Już po sesji Rady Miasta Myszkowa Wojciech Łubianka, którego obecność wywołała na sali spore, sportowo-polityczne zamieszanie, zorganizował krótką konferencję prasową. Na niej bez ogródek mówił, co myśli o rządach obecnego burmistrza:
Wojciech Łubianka: - No cóż, pierwszy raz miałem możliwość przysłuchiwać się obradom Rady Miasta w Myszkowie. Na wstępie pragnę podziękować raz jeszcze Panu Sławomirowi Jałowcowi, który przewodniczył obradom Rady, i który był uprzejmy udzielić mi na końcu głosu. Na szczęście Pan burmistrz nie był gospodarzem tego posiedzenia, bo obawiam się, że znając jego „otwartość” na tego typu inicjatywy, nie doszłoby do tej publicznej dyskusji, co zresztą podkreślił karcąc Pana Jałowca – jakim prawem udzielił mi głosu. Pan burmistrz dał już temu nie raz wyraz, że najlepiej czuje się we własnym towarzystwie i jakiekolwiek sugestie czy otwarcie skierowane uwagi pod kątem jego sposobu zarządzania w mieście odbiera jako osobiste przytyki. Niestety funkcja burmistrza jest z natury wystawiona na krytykę opinii publicznej, a pamiętać należy, że oceny dokonują wyborcy, czyli mieszkańcy miasta, którym tym bardziej - ze strony osoby pełniącej tą jakże prestiżową funkcję - należy się szacunek. Moim zdaniem burmistrz Romaniuk, co potwierdziła tylko moja obecność na ostatniej sesji Rady Miasta, nie ma tego szacunku do mieszkańców Myszkowa za grosz. Świadczyć o tym może chociażby styl i sposób wypowiedzi uprawiany przez burmistrza w stosunku do niektórych radnych np. Pani Małgorzaty Kłósek, reprezentującej konkretne interesy mieszkańców dzielnicy Mijaczów. Co więcej, razi mnie jako mężczyznę, że podczas publicznej polemiki z kobietą (w tej sytuacji w/w Radną Miejską) - również kompromituje ten urząd, nie starając się nawet zachować pozorów kultury osobistej.
GM: - Jak pan skomentuje uwagi burmistrza pod pana i firmy TRIBAG adresem?
WŁ: - Trudno nazwać rzeczową polemiką to, co miało miejsce podczas tej sesji. Osobiście nie poznałem nigdy pana burmistrza, ale nie uważam tego za jakąś wyjątkową stratę. Pan burmistrz, jak można sądzić po stylu jego wypowiedzi, jest w dziwny sposób uprzedzony do mojej osoby, osoby pana Rafała Kołakowskiego i być może do wielu innych mieszkańców tego miasta (w tym mieszkańców Mrzygłodu – nazywając ich publicznie „ludźmi pana Łubianki”), bo może po prostu nie lubi zajmować się sprawami miasta. Gdyby było inaczej TRIBAG, czy może inny sportowy zapaleniec, już dawno mógłby inwestować pieniądze w przykładowy, przywołany wcześniej stadion LZS-u w Mrzygłodzie. MKS już dużo wcześniej mógłby iść do przodu, a na myszkowskim „ryneczku” dawno stałby obiekt handlowy z prawdziwego zdarzenia, i.... i można by pewno mnożyć przypadki, gdzie burmistrz mógł się wykazać dobrymi chęciami, inicjatywą czy chociaż minimalnym uporem w dążeniu do osiągnięcia celów, które, z drugiej strony - jak się niestety wydaje - muszą i tak wymyślać inni.
Nie mnie oceniać pracę burmistrza. Ocenę, jak będzie taka okazja, za rok wystawią wyborcy. Ja jednak chciałbym osobiście odnieść się do kilku kwestii, w tak zgrabny sposób przez burmistrza poruszonych podczas jego wystąpienia, a bezpośrednio tyczących się mojej osoby bądź dobrego imienia reprezentowanej przeze mnie spółki TRIBAG.
GM: - Jak pan odebrał „podziękowania” burmistrza, za sponsorowanie przez TRIBAG miejskiego MKS-u?
WŁ: - Nie bądźmy dziećmi. Ani ja, ani Pan Kołakowski nie wykładamy firmowych pieniędzy, tak naprawdę prywatnych dziesiątek tysięcy złotych po to, aby usłyszeć od burmistrza słowa podziękowania. Wymuszony pacierz Panu Bogu nie miły.... Nasze zaangażowanie w MKS wynika z czystej słabości do sportu i myszkowskiej piłki. Kiedy klub grał w II lidze, za czasów swojej świetności, my jeszcze byliśmy studentami. Teraz jednak mamy możliwość podjęcia próby przeżycia tego samemu i czynnego zaangażowania się w sukcesy naszych piłkarzy, dzielenia z nimi słodyczy zwycięstwa i goryczy porażki. Jestem zdania, że aby coś wyszło musi być w to - oprócz pieniędzy, włożone serce, po prostu musi się wszystkim chcieć.... i nam właśnie się chce, chce się również Prezesowi MKS-u, chce się trenerowi i chce się 27 piłkarzom - zdobywać dla Myszkowa punkty i walczyć nawet o awans. To jest tak, jak z zarządzaniem firmą czy wreszcie zarządzaniem miastem... musi się burmistrzowi chcieć! Chcieć coś więcej niż tylko odliczać dni do kolejnej wizyty na ukochanych kresach, czy kolejnych wakacji. I proszę mi wierzyć, że aby skutecznie działać dla dobra Myszkowa i jego mieszkańców, którym też jestem, nie potrzeba się tu urodzić. Proszę pamiętać, że każda ziemia daje nie tylko dorodne owoce, trafiają się też zbuki.
Jako mieszkańcowi Myszkowa – z wyboru, nie z przydziału, zależy mi, i jak sądzę zależy większości myszkowian, na rozwoju tego miasta, jego skutecznej promocji i zmianie wizerunku z prowincji Częstochowy na lidera w Jurze. Boli mnie to, że burmistrz Romaniuk od kilku już lat skutecznie podcina skrzydła firmom czy ludziom, którzy wykazują jakąkolwiek inicjatywę, którym nie wystarcza stanie w miejscu, bo tak na prawdę trzeba być świadomym, że przy dzisiejszym postępie inwestycyjnym w samorządach, są to trzy kroki w tył, nawet w stosunku do sąsiednich, a przecież mniejszych gmin w myszkowskim powiecie.
GM: - Jak pan odebrał aluzję burmistrza, którą ja odczytałem, że nie o sport, tylko o przyszłe wybory, w których wystartuje pan przeciwko Romaniukowi tu chodzi?
WŁ: - Trudno mi komentować tak przewrotną wypowiedź pana burmistrza w tej kwestii. Być może pan burmistrz ma obsesję na punkcie oceny wszystkich wydarzeń w mieście przez pryzmat przyszłorocznych wyborów, co akurat - o ironio - w tym konkretnym przypadku uważam za pozytywny odruch, bo może to stanowić swoistą motywację do bardziej wytężonej pracy... i oby tak było. Szkoda jednak, że nie rok czy dwa lata temu, być może przy tej okazji coś by się miastu i mieszkańcom pozytywnego przytrafiło.
Ja w tym temacie pozwolę sobie jedynie wyrazić nadzieję, że może przy okazji kolejnych wyborów pojawi się w Myszkowie kandydat z otwartą głową, bez bagażu partyjnych kolegów głodnych miejskich stanowisk, spoza wieloletnich układów i tzw. „myszkowskiego towarzystwa wzajemnej adoracji”, który osiągnął przyzwoity poziom rozwoju zawodowego, statusu społecznego i rodzinnego, co pozwoli mu w końcu traktować pełnienie funkcji Burmistrza w Myszkowie, jako wypełnianie służby cywilnej i obywatelskiej na rzecz rozwoju miasta i satysfakcji jego mieszkańców, a nie jako stołka do zaspokajania swojego ego czy trampoliny do zbicia kasy.
Napisz komentarz
Komentarze