Jak z zakonnika zrodził się legionista
Biografia Amilkara Kosińskiego, barwna i pełna zaskakujących zwrotów akcji, świetnie nadaje się na film przygodowy lub dramat historyczny. Urodzony 16 grudnia 1769 r. na Podlasiu (dokładne miejsce nie jest znane) w ubogiej rodzinie szlacheckiej herbu Radwan, w wieku 18 lat wstąpił do zakonu Pijarów. W trzy lata później, targany uczuciem zrzucił habit i poślubił ukochaną – nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo i pomimo dwojga dzieci, zakończyło się w 1805 r. rozwodem. Opuszczając zakon postanowił także, że zostanie wojskowym i chrzest bojowy odebrał w 1794 r. w Powstaniu Kościuszkowskim. Mianowany przez Naczelnika Tadeusza Kościuszkę kapitanem strzelców, walczył w oddziale gen. Jana Henryka Dąbrowskiego (1755-1818) w obronie Warszawy i o mało nie przypłacił tego życiem. Przypadek lub przeznaczenie sprawiło, że od tej pory, aż do śmierci, losy Kosińskiego i Dąbrowskiego wielokrotnie się splatały i nieraz Kosiński zostawał, a to życzliwym znajomym, a to zaciekłym wrogiem, to znów prawą ręką Dąbrowskiego.
Po upadku Insurekcji, Kosiński wyemigrował do Francji i w Nicei zaciągnął się na francuski statek korsarski, dzięki czemu zdobył obywatelstwo francuskie i przesiąknął duchem Republiki Francuskiej. Wtedy też, na modłę rewolucyjną przyjął imię starożytnego wodza kartagińskiego „Amilkar”, którego używał do śmierci zamiast swego prawdziwego imienia „Antoni”. Kolejnym etapem w życiu Kosińskiego stały się Włochy, do których przyjechał w 1796 r. i zaciągnął się do Legii Lombardzkiej. Tam też, w Mediolanie, zawarł bliższą znajomość z gen. J. H. Dąbrowskim, który bezowocnie usiłował utworzyć wojsko polskie na obczyźnie. Wobec tego, Amilkar Kosiński pomógł Dąbrowskiemu założyć Legiony Polskie we Włoszech (1797-1807) i choć później wszyscy przypisywali sobie tę zasługę, to jednak, nie można wykluczyć, że to właśnie działania Kosińskiego przesądziły o powstaniu Legionów (9 I 1797) i być może, bez starań Kosińskiego – upraszczając – dziś nie mielibyśmy Mazurka Dąbrowskiego.
Wstąpienie do Legionów całkowicie zmieniło życie Kosińskiego, gdyż jako legionista nauczył się w praktyce dowodzenia dużymi oddziałami wojskowymi, wielokrotnie miał okazję zaprezentować w boju swoje talenty dowódcze, waleczność i odwagę, a także zrobił karierę wojskową zwieńczoną nominacją na generała brygady. Poza tym, w Legionach nabrał cennego doświadczenia padając ofiarą zdrady naszych francuskich sprzymierzeńców, którzy 30 VII 1799 r. oddali miasto Mantuę w ręce wroga i potajemnie zawarli ugodę, wg której tylko francuscy żołnierze zostali wypuszczeni z miasta wolno, zaś polscy legioniści, którzy m.in. pod wodzą Amilkara Kosińskiego bronili Mantui, zostali wzięci do niewoli i potraktowani, jak zwykli dezerterzy i mimo protestów Kosińskiego, zostali przepędzeni przez szpaler żołdaków okładających ich kijami, a następnie wcieleni do armii austriackiej, Kosiński zaś trafił na 11 miesięcy do więzienia austriackiego.
Pierwszorzędny generał drugorzędny
Po kilku latach służby w Legionach okazało się, że dalsza kariera Kosińskiego stała się niemożliwa. Przyczyny można upatrywać m.in. w nadmiarze oficerów w stosunku do zwykłych legionistów, który spowodował silną konkurencję pomiędzy oficerami o dowodzenie, stopnie, medale i zaszczyty. Stąd też, Kosiński – formalnie nie mający wykształcenia wojskowego, ani żadnego poparcia wpływowych osób lub koneksji – często był pomijany w awansach i celowo trzymany w drugim szeregu, pomimo pierwszorzędnych talentów dowódczych i zwycięstw odnoszonych w bojach. Dlatego, zrażony, odszedł z Legionów w 1803 r. i wrócił na ziemie polskie, jednak nie wstąpił do armii rosyjskiej, aby odegrać się na dowódcach legionowych, jak początkowo planował. Co więcej, gdy tylko Napoleon Bonaparte pokonał Prusaków w słynnej bitwie pod Jeną i wkroczył do Wielkopolski w 1806 r., Kosiński ponownie zgłosił się do gen. J. H. Dąbrowskiego i pomógł zorganizować w Polsce armię, która była pierwszą w historii oręża polskiego formacją wojskową noszącą nazwę „Wojsko Polskie” i pod jej chorągwiami walczył w 1807 r. m.in. pod Tczewem, Gdańskiem i Frydlandem, za co otrzymał Virtuti Militari.
Natomiast w czasach Księstwa Warszawskiego (1807-1815), gen. Kosiński walczył w wojnie polsko-austriackiej w 1809 r., która była jedyną w ciągu 220 lat wojną wygraną przez państwo polskie i przyniosła wyzwolenie Małopolski spod 14-letniej okupacji austriackiej, a także w wojnie z Rosją w 1812 r., która zakończyła się przegraną Napoleona Bonaparte i doprowadziła do likwidacji Księstwa Warszawskiego. Z przykrością należy zauważyć, że również w armii Księstwa Warszawskiego, z tych samych zresztą powodów, co w Legionach, Kosiński był nagminnie pomijany w awansach. Stąd też, w każdej z ww. wojen starał się za wszelką cenę dowieść w boju swojej wartości, a gdy to nie skutkowało, każdą z ww. wojen kończył stoczeniem zwycięskiej bitwy, po czym ostentacyjnie składał dymisję. Tragizmu sytuacji dodaje także fakt, iż jedyny stopień – generała dywizji weteranów – który otrzymał w 1811 r., był jedynie honorowy.
Ostatnie lata życia gen. Amilkar Kosiński spędził w swoim majątku we wsi Targowa Górka (dziś w gminie Nekla, pow. wrzesiński, woj. wielkopolskie), który wniosła w wianie Jego druga, młodsza o ponad 20 lat żona hr. Adelajda von Keyserling i który leżał w odległości zaledwie 10 km od majątku Winna Góra, w którym zamieszkiwał gen. J. H. Dąbrowski. Tam też, w targowogórskim pałacu zmarł w wyniku choroby 10 III 1823 r. w wieku niespełna 54 lat, jako powszechnie szanowany kombatant wojen napoleońskich i zamożny ziemianin. Tam również był pochowany przez pierwszych sto lat, po czym w dowód uznania został ekshumowany i od 1923 r. sarkofag z ciałem gen. Amilkara Kosińskiego stoi w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan w kościele św. Wojciecha w Poznaniu, obok urny z sercem gen. Jana Henryka Dąbrowskiego i obok sarkofagu z ciałem autora Mazurka Dąbrowskiego – gen. Józefa Wybickiego.
Pamiętała jedynie Małopolska
Główną część wspomnianych na wstępie uroczystości ku czci gen. Amilkara Kosińskiego stanowiły prelekcje na temat Jego bohaterskiej walki o odzyskanie przez Polskę niepodległości, wygłoszone w sobotę 14 grudnia 2019 r. w sali widowiskowej OSP w Szczekocinach oraz w niedzielę 15 grudnia 2019 r. w sali widowiskowej Miejskiego Domu Kultury w Przedborzu (MDK). Współorganizatorami wydarzenia w Szczekocinach było Stowarzyszenie Miłośników Historii Szczekocin i Okolic (SMHSiO) oraz Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Szczekocinach (MGOKiS), zaś w Przedborzu - Towarzystwo Miłośników Przedborza (TMP). Natomiast, zaszczyt bycia głównym organizatorem oraz prelegentem w obu miastach przypadł piszącemu te słowa Adamowi W. Goryckiemu z Kielc. Z dużą satysfakcją można odnotować, iż największe zainteresowanie wśród słuchaczy wzbudziły informacje na temat działań wojennych gen. Kosińskiego nad rzeką Pilicą podczas wojny polsko-austriackiej w 1809 r. (patrz: mapa), a w tym informacje na temat zwycięskiej bitwy w Żarnowcu (11 lipca 1809 r.), którą stoczył z dwukrotnie przeważającymi siłami wroga i która była ostatnią wielką bitwą w tej wojnie, jak i zupełnie nieznane do tej pory informacje na temat zwycięskich potyczek brygady gen. Kosińskiego w Przedborzu (6 lipca 1809 r.) i pod Szczekocinami (9 lipca 1809 r.).
Obie prelekcje, dla podkreślenia patriotycznego charakteru, rozpoczęły się od odśpiewania Mazurka Dąbrowskiego, który pierwszy raz w historii rozbrzmiewał w tych miejscowościach zapewne podczas wojny w 1809 r., gdyż był ulubioną pieśnią wojenną naszych żołnierzy, którą śpiewali wszędy. Ponadto, w obu prelekcjach uczestniczyli miejscowi włodarze, tj. burmistrz Jacek Lipa - w Szczekocinach oraz burmistrz Wiesława Janosik - w Przedborzu, a wśród specjalnych gości znaleźli się m.in. wicestarosta zawierciański Paweł Sokół i wójt Gminy Żarnowiec (pow. zawierciański) Grzegorz Scelina, którzy przyjechali na uroczystość do Szczekocin oraz liczna grupa członków Oddziału PTTK w Żarnowie (pow. opoczyński, woj. łódzkie) z prezesem Włodzimierzem Szafińskim na czele, którzy przyjechali do Przedborza – dzięki temu uroczystości ku czci gen. Amilkara Kosińskiego przeistoczyły się z lokalnych nadpilickich, w regionalne małopolskie.
Na zakończenie prelekcji w Szczekocinach odbyła się także bardzo interesująca dyskusja na temat roli, jaką odegrał gen. Kosiński w wyzwoleniu Zach. Małopolski w 1809 r.. Ponadto, na uczestników czekała ciekawa wystawa przygotowana przez instruktora MGOKiS Grzegorza Dudałę pokazująca m.in. potomków gen. Kosińskiego, a w tym Jego ukochanego syna z drugiego małżeństwa Władzia (1814-1887) i żyjącego obecnie praprawnuka - prof. dr hab. Michała Wojtalika, który jest znanym kardiochirurgiem dziecięcym. Także uczestnicy uroczystości w MDK w Przedborzu mogli zobaczyć wystawę, którą przygotowała instruktorka MDK Małgorzata Błaszczyk, a także mogli wysłuchać wstępu historycznego wygłoszonego przez współorganizatora wiceprezesa TMP Pawła Ziębę, zaś po zakończeniu prelekcji Goryckiego wszyscy przeszli do pobliskiego kościoła św. Aleksego i wzięli udział we Mszy św. koncelebrowanej przez księdza kan. Henryka Dziadczyk w intencji gen. Amilkara Kosińskiego z okazji 250 rocznicy Jego urodzin. Przy okazji, należy również podkreślić, iż ta rocznica przeszła w kraju niestety bez echa i tylko w Przedborzu została odprawiona Msza św. w intencji gen. Amilkara Kosińskiego i tylko w Szczekocinach i w Przedborzu odbyły się uroczystości okolicznościowe i to pomimo próśb skierowanych bezpośrednio do władz Poznania, w którym, jak powiedziałem, obecnie Generał jest pochowany.
Bądźmy dumni z naszej historii
Jak pokazują uroczystości w Szczekocinach i w Przedborzu, pomysł uczczenia gen. Amilkara Kosińskiego spotkał się w Zach. Małopolsce z bardzo życzliwym przyjęciem i obserwując reakcje uczestników można powiedzieć, że Generał znów wygrał ważną bitwę – tym razem o serca Małopolan. Dowodem zaś niech będzie fakt, że już rozpoczęły się pierwsze rozmowy na temat zorganizowania w 2020 r. kolejnych uroczystości ku czci „Pogromcy Austriaków nad Pilicą”, a także już pojawiają się pierwsze pomysły w jaki sposób będziemy mogli w Małopolsce uczcić 200 rocznicę śmierci gen. Amilkara Kosińskiego, która będzie przypadać w 2023 roku.
Miejmy zatem nadzieję, że do kolejnych obchodów zechcą przyłączyć się kolejne gminy, przez które w lipcu 1809 r. maszerował gen. Amilkar Kosiński (patrz: mapa). Miejmy także nadzieję, że gen. Kosiński stanie się pretekstem do przypominania o wspaniałych, choć zapomnianych wydarzeniach z czasów zwycięskiej dla nas wojny polsko-austriackiej w 1809 r., które się rozgrywały na terenie dzisiejszego powiatu częstochowskiego, myszkowskiego, zawierciańskiego i będzińskiego i w których zasłynęli Bohaterowie równie wspaniali, jak gen. Kosiński. Dla wszystkich wątpiących w sens takich działań przypomnę, że wojna w 1809 r. była obronna i to my (Księstwo Warszawskie) zostaliśmy zaatakowani przez agresora (Cesarstwo Austriackie) i dlatego, powracanie pamięcią do tych wydarzeń nie jest promowaniem przemocy, tylko obronności i oddaniem należnego szacunku dla tych, którzy walczyli za nas. Poza tym, ziemie położone w wąskim korytarzu pomiędzy rzeką Pilicą i Wartą, od pierwszego dnia tej wojny (15 kwietnia), niemal do samego jej końca (15 lipca), stanowiły teatr działań wojennych różnych oddziałów polskich i austriackich i dlatego jest to nasza historia ojczysta i każdy mieszkaniec tych ziem powinien ją poznać.
Pierwszym ze wspomnianych oddziałów była brygada gen. mjr Johanna Branovacsky’ego (ok. 3.400 żołnierzy), która na początku wojny wyruszyła przez Sławków i Siewierz (dziś pow. będziński) oraz Koziegłowy (pow. myszkowski) na Częstochowę (patrz: mapa) i po kilku bezowocnych atakach podczas pierwszego oblężenia Jasnej Góry (18-21 kwietnia) wycofała się do Warszawy, aby tam połączyć się z korpusem gł. wojsk austriackich, który właśnie zdobył polską stolicę, pomimo, że przegrał strategicznie z naszymi wojskami w bitwie pod Raszynem (19 IV 1809). Jednak w połowie drogi do Warszawy, we wsi Chrzczonowice, część oddziałów tej brygady została odesłana do Częstochowy, aby znów spróbować zdobyć twierdzę jasnogórską. Dowódcą drugiego oblężenia (3-17 maja) został płk Gramont, który mimo mniejszych sił (ok. 1.800 żołnierzy) z wielkim impetem uderzył na Jasną Górę nie szczędząc swoich żołnierzy. Na całe szczęście komendant twierdzy jasnogórskiej mjr Kajetan Stuart (1774-1824) mający pod komendą ok. 800 żołnierzy, zachował zimną krew i odważnie odparł wszystkie ataki i ocalił Jasną Górę przed zdobyciem i splądrowaniem przez nieprzyjaciela, za co otrzymał nominację na pułkownika, zaś płk Gramont, wobec poniesionej klęski, musiał się wycofać do Krakowa, znów przez Koziegłowy i Sławków.
Po ustaniu ww. oblężenia, pod koniec maja 1809 r., nowym dowódcą Jasnej Góry został mianowany ppłk Franciszek Żymirski (1778-1831), który dostał rozkaz, aby Jego żołnierze odbywali wypady z twierdzy jasnogórskiej i niepokoili wrogie oddziały, które pozostały pomiędzy rzeką Pilicą i Wartą. Do najgłośniejszych należy zwycięska wyprawa (2-3 czerwca) kpt. Jana Godlewskiego (patrz: mapa), której dokładny przebieg znamy z raportu ppłk Żymirskiego: „... Kapitan Godlewski wysłany z oddziałem jazdy i piechoty z Częstochowy do miasta Pilicy (...) o siódmej z rana uderzył na obozujący tam oddział Węgrów pod komendą kapitana Marys i pomimo przeważającej siły nieprzyjacielskiej (...) ubił mu 40 żołnierzy, prócz rannych zabrał w niewolę 22. Bardzo wiele broni, kociołków i różnych obozowych rekwizytów, gdy z tym wracał do Kromołowa przypadł za nim oddział jazdy nieprzyjacielskiej z Żarnowca przybyły, chcąc odbić niewolników, lecz straciwszy jednego oficera, 10 zabitych, 8 w niewolę wziętych ledwie z resztą ucieczką ratował się. Skutek tej całej wyprawy wynosi 30 w niewolę wziętych, 50 zabitych, tyleż przynajmniej rannych. Oprócz zdobyczy wyżej wspomnianej przyprowadzili nasi do Częstochowy 17 koni z całym rynsztunkiem wojennym ...”. Tytułem wyjaśnienia dodam, że ww. oddział Węgrów dlatego należał do armii austriackiej, ponieważ podówczas Węgry należały do Austrii i w wojsku austriackim utworzono oddziały przeznaczone tylko dla Węgrów, natomiast wspomniani „niewolnicy”, to żołnierze wzięci do niewoli w Pilicy, zaś Kromołów to dziś dzielnica Zawiercia i dlatego, możemy mówić o „potyczce pod Zawierciem”, nie zaś pod Kromołowem. Poza tym, warto zwrócić uwagę, iż wyprawa kpt. Godlewskiego odbyła się na terenie dzisiejszego powiatu częstochowskiego, myszkowskiego i zawierciańskiego, z pewnością przy udziale mieszkańców, którzy przekazywali naszym zwiadowcom informacje na temat siły i stacjonowania wroga.
Kolejnym powodem wzmożonych działań wojennych pomiędzy rzeką Pilicą i Wartą, stały się dwa duże polskie oddziały wojskowe – jeden płk Feliksa Dembińskiego (1771-po 1848), drugi mjr. Franciszka Pogonowskiego – które w czerwcu 1809 r. również otrzymały rozkaz „niepokoić” wojska nieprzyjacielskie, a zatem, zwycięskich dla nas potyczek na terenie dzisiejszych powiatów, od piotrkowskiego, po zawierciański, z pewnością było wiele. Tym bardziej, iż na początku lipca 1809 r. garnizon jasnogórski i wspomniane oddziały otrzymały rozkaz osłaniania po zachodniej stronie rzeki Pilicy marszu (29 czerwca-15 lipca) gen. Amilkara Kosińskiego z Tarczyna pod Warszawą przez Koniecpol (7-9 lipca), Szczekociny (9-11 lipca) i Żarnowiec (11-13 lipca) na Kraków (patrz: mapa) i to również była okazja do kolejnych starć. Natomiast, w gwoli wyjaśnienia – sam marsz gen. Kosińskiego, także miał być osłoną od zachodu – dla korpusu głównego Wojsk Polskich Księstwa Warszawskiego złożonego z oddziałów gen. Michała Sokolnickiego, gen. Józefa Zajączka i gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, które pod dowództwem Ministra Wojny i Naczelnego Dowódcy Wojsk Polskich gen. dyw. Józefa księcia Poniatowskiego maszerowały (5-15 lipca) z Radomia, na Kraków (patrz: mapa) w celu pokonania lub wyparcia głównych oddziałów austriackich, które uznały swą porażkę w tej wojnie i wycofywały się z Księstwa Warszawskiego – i po wkroczeniu naszych żołnierzy do Krakowa, ta wojna zakończyła się naszym zwycięstwem i odbita podówczas Zachodnia Małopolska (za którą umownie uważa się ziemie pomiędzy Wisłą, Przemszą i Pilicą) została przyłączona do odradzającego się państwa polskiego, czyli Księstwa Warszawskiego i połączona z już znajdującym się w Księstwie Warszawskim „cypelkiem zachodniomałopolskim” złożonym z ziemi zawierciańskiej, myszkowskiej, częstochowskiej i kłobuckiej.
Jak zatem widać, wojna polsko-austriacka w 1809 r. to prawdziwa kopalnia wiedzy na temat zapomnianej historii północno-wschodniej części dzisiejszego woj. śląskiego i obfituje w obronę Jasnej Góry, liczne zwycięskie potyczki i ostatnią w tej wojnie wielką bitwę stoczoną w Żarnowcu – i choćby z tych powodów warto zgłębiać i propagować tę wiedzę i warto wykorzystywać do tego nadarzające się rocznice. Dlatego, pozostaje mi wyrazić nadzieję, że znajdą się w woj. śląskim ludzie dobrej woli, chętni przyłączyć się do zorganizowania kolejnych uroczystości ku czci Pana Generała Amilkara Kosińskiego, a także uroczystości z okazji przypadającej w 2024 roku 250 rocznicy urodzin i 200 rocznicy śmierci Obrońcy Jasnej Góry w 1809 r., późniejszego generała, Kajetana Stuarta, a także w innych latach, na pamiątkę innych uczestników tych wydarzeń. Nie ulega bowiem wątpliwości, że to byli wspaniali Bohaterowie, piękne zwycięstwa i wspaniałe czasy i dziś możemy z dumą całemu światu o Nich opowiadać.
TEKST i MAPA: Adam W. Gorycki z Kielc – miłośnik i badacz historii Księstwa Warszawskiego oraz działacz społeczny.
Napisz komentarz
Komentarze