(Złoty Potok) Miłośnicy wakacyjnego kina pod chmurką chyba już nie wyobrażają sobie Złotego Potoku, bez jego sztandarowej i najgłośniejszej imprezy kulturalnej. Co rok na „Jurajskie Lato Filmowe” organizowane na błoniach przy hotelu „Kmicic” przyjeżdża wiele tysięcy kinomaniaków z różnych stron Polski. W tym roku trzydniowe filmowe szaleństwo zorganizowane już po raz XIV, zainaugurowano w piątek, 20 lipca.
Jurajskie Lato Filmowe to najpopularniejsza z wielu imprez plenerowych organizowanych w gminie Janów. Od 14 lat ściąga tysiące amatorów oglądania filmów pod gołym niebem. Był czas, że widzowie na złotopotockie błonia, gdzie ustawiany jest olbrzymi ekran przynosili nawet własne kanapy. Dziś takich aktów „uwielbienia dla srebrnego ekranu” już nie ma. Do Złotego Potoku przyjeżdżają także amatorzy innych rozrywek, w dalszym ciągu jednak liczba miłośników kina jest przeważająca. Duża w tym zasługa organizatorów, którzy tak dobierają prezentowany pod gwiazdami filmowy repertuar i zestaw gości „festiwalu”, by każdy mógł w programie imprezy znaleźć coś dla siebie.
Jurajskie Lato Filmowe to nie tylko filmy. To także (dla wielu osób „przede wszystkim”) spotkania z aktorami. W tym roku organizatorzy imprezy postawili na aktorów serialowych. Z licznie zgromadzoną publicznością spotkali się Dariusz Kowalski (Janusz Tracz z „Plebanii”), Małgorzata Ostrowska – Królikowska (Grażynka Lubicz, żona Ryśka z „Klanu”) i Paweł Królikowski („Kusy” z „Rancza”). Prezentacji gości jak zawsze towarzyszyła podniosła atmosfera: przejazd pod scenę w zabytkowej limuzynie, przejście po czerwonym dywanie, szampan i kwiaty.
Jako pierwszy z publicznością spotkał się Dariusz Kowalski. Aktor Teatru Nowego w Łodzi mógł przekonać się, jak bardzo „zaszufladkowała” go grana przez niego serialowa rola. Już na początku spotkania, od jednej pani usłyszał, jak bardzo go ona …nie lubi! Z tym, że miało się nieodparte wrażenie, że swoje wyrzuty kieruje do… Janusza Tracza. – Muszę Panu powiedzieć, że bardzo Pana nie lubię. Jak Pan może tak postępować, tak traktować tych wszystkich ludzi? – oburzała się. To może świadczyć o tym, jak dobrze Kowalski zagrał swego bohatera, albo o tym, jak wielki wpływ tasiemcowe seriale mają na życie statystycznego widza. Sam aktor okazał się osobą bardzo sympatyczną, ciepłą i otwartą. I jak sam przyznał, nie utożsamia się z granymi przez siebie postaciami. – Moje aktorstwo wzięło się z miłości do poezji, do słowa. Wzięło się z recytacji, z teatru amatorskiego. Ani reżyserzy, ani filmy, które nakręcili nie kształtowały mnie aktorsko – mówił Dariusz Kowalski. Wyznał publiczności, że do szkół aktorskich … zdawał wiele razy, a udało mu się dopiero we Wrocławiu.
Goszcząca na złotopotockich błoniach w sobotę 21 lipca Małgorzata Ostrowska – Królikowska najczęściej pytana była o graną przez siebie Grażynkę w „Klanie”, oraz o to, jak „przeżyła” śmierć serialowego męża Ryśka. Jak wyznała, Rysiek musiał umrzeć, bo grający go Piotr Cyrwus miał inne plany aktorskie i postanowił odejść z serialu. Dodała, że także ona miała wiele takich momentów, kiedy postanawiała wziąć rozbrat z „Klanem” i odejść.
- Wtedy, w takich momentach, producenci zawsze mnie wspierali, dawali kilka dni wolnego, bym wszystko przemyślała na spokojnie, poukładała sobie – mówiła Małgorzata Ostrowska – Królikowska. Dodała, że tym czymś, co nie pozwala jej zerwać z „Klanem” jest dodatkowo więź z serialowym synem Maciusiem, a za mocną stronę serialu uznała, że porusza on ważną kwestię, jaką jest obecność w społeczeństwie ludzi chorych na zespół Downa.
Sporo anegdot filmowo – aktorskich usłyszeli widzowie Jurajskiego Lata Filmowego podczas spotkania z Pawłem Królikowskim (prywatnie to mąż goszczącej dzień wcześniej w Złotym Potoku Małgorzaty). Pytany o „Ranczo” odpowiadał, że powoli … „gubi się w zeznaniach”.
– „Ranczo” to unikalny produkt TVP, myśmy przez 7 lat nagrali zaledwie ok. 60 odcinków. To bardzo mało w porównaniu z innymi serialami. Naszą zmorą jest to, że „Ranczo” powtarzane jest na wielu kanałach – na Jedynce, Polonii, Kulturze, Serialach - na okrągło. Oglądam je czasem i nie kojarzę, że brałem udział w jakiejś scenie, ale najwyraźniej tak, skoro się widzę na ekranie. Gubię się w zeznaniach. To chyba źle, że tak często „Ranczo” jest na ekranach telewizorów. To co dobre powinno leżeć w kredensie i czekać na świąteczne dni – mówił Paweł Królikowski. Jedna z jego młodych fanek chciała wiedzieć, czy kuleje tylko jako „Kusy” czy także w życiu prywatnym. – Dziecko, ja mam 50-lat – odpowiadał ze śmiechem aktor. – Kuleję, tylko czasem nie wiem na którą. Raz na prawą, raz na lewą nogę, zwłaszcza rano, kiedy idę po pierwszą kawę. Czasem jednak zrywam się jak skowronek, i mógłbym tę kawę pić na drzewie razem ze skowronkami – odpowiadał.
Reżyserem, u którego Królikowski zagrał więcej niż jeden raz był Patryk Vega, znany przede wszystkim z filmów akcji. – Na planie „Pitbulla” nie szczędziliśmy sobie krytycznych uwag i byłem zdziwiony, że znowu chciał mnie u siebie. Z drugiej strony, bez potu i krwi nie ma dobrych efektów, przynajmniej w filmach kryminalnych – wspominał aktor. – Czasem nasza praca miała elementy zaskakujące nas samych. W „Pitbullu” graliśmy scenę zatrzymania groźnego gangstera, miejsce, plac przy jednym z kościołów na warszawskim Ursynowie. Obok był plac zabaw, fontanna, huśtawki, dużo matek z dziećmi, słowem sielanka. I w taką scenerię wkraczamy my, z długą bronią. Rozpoczyna się strzelanina. Zrobił się jeden wielki pisk, bo tu wszędzie matki i dzieci, mnóstwo krzyku i płaczu. Okazało się, że zawaliła nasza produkcja, która nie poinformowania ludzi o tym, co tu się będzie działo. Na to wszystko z kościoła wybiega ksiądz proboszcz i z rękami podniesionymi do góry woła: Matko Boża, a mówiliście że to będzie taki fajny film.
Wszystkie złotopotockie gwiazdy cierpliwie rozdawały po spotkaniach setki autografów i pozowały do zdjęć, wszyscy też zapowiadali, że do tego pięknego zakątka Jury powrócą.
Paweł Królikowski zapowiedział, że za kilka tygodni niedaleko Złotego Potoku (prawdopodobnie w Lelowie) kręcone będą zdjęcia do filmu „Gabriel”, w którym zagra.
- Myślę, że wrócę tu szybciej niż sądzę. Jest tu co zobaczyć, można się tu zamyślić i smacznie zjeść – mówił z uśmiechem aktor.
Czas pomiędzy nocnymi seansami organizatorzy zapełnili złotopotockiej publiczności koncertami muzycznymi. Na scenie przy hotelu „Kmicic” zaprezentowały się zespoły „Metro”, „Popiół” i „Kurczat”.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze