(Lelów) Pomysł na zorganizowanie tego święta narodził się w 2003 roku. Ówczesny wójt Lelowa Jerzy Szydłowski zaproponował rabinowi Simsze Krakowskiemu, prezesowi Fundacji Chasydów Leżajsk – Polska zorganizowanie wspólnego święta, które miałoby służyć wzajemnemu pojednaniu Polaków i Żydów. Ponieważ nic nie łączy bardziej niż wspólny stół, powstała impreza oparta na przygotowaniu i degustacji posiłków - żydowskiego czulentu i polskiego ciulimu. Lokalna uroczystość szybko przemieniła się w niemal ogólnopolskie wydarzenie, na które rokrocznie przybywa kilkutysięczna publiczność. W tym roku lelowskie Święto Ciulimu i Czulentu zorganizowano po raz dziesiąty.
Ciulim i Czulent. Te dwie potrawy - polska i żydowska - nawiązują do wspólnej przeszłości dwóch narodów – polskiego i żydowskiego, które przez wiele wieków istniały obok siebie w Lelowie. Choć II wojna światowa i Holocaust krwawo położyła kres współistnieniu dwóch narodów, to już od dekady – gmina Lelów i Fundacja Chasydów próbują te zerwane niegdyś więzy ponownie scalić. Robią to przy wspólnym stole, na którym znajdą się dania koszerne, jak i regionalne polskie przysmaki.
Święto prócz niewątpliwych walorów kulinarnych ma promować kulturę narodu żydowskiego i naszego regionu. Dlatego jego obchody dzielone są na dwa dni. Sobota (18 sierpnia) poświęcona była kulturze polskiej, zaś niedziela (19 sierpnia) żydowskiej. W umownie nazwanym dniu „polskim” na scenie zaprezentowały się m.in. Zespół Folklorystyczny Ziemi Lelowskiej, Zespół Pieśni i Tańca „Żywczanie”, zespoły z lelowskiego GOK–u oraz owacyjnie przyjęta przez około dziesięciotysięczną widownię „Golec Orkiestra”. Drugiego dnia publiczność mogła m.in. posłuchać laureatów III dziecięcego i Młodzieżowego Konkursu Piosenki Żydowskiej zorganizowanego w Lelowie, występu zespołów „Chmielnikers” oraz Acoustic Acrobats, a także posłuchać legendarnego Leopolda Kozłowskiego, ostatniego żyjącego przedstawiciela autentycznych przedwojennych klezmerów w Polsce.
PRZEZ ŻOŁĄDEK DO SERCA I …DUSZY
Nazwa święta sugeruje, że to właśnie przez żołądek najłatwiej mogą zbliżyć się do siebie naród żydowski i polski. Czulent i ciulim to potrawy, które od lat przyrządzane były w lelowskich domach. Jaka jest ich geneza i czym się różnią wyjaśniali podczas imprezy Zbigniew Bryła i Mirosław Skrzypczyk z Lelowskiego Towarzystwa Historyczno – Kulturalnego. - Żydzi musieli w szabat wstrzymać się od różnych prac, także tych związanych z rozpalaniem ognia. Jednak brak sobotniego posiłku mógłby być widocznym znakiem umartwiania się, a tym samym umniejszania radości z tego święta. Rygorystyczne zakazy religijne sprawiły więc, że prace związane z przygotowaniem posiłku musiały być wykonane dzień wcześniej. Potrawa składająca się z mięsa wołowego, fasoli i kaszy była wkładana do pieca w piątek. Zapiekany przez kilkanaście godzin czulent doskonale nadawał się do spożycia w sobotę. Takie przygotowanie czuleniu umożliwiało więc Żydom świętowanie bez obaw o to, że podczas szabatu rodzina pozbawiona będzie ciepłego posiłku.
Lelowianie przyglądali się temu zwyczajowi kulinarnemu Żydów i z czasem zaczęli przygotowywać podobną potrawę, z tym, że składała się ona z innych składników. Mięso wołowe zastąpiły żeberka a kaszę i fasolę ziemniaki. Lelowski ciulim, bo taką nazwę zyskała potrawa, był zapiekany przez całą noc w piecach chlebowych. Ponieważ był bardzo czasochłonny podawano go zazwyczaj tylko w okresie świat religijnych lub z okazji ważnych uroczystości rodzinnych. Tradycja przygotowywania ciulimu przetrwała w Lelowie do dziś, a danie zostało nawet wpisane na listę potraw regionalnych województwa śląskiego.
O walorach smakowych ciulimu i czulentu, a także gęsich pipek, raków czy paschy wielkanocnej nie trzeba było podczas minionego weekendu w Lelowie nikogo przekonywać. Świadczyły o tym najlepiej kolejki chętnych, jakie ustawiały się po te dania.
- Na sobotę przygotowaliśmy 800 porcji i wszystko poszło. Przypuszczam, że dziś będzie podobnie – mówił nam Marek Żak z firmy Bayer Grill & Arena z Krakowa, która prócz pań z kół KGW dbała o podniebienia uczestników święta. – Na niedzielę przygotowaliśmy dwa rodzaje ciulima: z kaszą gryczaną, przetartymi ziemniakami i mięsem wołowym i nieco lżejszą jego wersję, z kaszą jęczmienną, ziemniakami przetartymi i mięsem drobiowym. Spodziewamy się, że też nic nie zostanie – dodawał.
- Przyjechałem z Częstochowy pierwszy raz, by spróbować tych wszystkich specjałów, o których wiele dobrego słyszałem. Próbowałem już niemal wszystkiego, wrażenia smakowe doskonałe. O, widzę, że żona znowu stanęła po coś do kolejki – dzielił się swoimi wrażeniami pan Janusz, kątem oka obserwując małżonkę. – My przyjechałyśmy na to święto specjalnie z Bielska Białej. Zatrzymałyśmy się w Podlesicach. Jest wspaniale – cieszyły się trzy przyjaciółki, panie Krysia, Marysia i Zosia. – Kosztowałyśmy wszystkiego. Najsmaczniejszy był ciulim i śliwowica lelowska. Bardzo dobry był też chleb ze smalcem i ogórkiem małosolnym. Na koncercie Golców nie byłyśmy, choć to nasi krajanie, ale wiemy, że było pięknie. Jeden z braci Golców mieszka niedaleko mnie, w Straconce, takiej dzielnicy Bielska Białej, czasem spotykam go w sklepie – mówiła pani Krysia. – To super chłopcy, nie gwiazdy. Pięknie grają, śpiewają, kultywują tradycję. I jeszcze prowadzą fundację – szkolą prawie stu młodych skrzypków w Milówce. Mają otwarte serce dla dzieci i młodzieży – dodawały jej przyjaciółki. Panie zajęły w niedzielę miejsca tuż przy scenie, by nic nie uronić z występów artystycznych.
ŚWIĘTO LEPSZĄ OKAZJĄ DO SPOTKAŃ NIŻ BOŻE NARODZENIE
- To święto pokazuje, że możemy tu być, jak przed laty, szczęśliwi razem – mówił zapalając menorę rabin Simha Krakowski, prezes Fundacji Chasydów Leżajsk – Polska. Wraz z nim „Światło Pokoju” zapalali także przedstawiciel chasydów lelowskich rabin Menashe Lifschitz, Leopold Kozłowski, wicemarszałek województwa śląskiego Mariusz Kleszczewski, wójt Lelowa Jacek Lupa, Przewodniczący Rady Gminy Andrzej Dragański i były wójt Jerzy Szydłowski. Ten ostatni wspominał: - Kiedy organizowaliśmy święto po raz pierwszy przyszło może 150 osób. Wczoraj nie mogłem Golców obejrzeć, taki był ścisk. Dziś ludzie odmieniają nazwę Lelów przez przypadki. Ludzie z całej Polski korzystają też z tej okazji, do odwiedzenia mieszkającej tu rodziny. I to częściej niż w Boże Narodzenie, Wielkanoc, urodziny czy imieniny. U mnie samego 16 osób „dodatkowych” było w domu. To nie taka prosta sprawa, bo wszystkim trzeba było dać jeść – żartował Jerzy Szydłowski. Z tym ostatnim, podczas weekendu nie było w Lelowie problemu. Nikt tu głodny z pewnością nie chodził.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze