Mariusz Kleszczewski z Myszkowa w poniedziałek 3. marca zrezygnował ze stanowiska Wicemarszałka Województwa Śląskiego po tym, jak Gazeta Wyborcza przypomniała pod prowokacyjnym tytułem „Unijne dotacje na sexi disco” dobrze znane od roku fakty, że dwie spółki, w których wspólnikiem jest jego żona otrzymywały dotacje unijne, w sumie ok. 300.000 zł. Jedna z dotacji została przez Zarząd Woj. Śląskiego przyznana na część kulturalną (galerię sztuki) w Restauracji Fuerte (w lokalu rzeczywiście odbywały się wernisaże, koncerty). Druga dotacja dotyczyła wsparcia udzielonego na zakup sprzętu optycznego dla firmy Prooptica, gdzie Anna Kleszczewska jest wspólnikiem. Ale lekarzem optykiem, który korzysta ze sprzętu zakupionego dzięki dotacji jest drugi ze wspólników. Wszystkie te fakty były dobrze znane od dawna, media pisały o dotacjach udzielonych żonie Marszałka ponad rok temu. Ostatni tekst GW, w naszej ocenie dość tendencyjny, po którym Kleszczewski złożył rezygnację nie odkrył niczego nowego. Czy w lokalu gastronomicznym musi królować wyłącznie „sztuka wyższa”? Restauracja musi przecież też zarabiać. Choćby organizując „sexi disco”. W całej sprawie przyznania dotacji dla spółek, których udziałowcem jest żona-byłego już marszałka województwa, trudno dopatrzyć się złamania prawa, najwyżej niezręczności.
W oświadczeniu przesłanym 3.03 do naszej redakcji M. Kleszczewski napisał: „Niniejszym oświadczam, iż złożyłem na ręce Marszałka Województwa Śląskiego rezygnację z pełnionej funkcji. Rezygnacja związana jest z faktem przyznania dotacji unijnych dla dwóch podmiotów gospodarczych w których współudziałowcem jest moja żona. Jednocześnie chcę solennie zapewnić, iż w żaden sposób nie uczestniczyłem w procesie decyzyjnym przyznawania dotacji ze środków unijnych, ani też nie wpływałem na osoby, które te decyzje podejmowały. Mimo to z uwagi na kontrowersyjną ocenę tej sytuacji przez część opinii publicznej, podjąłem tę niełatwą decyzję.”
Rezygnując z posady marszałka województwa Kleszczewski z pewnością nie wiedział, że kilka godzin później Zarząd Krajowy PO wyrzuci go z partii. Już rezygnacja z posady marszałka pozbawiła go szans na start w wyborach do Parlamentu Europejskiego (o tym, że Kleszczewski wystartuje, mówiło się od kilku miesięcy). Sam mówił, w rozmowie z nami, że z tych planów też się wycofuje. Późniejsza decyzja o wyrzuceniu go również z PO wygląda raczej jak wewnętrzna rozgrywka o władzę. Czyżby Kleszczewski, z ambicjami pracy w Parlamencie Europejskim, zagroził innym kandydatom? Odgrzano więc stary temat dotacji dla firm żony i start restauracji Fuerte w konkursie „Śląskie Smaki”. Fakt, Śląska Organizacja Turystyczna, której prezesem jest Kleszczewski daje restauracjom wsparcie promocyjne, ale nikt nie napisał, że udział restauracji w konkursie nie jest bezpłatny! Lokale płacą za tę promocję niemałe pieniądze.
Analizując więc wszystkie znane fakty, dotyczące okoliczności wyrzucenia Mariusza Kleszczewskiego z Platformy Obywatelskiej dochodzę do wniosku, że właściwie nie wiadomo o co w tym chodzi. Rezygnacja ze stanowiska: OK. Ale wyrzucenie z partii, której struktury i sukces w powiecie myszkowskim tworzył właśnie M. Kleszczewski to jak stygmatyzacja. Po aferze obyczajowej z posłem Protasiewiczem, który na oczach świata zrobił z siebie błazna szef PO Premier Donald Tusk chyba zadziałał nadgorliwie (bo niemożliwe, że decyzja o wyrzuceniu Kleszczewskiego odbyła się bez zgody Tuska). Myślę, że wyborcom należą się wyjaśnienia powodów. Albo w sprawie Kleszczewskiego jest coś, o czym jeszcze nie wiemy, co nie ujrzało światła dziennego i premier zadziałał wyprzedzająco, albo to dęta sprawa, a Kleszczewski jest ofiarą wewnętrznych rozgrywek PO przed wyborami do Europarlamentu. Bo o tym, że Częstochowa nie mogła ścierpieć, że ich szpitalami (Kleszczewski wbrew naciskom lokalnym połączył dwa częstochowskie szpitale wojewódzkie) zarządza marszałek z Myszkowa, wiadomo od dawna.
Mariusz Kleszczewski był wicemarszałkiem województwa od 2008 roku. Wcześniej był dyrektorem myszkowskiego szpitala, który wyciągnął z długów, zakończył też konflikty z pracownikami, których sporo sprowokował jego poprzednik. Teraz Mariusz Kleszczewski ma prawo powrotu na stanowisko dyrektora SP ZOZ, z którego był jedynie urlopowany na czas pełnienia funkcji marszałka. W poniedziałek nie powiedział nam, czy zamierza skorzystać z tej możliwości. A byłaby to ciekawa opcja. Powrót Mariusza Kleszczewskiego skończyłby fikcję, która trwa od czasu jak Wojciech Picheta został starostą. Dyrektorem szpitala jest Jacek Kret, ale nawet on nie kryje, że jest tu tylko figurantem. Na pewno Mariusz Kleszczewski, gdyby skorzystał z prawa powrotu do lecznicy zarządzałby nim sam, bez kierowcy z tylnego fotela.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze