(Myszków) W procesie przeciwko Krzysztofowi Ś. i Krzysztofowi G. - dawnym prezesom MFNE, których prokuratura częstochowska oskarża o doprowadzenie do ogromnych strat w zakładzie zeznawał Mariusz Cierpisz, prezes fabryki, który zarządzał Myfaną przed oskarżonymi. Zeznał on 17 marca, że przed odwołaniem z funkcji prezesa spółki był w czasie swojej prezesury w MFNE naciskany przez Radę Nadzorczą w celu zaniechania produkcji kuchenek gazowych, które wtedy miały mocną pozycję na rynku. Zdaniem świadka, było to spowodowane tym, że ówczesny prezes Funduszu NFI (do którego należał myszkowski zakład) pracował także w Radzie Nadzorczej Amika Wronki. Amika zajmowała się produkcją kuchenek, a myszkowska fabryka była dla niej groźnym konkurentem.
Mariusz Cierpisz zarządzał fabryką od 1 kwietnia 1998, kiedy został powołany na prezesa MFNE S.A. w drodze ogólnopolskiego konkursu. Odwołany podczas nocnego posiedzenie Rady Nadzorczej MFNE 4 grudnia 2001 roku. Od tego wieczora fabryką zarządzali oskarżony Krzyszfof Ś. w duecie z Krzysztofem G.
W procesie któremu przewodniczy Sędzia Magdalena Mastaj świadek zeznał, iż na początku 2001 roku grupa menedżerska z jego udziałem chciała dokonać wykupu menedżerskiego myszkowskiego zakładu za 12 mln zł od jego ówczesnego właściciela, tj. NFI Progress. Transakcja miała odbywać się za pośrednictwem biura maklerskiego „Penetrator” z Krakowa. -„Penetrator” zobowiązał się do zakupu akcji, a następnie do odsprzedania ich w dłuższym okresie czasu grupie menedżerskiej. Grupa ta nie dysponowała 12 mln zł, stąd też pośrednictwo domu maklerskiego. Z uwagi na znaczny upływ czasu nie pamiętam, w jaki sposób miał nastąpić wykup tych akcji. Tym mieli zająć się specjaliści i doradcy – zeznał świadek. Dodał, że w okresie, kiedy „Penetrator” posiadałby 100% akcji, to on czerpałby zyski z działalności zakładu. Jednak oferta złożona przez grupę menedżerską nigdy nie doczekała się odpowiedzi.
Wkrótce po złożeniu oferty zmienił się skład Rady Nadzorczej Światowit S.A. Rozpoczęły się szczegółowe kontrole stany majątku i perspektyw rozwoju zakładu. Zdaniem świadka, podstawowym działaniem nowej RN było przymuszenie zarządu do zaprzestania produkcji sprzętu AGD, a zwłaszcza kuchenek gazowych. Było to o tyle dziwne, że prezes za tę produkcję był dotychczas chwalony. Myszkowskie produkty AGD bardzo dobrze radziły sobie na rynku, a samym zakładem interesowały się zachodnie koncerny. Zaprzestanie produkcji – zdaniem świadka – było na rękę ówczesnemu konkurentowi myszkowskiej fabryki, a mianowicie spółce Amika Wronki.
- Ówczesny prezes NFI Piotr Osiecki był zarazem członkiem RN konkurencyjnej spółki Amika Wronki. W zakresie sprzedaży sprzętu AGD, a w szczególności kuchenek, osiągnęliśmy w ciągu 2 lat istotną pozycję na rynku, stając się niewygodnym konkurentem dla Amiki Wronki. (...) Podejrzewam, że działania RN były podyktowane chęcią usunięcia konkurenta z rynku – zeznał świadek.
Dodał, że w czasie jego pracy w spółce były cztery składy Rady Nadzorczej, a spółka była przedstawiana w NFI jako wzorowo prowadzona w zakresie restrukturyzacji.
PLAN RESTRUKTURYZACJI: KONCEPCJA A WYKONANIE
Pod koniec rządów M. Cierpisza w myszkowskiej spółce został opracowany program restrukturyzacyjny, który otrzymał akceptację Rady Nadzorczej. - Polegał on na wydzieleniu ze spółki drugorzędnych technologii (np. produkcji wiader, cynkowni, lakierowni) na zewnątrz spółki, celem skoncentrowania działalności spółki na produkcji sprzętu AGD. Zarząd, który nastąpił po tym, jak odszedłem, przeprowadził działania odwrotne, wyprowadzając poza spółkę działalność, która przynosiła 85% przychodów i powodując degradację firmy Światowit S.A – zeznał świadek.
WYCENA SPRZĘTU DO PRODUKCJI AGD
Świadek złożył również zeznania w sprawie linii do produkcji sprzętu AGD, która została później sprzedana do zależnej spółki – córki (Światowit AGD). Jego zdaniem linia ta została sprzedana za cenę, która znacznie odbiegała od jej prawdziwej wartości.
- W 2000 roku prowadzona była wycena sprzętu do produkcji kuchenek. Wykonało ją Stowarzyszenie Inżynierów i Mechaników Polskich. Wartość linii została wyceniona wtedy na 6 mln zł. Natomiast przed moim odejściem wartość sprzedaży sprzętu pralniczego sięgała 30 mln zł przychodów rocznych. W praktyce w wycenie linii technologicznej stosuje się kwotę równoważną 20% wartości przychodów z danej produkcji jako cenę wyjściową do sprzedaży. Biorąc pod uwagę wartość tych dwóch linii produkcyjnych, mamy kwotę 11 milionów złotych, co stanowi kwotę zupełnie odbiegającą od wyceny linii produkcyjnej przeniesionej aportem do spółki-córki.
ZA MOJEJ PREZESURY FABRYCE NIE GROZIŁA UPADŁOŚĆ
- Kiedy ja byłem prezesem, spółce nie groziła upadłość. Była w dobrej kondycji finansowej. Na koniec listopada (na miesiąc przed moim odejściem) spółka odniosła finansowy wynik dodatni – powiedział świadek. Zeznał, że nowy zarząd (Krzysztof Ś. i Krzysztof G.) w grudniu dokonał drobiazgowych przekształceń, zakładając rezerwy na majątku, w efekcie czego zakład na koniec roku wykazał stratę w wysokości 3,5 mln zł. Zdaniem Cierpisza, działanie nowego zarządu miało na celu obniżenie wartości spółki w oczach jej właściciela (NFI Progress), a w konsekwencji sprzedanie myszkowskiej fabryki po zaniżonej cenie.
- O prawdomówności moich słów świadczy to, że firma uzyskiwała w kolejnych latach dobre wyniki finansowe. W sprawozdaniu za 2002 rok stwierdzono, że był to najlepszy rok działalności spółki w przeciągu 5 lat. W ślad za wynikiem nie poszło jednak rozwiązanie rezerw NFI Progress.
KŁODY POD NOGI
- Kiedy zostałem zwolniony z funkcji prezesa, otrzymałem informację od osób mi przyjaznych, że nowy zarząd szykuje mi nieprzyjemności w sądzie i w prokuraturze. Miałem problemy z podjęciem pracy w spółkach giełdowych – powiedział M. Cierpisz. Zeznał, że gdy starał się o pracę, ktoś na czas zdążył donieść jego przyszłemu pracodawcy o toczących się przeciwko niemu postępowaniach. Chociaż – jak zeznał świadek – żadne z nich nie zakończyło się postawieniem mu zarzutów. - W 2006 roku miałem możliwość otrzymania stanowiska prezesa firmy Zelmer w Rzeszowie. Właściciel tej spółki otrzymał jednak informacje, które zdyskredytowały mnie w jego oczach. Funkcję tę otrzymał dawny współpracownik oskarżonego. Był on przewodniczącym Rady Nadzorczej firmy „Łukbud” w Łukowie, w czasie kiedy jej prezesem był Krzysztof Ś.
Jak zeznał świadek, to wszystko sprawiło, że był zmuszony interesować się losami myszkowskiej spółki. Podczas toczącego się wobec niego postępowania, zbierał informacje, które miały uchronić go przed karą. Informacje czerpał z różnych źródeł: ze sprawozdań finansowych za kolejne lata oraz z rozmów z Pawłem D., który był akcjonariuszem MFNE.
KRZYSZTOF Ś: TO ZWYKŁE POMÓWIENIA
Zaraz po tym, jak Mariusz Cierpisz złożył zeznania, ustne oświadczenie złożył Krzysztof Ś. Zauważył, że świadek nie uczestniczył w latach 2001 – 04 w życiu firmy, stąd jego wiedza o sytuacji w firmie pochodziła z „drugiej ręki”, z doniesień prasowych i plotek.
Dodał również, że teoria spiskowa o układzie w NFI jest śmieszna i nie wytrzymuje z faktami. -Rezygnacja z produkcji dużego sprzętu kuchennego wiązała się z oceną ekonomiczną przedsięwzięcia. Na produkcji ponosiliśmy straty nie mniejsze niż 20% na każdej kuchni.
Oskarżony oświadczył również, że posiedzenie RN, na której Cieprisz został odwołany ze stanowiska prezesa, miała miejsce w trybie normalnym i obecność na niej prezesa nie była konieczna. Powodem tej decyzji – jak powiedział oskarżony - były tragiczne wyniki finansowe uzyskane przez Cierpisza za ostatnie 3 lata.
Ś. tłumaczył również, dlaczego doszło do zawiązania rezerw na majątku zakładu. Oskarżony powiedział, że dokumenty za rok 2001 były analizowane przez firmę Bufix z Kielc (przed złożeniem zawiadomienia do prokuratury przeciwko Cierpiszowi). – Z tej analizy wynikało, że pewne zapisy w 1991 – 2000 roku w dokumentacji były interpretowane wyraźnie w celu osiągnięcia dobrych wyników finansowych. Stąd w chwili zamykania roku budżetowego w 2001 musieliśmy w grudniu dokonać wyczyszczenia wszystkich spraw dokonywanych przez lata przez poprzedniego prezesa.
Oskarżony dodał, że nie rozumie, dlaczego on, jak i inne osoby z zarządu są atakowane przez Cierpisza i dlaczego świadek podaje ewidentną nieprawdę w zeznaniach.
Aleksandra Kubas
Nasz komentarz:
W procesie o doprowadzenie do zniszczenia sporej fabryki w Myszkowie chyba po raz pierwszy usłyszeliśmy zeznania, które odsłaniają mechanizmy „gry o Myfanę” jaka toczy się od 2001 roku. Od początku 2002 roku opisywaliśmy skandaliczną, wręcz kryminalną prywatyzację jaką zafundowało nam NFI. Najpierw fabrykę sprzedano spółce Inwestor 2000, czyli golcowi bez pieniędzy, założonej przez oskarżonego w procesie, który przed prywatyzacją doprowadził spółkę na skraj bankructwa. Jeden z zarzutów to –przypomnę- zarzut sfałszowania danych finansowych spółki, dla ukrycia utraty płynności. Gdyby, zgodnie z obowiązkiem, zarząd wtedy powiadomił sąd rejestrowy o ryzyku upadłości, nie doszłoby do prywatyzacji, a raczej do upadłości MFNE. Ale wtedy nie byłoby dalszych, twórczych działań, które opisywaliśmy przez lata jako kradzież fabryki.
W tym procesie zeznawało już wielu świadków o wątpliwej wiarygodności. W większości były to osoby zainteresowane raczej zaciemnieniem obrazu. W jasnym świetle mógłby Sąd dojść do wniosku, że ze świadków, należałoby rozszerzyć ławkę dla oskarżonych. Proces – i tak- trudny, jeszcze by się przeciągnął.
Proces się toczy, a na naszych oczach resztki Myfany przechodzą w inne ręce. Do niedawna wydawać się mogło, że np. biurowiec MFNE należy do Światowit SA. Błąd. Jest już własnością spółki należącej do brata kuratora, którego wyznaczył Sąd na opiekuna zakładu. Na tę funkcję dostał się likwidator dzięki poparciu związków zawodowych. I już widzimy efekty. Odwdzięczył się powołując szefa Solidarności Roberta Kaźmierczaka na likwidatora spółek Energo-Świat i Eko-Świat. Jako związkowiec był więc teraz odpowiedzialny za pozbawienie pracy dawnych kolegów. Pewnie diabeł się śmieje, jak widzi, gdy giną ideały Solidarności.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze