(Poraj) Spotkanie z popularnym aktorem Bronisławem Wrocławskim oraz projekcja polskiej komedii „Cudowne lato” zainaugurowały „Spotkanie wokół filmu” – niezwykle ciekawie zapowiadający się cykl imprez, organizowanych przez porajski Gminny Ośrodek Kultury. Zamierzenia organizatorów są bardzo ambitne. Chcą, by podobne spotkania odbywały się minimum raz z miesiącu, i by na stałe weszły do kulturalnego „rozkładu jazdy” gminy Poraj.
Jako pierwszy, przed miłośnikami filmu z gminy poraj zaprezentował się Bronisław Wrocławski, aktor znany m.in. z filmu „Vabank 2, czyli riposta”, „Francuski numer”, „Ciało” czy udziału w serialu „Barwy szczęścia”. Zawodowo aktor związany jest z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi, jest też dziekanem Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Porajskiej publiczności, która licznie wypełniła salę miejscowego kina „Bajka” opowiadał, że… wcale nie chciał być aktorem. – Chciałem być lekarzem, jak mój dziadek, który był lekarzem we Włocławku. Mój ojciec naprawiał aparaty rentgenowskie i jako chłopiec chodziłem z nim do pracy. On czasami zakładał mi taki specjalny fartuch ochronny, podkładałem rękę pod aparat i mogłem oglądać jak ruszają się moje kości. Przygoda z aktorstwem zaczęła się w moim przypadku w III klasie liceum, kiedy na apelu recytowałem wiersz Broniewskiego „Przypływ” – mówił Bronisław Wrocławski. Aktor z humorem opowiadał, że chęć zaprezentowania wiersza związana była z …gorącym uczuciem do uczennicy z innej klasy, Ewy, u której recytacja wzbudziła jednak… zawstydzenie i rumieniec na twarzy. Występ spodobał się jednak jego kolegom, którzy swym skandowaniem wymusili na nim dwa bisy, przerwane dopiero przez dyrektora szkoły. – Wtedy jednak zauważyłem, że po mojej deklamacji wiersza zapada cisza, że jedna z nauczycielek wyciągnęła chusteczkę, że inna się zadumała, że ktoś westchnął. Pomyślałem, że występowanie przed ludźmi cos znaczy. Co? Jeszcze nie wiedziałem. Ale to „coś” wywoływało zadumę, kogoś poruszało, wzruszało. Pomyślałem, że to jest chyba to, co chciałbym robić – wspominał aktor. Dlatego wkrótce zapisał się do koła dramatycznego, dlatego też po maturze zdawał do szkoły teatralnej. Komisję egzaminacyjną przekonał do siebie odśpiewaniem „Jeszcze Polska nie zginęła…” jako zmaltretowany partyzant wrzucony po przesłuchaniu do celi. Od tamtej pory zagrał ok. 7 tysięcy przedstawień teatralnych, wystąpił w wielu filmach i serialach. – Lada moment minie 40 lat mojej pracy na scenie – podsumowywał Wrocławski. Jego dwie córki, całkiem świadomie, nie poszły drogą zawodową wybraną przez ojca. – Może na wnukach się to odbije – żartował Wrocławski.
„ŻONA MÓWI: NIE PŁACIĆ!”
Aktorowi zadano także sporo pytań z sali, m.in. o różnice między dzisiejszymi aktorami a celebrytami. – Celebrytą trzeba chcieć być. Ja nie chcę. To, że jestem rozpoznawalny nie znaczy, że nim jestem. Ja nie lubię obnosić swego aktorstwa, odbijać rąk czy nóg na różnego rodzaju festiwalach, jeśli mogę, nie uczestniczę nawet w premierach. Aktor Jan Świderski mawiał, że przed wojną aktorowi zależało, by nie być rozpoznawalnym, dlatego unikał np. znanych restauracji. Rozpoznawalność może być nieznośna. Zagrałem kiedyś w reklamie LOTTO, na owe czasy bardzo prekursorskiej, obrabianej cyfrowo. Mieszkałem wtedy w takiej starej kamienicy w Łodzi. Wychodzę z domu rano, a tu śmieciarze mnie zaczepiają i pytają: „To Pan jeszcze tu mieszka? Przecież Pan milion wygrał!” Wielu, powiedzmy klientów sklepów monopolowych, chciało mnie wtedy… klepać po plecach na szczęście, bo przecież „Pan wygrał, to może i mnie się uda!” – wspominał.
Ktoś z sali chciał wiedzieć, co aktor sądzi o płaceniu abonamentu telewizyjnego. - Nie miałbym żadnych wątpliwości, gdyby na „jedynce” czy „dwójce” nie było reklam. Ale są! Czyli telewizja robi interes, a jeszcze oczekuje wpływów z abonamentu. Mnie tak wychowano, że trzeba, więc płacę. Ale moja żona mówi: nie płacić – odpowiadał.
PLANY SĄ AMBITNE
Po spotkaniu, zebrani w Kinie „Bajka” mogli obejrzeć wielokrotnie nagradzaną polską komedię „Cudowne lato”, w którym rolę właściciela zakładu pogrzebowego zagrał Bronisław Wrocławski.
Bardzo udana impreza, której inicjatorem był współpracujący z GOK –iem w Poraju Bartłomiej Chyla, była pierwszą z planowanego cyklu. – Chcielibyśmy by mieszkańcy naszej gminy mieli w ten sposób bezpośredni kontakt z kinem, z filmem, by mogli spotkać aktora na co dzień znanego im z ekranu i mogli się przekonać, jaki on jest w bezpośrednim spotkaniu, w bezpośrednim kontakcie. Naszym zamiarem jest, by spotkania odbywały się nie rzadziej niż raz na miesiąc – snuje plany na przyszłość dyrektor porajskiego GOK- u, Renata Garleja. Na razie nie wiadomo, kogo planują zaprosić na kolejne spotkania organizatorzy cyklu, „apetyt” na nie, przynajmniej u niżej podpisanego, jest jednak ogromny.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze