(Lelów) – Droga do serca prowadzi przez żołądek, i nic tak nie jednoczy jak wspólny stół. Dlatego 11 lat temu doszliśmy do wniosku, że łatwiej będzie nam się dogadać, kiedy przy nim usiądziemy, kiedy Żydzi postawią na nim swój czulent, a my nasz ciulim, a to wszystko doprawimy śliwowicą lelowską – w ten żartobliwy sposób były wójt Lelowa Jerzy Szydłowski wspomina początki święta ”Ciulimu i Czulentu”, które dziś, na dwa sierpniowe dni ściąga do Lelowa tysiące ludzi. Jego kolejna edycja miała miejsce 17 i 18 sierpnia.
Być może to też i zasługa wspomnianego „wspólnego stołu”, faktem jest, że współpraca pomiędzy dwoma narodami w Lelowie świetnie się rozwija, czego dowodem są nie tylko kolejne edycje imprezy, ale również coraz większa liczba żydowskich pielgrzymów, która przybywa co roku do Lelowa na grób cadyka Dawida Biedermana. To właśnie formalności związane z odzyskaniem terenu, na którym spoczywa wspomniany cadyk, święty mąż chasydyzmu, miał na myśli Jerzy Szydłowski, kiedy mówił o „wspólnym dogadaniu się”. Efekty rozmów są widoczne i zadowalające obie strony. Budynek Gminnej Spółdzielni pod którym znajdował się grób cadyka przekazano Żydom, ogrodzony został były cmentarz żydowski, nad grobem cadyka Biedermana powstał nowy ohel. Mieszkańcy Lelowa dla całego świata stali się przykładem, że dialog kulturowy jest jak najbardziej możliwy. Bo Żydzi są związani z Lelowem już od 500 lat. żydowscy mieszkańcy Lelowa zostali prawie wszyscy wymordowani przez Niemców podczas II wojny światowej. Od jedenastu lat gmina Lelów i Fundacja Chasydów próbują jednak ponownie związać te zerwane niegdyś więzy. Udaje się właśnie dzięki … stołowi, na którym wspólne miejsce znalazły potrawy żydowskie i ich polskie odmiany.
COŚ DLA DUCHA…
Święto, prócz niewątpliwych walorów kulinarnych, ma promować kulturę narodu żydowskiego i naszego regionu. Dlatego jego obchody dzielone są na dwa dni. Sobota 17 sierpnia poświęcona była kulturze polskiej, zaś niedziela 18 sierpnia żydowskiej. W umownie nazwanym dniu „polskim” na scenie zaprezentowały się m.in. Zespół Folklorystyczny Ziemi Lelowskiej, zespoły z lelowskiego GOK –u, Zespół Pieśni i Tańca „Lasowiacy” oraz owacyjnie przyjęta przez około dziesięciotysięczną widownię grupa „Brathanki”. Drugiego dnia publiczność mogła oklaskiwać m.in. lelowskie „Ogniki”, „Płomyki” i najmłodsze „Iskierki”, którymi na co dzień opiekuje się Natalia Gadżuk –Ozga, posłuchać zespołu klezmerskiego „NeoKlez” oraz Magdy Brudzińskiej, której towarzyszył zespół „Kolory Krakowskiego Kazimierza”. Nie zabrakło też warsztatów tańca żydowskiego. Najpierw jednak, zgodnie z tradycją zapalono menorę. „Światło Pokoju” jako pierwszy zapalił przedstawiciel chasydów lelowskich, rabin Menashe Lifschitz. Prócz niego świece na siedmioramiennym żydowskim świeczniku zapalała poseł i jednocześnie wiceminister w Ministerstwie Finansów Izabela Leszczyna, Dyrektor Śląskiego Oddziału Regionalnego ARiMR Stanisław Gmitruk, dyrektor Filharmonii Częstochowskiej Ireneusz Kozera, Weronika Litwin z Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, Ewa Molenda z Lelowskiego GOK-u i były wójt Lelowa Jerzy Szydłowski, oraz reprezentujący aktualne władze gminy wójt Jacek Lupa. - To dla nas bardo ważne wydarzenie, bo przypomina te dobrosąsiedzkie stosunki, które panowały tu kiedyś między Żydami a Polakami. Od 25 lat, od kiedy znów podróżujemy do Lelowa czujemy, że lokalna społeczność szanuje nas (…) Chcielibyśmy by tak dobre stosunki jakie panują między Polakami a Żydami były także w innych miastach i miejscowościach Polski – mówił rabin Menashe Lifschitz. - Jest kilka powodów, które stanowią o tym, że jest to święto wyjątkowe, bardzo ważne i piękne (…) Najważniejszy jest taki, że każdego roku organizatorzy tego święta - gmina Lelów – przypomina nam wszystkim to, co w tradycji polskiej i jej przeszłości jest najpiękniejsze i najcenniejsze. Czyli umiejętność dobrosąsiedzkich relacji, pokojowego współistnienia z tymi wszystkimi, którzy wierzą w innego Boga, mają inną wiarę, inne obyczaje i inne poglądy. Na pewno dzisiaj, w świecie bardzo zróżnicowanym i bardzo skomplikowanym, te wartości są cenne i dziękuję, że każdego roku o nich nam przypominacie – dodawała Izabela Leszczyna. Wiceminister do Lelowa przyjechała tym chętniej, że mogła przywieźć jej mieszkańcom zapewnienie o udzieleniu pomocy finansowej po lipcowej powodzi, jaka dotknęła gminę.
I DLA CIAŁA
Nazwa święta sugeruje, że to właśnie przez żołądek najłatwiej mogą zbliżyć się do siebie naród żydowski i polski. Czulent i ciulim to potrawy, które od lat przyrządzane były w lelowskich domach. - Żydzi musieli w szabat wstrzymać się od różnych prac, także tych związanych z rozpalaniem ognia. Brak sobotniego posiłku mógłby być jednak znakiem umartwiania się, a tym samym umniejszania radości z tego święta. Rygorystyczne zakazy religijne sprawiły więc, że prace związane z przygotowaniem posiłku musiały być wykonane dzień wcześniej. Potrawa składająca się z mięsa wołowego, fasoli i kaszy była wkładana do pieca w piątek. Zapiekany przez kilkanaście godzin czulent doskonale nadawał się do spożycia w sobotę. Lelowianie przyglądali się temu zwyczajowi kulinarnemu Żydów i z czasem zaczęli przygotowywać podobną potrawę, z tym, że składała się ona z innych składników. Mięso wołowe zastąpiły żeberka, a kaszę i fasolę ziemniaki. Lelowski ciulim, bo taką nazwę zyskała potrawa, był zapiekany przez całą noc w piecach chlebowych. Ponieważ był bardzo czasochłonny podawano go zazwyczaj tylko w okresie świąt religijnych lub z okazji ważnych uroczystości rodzinnych. Tradycja przygotowywania ciulimu przetrwała w Lelowie do dziś, a danie zostało nawet wpisane na listę potraw regionalnych województwa śląskiego – wyjaśniają Zbigniew Bryła i Mirosław Skrzypczyk z Lelowskiego Towarzystwa Historyczno – Kulturalnego. Chętnych do spróbowania tych specjałów nie brakowało. Sporym powodzeniem cieszyły się także inne specjały żydowskiej kuchni, m.in. gęsie szyjki. - To danie koszerne. Po prostu gęsia szyja jest faszerowana kaszą gryczaną, do tego jest smalec z gęsi i gęsia wątróbka. Na swoim stoisku mamy też żydowski Kugel, rodzaj zapiekanki z ziemniaków. Do tego oczywiście nasze zdrowe, regionalne specjały: „marchwiak”, na który mamy certyfikat, swojski chlebek, słonina, ogórki. Wszystko cieszy się powodzeniem – tłumaczy Marek Wróbel, właściciel restauracji „Em” w Koziegłowach, która również ustawiła swoje stoisko w Lelowie. Uczestnicy święta chętnie sięgali także po smakowicie wyglądające raki oraz, mimo upału, po lelowską śliwowicę. Smakowana z umiarem ponoć zupełnie nie szkodzi.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze