EPIZOD 1: KIEROWCA BEZ PAPIERÓW
W marcu 2016 Sąd Rejonowy w Myszkowie ukarał kierowcę Bartosza M. karą grzywny w wysokości 1500 zł za łącznie 4 wykroczenia: zanieczyszczenie drogi na odcinku 193 m masą ropopochodną, za brak dokumentów pojazdu, ubezpieczenia OC, za brak dokumentów przewozowych co i gdzie wiezie. Kierowcę uznano też winnym wjazdu na wiadukt nad torami, gdzie istnieje ograniczenie tonażu, a on wiózł ładunek 25 ton niebezpiecznej substancji. Został też uznany winnym wykroczenia z Ustawy o odpadach, poprzez naruszenie wymogów co do przewożenia takiego towaru zgodnie z przepisami o ochronie środowiska, oraz bezpieczeństwa zdrowia i życia ludzi. Gdyby nie rozszczelnienie się naczepy pewnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się w jak skandaliczny sposób przewożone są podobne transporty przez Myszków. Za transport (do nich należała ciężarówka bez dokumentów) odpowiadała firma ANKO Agata Kukuła z miejscowości Wierzchlas. Jak już pisaliśmy wcześniej na łamach GM Wojewódzki Zarząd Dróg zamierza od firmy ANKO odzyskać koszty naprawy drogi, które wyniosły prawie 120 tysięcy zł. Ponieważ w sprawie potwierdzone też zostały niewłaściwe, niezgodne z Ustawą o odpadach warunki przewozu, myszkowska Policja skierowała też wniosek do Inspekcji Transportu Drogowego o skontrolowanie firmy.
EPIZOD 2: REKO PISZE POZEW
Co ciekawe, firma REKO mogła dość łatwo spróbować wyłgać się od odpowiedzialności za całą aferę. Formalnie REKO, jako odbiorca masy koksowniczej, nie musiał mieć wiedzy, że transport masy odbędzie się w tak skandaliczny sposób, pojazdem do tego nieprzygotowanym. Kierowca z firmy ANKO od początku potwierdzał gdzie jechał. Że do firmy REKO. Można więc wyobrazić sobie taki scenariusz ratowania sytuacji, gdy okazało się, że transport nie dojechał, że leży na 200 metrach ulicy Kościuszki vis-a-vis Policji. Lepszą, bardziej widowiskową „miejscówkę” trudno byłoby w mieście znaleźć: „Nie wiedzieliśmy, że transport jedzie luzem na naczepie. Gdyby dotarł do nas w tej formie, odmówilibyśmy przyjęcia, bo nie mamy warunków do bezpiecznego rozładunku.”
A inne transporty (kierowca twierdził, że było ich trzy, może cztery)? - mogłoby pojawić się dociekliwe pytanie. „Inne transporty, które przyjęliśmy wcześniej były dostarczane w bezpiecznych, zakręconych mauserach” - tak mogłoby wyglądać tłumaczenie firmy REKO. Ale właściciel REKO Jakub Ciupiński wolał pójść inną drogą i wysłał do sądu pozew przeciwko autorowi artykułów: „Gdzie jechała masa koksownicza?” oraz „Policja potwierdza: odpady jechały do firmy w Myszkowie” mojego autorstwa, ze stycznia 2016. W pozwie cywilnym Jakub Ciupiński zarzuca naruszenie dóbr osobistych w treści artykułów i żąda astronomicznego odszkodowania w kwocie 300.000 zł. Sam wpis sądowy od takiej kwoty roszczenia kosztował go 15.000 zł. Grzecznie czekaliśmy więc do rozpoczęcia procesu, spokojnie porządkując w tym czasie dowody.
EPIZOD 3: REKO DOSTARCZA NAM DOWODÓW PRZECIWKO SOBIE!
Wiedzy o tym, że w firmie REKO przywożone odpady są gromadzone i przechowywane w skandaliczny sposób dostarczali nam mieszkańcy dzielnicy, dokumentując to fotograficznie. Na licznych zdjęciach widać jak z pojemników coś cieknie. Odcieki dostawały się od istniejącej na terenie firmy kanalizacji deszczowej, której nie ma w żadnej ewidencji. Praktycznie każda kontrola przeprowadzana w REKO przez Wydział Ochrony Środowiska i Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Myszkowie, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska potwierdzała łamanie przepisów Ustawy o odpadach i przepisów ochrony środowiska. Firma raz przyłapywana na niezgodnej z przepisami gospodarce odpadami, przy kolejnych kontrolach była przyłapywana na tym samym. Ostatnia decyzja WIOŚ z tego roku nałożyła na REKO „natychmiastowy” obowiązek zaprzestania zrzucania ścieków do gleby za pośrednictwem istniejącej na terenie bazy kanalizacji. Efekt był taki, że firma popadła w kolejne kłopoty rozpoczynając budowę szamba przed uzyskaniem stosownego pozwolenia.
Do czasu rozpoczęcia procesu z Gazetą Myszkowską nie było jednak jednoznacznych dowodów jak firma REKO rozładowywała niebezpieczną masę koksowniczą i czy w ogóle na terenie bazy dochodziło do takiego przeładunku. Dowodów tych dostarczyli nam… Jakub Ciupiński, słuchany na pierwszej rozprawie jako strona procesu i świadek Patryk K., w firmie REKO zatrudniony jako kierownik placu. To on odpowiada za prawidłowy, zgodny z przepisami ochrony środowiska i ustawy o opadach przeładunek i przechowywanie odpadów.
Nie było dowodów na to, czy kierowca feralnego transportu z 11 XII 2015, gdyby bezpiecznie dojechał do REKO, zostałby rozładowany. Bo i jak, skoro w firmie nie było odpowiedniej instalacji do przyjęcia takiego ładunku luzem. Dowodów tych dostarczył właściciel REKO Jakub Ciupiński, który słuchany jako strona powodowa potwierdził, że transport masy koksowniczej nie tylko jechał do jego firmy, ale również MIAŁ BYĆ ROZŁADOWANY.
26 lipca sąd wysłuchał zeznań większości zgłoszonych przez strony świadków. Zeznawali, zgłoszeni przez naszą redakcję Tadeusz G.- przedstawiciel mieszkańców, Rafał K. mieszkaniec dzielnicy Podlas, który uczestniczył jako radny powiatowy w jednej z kontroli w REKO, Sławomir P. komendant Straży Miejskiej w Myszkowie, która karała pracownika firmy REKO za nielegalne wypalanie śmieci na terenie firmy. Obszernie relacjonowała wyniki przeprowadzanych w REKO kontroli i wykrywane nieprawidłowości świadek Agnieszka S- naczelnik Wydziału OŚiR w Starostwie Powiatowym w Myszkowie.
Co ciekawe, to świadek strony powodowej, kierownik placu w firmie REKO Patryk K. dostarczył nam dowodów, w jak skandaliczny sposób masa koksownicza była przeładowywana w REKO z naczepy ciężarówki do innych pojemników. Mniej więcej w taki sam sposób, jak to widać na zdjęciach z XII 2015 zrobionych na ulicy Kościuszki. Ciekawe, czy z takim samym skutkiem?
Jak zeznał Patryk K., transport z 11 XII 2015 zamierzali przeładować w taki sam sposób jak transporty wcześniejsze. I ze szczegółami opisał, jak to się robi w REKO. Wcześniejsze i kolejne transporty, jak wynika z zeznań świadka, trafiały i były przeładowywane zawsze w ten sam sposób: pod naczepę podjeżdżała koparko-ładowarka. Uchylano tylną klapę naczepy i część masy zlewała się do podstawionej łyżki koparki. Ta następnie przerzucała masę do dużych kontenerów, przed wyciekiem masy uszczelnionych pianką w spray-u. Przed przypadkowym wyciekiem na glebę teren zabezpieczano rozłożoną folią. To budzi nasze wątpliwości. Na zdjęciach z ulicy Kościuszki widać, że łyżka ładowarki z REKO jest węższa niż szerokość naczepy. Część masy przy przeładunku, takim jak opisał świadek, musi się wylewać na boki.
Klapa naczepy, której producentem jest firma Bodex, nie posiada żadnych urządzeń, np. hydraulicznych siłowników, które pozwalałyby zatrzymać wyciek, lub wysypywanie się ładunku, po odblokowaniu zabezpieczeń. Ciekawie wyglądałby więc eksperyment, czy taki opis przeładunku masy koksowniczej, jak to zeznał Kierownik placu z REKO jest w ogóle fizycznie możliwy. Jak pracownicy REKO zatrzymywali wyciek? Bo przecież nie łyżką ładowarki, bo ta wg zeznań jest pod naczepą i zbiera lejący się ładunek!
Pytań w sprawie działalności firmy REKO jest jeszcze wiele. Ale nie uprzedzajmy faktów. Kolejna rozprawa już 29 września przed Sądem Okręgowym w Częstochowie. Możemy tylko ujawnić, że również Państwowa Straż Pożarna w ostatnich miesiącach na wniosek Starosty Myszkowskiego przeprowadziła kontrolę w REKO pod kątem bezpieczeństwa pożarowego. I kontrola z 11. maja wykryła liczne zaniedbania. Do 1 września strażacy dali czas firmie na opracowanie całościowego planu bezpieczeństwa pożarowego na terenie bazy. Również do 1.09.2016 firma miała wykonać zalecenie odsunięcia się z gromadzeniem odpadów na 4 metry od granicy działki, tak aby po obwodzie pozostała bezpieczna droga pożarowa. Jak to wyglądało 2 września widać na nowych zdjęciach wykonanych przez czujnych mieszkańców dzielnicy. W ocenie autora zdjęć w niektórych miejscach droga pożarowa była drożna na nie więcej niż 3 metry. Ale niech to już dokładnie zmierzą strażacy.
Napisz komentarz
Komentarze