-To bardzo dobra kobieta. Nie ma łatwego życia, kłopoty z mężem, który nadużywa alkoholu. Ale dzieci są zawsze zadbane, uczą się dobrze. Mój syn przyjaźni się nawet z jedną z dziewczynek. Pomóżcie im, bo to dobra matka. Ja, i inni rodzice jesteśmy decyzją Sądu oburzeni: jak można zabrać dzieci kobiecie, która troszczy się o nie jak może, pracuje. Sąd zamiast pomóc, szkodzi - mówi mężczyzna, który zaalarmował Gazetę Myszkowską.
Zaangażowanie mieszkańców Nowej Wsi i wiara, że warto tej kobiecie pomóc są do tego stopnia silne, że postanowili jej pomóc w kosztach profesjonalnej obrony. Zebrali pieniądze na wynagrodzenie dla prawnika. Obrony Agnieszki zgodziła się podjąć radca prawny Monika Stańczyk-Mroczko. Ta sama, która prowadziła (wtedy bez wynagrodzenia) sprawę Moniki z Pohulanki, również opisywaną przez Gazetę Myszkowską. Sędzia Pieńkowska-Szekiel wydała wobec niej postanowienie o umieszczeniu 3-miesięcznej córki w pieczy zastępczej z powodu sytuacji, której zaprzeczyły wszystkie instytucje: Straż Pożarna, Policja, MOPS i PCPR. Do odebrania dziewczynki na szczęście nie doszło, sędzia uchyliła własne, w naszej opinii skandaliczne postanowienie. Skandaliczne, gdyż wydane na podstawie zmyślonych zarzutów. Przypomnimy: w postanowieniu o zabraniu 3 miesięcznego niemowlęcia sędzia powołała się na rzekome stanowisko pracowników MOPS, że „kobieta znajduje się w stanie upojenia alkoholowego” i że to „nie pierwsza sytuacja, gdy kobieta doprowadziła się do stanu upojenia alkoholowego”. Gdy zapoznaliśmy się z pismem MOPS (w aktach sprawy), protokołami policji, PCPR-u, ze strony żadnej z tych instytucji nie padł zarzut, że Monika, matka niemowlęcia w czasie interwencji „była w stanie upojenia alkoholowego”. Co więcej, wręcz zaprzeczano, aby był od niej wyczuwalny alkohol (policja, straż pożarna). Skąd więc sędzia Pieńkowska-Szekiel wzięła stan upojenia alkoholowego?
Zły mąż, matka traci dzieci
Nie znamy akt sprawy, ale wystarczy analiza postanowienia Sądu Rejonowego w Myszkowie by dostrzec krzywdę, jaką Sąd zrobił matce i dzieciom. W 2015 roku obojgu rodzicom sąd ograniczył prawa rodzicielskie. Później mąż Agnieszki w styczniu 2017 został władzy rodzicielskiej pozbawiony całkowicie. Mężczyzna nadużywa alkoholu, miał też zarzuty znęcania się nad żoną. W X 2016 Sąd Rejonowy w Myszkowie wydał wyrok 10 miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem kary na 3 lata za znęcanie się nad żoną. Jak mówi Agnieszka, ta historia mocno otrzeźwiła męża: - Od tego czasu jest dużo lepiej. Mąż pracuje dorywczo, lepiej zajmuje się dziećmi, pomaga mi w domu. Jak nie ma pracy, to on sprząta i gotuje.
W postanowieniu sądu o odebraniu dzieci aż roi się od błędów i przeinaczeń. Pierwsze z brzegu: „25.08.2008 z powodu doprowadzenia się do stanu upojenia alkoholowego pobił Nadię, okazywał agresję żonie”. Mieli o tym informować kuratorów małoletni. Ciekawe którzy? Nadia miała wtedy rok, Mai i Damiana nie było jeszcze na świecie. Coś tu sąd pokręcił.
Dalej Sąd pisze w uzasadnieniu, że mężczyzna „jest poszukiwany przez Prokuraturę Rejonową w Kielcach”. Brzmi oczywiście fatalnie, ale dlaczego poszukiwany? Pewnie coś przeskrobał? Tu opieramy się na jego własnych wyjaśnieniach: tak, prokuratura go szukała, bo na budowie gdzie pracował doszło do wypadku, dostał w głowę łyżką koparki (ma spore blizny). Ale okazało się, że pracował na lewo, jak sam tłumaczy - nie wiedział, że nie jest zgłoszony - prokuratura szukała go więc jako poszkodowanego, ofiarę wypadku.
Inne przytoczone przez Sąd okoliczności wskazują, że mężczyzna nadużywa alkoholu, miał też pobić żonę (ta zaprzeczała). Więc Sąd ukarał kobietę odbierając jej dzieci: „zachowanie Agnieszki, kryjącej przed Sądem zarówno karnym jak i cywilnym patologiczne zachowanie męża również budzi niepokój i naraża małoletnich na niebezpieczeństwo”. Nie sposób motywów Sądu odczytać inaczej jak tak: mąż pije i bije, więc zabierzmy jej dzieci. I tak Sąd zrobił!
19 X 2017 Wydział Karny Sądu Rejonowego w Myszkowie nie zarządził wykonania warunkowo zawieszonej kary pozbawienia wolności, orzeczonej wyrokiem z X 2016. To oznacza, że zdaniem Sądu Karnego nie stało się nic takiego, co uzasadniałoby odwieszenie kary. Inaczej mówiąc, że mąż kobiety nie naruszył zasad warunkowego zawieszenia kary. Miesiąc później inaczej uznała sędzia Wydziału Rodzinnego. Ale nie ukarała patologicznego męża, tylko matkę i dzieci.
Z deszczu pod rynnę
23.11 Nadia, Maja i Damian trafiają do rodziny w Przybynowie. Młode, bezdzietne małżeństwo. Od tego czasu Agnieszce raz udaje się zobaczyć z dziećmi w pokoju w PCPR. Urzędnicy tłumaczą jej, że tylko tak można. Choć prawo mówi zupełnie inaczej. Dzieci mają prawo do możliwie normalnych kontaktów z rodzicami, rodzice zastępczy mają obowiązek te kontakty ułatwiać i organizować. Agnieszka przez dwa tygodnie, choć dzwoni do rodziców zastępczych codziennie, jest ciągle zbywana. Państwo K. powołują się na ustalenia z PCPR. Interweniujemy u dyrektor PCPR Małgorzaty Pawlik-Karcz. Jest Mikołaj, 6 grudnia. Agnieszka od rodziny z Przybynowa usłyszała, że w Mikołaja też nie może przyjechać, bo „męża nie ma w domu”. W PCPR zapowiedzieliśmy jednoznacznie, że jeżeli kobieta nie zostanie wpuszczona, nie będzie mogła zobaczyć się z dziećmi, porozmawiać, wręczyć prezentów, weźmiemy policję. Postanowienie Sądu w żaden sposób nie ograniczyło matce kontaktów z dziećmi, nawet ojcu, mimo odebranych praw rodzicielskich.
Podziałało. O 17.00 Agnieszka zawieziona na miejsce zostaje wpuszczona. Dzieci od tygodnia są chore, choć 23.11. z rodzinnego domu zabierane były zdrowe. - Tylko Damianek lekko kaszlał - mówi Agnieszka. Właściciel wychodzi na podwórko, otwiera bramę trzy razy owiniętą grubym łańcuchem. Tłumaczy, że to z powodu psów. Te nie wydają się szczególnie groźne, kilka dni później dowiaduję się, że jeden dwa razy ugryzł Nadię. Raz szarpiąc za spodnie, raz w rękę. W szpitalu dziewczynka pokazuje zaczerwienienie na ręce. Dlaczego Nadia trafiła do szpitala? O tym później. Wchodzimy po zewnętrznych schodach, a w drzwiach żona mężczyzny pomaga dzieciom założyć kurtki. Wszystkie chore, a mama ma im wręczać prezenty w błocie na podwórku? Zostajemy wpuszczeni do środka. Agnieszka wręcza prezenty, bawi się z dziećmi. Te od razu pytają dlaczego tata nie przyjechał? I babcia.
Z rodzicami zastępczymi rozmawiam w innym pokoju. Właściwie klitce, którą w całości wypełnia łóżko. Nie ma na czym usiąść, więc pół godziny rozmawiamy na stojąco. Agnieszka dzięki temu może swobodnie pobyć z dziećmi. Wizyta trwa prawie dwie godziny, jeszcze wychodząc, dzieci przypominają, żeby przyjechała do nich babcia.
Dwa dni później najstarsza Nadia trafia na oddział dziecięcy myszkowskiego szpitala. Zapalenie oskrzeli przeszło w zapalenie płuc. Od piątku Agnieszka jest cały dzień przy łóżku córki. W poniedziałek cały dzień ojciec. Ten pozbawiony praw rodzicielskich. Spotykam go w szpitalu, gdyż też postanowiłem Nadię odwiedzić. To wtedy opowiedziała mi o psie rodziców zastępczych, którego się boi. Pokazuje zaczerwienienie po ugryzieniu w rękę. I o tym, że matka tego mężczyzny stawiała jej bańki. Lekarze mieli to zauważyć, że postawione nieudolnie, prawie na szyi. Nie pomogły, skoro dziewczynka trafiła do szpitala. Ale jest wesoła, lepiej się czuje. I cieszy. Przynajmniej codziennie widzi mamę i tatę. Tego pozbawionego praw rodzicielskich. Rodzice zastępczy z Przybynowa do środy 13.XII odwiedzili swoją podopieczną raz. Byli 10 minut. Agnieszka od lekarzy dowiaduje się, że najpóźniej w piątek 15.XII Nadia powinna zostać wypisana ze szpitala. Wróci do Przybynowa. I do szkoły w Przybynowie, choć jej szkołą jest ta w Nowej Wsi. Matka zastępcza nie ma prawa jazdy, dzieci nie ma kto zawieźć do ich szkoły, gdzie znają je nauczyciele, gdzie mają koleżanki i kolegów.
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6 w Nowej Wsi Marzena Maślankiewicz: - Znam sytuację tej kobiety. I jako do matki nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Tam problem jest z mężem, który nadużywa alkoholu. Dzieci do szkoły przychodzą zawsze schludnie, wręcz gustownie ubrane, czyste, najedzone. Jako nauczycielka i dyrektorka szkoły nie miałam nigdy powodów do interwencji, zgłaszania problemów wychowawczych. Jej mąż też czasem przyprowadzał syna do przedszkola, widywałam go we wrześniu, ostatnio nie.
Dobrą opinię o matce ma również proboszcz miejscowej parafii w Nowej Wsi, ks. Dariusz Gach: - Znam rodzinę, mieszkają w tej uliczce za piekarnią. Mam o tej kobiecie bardzo dobre zdanie. Ta średnia, Maja w tym roku przygotowuje się do Pierwszej Komunii, a mama działa w komitecie komunijnym. Odwiedzę ich, postaram się pomóc. Jeżeli to ma jakieś znaczenie dla sądu, to moja opinia o niej, jako matce, jest dobra.
Agnieszka mówi, że niedzielna msza dla niej i dzieci była zawsze obowiązkowa. Jest religijna. Od czasu gdy dzieci trafiły do Przybynowa, w kościele nie były ani raz.
1 grudnia Agnieszka złożyła zażalenie na decyzję Sądu o umieszczenie dzieci w pieczy zastępczej u rodziny w Przybynowie. Zabrano jej dzieci, gdy były zdrowe, po tygodniu wszystkie były chore, a Nadia ostatecznie wylądowała w szpitalu. Wcześniej dwa razy ugryzł ją pies rodziców zastępczych. Dzisiaj pewnie wróci do psa, który gryzie, do domu, który - delikatnie mówiąc - wygląda jak rudera. Do młodego małżeństwa, które w suterenie trzyma starszą kobietę. To tajemniczy wątek. Kobieta trzymana w piwnicy ma być ich członkiem rodziny. Dzieci jej nie widziały, nie wolno im tam schodzić. Nadia, którą odwiedziłem w szpitalu mówi, że „ciocia i wujek zabronili nam o tym mówić”. Może żarecki MOPS powinien zainteresować się babcią w piwnicy? Gdy w Mikołaja miałem okazję zobaczyć warunki, w jakich mieszkają dzieci, zastanawiałem się, czy tylko na mnie dom robi tak fatalne wrażenie. Ale nie tylko. Pracownik PCPR (prosiła, aby nie ujawniać jej nazwiska) ma podobne zdanie: - Nie brałam udziału w kwalifikowaniu tej rodziny na rodzinę zastępczą. Zobaczyłam jakie tam są warunki do mieszkania, gdy już dzieci zostały tam umieszczone. I powiem panu, że nie zgodziłabym się na umieszczenie tam dzieci. Warunki mieszkaniowe są fatalne.
O wszystkich swoich wątpliwościach co do słuszności decyzji wydanej przez sędzię Pieńkowską- Szekiel o umieszczeniu dzieci w pieczy zastępczej, o tym, czy jest to decyzja słuszna rozmawialiśmy w z Wiceprezes Sądu Rejonowego w Myszkowie sędzią Magdaleną Strzelczyk. - Postępowanie jest w toku. Nie mogę komentować tej sprawy - mówi SSR Magdalena Strzelczyk.
Agnieszka, mama Nadii, Mai i Damiana najbardziej martwi się tym, czy odzyska dzieci do Bożego Narodzenia. I czy w ogóle zobaczy dzieci w Święta? Radca Monika Stańczyk-Mroczko popiera jej wniosek o uchylenie postanowienia o umieszczeniu dzieci w pieczy zastępczej. Ale z doświadczenia wiemy, że myszkowski Sąd Rodzinny szybko dzieci zabiera, ale wolno oddaje. -Równolegle do złożonego przez panią Agnieszkę wniosku o uchylenie postanowienia o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej złożę wniosek o zabezpieczenie kontaktów, tak, aby dzieci mogły spędzić święta z mamą, w jej domu. To zależy jednak od decyzji Sądu - mówi Monika Stańczyk-Mroczko.
Napisz komentarz
Komentarze