W akcji ratowniczo-gaśniczej uczestniczyło 20 jednostek Państwowej Straży Pożarnej, 9 jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej, Pogotowie Ratunkowe, Energetyczne oraz Policja. Słowem, no nogi postawione zostały dosłownie wszystkie służby ratownicze z Myszkowa i okolicznych gmin. Ich sprawność działania, to już osobna historia.
Według danych PSP, wewnątrz hali zgromadzone były odpady w postaci 2 ton oleju przepracowanego, 4 tony elementów z filtrów oraz 80 ton innych odpadów, a także dwie linie technologiczne do przerobu odpadów na paliwo alternatywne. .Pracę strażaków utrudniało silne zadymienie. Paliły się stare warstwy papy na dachu hali. Szkło z pękających szyb powodowało uszkodzenie węży gaśniczych.
ILE JECHALI STRAŻACY?
Sebastian Jurczyk, rzecznik prasowy myszkowskich strażaków podkreśla, że straż była na miejscu od razu po wezwaniu.
-Po pierwszym telefonie w tej sprawie w czwartek, o 17.49, po kilku minutach przybył na miejsce pierwszy wóz. Co mogliśmy, to od razu wysłaliśmy – mówi Sebastian Jurczyk. Słowa te potwierdza jeden ze strażaków z jednostki PSP Myszków: - Pojechaliśmy od razu. Myśmy polewali wodą od góry ściany zakładu Daniel, żeby ogień nie zajął budynku, używaliśmy także pianki poliuretanowej.
Od chwili zarejestrowania zgłoszenia o 17.49 strażacy pojawili się prawie natychmiast. Tylko pierwszy wóz straży, który przybył do akcji to zdezelowany Żuk. Potwierdzają to pracownicy firm sąsiednich. Dopiero za kilka kolejnych minut pojawił się drugi, większy.
Wtedy pożar było już widać nad całym miastem… Do Gazety Myszkowskiej zadzwonił pierwszy telefon o 17.59, czyli 10 minut po tym jak o pożarze dowiedzieli się strażacy. Właściciel innej firmy z terenu huty alarmował: -Pali się firma ViG, widać ogromny pożar, i wali się już dach hali –mówił mężczyzna. Jego zdaniem wydobywający się nad terenem Myfany dym było widać przynajmniej pół godziny wcześniej: -Dym zauważył nasz pracownik, który wykonywał prace na dachu naszej hali. Początkowo nie wiedzieliśmy gdzie się pali. Ale gdy dymu było coraz więcej, wyszliśmy na ulicę. Wtedy już było widać, że hala VIG-u objęta jest ogniem.
Fotoreporter Mateusz Motylewski, który rozmawiał z pracownikami VIG-u usłyszał od jednego z nich, zdanie, że „kilka razy nie mogliśmy dodzwonić się do straży”. Czy to możliwe? Komendant PPSP w Myszkowie brygadier Dariusz Caban nie potrafił nam wyjaśnić, czy rejestrator, który odnotowuje wszystkie połączenia i treść rozmów zapisuje też połączenia nieodebrane: -Linia jest trzykanałowa, sytuacja, że ktoś nie odbierze połączenia nie powinna się zdarzyć –mówi komendant.
-Uważam, że pracownicy firmy zbyt długo zwlekali z wezwaniem pomocy, próbując ugasić pożar samodzielnie, i zadzwonili po straż jak zobaczyli, że z pożarem sobie nie radzą –dodaje D. Caban. Wygląda na to, że wątpliwości, czy były wcześniejsze próby wezwania straży wyjaśnić może tylko prokuratorskie śledztwo. I powinno objąć nie tylko przyczyny pożaru, ale również przebieg akcji ratowniczej.
Gdy strażacy przybyli na miejsce pożaru, wokół dawnej Myfany, był już tłum gapiów. Mieszkańcy Myszkowa zjechali się nie tylko ze Światowitu, ale również z centrum Myszkowa. Na Sikorskiego i 1 Maja tworzyły się korki, samochody utrudniały przejazd służbom ratowniczym.
Czy zachowanie gapiów utrudniało akcję ratowniczą?
Dariusz Caban, komendant PPSP w Myszkowie: -Strażacy musieli przeganiać ludzi, którzy co chwilę wchodzili w strefę zagrożenia. Pamiętam też jakąś dziennikarkę w szpileczkach, która z kolegą kamerzystą pchała się jak najbliżej, a nad nią wisiały już konstrukcje hali. To skrajna nieodpowiedzialność. Napływ gapiów był taki, że policjanci mieli trudności z opanowaniem sytuacji.
Akcja ratownicza skupiła się już nie na ratowaniu majątku wewnątrz hali, ale ochronie sąsiednich budynków. Rzecznik straży Sebastian Jurczyk: - Jak strażacy przyjechali na miejsce, nie było możliwości gaszenia pożaru od wewnątrz, skupiliśmy się zatem na gaszeniu z zewnątrz, plus na ochronie otaczających halę budynków. Udało się uratować sąsiadujący z halą zakład obuwia Daniel, oraz biuro firmy VIG, chociaż to drugie doznało uszkodzenia elewacji i pęknięcia szyby. Po dwóch godzinach od przyjazdu, ok. 20.00 pożar został opanowany. Akcja gaśnicza trwała ogółem prawie 3 dni i zakończyła się w niedzielę, 7 sierpnia około godziny 16.00. Była to jedna z poważniejszych akcji w historii myszkowskiej Straży Pożarnej.
SPRAWNY HYDRANT NA WAGĘ ZŁOTA
Obserwujący akcję ratowniczą mieszkańcy mogli też na własne oczy zobaczyć rozpacz w oczach strażaków, gdy po podłączeniu węży do hydrantu woda leci… jak krew z nosa. Jeden z obserwatorów: -Jak podłączyli węże do hydrantu przy biurowcu Myfany, woda poleciała tak słabo, że ja w ogródku mam lepsze ciśnienie.
-Mieliśmy problemy w związku z niskim ciśnieniem wody w hydrantach, dlatego trzeba było zorganizować dodatkowe punkty czerpania wody z pobliskiego stawu, chociaż na tyle jednostek straży, które przyjechały i tak wody z hydrantów byłoby za mało. To nieprawda, że pierwsza jednostka przyjechała pół godziny po zdarzeniu –mówi Sebastian Jurczyk.
-Faktycznie, ciśnienie wody w hydrantach było niskie, ale weźmy pod uwagę skalę przepływu wody. W akcji brało udział 29 jednostek straży pożarnej, woda lała się zatem hektolitrami. Dlatego ustaliliśmy punkty czerpania wody. Akcja była bardzo trudna – mówi prowadzący akcję strażak.
Komendant Dariusz Caban dodaje: -Posiłkowaliśmy się wodą z rzeki (przebiega przez środek terenu Myfany- przyp. red.).
GM: Dlaczego wozy bojowe czerpały wodę z bardziej oddalonych stawów na Starym Myszkowie, a nie stawu nr 5 przy ul. Zamenhoffa? Tam jest wygodny dojazd i połowę bliżej.
D. Caban: -Na Stary Myszków kierowaliśmy jednostki spoza Myszkowa, aby nie błądziły. Tę drogę znali lepiej.
Strażacy szukali wody gdzie się da, niestety często z marnym skutkiem. Mamy relację świadków, według których strażakom nie udało się uruchomić hydrantu za hutą, na początku ulicy Gruchla. Odpuścili, tracąc cenne minuty. Hydrantów wokół całej strefy przemysłowej dawnego Mystalu i Myfany jest jak na lekarstwo. Na ulicy Partyzantów widać dwa hydranty, co ciekawe w przepisowej odległości 150 m, na końcu ulicy, przy skrzyżowaniu z 8 Marca.
Zgodnie z przepisami, hydranty powinny być rozmieszczone właśnie co 150 m. W Myszkowie jest 150 km dróg miejskich i kilkadziesiąt km powiatowych i wojewódzkich. Ile powinno być więc hydrantów? Jeżeli hydrant będzie na skrzyżowaniu, „obsłuży” nawet 450- 600m dróg. Gdyby więc przyjąć –to nasze własne szacunki - że średnio wyszłoby po 300 mb na hydrat potrzeba ich w Myszkowie przynajmniej 660. Dużo. A są odcinki dróg bez wodociągów (choć bardzo nieliczne), nie wiemy ile dokładnie jest skrzyżowań. Ok. Niech będzie, że hydrant średnio co 500m. Wychodzi 400. Ciągle dużo. A ile jest?
Dariusz Caban, komendant PSP w Myszkowie: -Wg. rejestru przekazanego przez Zakład Wodociągów mamy w Myszkowie 68 sprawnych hydrantów.
Rzecznik UM Myszków Małgorzata Kitala-Miroszewska: Wg. danych Centrum Zarządzania Kryzysowego mamy 57 hydrantów. Są to dane podane przez Zakład Wodociągów i Kanalizacji.
Dyrektor Ryszard Kercz z ZWiK na to samo pytanie: ile w Myszkowie jest hydrantów: - Nie wiem. Dzisiaj mamy poważną awarię, wymieniamy pompę na ujęciu przy Wyszyńskiego, jutro mamy naradę. Proszę zadzwonić jutro, a najlepiej w czwartek. Spróbuję to ustalić.
Pytanie, ile hydrantów POWINNO BYĆ, okazało się jeszcze bardziej kłopotliwe:
-Sądzę, że jest tyle ile potrzeba. Powinny być co 150 m, ale proszę pamiętać, że część miasta nie ma wodociągów, hydrant przy skrzyżowaniu należy liczyć, że obsługuje sąsiednie ulice. A poza tym, gdy jest tak duży rozbiór wody w jednym miejscu, jak przy pożarze na Światowicie, wody musi braknąć w którymś hydrancie, jeżeli strażacy podłączą się do kilku na jednym odcinku wodociągów. Dzwonili do nas strażacy w czasie pożaru, czy możemy zwiększyć ciśnienie w sieci. To niemożliwe, gdyż ciśnienie jest stałe, regulowane przez zbiornik na Osińskiej Górze.
GM: Czy strefa przemysłowa jaką jest teren huty i Myfany nie powinna mieć zabezpieczenia hydrantami z różnych stron? A był tylko 1 hydrant przy biurowcu Myfany, kolejny za hutą na ul. Gruchla był już niesprawny. Strażacy odjechali bez wody.
R. Kercz, ZWiK: -Na terenie huty i Myfany są dwa ujęcia wody i własna sieć hydrantowa.
SZUKAMY HYDRANTÓW
Podział Myfany na różne firmy na terenie umownie nazywanym Myfaną jest bardzo chaotyczny. Szukamy jednak tej „wewnętrznej” sieci ppoż. Nie udało nam się znaleźć śladu hydrantu. Członek zarządu jednej z firm na tym terenie mówi, że podobno jest hydrant przy dawnej emalierni, z którego korzystali strażacy. Sąsiedni Vistal ma własne ujęcie wody, które pracownicy tej firmy zaoferowali strażakom. Jak się dowiadujemy, skorzystali z niego tylko raz podczas akcji.
Szukamy hydrantów sieci miejskiej w dzielnicy Światowit. Norma: powinny być co 150 m. Szukamy: Na Millenium jeden, wisi tabliczka. Ul. Jagodzińska, gdzie jest szkoła nr 2: dwa hydranty. Róg Sadowej i Zamenhoffa- 1. Na 1 Maja znaleźliśmy tylko 1, przy wyremontowanym odcinku drogi. Ul. Partyzantów, gdzie adres mają wszystkie fabryki, przychodnia zdrowia 3. I ten na Gruchli, o który już wiemy, że nie działa. W całym Myszkowie hydrantów mamy podobno 68. Albo 57. Albo nie wiadomo ile.
CZY WARZYWA MOŻNA JEŚĆ?
Ze względu na przedmiot działalności zakładu oraz ryzyko skażenia środowiska, w piątek 5 sierpnia ambulans pomiarowy częstochowskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach zbadał próbki pyłów z powietrza i próbki gleby w dzielnicy. Inspektorzy przeprowadzili dwie sesje pomiarowe emisji zanieczyszczeń na dwóch różnych stanowiskach. - Wstępne wyniki, po analizie chromatograficznej, nie wykazały wystąpienia w czasie prowadzonych badań przekroczenia dopuszczalnych norm badanych składników. Wyjątkiem był benzen, jednak przekroczenie normy mieściło się w granicach błędu pomiarowego. Z terenu zakładu pobrana została także jedna uśredniona próba gleby. Ze względu na stopień skomplikowania badań, wyniki jej analizy znane będą najdalej do końca tygodnia - zapewnia Małgorzata Zielonka, rzecznik prasowy WIOŚ w Katowicach. Dym i pył z pożaru, choć były go ogromne ilości, prawdopodobnie nie zaszkodził przydomowym ogródkom bardziej, niż spalane przez sąsiada śmieci w domowej kotłowni.
zdjęcia i video: Mateusz Motylewski
Napisz komentarz
Komentarze