(Myszków) „Od ognia i wody zachowaj nas Panie” – powinni głośno modlić się mieszkańcy Myszkowa. I nie ma w tym stwierdzeniu ani grama ironii. Sytuacja sprzętowa myszkowskich strażaków zawodowych przedstawiona podczas ostatniej Sesji Rady Powiatu przez ich komendanta Dariusza Cabana naprawdę nie nastraja optymistycznie. – To co pan mówi jest przerażające – komentował fragment jego sprawozdania, poświęconego brakom sprzętowym radny Ryszard Woszczyk.
Gdyby w Myszkowie zapalił się budynek Starostwa Powiatowego w Myszkowie mogłoby się okazać, że ewakuacja znajdujących się w nim ludzi byłaby bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. I nie chodzi tu wcale o odwagę czy umiejętności myszkowskich strażaków. Te akurat, co było wielokrotnie udowadniane, są doskonałe. By jednak strażak mógł nieść pomoc zagrożonym ludziom nie może na akcję iść „z gołymi rękami”. Tymczasem okazuje się, że przydatnego w takich sytuacjach sprzętu albo nie ma, albo jest w kiepskim stanie.
WSZYSTKIEMU WINIEN BRAK PIENIĘDZY
Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Myszkowie posiada na wyposażeniu tzw. drabinę mechaniczną, tj. samochód specjalny SD-30 Magirus, który został jej przekazany w 2007 roku. Ale rocznik pojazdu to… 1977, więc zastosowane w nim rozwiązania techniczne są już, delikatnie mówiąc, przestarzałe. Dlatego – jak mówi komendant myszkowskich strażaków brygadier Dariusz Caban – „jest to rozwiązanie tymczasowe”. Koszt nowego pojazdu z drabiną to jednak wydatek rzędu 3 milionów złotych. Tańszy jest podnośnik hydrauliczny, który w zależności od marki podwozia i parametrów technicznych (wysięg na poziomie 25- 30 metrów) kosztuje od 1 do 1,5 miliona. Na takie wydatki komendy jednak zwyczajnie nie stać.
Skokochron będący na stanie jednostki (tzw. drugiej kategorii – umożliwiający skoki z wysokości do 15 metrów) w tym roku …„stracił ważność”. – W bieżącym roku zakończył się okres jego pięcioletniej legalizacji. Niestety nie da się tej legalizacji przedłużyć, nie można odnowić tego skokochronu. Po pięciu latach nadaje się jedynie do wyrzucenia. Ratuje nas tylko zakup nowego, a to koszt ok. 40 tysięcy złotych. Chyba, że zdecydowalibyśmy się na taki, który „wytrzymuje 15 – 20 lat, wtedy więcej – tłumaczył radnym Dariusz Caban.
Radni słuchali tego fragmentu sprawozdania komendanta (składane za rok 2009) z niepokojem. – To co słyszymy, jest przerażające. To oznacza, że w przypadku pożaru wysokiego budynku, a takim jest np. budynek starostwa, ewakuacja ludzi byłaby praktycznie niemożliwa – nie krył obaw radny Ryszard Woszczyk. – Może należałoby się zastanowić, czy w przyszłorocznym budżecie nie przeznaczyć środków na potrzeby komendy – proponował Woszczyk. W tym miejscu warto wspomnieć, że w budżecie na rok 2009 radni z powiatu przeznaczyli ok. 500 tysięcy złotych na dokończenie budowy nowej strażnicy przy ul. Jana Pawła II. Czy ustalając kolejny plan wydatków radni pochylą się nad potrzebami strażaków? Może to być trudne, tym bardziej, że na termomodernizację czeka myszkowska komenda policji. Strażaków mogłyby wesprzeć lokalne samorządy, brygadier Dariusz Caban specjalnie jednak na to nie liczy. – Lokalne samorządy już i tak bardzo nas wspierają, za co jesteśmy im ogromnie wdzięczni. Pamiętać należy, że nasz powiat nie należy do najbogatszych, brak tu przemysłu. A gminy i tak wykładają duże środki na utrzymanie podległych sobie jednostek Ochotniczych Straży Pożarnych – wyjaśnia komendant.
POTRZEB JEST WIĘCEJ
Na nowe zakupy byłaby szansa gdyby myszkowska jednostka wyłożyła na nie choć połowę potrzebnej kwoty, licząc na dofinansowanie z jednostek nadrzędnych. Przy szczupłym budżecie jednostki jest to jednak bardzo trudne. A potrzeb niestety nie ubywa.
Komenda nie posiada na swoim wyposażeniu samochodu specjalnego ratownictwa chemicznego. W związku z tym w sytuacjach zagrożeń interweniuje tylko w zakresie podstawowym. W przypadku większych zagrożeń, jak to miało miejsce niedawno, kiedy na terenie powiatu znajdowano beczki z nieznanymi chemikaliami, konieczne jest wzywanie strażaków z plutonu specjalistycznego spoza powiatu, dysponującego odpowiednim sprzętem. O takim aucie komenda jednak na razie nawet nie marzy. Bardziej przydałby się jej nowy samochód terenowy. Ten, którym dysponuje obecnie, mocno się zużył podczas styczniowej katastrofy energetycznej. Lekki pojazd tego typu, który służyłby strażakom do tzw. rozpoznawania zagrożeń to jednak wydatek rzędu 120 tysięcy złotych.
Sprzęt strażaków zawodowych dostał też „w kość” podczas ostatnich akcji przeciwpowodziowych. Szczególnie dwie pompy szlamowe, które pracowały niemal cały czas (a powinny co kilka godzin „odpocząć” i przejść specjalny przegląd). Wtedy też okazało się, że strażakom bardzo przydałaby się pompa o dużej wydajności, na dwukołowej lawecie do ciągnięcia za samochodem, wyposażona w większą ilość węży. Skąd jednak wziąć na nią 70 tysięcy? Biorąc pod uwagę, że podtopienia mogą na naszym terenie występować coraz częściej może rozwiązaniem problemu byłaby wspólna „zrzutka” na nią gminnych samorządów? Bo póki co można liczyć chyba tylko na cud lub na wygraną w lotto, co na jedno wychodzi. – Gdybym wygrał w totolotka sam bym ją kupił – mówił podczas kuluarowej rozmowy z kierownikiem Biura Zarządzania Kryzysowego Starosty Myszkowskiego Zbigniewem Tarczewskim brygadier Dariusz Caban.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze