Z Łukaszem Gawrońskim z Siedlca Małego, jednym z liderów Komitetu Referendalnego, który skutecznie doprowadził do ogłoszenia referendum gminnego nad odwołaniem burmistrza i radnych, rozmawiamy o przyczynach, dla których rok po wyborach uznali, że burmistrz Jacek Ślęczka i wybrani radni utracili zaufanie sporej części wyborców.
Gazeta Myszkowska: -Wniosek o referendum gminne poparło 1550 mieszkańców. Po pierwszym zachwycie, że zbierzecie nawet 3 tysiące, okazało się, że były problemy z zebraniem wymaganej ilości podpisów.
-Rzeczywiście, w hura optymizmie sądziliśmy, obserwując entuzjazm mieszkańców gminy, że zbierzemy bez problemu 2-3 tysiące. Ale później zaczęły się „schody”. W wielu domach byliśmy witani uprzejmie, ale zaraz pojawiało się tłumaczenie, że pracuję w szkole, albo ktoś z rodziny w urzędzie, ZUK-u (gminny Zakład Usług Komunalnych- przyp. red.). Ludzie po prostu mówili, że boją się o pracę, a nawet sugerowali, że byli zastraszani, że jak poprzesz, podpiszesz, to zobaczysz.
-Kto straszył?
-Ludzie dużo mówią, ale potwierdzić tego nie chcą, właśnie z obawy o pracę. Wielu zapewniało nas, że na listy poparcia się nie wpiszą, bo boją się, że ktoś ich nazwisko na tych listach zapamięta, ale na referendum pójdą. I te obawy, nie są moim zdaniem nieuzasadnione, gdy przypomnimy wycieczkę burmistrza Ślęczki do delegatury Krajowego Biura Wyborczego, co opisywaliście. Ślęczka zaprzecza, ale kto mu uwierzy, że głównym celem tej wizyty nie była próba podejrzenia list podpisami mieszkańców? Nie wiedział jednak, że nie są jeszcze złożone, a dyrektor delegatury pognał go precz.
-Po co to referendum?
-Przyznam, że sam byłem zaskoczony determinacją mieszkańców, którzy nagle, jakby obudzili się ze snu. Zaczęło się oczywiście od sprawy szkół, gdy burmistrz przy biernej postawie radnych, którzy są zwykłą maszynką do głosowania postanowił zlikwidować 3 szkoły- w Koziegłówkach, Gniazdowie i Siedlcu Dużym. Teraz, pod oporem społeczeństwa i wiszącym nad burmistrzem rozstrzygnięciem w referendum Ślęczka próbuje odkręcać kota ogonem, że nie chciał szkół likwidować, że chciał dobrze. Tylko już mu nikt nie wierzy.
Przez sprawę szkół mieszkańcy spojrzeli świeżym okiem na to, co dzieje się z naszą gminą pod rządami Jacka Ślęczki od 9 lat. 9 lat temu byliśmy w czołówce, wśród okolicznych gmin, nie mieliśmy długów. Był to idealny moment na skok do przodu, kiedy szerokim strumieniem otwierały się środki unijne. A my jesteśmy na ostatnim miejscu w powiecie w ilości pozyskanych przez gminę środków unijnych. Widać jak świetnie wykorzystały tę szansę Żarki, które były w gorszej niż Koziegłowy sytuacji finansowej. Rozwija się Siewierz, widać zmiany w Poraju. Ta gmina pod rządami nowego wójta od roku przyśpiesza w inwestycjach komunalnych, zwłaszcza w kanalizację ściekową. A gmina Koziegłowy, pod rządami Ślęczki, jest na szarym końcu jeśli chodzi o pozyskiwanie środków unijnych, tzw. twardych, na inwestycje. W Koziegłowach inwestycje wykonuje się bez logiki, nie po gospodarsku. Znowu porównam do Żarek. W podobnym czasie Żarki i Koziegłowy odnowiły rynek. Tylko Żarki wpierw wybudowały oczyszczalnię ścieków i skanalizowały całą miejscowość. A my w Koziegłowach nie mamy metra kanalizacji ściekowej.
Teraz burmistrz na szybko, żeby zdążyć przed referendum, buduje drogi, np. w Gniazdowie w centrum. Oczywiście bez kanalizacji sanitarnej, ale za 1,8 mln zł. Za kilka lat trzeba będzie to zrywać, żeby wybudować kanalizację ściekową. Mieszkańcy otworzą oczy, gdy kanalizacji nie będzie, gmina zacznie płacić kary, a cena wody i ścieków skoczy o 40%.
-Komitet Referendalny podnosi problem nepotyzmu w zatrudnieniu. Naprawdę jest tak źle?
-Na pewno nie chodzi nam o to, że chcemy teraz ludzi pozbawiać pracy. Wielu pracowników gminy to ludzie kompetentni, sam znam takich wielu. Ale nie ma się co czarować, przez 9 lat kryterium lojalności i koleżeńsko- rodzinnych powiązań w uzyskaniu zatrudnienia było decydujące . Najlepiej widzą to młodzi ludzie, po studiach, którzy widzą, że nawet staż dostają osoby nieprzypadkowe.
-Mówi pan bezpiecznymi ogólnikami, a liczą się fakty. My opisaliśmy np. konkretne przypadki, gdzie w gminie zatrudnienie znajduje konkretny zięć, czy córka radnej, radnego. A pan spiskuje.
-Na pewno będziemy - jako Komitet Referendalny - pokazywać konkretne przykłady nepotyzmu w gminie, ale właśnie, aby nie narazić się na zarzut pomówienia, teraz mówię ogólnie o tym, co ludzie myślą, a każdy udokumentowany przypadek na pewno nagłośnimy.
-Gdy rozmawiam z mieszkańcami Koziegłów, często pojawia się pytanie: odwołamy Ślęczkę i co dalej? Ludzie chcą wiedzieć, jaką będą mieli alternatywę. Załóżmy, że referendum będzie prawomocne, a mieszkańcy powiedzą w nim 2 X TAK, jak namawiacie na plakatach. I co dalej? Komitet ma własnego kandydata na burmistrza?
-Żeby referendum było ważne, potrzeba, aby wzięło w nim udział 30% uprawnionych wyborców, czyli ponad 3500 osób. Bardzo ważne, żeby każdy wziął dowód osobisty lub paszport! Przed kilkoma laty z tego powodu, że wiele osób, zwłaszcza starszych, tuż po niedzielnej mszy poszło głosować prosto z kościoła, referendum było nieważne, ponieważ wielu osobom odmówiono prawa głosu, gdyż nie mieli dowodu. Referendum odbywa się w atmosferze ostrego konfliktu obecnej władzy, którą chcemy odwołać i reszty mieszkańców i skrupulatne trzymanie się procedur jest sposobem na zniechęcenie mieszkańców. W „normalnych” wyborach, wiem jak to jest na wsi, ktoś zapomni dowodu, ale przecież ludzie dobrze się znają, komisja czasem przymknie oko. Teraz w komisji będą przedstawiciele burmistrza i Komitetu Referendalnego, którzy będą sobie wzajemnie patrzyć na ręce. Burmistrz zainteresowany jest niską frekwencją, żeby wynik referendum był nieważny, więc trzymanie się przepisów ordynacji będzie na pewno na 100%. Ta taktyka burmistrza i radnych, którzy bronią swoich posad już się potwierdza. Na spotkaniu 15 maja ustalili, że będą namawiać zwolenników, żeby nie iść na referendum.
-Czyli kto kandydatem na burmistrza, jeżeli referendum będzie udane?
-Wszyscy, którzy nas wspierają, powiedzieli, że musi to być kandydat nie związany z polityką, nowa twarz, nie związana też z ekipą rządzącą gminą przed Ślęczką. Ponieważ stałem się liderem naszego Komitetu, wszyscy uznali, że powinienem być kandydatem na burmistrza. I jeżeli wygramy referendum, będę kandydował. Choć mam nadzieję, że oprócz Jacka Ślęczki, który zapewnie też wystartuje, będę miał wielu konkurentów. Temat, kto będzie burmistrzem po Ślęczce jest ważny, ale najważniejszy cel, to odwołać burmistrza i skompromitowanych radnych i pchnąć gminę na ścieżkę rozwoju.
-Udało wam się zorganizować Komitet Referendalny, który skutecznie doprowadził do referendum. W ostatnią sobotę w Pińczycach byłem na uroczystości 95 lecia miejscowej OSP. I co mnie najbardziej zaciekawiło: uroczystość obserwowała garstka, może kilku mieszkańców. Jeżeli referendum nie będzie prawomocne, to tylko przez bierność mieszkańców, którzy rzadko angażują się, aby wziąć sprawy w swoje ręce.
-Do referendum, które zostało ogłoszone na 24 czerwca, mamy równo miesiąc. Komitet Referendalny wykorzysta ten czas jak najlepiej, aby mieszkańcy wiedzieli po co to referendum i aby byli przekonani, że można gminą Koziegłowy rządzić lepiej. Bo gorzej już chyba nie.
-We wtorek 22 maja spalił się panu las, pożar zagrażał też zabudowaniom. Podobno od czasu jak zaangażował się pan w sprawę referendum, nękają waszą rodzinę różne dziwne przypadki?
-Część to przypadki losowe, jak to w życiu. Zmarła moja babcia. Pożar lasu jest dziwny. Spalił się mój, i tylko mój las, jakby ktoś pilnował granic działek. Kilka tygodni wcześniej moja żona była przesłuchiwana po jakimś anonimowym donosie, pod kątem tego, że w nocy z 17/18 lutego miała rzekomo nielegalnie sprzedać 400 szt. duńskich warchlaków. Myśleliśmy, że to żart jakiś, bo żona jest na urlopie wychowawczym, w lutym jeszcze córkę piersią karmiła, a miała rzekomo w Siedlcu Małym, gdzie mieszkamy przeładowywać te 400 warchlaków. Miała je kupić –jak mówił policjant od jakichś państwa Andrzeja i Barbary Długowskich z Kiełpia koło Olsztyna na Mazurach. Specjalnie podaję te informacje, gdyż w naszej gminie nie brakuje, nawet wśród radnych, osób które zawodowo obracają warchlakami i pewnie odróżniają takiego „duńskiego”. Choćby przewodnicząca rady Joanna Kołodziejczyk. Może to byłby i dobry pomysł, jej poradzić się, co to „Duńczyk” ten warchlak? Postaram się zapytać. Może też zna tych Długowskich?
rozmawiał:
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze