29 sierpnia zeznania złożyli więc świadkowie wskazani przez obie strony konfliktu. Obrońca P. Gąsiorskiego wniósł o przesłuchanie radnej Zdzisławy P. z Żarek Letniska. Ta w zeznaniach nie miała właściwie nic istotnego do stwierdzenia, poza tym, że potwierdziła tezę powódki K. Kaźmierczak. Radna P. zeznała, że „w artykule było napisane, że pani wicewójt zakupiła rajstopy. Tak tam było napisane”. To raczej niekorzystne dla obrony zeznanie, gdyż w odpowiedzi na pozew Gąsiorski próbował tłumaczyć, że nie wskazał K. Kaźmierczak z imienia i nazwiska w artykule.
Na pytanie Sądu: Pytała pani wicewójt o te rajstopy i co powiedziała? Radna P. odpowiedziała, że usłyszała, iż „ona tego nie kupowała”.
Zeznania złożył też Andrzej N., właściciel Drogerii NOCUŃ, która wystawiła fakturę za środki czystości, na której znalazły się również dwie pary rajstop. Świadek, mieszkaniec Poraja zeznał, że zna powódkę Katarzynę Kaźmierczak, ale ta nigdy nie dokonywała zakupów w jego drogerii, biorąc fakturę na Urząd Gminy Poraj: - Jestem właścicielem Drogerii Nocuń - mówił świadek. - Powódkę znam, gdyż kiedyś mieszkaliśmy w jednym bloku. Pytałem sprzedawczynie, które wtedy były w pracy, kto odbierał zakupy dla gminy, ale nie pamiętały. Na pytanie Sądu, czyj podpis jest na fakturze, powódka, której okazano fakturę stwierdziła, że najprawdopodobniej to podpis sekretarki z Urzędu Gminy w Poraju.
Drugim świadkiem obrony była Katarzyna K. Jak zeznała, jest urzędnikiem państwowym i wydawcą oraz dziennikarzem miesięcznika „demokratyczna”. To gazeta otwarcie sympatyzująca z PiS-em, gazeta bezpłatna, w której ukazują się prawie wyłącznie ogłoszenia spółek Skarbu Państwa, posłów i radnych z PiS. Świadek zaznała, że sprawę zna „pobieżnie”, że nie rozmawiała z pozwanym o sprawie dotyczącej wicewójt, ale współpracują, jako dziennikarze. Stwierdziła, że w miesięczniku „demokratyczna” przedrukowała artykuł pozwanego, mając jego ogólną zgodę. - Pozwany mógł się spodziewać, że jego artykuł zostanie przedrukowany, opublikowany w mojej gazecie - mówiła Katarzyna K., urzędnik państwowy (ostatnio Starostwo Powiatowe w Będzinie). - Sprawdziła pani informacje zawarte w artykule? - pytała Monika Stańczyk-Mroczko, pełnomocnik K. Kaźmierczak. - Nie - odpowiedziała świadek.
ŚWIADEK I POZWANY PUBLIKUJĄ ZDJĘCIA Z SALI ROZPRAW!
Wykonywanie fotografii na sali rozpraw i nagrywanie dźwięku na dyktaton wymaga od dziennikarzy czy publiczności wystąpienia o zgodę Sądu. Ani na rozprawie pierwszej, ani na tej z 29 sierpnia nikt o taką zgodę nie występował. Jako dziennikarz Gazety Myszkowskiej ja również, gdyż uznałem, że wystarczą mi notatki odręczne, w notesie. To może robić każdy, gdyż rozprawa toczy się jawnie. Inna rzecz to nagrywanie, wykonywanie zdjęć. Bez zgody Sądu to nie tylko naruszenie zasad, które zna każdy dziennikarz, ale również groźba narażenia się na obrazę Sądu, skutkującą choćby karą pieniężną. A co się stało po rozprawie? Świadek Katarzyna K. na FB publikuje zdjęcie z dali rozpraw, na którym widać ręce i notes dziennikarza Gazety Myszkowskiej. Rozprawa zaczyna się o 10.00, na zdjęciu widać ławkę sądową, notes i ręce. Wpis na Fb z 10.29: „W Sądzie Okręgowym w Częstochowie spotkałam wielbiciela Powiatu Myszkowskiego. Zgadniecie kto to? Podpowiem: notes chyba dostał gratis z reklamą” (chodzi zapewne o to, że był to reklamowy notes Starostwa Powiatowego w Myszkowie, jaki powiat rozdaje „na lewo i prawo”). Dzień później na swoim portalu pozwany Paweł Gąsiorski publikuje zdjęcie już połowy sali obrad, z dziennikarzem Gazety Myszkowskiej na głównym planie. Nie mógł wykonać go sam, gdyż widać pozwanego na zdjęciu, więc z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że to zdjęcie również wykonała obecna na sali świadek Katarzyna K. Ciekawe jak taką „współpracę” zinterpretuje Sąd? Świadek twierdzi, że sprawę zna pobieżnie, choć w swoim miesięczniku opublikowała (nie przedrukowała) artykuł pozwanego. Artykuł nie był oznaczony jako przedruk, choć nawet przedruk nie zwalnia innej gazety od oceny wiarygodności informacji zawartych w artykule, który chce przedrukować. Zeznając świadek potwierdza, że nie weryfikowała informacji z artykułu, który ukazał się w jej miesięczniku, de facto przyznała się do braku rzetelności dziennikarskiej, czyli czegoś dla dziennikarza kompromitującego. Tym bardziej to przykre, że Katarzyna K. przez około 2 lata była dziennikarką Gazety Myszkowskiej. Wtedy dość ciekawie i skutecznie piętnowała rządy starosty Wojciecha Pichety, zatrudnianie przez niego fikcyjnego doradcy (nie przeszkadza jej, że doradca (tekst: „W czym doradca doradza”) jest teraz jej zwierzchnikiem w Starostwie Powiatowym w Będzinie, w którym rządzi PiS). Jako dziennikarka Gazety Myszkowskiej świadek Katarzyna K. skutecznie obnażała obłudę i nepotyzm z Starostwie Powiatowym w Myszkowie pod rządami koalicji PiS-u i Pichety. Aż do nagłego zwrotu, gdy wobec niej pojawiły się podejrzenia o naruszenie etyki dziennikarskiej. Najpierw w imieniu redakcji musieliśmy przepraszać za jej tekst o aptekach, w którym pominęła bardzo ważne fakty, choć były publiczne przedstawione. Już po wygranych przez PiS wyborach do parlamentu, jeden z działaczy PSL przedstawił nam informacje, mogące wskazywać, że dziennikarka Gazety Myszkowskiej narusza zasady etyki zawodowej, przekazując informacje o pracy redakcji politykom PiS-u. Miał się o tym „wygadać” do naszego informatora radny PiS, później wicewojewoda, a obecnie Poseł RP. Pokazał mu SMS-y od Katarzyny K., w których ta pisała o tym, komu może zawdzięczać łączenie go z tzw. „niegowską ośmiornicą”, plątaniną rodzinno-biznesowo-politycznych powiązań, które oplotły gminę Niegowa. Warzyły się wtedy losy decyzji, czy Mariusz Trepka (bo o nim mowa) zostanie Wicewojewodą Śląskim. Został. Wydawca Gazety Myszkowskiej firma MyszPress s.c. rozważała wtedy dyscyplinarne zwolnienie dziennikarki z pracy. Gotowe pismo dalej jest w aktach. Ale podczas rozmowy dziennikarka kategorycznie zaprzeczyła, aby gdziekolwiek wynosiła informacje o pracy redakcji. Wypowiedzenie nie zostało wręczone. Dziennikarska jednak na kilka miesięcy trafiła na zwolnienie lekarskie, a później sama złożyła wypowiedzenie. Wkrótce pochwaliła się, że pracuje w Starostwie Będzińskim. Oczywiście już zdrowa.
Mija kilka lat, a nasza była dziennikarska, zeznając w sądzie, jako świadek przyznaje się do braku rzetelności dziennikarskiej, wykonuje i publikuje zdjęcia z rozprawy bez zgody Sądu, udaje, że słabo zna temat procesu, choć sama opublikowała artykuł o rajstopach będący przedmiotem sporu. Naprawdę, nie takiego dziennikarstwa uczyliśmy świadka Katarzynę K. podczas jej pracy w Gazecie Myszkowskiej.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze