POLICJA: POSZKODOWANA ZAPRZECZA ABY DOSZŁO DO NAPAŚCI SEKSUALNEJ
Na początku lutego nie znaliśmy daty zdarzenia, nie było też pewności czy do napaści na kobietę w banku rzeczywiście doszło. Jedyny konkret jaki od początku pojawiał się w tej sprawie to informacja, że napastnikiem miałby być strażak zawodowej PSP w Myszkowie. Dlatego pytaliśmy o incydent szefa Komendy Powiatowej PSP, Sergiusza Wiśniewskiego. Ten potwierdził, że strażak o którego pytamy „od dłuższego czasu przebywa na zwolnieniu lekarskim. Z przerwami. A obecnie jest na urlopie. (…) Ponieważ jego absencja się przedłużała, skontaktowałem się z jego rodzicami. Ci powiedzieli, że ich syn jest ciężko chory, ma jakiegoś guza, że ma być u niego zastosowane leczenie polegające na odsysaniu guza”.
Informacji, że do napaści na kobietę w banku miało w ogóle dojść, zaprzeczyła myszkowska policja. Jej rzecznik Barbara Poznańska mówiła wtedy: - Nie wpłynęło do nas żadne takie zawiadomienie. Jeżeli tylko otrzymalibyśmy informacje uwiarygodniające, że do takiej napaści na tle seksualnym mogło dojść, policja zajmie się sprawą z urzędu.
POLICJA WZYWA POGOTOWIE DO… NAPAŚCI SEKSUALNEJ!
Po publikacji artykułu pierwszą informację otrzymaliśmy telefonicznie od mężczyzny, który twierdził, że jest policjantem w KPP w Myszkowie: - Była taka interwencja, gdzieś na początku stycznia. Jak pamiętam, patrol był wezwany do agresywnego mężczyzny przez pracownicę banku. Musi to być na rejestratorze, wzywająca kobieta mówiła, że jej koleżankę napadł mężczyzna, który wszedł do banku, napastował ją, był agresywny.
Z innego źródła udało nam się potwierdzić, że interwencja policji nie tylko miała miejsce, ale że to policja za chwilę wezwała Pogotowie Ratunkowe. Do napaści doszło 8 stycznia br. roku na ulicy Sikorskiego. Według naszego źródła, Pogotowie Ratunkowe zostało wezwane przez interweniujących policjantów i karetka dotarła na miejsce przed godziną 15.00. Pogotowie miało być wezwane z powodu dziwnego zachowania mężczyzny. Rzecznik KPP w Myszkowie fakt kto wezwał pogotowie przedstawia jednak inaczej: - To nie Policja wzywała na miejsce Pogotowie, ale informacja z WCPR równolegle została przesłana do Pogotowia i Policji, lecz to Policja faktycznie na miejscu była pierwsza.
A to już relacja jednego z naocznych świadków interwencji: - W trakcie rozmowy z pracownicą banku ten mężczyzna - według jej relacji - zaczął się dziwne zachowywać, dotykał się w miejsce intymne. Gdy kobieta poprosiła żeby przestał się zachowywać niestosownie, ten stał się agresywny. Kobieta wstała, chciała uciec do pomieszczenia na zapleczu gdzie jest sejf, ale napastnikowi udało się wbiec za nią, próbował zdjąć spodnie. Wtedy druga kobieta wezwała policję. Ratownikom medycznym mężczyzna później tłumaczył się, że jest chory na padaczkę, stąd jego dziwne zachowanie.
Rzecznik KPP w Myszkowie, starszy aspirant Barbara Poznańska 6 lutego podtrzymała jednak wcześniejsze stanowisko, sprzed 3 tygodni, że nie było podstaw do wszczęcia postępowania w kierunku przestępstwa na tle seksualnym: - Poprzednia informacja udzielona GM dotycząca braku zgłoszenia zgwałcenia, usiłowania zgwałcenia lub też innego przestępstwa na tle seksualnym była prawdziwa, nadal KPP w Myszkowie nie otrzymała takiego zgłoszenia. W dniu 08.01.2018 r. w jednym z banków na terenie Myszkowa miała miejsce interwencja Policji, jednak zdarzenie, które stanowiło przedmiot tej interwencji w żadnym razie nie miało związku z przestępstwem na tle seksualnym ani żadnym innym przestępstwem – utrzymuje rzecznik Poznańska.
O ocenę pracy myszkowskiej policji w tej sprawie, zwróciliśmy się do rzecznika Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Prokurator Tomasz Ozimek przekazał nam następującą informację: - Zwróciliśmy się do policji o wyjaśnienie, czy zdarzenie miało miejsce i jaki był jego charakter. Policja potwierdza, że zdarzenie opisywane przez Gazetę Myszkowską, czyli interwencja policji w oddziale Alior Banku 8 stycznia miała miejsce. Mężczyzna miał tam zachowywać się agresywnie, wystraszone kobiety wezwały policję. Po przyjeździe policji jedna z nich wskazała mężczyznę, który znajdował się na ulicy. Oświadczyły, że zachowywał się dziwnie, przestraszyły się, dlatego wezwały policję. Kobiety rozpytane na okoliczność zachowania tego mężczyzny zaprzeczyły, aby ten mężczyzna wykonywał wobec nich czynności o charakterze seksualnym, dlatego nie wszczęto postępowania karnego.
MONITORING BANKU KLUCZOWYM DOWODEM
Do rzecznika prasowego Alior Bank Juliana Krzyżanowskiego wysłaliśmy pytania: Czy centrala Alior Banku ma wiedzę o tej napaści? Czy pracownicy oddziału lub franczyzobiorca powiadomili Alior Bank o zdarzeniu? Czy został ewentualnie zabezpieczony monitoring z placówki? Jeżeli nie, czy zostanie to niezwłocznie uczynione?
Jak wyjaśniła nam kierownik oddziału Alior Banku gdzie doszło do zdarzenia, w placówce są 3 kamery, musiały więc wiernie nagrać przebieg zdarzenia. Zarówno na sali ogólnodostępnej, jak i na zapleczu, gdzie miała uciec przed napastnikiem pracownica banku. Kierownik oddziału odmówiła jednak komentarza, jaki był przebieg „napaści”. Dajemy słowo w cudzysłów, bo rozbieżności między stanowiskiem policji, a przebiegiem zdarzenia opisywanym przez innych świadków są kluczowe: niewłaściwe zachowanie i agresja, czy napaść na tle seksualnym? Wszystko oczywiście mógłby wyjaśnić zapis monitoringu, ale nie mamy jeszcze stanowiska banku, czy zapis z 8 stycznia br. jest jeszcze w pamięci twardego dysku rejestratora. Zwykle takie urządzenia są w stanie zapisać obraz z kamer nawet do kilku miesięcy wstecz. Ale niestety, policja do dzisiaj nie wystąpiła do Alior Banku o udostępnienie nagrania.
MĘŻCZYZNA… ŻĄDA PRZEPROSIN
W artykule z 16 lutego ujawniliśmy, że mężczyzna, który miałby być sprawcą napaści jest mieszkańcem Żarek i strażakiem. Z relacji świadków wiemy, że swoje dziwne zachowanie miał tłumaczyć tym, że leczy się na padaczkę. Jakim cudem przeszedłby więc rygorystyczne badania lekarskie jako zawodowy strażak? Jeżeli faktycznie jest chory, może być zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale również kolegów strażaków podczas akcji ratowniczych, czy też osób, którym udzielałby pomocy. Gdyby jego zachowanie w banku faktycznie było skutkiem choroby, tym większe jest zagrożenie, że „incydent” może się powtórzyć. Liczne zwolnienia lekarskie strażaka potwierdzone przez komendanta KP PSP, choroba, o której w rozmowie telefonicznej mówił ojciec mężczyzny. Wreszcie sprzeczny opis wydarzeń z banku policji i ratowników medycznych. Tylko zapis z kamer pozwoli obiektywnie wyjaśnić, czy strażak jest faktycznie zagrożeniem dla kobiet, czy tylko „miał zły dzień”.
Co ciekawe, sam mężczyzna wysłał do redakcji żądanie… przeprosin, ale mieliśmy wątpliwości, czy faktycznie jest on nadawcą pisma. Zgadza się nazwisko i adres, ale żądanie przeprosin i wpłaty 10 tysięcy złotych na Caritas Polska nie zostało podpisane. A w piśmie jest żądanie przeprosin konkretnej osoby, wymienionej z imienia i nazwiska. Redakcja odmówiła więc publikacji, gdyż musimy być pewni, że nadawca pisma jest tym, za kogo się podaje. A w treści pisma jest stwierdzenie, że informacje z artykułu „Żarki żyją historią o gwałcie” to „bezpodstawne pomówienie go o napastowanie, a nawet usiłowanie gwałtu na pracownicy lokalnego banku”.
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Tuż przed oddaniem tego wydania Gazety Myszkowskiej do druku otrzymaliśmy odpowiedź rzecznika Alior Banku Juliana Krzyżanowskiego. Cytujemy ją: - Centrala Alior Banku ma wiedzę o zdarzeniu, które miało miejsce w oddziale w Myszkowie. Jego pracownicy zachowali się zgodnie z wewnętrznymi procedurami i wezwali policję, a ta ujęła sprawcę i zabezpieczyła nagrania z monitoringu. Chcielibyśmy zwrócić uwagę na fakt, że policja wciąż prowadzi postępowanie mające na celu wyjaśnienie okoliczności zdarzenia, a Alior Bank współpracuje z nią na bieżąco w tym zakresie. Bank zapewnił też pełne wsparcie pracownicy placówki partnerskiej w Myszkowie. Jeszcze raz zapytaliśmy zatem rzeczniczkę myszkowskiej policji o dwa fakty: Czy w sprawie prowadzone jest postępowanie i czy został zabezpieczony monitoring z banku? Starszy aspirant Barbara Poznańska odpowiedziała: - Nie prowadzimy w sprawie postępowania i nie zabezpieczaliśmy monitoringu. Sprawa staje się jeszcze ciekawsza.
Jarosław Mazanek
BANK prostuje: monitoringu jednak nie przekazaliśmy policji
Już po publikacji artykułu w Gazecie Myszkowskiej Rzecznik Alior Bank Julian Krzyżanowski wyjaśnił, że informacja o tym, że bank przekazał zapis monitoringu z banku policji, była z jego strony nieprawdziwa: -Tak jak rozmawialiśmy przez telefon bardzo proszę o sprostowanie przy najbliższej możliwej okazji informacji dot. monitoringu w placówce partnerskiej. Bank zabezpieczył monitoring, lecz nie przekazał go policji.
Napisz komentarz
Komentarze