyta: „A jak pan to policzył? Bo ja się nie zgadzam, bo ja sobie policzyłem i wyszło, że mniej”. To byłaby bardzo cenna dyskusja dla naszego miasta.
GM: - Wśród „odhaczonych” punktów jest też Pohulanka. Czy z tym terenem jest tak jak z drogami? Zaczęty i nieskończony?
WŻ: - Jeśli cofnęlibyśmy się o cztery lata, do roku
2010 i przypomnieli sobie jak wyglądał ten teren wtedy, a jak wygląda teraz, to
trzeba byłoby przyznać, że jednak został on zagospodarowany. Ale ja to traktuję
jako pierwszy etap zmian. Bo oprócz tego, że go zagospodarowaliśmy, to mamy
jeszcze kompletny projekt budowlany, mamy wszelkiego rodzaju uzgodnienia.
Składaliśmy wnioski o dofinansowanie zaplanowanych tam prac.
Na razie się nie udało, a przyczyn tego
upatruję w tym, że staraliśmy się o pieniądze z tzw. programu
„okołoturystycznego”. Będziemy jednak próbować nadal. Do 20 stycznia miasto
złoży wniosek, tym razem z programu dotyczącego rozwoju bazy sportowej.
Chcielibyśmy pewną część założeń naszego projektu zrealizować z tego projektu.
GM: - Co zatem miasto ma w planach do realizacji na tym terenie?
WŻ: - Chcemy, żeby w tym samym miejscu co kiedyś, był kort. Chcemy, żeby było tam boisko wielofunkcyjne, jak na Orlikach. Chcemy poprawić istniejące boisko trawiaste, ale wykonać je nie jak do tej pory „w czynie społecznym”, ale profesjonalnie. Ma być także boisko do piłki plażowej – mówię o planowanej części sportowej terenu Pohulanki.
W projekcie jest również stanowisko do robienia pieczonek. W zamyśle jest oczywiście basen. Ten basen jest zaprojektowany w kształcie naszego logo, tzw. „ślimaczka”, cały teren chcemy zaś nazwać „Dotyk Jury”. To wizja projektanta, która przypadła nam do gustu. Kiedy stanie się na wzniesieniu, bo tam jest takie lekkie nachylenie terenu, to za sobą mamy miasto, a przed sobą naturę, las. Za tym lasem zaczyna się właśnie Jura. Wspomniana nazwa została zastrzeżona, zabezpieczona prawnie dla naszych własnych celów. Chcemy, żeby basen docelowo był podgrzewany bateriami fotowoltaicznymi, które zapewniałyby samowystarczalność energetyczną dla tego obiektu, no może poza jakimiś koncertami. Do tego dwa punkty gastronomiczne, z tarasem powyżej basenu, infrastrukturą basenową typu szatnie, natryski. To ma być profesjonalny obiekt. Odkryty, ale z takimi funkcjami, które zachęcałyby całe rodziny do odpoczynku, zabawy. Może nie byłby to Aquapark, ale coś także atrakcyjnego dla całych rodzin. Dziwiło mnie, że w kampanii wyborczej pojawiały się takie pomysły, że ktoś chciał robić Aquapark na terenie gminy Koziegłowy, mówię o Leśniczance. Ja ciągle podkreślam: mamy bardzo ambitny pomysł na basen na Pohulance, i chcemy, żeby się on nam udał. Miasta nie będzie stać na dwa duże obiekty rekreacyjne. Niech będzie jeden, a porządny. Pohulanka jest dużo bliżej centrum Myszkowa. Mamy zaplanowany też ciąg pieszo–rowerowy, może niekoniecznie biegnący prosto, taki lekko wijący się, wykorzystujący tereny Wierzchowiny, gdzie ludzie już dziś spacerują, biegają. Tą drogą z centrum Myszkowa, z bloków, ludzie mieliby blisko na tereny rekreacyjne. Jest też w naszych planach ścieżka zdrowia, siłownia zewnętrzna. Projekt jest taki - jak najmniej betonu, jak najmniej ingerencji w środowisko, stąd np. wizja szutrowych parkingów (…) To są cztery hektary terenu do zagospodarowania, bardzo poważne przedsięwzięcie, które chcemy zrobić z dofinansowaniem, żeby mniej to kosztowało z budżetu. Chcemy w jak największym stopniu podeprzeć tę inwestycję środkami zewnętrznymi.
GM: - Na jaki czas obliczone jest to przedsięwzięcie i ile będzie kosztować?
WŻ: - Jeśli chodzi o czas realizacji, tego dziś nie mogę dokładnie powiedzieć, myślę, że będą to 3–4 lata. Natomiast według wstępnego kosztorysu, który oczywiście może mieć jeszcze jakieś poprawki, jego weryfikacja może następować w oparciu o realia rynkowe, całość ma kosztować ok. 16 milionów złotych. I tyle zapisaliśmy w budżecie. To poważna inwestycja i chyba nikogo nie dziwi fakt, że chcemy na nie uzyskać dofinansowanie.
GM: - „Schodząc na ziemię”: jak szybko można spodziewać się wycięcia krzaków w okolicach ciepłowni na Jana Pawła II? Wskazywaliśmy to miejsce jeszcze przed wyborami. Nadal są nietknięte.
WŻ: - Mamy grafik robót, a i pogoda pozwala na ich kontynuację. Myślę, że do świąt się z nimi uporamy.
GM: - Wróćmy do zamierzeń burmistrza i nowej Rady Miasta na najbliższe cztery lata. Czego jeszcze mogą spodziewać się mieszkańcy?
WŻ: - W projekcie budżetu, nad którym rada będzie pracować w styczniu, a którego projekt musieliśmy do 15 listopada przesłać do Regionalnej Izby Obrachunkowej, m.in. świadomie zwiększyliśmy poziom wydatków na nakładki asfaltowe. Ludzie najczęściej zwracają uwagę właśnie na chodniki i na drogi. I chcemy wyraźnie kontynuować „ucieczkę” przed dziurami. Kładzenie nakładek to naprawa dróg w sposób trwały i z wymaganą trzyletnią gwarancją, czyli płacimy i wymagamy. Łatanie dziur jest nieefektywne, ale konieczne ze względów bezpieczeństwa.
Chcemy ruszyć z gospodarką mieszkaniową, co moja konkurencja w okresie wyborów podkreślała, ja z tym nie dyskutowałem, tu była absolutna racja. Nie doceniano co prawda prac przygotowawczych, ale my w zakresie gospodarki mieszkaniowej zrobiliśmy rzeczy, może mało widoczne, ale które pozwolą nam teraz coś zrealizować. Nie ukrywam oczywiście, że jednym z priorytetów jeśli chodzi o dofinansowanie ze środków unijnych, jest możliwość budowy mieszkań socjalnych. W ramach środków z Subregionu Północnego zarówno my jak i Żarki takie projekty wg uzgodnień zeszłorocznych, będziemy chcieli realizować. Podchodząc do tematu gospodarki mieszkaniowej musimy być jednak bardzo ostrożni. Wydatkowanie pieniędzy na mieszkania to wysyłanie sygnału, że zabezpieczamy jeden z obowiązków gminy i interesów naszych mieszkańców. Z drugiej strony nie może stać się to kosztem powiększającego się zadłużenia na mieszkaniówce. Rzecz, która do tej pory nie była robiona, a którą przez ostatnie 2–3 lata intensywnie wprowadziliśmy, to stopowanie kwoty rosnącego zadłużenia na mieszkaniówce. Ja uważam, że skoro Myszków to moje miasto, to biorę za nie odpowiedzialność. Jak coś jest wspólne, to powinienem o to dbać. Tymczasem nie wiem skąd się to bierze, w tym temacie potrzeba chyba jakiegoś oddziaływania społecznego, wśród niektórych z nas panuje przekonanie, że jak coś jest publiczne, to nie jest moje i nie muszę tego szanować. Więc jeśli od gminy dostaję mieszkanie, to mogę nie płacić za nie. Absolutnie nie! My stoimy na straży, że to jest takie samo mieszkanie jak inne, a jeszcze z tego tytułu, że mieszkania oferowane przez gminę w stosunku do cen rynkowych są atrakcyjniejsze, to tym bardziej trzeba za nie zapłacić. Mamy problem związany z tym, że nie wszystkim naszym mieszkańcom dobrze się powodzi, stąd główne starania będą o miejsca pracy. Bo jeżeli ludzie będą mieli pracę, będą mieć pieniądze, by za mieszkanie zapłacić. Kolejny zatem plan – zagospodarowanie terenu strefy. Mamy jednego inwestora, rozmawiamy z drugim. Jeżeli pojawią się inwestorzy, pojawią się miejsca pracy, pojawi się też element lepszego budżetu, więcej dochodów, będziemy płacić podatki, wtedy będzie łatwiej realizować to, na co ludzie utyskują, czego potrzebują. Ufam, że te starania o inwestorów będą się prędzej czy później przejawiać „in plus” dla nas , dla budżetu i realizacji tych potrzeb, które mamy.
GM: - Zabierając głos zaraz po zaprzysiężeniu na drugą kadencję wspomniał pan, że teraz będzie mu „i trudniej i łatwiej”.
WŻ: - Z punktu widzenia sposobu pracy będzie mi łatwiej, trudniej będzie wytłumaczyć się przed społeczeństwem z efektów pracy, jeśli oczekiwania mieszkańców będą większe niż możliwości. Wyczuwam, że społeczeństwo oddając na mnie głos zaufało mi, ale będzie też wymagać. Jeżeli jakieś takie nieprzewidziane „plagi” będą, tak jak do tej pory, omijały Myszków, no to raczej jestem spokojny o to, że będę mógł mieszkańcom z podniesionym czołem powiedzieć: „to zrobiłem, to mi się udało zrealizować” (…) Złożę tak jak obiecywałem „raport zamknięcia”, będący jednocześnie „raportem otwarcia” dla drugiej kadencji. Chcę kontynuować zwyczaj bieżącego informowania o tym co się udało, ale też o tym, co jeszcze przed nami. Bo są pewne rzeczy, które były w raporcie otwarcia z 2011 roku i nadal nie zostały rozwiązane. Są to czasami rzeczy, które nie zależą tylko od kwestii chęci ich realizacji, ale np. nie pozwalają na ich realizacje przyczyny zewnętrzne.
GM: - Sytuację do realizacji zaplanowanych zamierzeń ma pan idealną. 10 radnych z PO w 21 osobowej Radzie Miasta, do tego radni koalicji z poprzedniej kadencji, klub opozycyjny „stopniał” o połowę, starosta z tego samego ugrupowania politycznego…
WŻ: - Było mi miło, kiedy zaraz po wyborach usłyszałem deklarację współpracy, również od tych osób, które nie są w koalicji w Radzie Miasta. W zasadzie wystarczy rzetelnie pracować i pewne rzeczy będą jakby rozwiązywały się same. Będzie zanikała kwestia koalicja–opozycja. Zadbałem o to, by dla sprawowania władzy powstała silna i stabilna koalicja, ale z drugiej strony wystarczy spojrzeć na minione cztery lata, kiedy spośród ponad 420 uchwał ok. 390 było podjętych jednomyślnie. Ja nie narzekam na poprzedni „układ”, choć ten wydaje się „wygodniejszy” dla mnie. Nie narzekam, bo mimo, że była bardzo ostra krytyka, zwłaszcza dotycząca spółek komunalnych, to jednak generalnie nie paraliżowano mi pracy. Pracowałem dla miasta i efekty tego myślę są widoczne.
GM: - Punktem nieodhaczonym z pańskiego poprzedniego programu wyborczego jest monitoring, którego w mieście nie udało się zainstalować. Teraz się uda?
WŻ: - Jeśli chodzi o monitoring, to odczuwam bezsilność, czasem irytację. Bo chciałbym, żeby społeczeństwo naszego miasta było społeczeństwem, któremu monitoring nie jest w ogóle potrzebny. Chciałbym żeby nie były potrzebne na ulicach progi zwalniające. Ale jesteśmy jacy jesteśmy. Zbudowaliśmy nowe przystanki. Wiązaliśmy z tym pomysł pozyskania dodatkowego dochodu dla miasta. Niektóre z tych przystanków są oświetlone i mają powierzchnię nadającą się pod reklamę. Chcemy wystosować ofertę, gdzie jakieś pieniądze zarabialibyśmy dla miasta. I co? Jeszcze nie wystartowaliśmy, a już nam ktoś je tłucze. Przystanki są permanentnie niszczone. Wtedy powraca kwestia monitoringu. Przy jego instalacji chcieliśmy skorzystać z dofinansowania. Konkurs na monitoring podlega jednak decyzji Ministra Spraw Wewnętrznych. I o ile udaje nam się przechodzić to sito selekcyjne u wojewody, to kiedy idzie to do Warszawy, do ministerstwa, przepadamy gdzieś tam w wielości wniosków. Zadbaliśmy o to, żeby nasz projekt był teraz jeszcze lepiej napisany, jest do niego nawet podpięte porozumienie w sprawie monitoringu z policją, mamy nadzieję, że dostarczy nam to więcej punktów i w oczach ministra branżowego dla policji nasz wniosek powinien być wyżej oceniony. Nie staramy się o jakąś niebotyczną kwotę z punktu widzenia budżetu, bo o 100 tysięcy złotych. Mam nadzieję, że tym razem się uda. Jeśli nie, obiecuję, że nie będę już szukał innych rozwiązań, tylko wykonamy ten monitoring. Te 100 tysięcy to taki „zalążek” na pewną bazę: monitory, dobry serwer, kamerę. Poprzez dokupywanie kamer ten system „pączkuje”. Podczas rozmów z Myszkowską Radą Biznesu dałem taką propozycję, i niektórzy przedsiębiorcy ją podchwycili, że nie jest zabronione żeby np. do tego systemu w akcie darowizny dla miasta ktoś oferował kamerę, z opcją, że chce by ta kamera zadbała o bezpieczeństwo w jakimś rejonie miasta. Wtedy ten system - już otrzymywaliśmy takie oferty - będzie szybciej się rozwijał.
GM: - 1 stycznia 2015 r. ma rozpocząć działalność Komunalny Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Po co miastu ten nowy twór?
WŻ: - To jest trudna decyzja, ale chcę zrobić tzw. „grubą kreskę”, zacząć zarządzać zasobem mieszkaniowym gminy w taki sposób, jak powinno to być zarządzane, z uniknięciem tych historycznych błędów jakie potworzyły się jako naleciałości. Widząc narastający dług na tej mieszkaniówce, chcę to zrobić inaczej. Mam nadzieję, że mi się uda, że 5-6 osobowym zespołem zrobię to lepiej, niż do tej pory było to robione. Jeżeli tak, to pewnie spotkamy się za jakiś czas i ja powiem jak to wychodzi. Początki będą trudne. Bo my się teraz spotkamy z czymś, przed czym do tej pory MTBS nas trochę buforował. Będziemy wreszcie widzieć gdzie się pojawiają długi, będziemy na nie reagować. Nie można było prowadzić mieszkaniówki w taki sposób, że niektórzy z naszych mieszkańców zadłużenie na mieszkaniach mają rządu 40 tysięcy złotych. Zadaję pytanie: gdzie był nadzór, co robiono wcześniej? Teraz musimy z tym skończyć. Robimy to „krótkie cięcie”. Coś, co jest w zasadzie z punktu widzenia nowoczesności rozwiązań organizacyjnych cofnięciem się. Zazwyczaj jest odwrotnie. Spółki prawa handlowego są tworzone po to, by dawać im większą wszechstronność możliwości działania. A my tę mieszkaniówkę zabieramy z powrotem i cofamy się organizacyjnie z punktu widzenia trendów, tworząc zakład komunalny, jednostkę budżetową, która nie będzie miała takiej sprawności, że będzie mogła gdzieś tam występować, zarabiać, itd. Ale skoro spółka nie umiała tego zrobić przez wiele lat, nie umiała odszukać sobie obszaru zarobkowania w mieście, na innych formach działalności, usługach itd., to ja nie miałem wyjścia. Nie mogę brnąć dalej. Zaproponowałem inne rozwiązanie (…) Na czele nowej jednostki - w wyniku konkursu, który wygrała – stanie nasza pracownica, Grażyna Dorożyńska, de facto będziemy mieli osobę, która tą mieszkaniówką się zajmowała. Zrobiliśmy konkurs, do którego mógł przystąpić każdy, choć mogliśmy go uniknąć i zrobić to w ramach wewnętrznego przesunięcia czy awansu.
GM: - Jednym z trudniejszych tematów, z jakim przyjdzie się zmierzyć burmistrzowi w najbliższym czasie to także kwestia solarów na dachu MOSiR i możliwej utraty uzyskanego na ich instalację dofinansowania. Mówi się, że solary wyłączył bez pana wiedzy dyrektor ośrodka. Poniesie konsekwencje?
WŻ: - Na pewno dyrektor konsekwencje poniesie. W zasadzie już ponosi, bo w tej chwili ma potrącaną część wynagrodzenia, w ramach konstrukcji tego wynagrodzenia. W części składa się ono z rodzaju premii, która jest mu w tej chwili zabrana. Natomiast ja stoję przed dylematem, bo z jednej strony jestem w bardzo niezręcznej sytuacji i prowadzę rozmowy, żeby ewentualne konsekwencje tego czynu były jak najmniej dotkliwe dla miasta, zwłaszcza dla finansów miasta. Powiem tak. Źle się stało, że przy tylu osobach, które o tym wiedziały, nikt tego nie powiedział wcześniej. Zostało to powiedziane w takim ujęciu trochę walki politycznej, na sesji: „A czy pan burmistrz wie?”. A ja byłem przekonany, że solary działają, i powiedziałem, że działają. Okazuje się, że były wyłączone. Solary – ja to cały czas podkreślam – one nie są wadliwe. Problem polega na tym, że mamy splot dwóch zdarzeń: wyciek na uszczelkach, które żeby naprawić, trzeba wyjść na dach, a ten dach jest wadliwy i to do tego stopnia, że musimy go w przyszłym roku wyremontować. Oczywiście musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, wyciągnąć na pewno konsekwencje. Jakie one będą zobaczymy jeszcze. Bo stoję też przed takim dylematem, czy np. nie postawię jakiegoś rodzaju ultimatum dyrektorowi, że jak nie osiągnie niezbędnych efektów, to go poproszę o dżentelmeńskie, że tak powiem, „poddanie się”.
GM: - Miastu grozi utrata dofinansowania?
WŻ: - Taka groźba jest. Trwają rozmowy, bo tu zachodzą pewne względy nieprzewidziane. Trwają rozmowy z instytucją, która nas będzie oceniać, na pewno będziemy mieć kontrolę. Decyzja nie zapadła, zawsze mamy prawo żeby się bronić, przedstawiać nasze racje, obiektywne argumenty. Będziemy próbować. Groźba utraty dofinansowania w części, bądź w całości istnieje.
GM: - Na koniec powiedzmy coś, co ucieszy mieszkańców. W 2015 roku rozpocznie się długo oczekiwany remont drogi pomiędzy Żarkami a Myszkowem.
WŻ: - Inwestycja ucieszy mieszkańców, na pewno wzbudzi też jednak frustrację kierowców, którzy muszą się liczyć z utrudnieniami. Jednak coś za coś. Droga będzie całkowicie odnowiona, będzie miała wreszcie ten pożądany ciąg pieszo-rowerowy, tak by rowerzyści podróżujący w kierunku Żarek mieli do tej podróży, do jazdy bezpieczne warunki. Pierwszy etap będzie się kończył przed ulicą Prusa, drugi etap będzie startował nieco później. Na etapie roku 2012 i 2013 okazało się, że 5 nieruchomości w okolicach Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie nie miały uregulowanego stanu prawnego. I starostwo, na interwencję burmistrza Podlejskiego i moją, to niedociągnięcie uregulowało. Dzięki temu można doprojektować dalszy ciąg drogi. Bo pierwotnie zamysł tej inwestycji był taki, że prace w całości miały się zakończyć przed Urzędem Miasta. Następnym etapem miałaby być przebudowa przez ZDW w Katowicach tego skomplikowanego skrzyżowania, które niesłusznie nazywamy rondem, a potem gdzieś w tle wiadukt, który póki co, z racji pewnie też na ograniczone finanse ZDW, był tylko podreperowany.
Rozmawiał
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze