Za nami pierwszy miesiąc wakacji. Sezon turystyczny w pełni, biura podróży mają pełne ręce roboty. Nie inaczej jest w Myszkowie, gdzie oblężenie przeżywa m.in. Biuro Podróży „Denar Travel”. Jego właściciela, Andrzeja Kaźmierczaka, zapytaliśmy gdzie najchętniej wypoczywają mieszkańcy miasta i powiatu.
„Denar Travel” jest w Myszkowie jednym z najpopularniejszych, o ile nie najpopularniejszym biurem podróży. Swoje biura ma także w Zawierciu, w Auchan w Poczesnej, a nawet w Żorach. Prowadzi także sprzedaż internetową. Właściciel „Denar Travel”, Andrzej Kaźmierczak, w ubiegłym roku znalazł się w elitarnym gronie 14 agentów biorących udział w drugiej edycji konkursu „Agent Roku”, organizowanego przez redakcję „Wiadomości Turystycznych”. Nominacje konkursowe zgłosiło sześciu największych polskich organizatorów turystyki. Przedstawiciel Myszkowa otrzymał we wspomnianym plebiscycie prestiżowe wyróżnienie. Ogłoszenie wyników konkursu odbyło się podczas VI Ogólnopolskiego Forum Agentów w Warszawie.
Gazeta Myszkowska: Sezon wakacyjny w pełni. Czy Biuro „Denar Travel” to czuje?
Andrzej Kaźmierczak, „Denar Travel”: - Tak. Odczuwamy duże zainteresowanie klientów, którzy kupują u nas wyjazdy zagraniczne. Mamy wrażenie, że ten rok dlatego jest tak dobrym rokiem pod tym względem, że w poprzednich latach turyści obawiali się wyjazdów poza granice kraju. Było to spowodowane m.in. atakami terrorystycznymi, wynikającym z nich ryzykiem, przez to niektórzy odeszli od podróży w tanie kierunki, jakimi są Egipt, Turcja czy Tunezja. Wybierano za to podróże, wczasy z dojazdem własnym, popularnością cieszyła się Chorwacja, Czarnogóra, nawet Węgry czy polskie morze. Można jednak powiedzieć, że turyści „nasycili” się tymi kierunkami, a dodatkowo przyzwyczaili do tego, co się dzieje na świecie, oswoili się z tym, i wrócili po wycieczki zagraniczne zorganizowane od „A do Z”, czy to samolotowe czy autokarowe. Wielu ludzi przychodzi do nas mówiąc, że mają już dość polskiego morza z niestabilną pogodą. Nawet przecież to lato, te wakacje, rozpoczęły się dość intensywnymi opadami. Dlatego w biurach mamy co robić.
GM: Gdzie najchętniej wyjeżdżają mieszkańcy Myszkowa? Jakie kierunki cieszą się niesłabnącą popularnością? Może pojawiła się jakaś „nowość turystyczna”?
A.K.: - Nowości na rynku turystycznym na pewno są, mamy takie w naszej ofercie, jednak czołówka popularnych kierunków to Grecja i Turcja. Ta ostatnia ma największy procent wzrostu sprzedaży, porównując roczne dane. Wydając dwa tysiące złotych klient ma tam dobre hotele, najlepszy standard, jakość, ma leżaki w cenie, bar na plaży, dobry wakacyjny klimat. W niezbyt wysokim budżecie. Podobnej jakości w tej cenie w Europie raczej nie znajdziemy. Do łask wraca Egipt, aczkolwiek wyjazd do tego kraju ludzie częściej wybierają w te nasze zimowe miesiące. Tam też w cenie do 2 tysięcy złotych można polecieć do pięciogwiazdkowego hotelu i luksusowo wypoczywać przez tydzień. Tunezja też jest bardzo chętnie wybierana przez klientów, zarówno sam ląd jak i tunezyjska wyspa Djerba. Dysponują dobrymi hotelami i dobrą ceną. Nowościami są w tegorocznym sezonie wakacyjnym liczne nowe wyspy greckie, czy Włochy. Na Riwierę Adriatycką, do Calabrii można już w tym roku dostać się samolotem. Nowością jest też taki kierunek jak Macedonia, który dysponuje dobrą bazą hotelową. Nie ma co prawda dostępu do morza ale ma duże, piękne jezioro i to też jest ciekawe. Cieszy się powodzeniem Albania, którą co roku wybiera coraz większa liczba turystów. Niektórzy klienci, dysponujący takim zasobem portfela, który pozwoliłby im na jednak dość drogie wczasy w Hiszpanii czy Portugalii, decydują się w te wakacyjne miesiące na takie kierunki troszeczkę dalsze, jak Wyspy Zielonego Przylądka. Za tygodniowe wczasy polecimy tam już za ok. 3 tysiące złotych od osoby, czyli jest to cena porównywalna z tą, jaka trzeba wydać na wypoczynek we wspomnianych wcześniej Hiszpanii czy Portugalii. Klient, który był już w tych krajach woli wydać te same pieniądze, by wypocząć gdzieś indziej, coś innego zobaczyć. Mamy klientów, którzy wybierają Meksyk, Kubę czy Dominikanę. I nie jest to nie wiadomo jak droga eskapada, bo przykładowo za Meksyk, z bezpośrednim wylotem z Warszawy, z pobytem tygodniowym w pięciogwiazdkowym hotelu zapłacimy między 4 a 5 tysiącami złotych. Podobnie jest z Dominikaną czy Kubą. Niektórzy klienci mają pomysł na wyjazd do Chin, za około 3.5 tysiąca, na tydzień czasu, gdzie zwiedzą Pekin i okolice. Jest to wycieczka zorganizowana od „A do Z”, z wyżywieniem w formie śniadania i obiadokolacji, z bezpośrednim wylotem z Warszawy. Niektórzy klienci, którzy chcą pojechać do Hiszpanii, a niekoniecznie stać ich na Wyspy Kanaryjskie, Majorkę czy Ibizę, wybierają kontynent hiszpański: Costa del Sol, Costa de la Luz, z bardzo dobrą bazą hotelową i w rozsądnych cenach. To oczywiście wakacje. Bo jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę miesiące zimowe, czy jesienne, gdzie już od dwóch miesięcy są dostępne różne oferty, to ludzie chętnie wybierają takie kierunki jak Tajlandia, Oman, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy nawet Brazylia. Oczywiście ta sprzedaż nie jest tak oszałamiająca jak wyjazdy wakacyjne do Grecji, bo są to droższe kierunki, ale coraz częściej cieszą się popularnością. Podobnie jak Zanzibar czy Kenia. Ogólnie trendy są w Polsce takie, że ta turystyka się mocno rozwija. Mamy większy wachlarz produktów, dzięki temu łatwiej ofertuje się nam klientów. Nie musimy już sięgać do ofert z rynku niemieckiego, które też mamy w posiadaniu. Jeszcze 5-6 lat temu klient, który chciał lecieć na Malediwy, kupił je dużo taniej z wylotem z Frankfurtu, Berlina czy Drezna. I takich klientów obsługiwaliśmy. W tym momencie na Malediwy bez problemów można polecieć z Katowic, Krakowa czy Warszawy, ponieważ linie lotnicze mają przyloty do Dubaju czy Kataru, i z Kataru można na Maledi wy lecieć za dużo mniejsze pieniądze niż to było kiedyś. Dostępność tez jest dużo większa, dziś praktycznie codziennie możemy wylecieć na taki egzotyczny kierunek z dowolnym dniowym pobytem.
GM: - Jak Myszkowianie wybierają wakacje? Przychodzą do Was mówiąc: mam tyle pieniędzy, proszę mnie gdzieś wysłać w świat? Może przychodzą z konkretnym nastawieniem, wiedząc, czego chcą?
A.K.: - Są dwie grupy klientów. Jeden klient to taki, który – chyba jak w każdej branży – jest zdecydowany na coś, lubi sobie sam coś wypatrzyć, wie, jakie ma marzenia, chce je spełnić właśnie u nas. Wtedy przychodzi i mówi konkretnie: mam takie pieniądze do dyspozycji i marzą mi się w tym roku np. Karaiby. Drugi klient to taki, który mówi: mam takie ramy czasowe, wyślijcie mnie w tym czasie gdzieś za określony budżet. I my takiego klienta możemy wtedy wysłać naprawdę w każdy kraniec świata. Ale ciężko jest nam przedstawić 50 czy 80 ofert. Wtedy precyzujemy. Proponujemy, że w tym konkretnym okresie, od którego zależy długość pobytu, za te określone środki można wybrać się tu czy tam. Wszystko zależy od tego, na co klient ma ochotę, czy chce jechać gdzieś bliżej, czy woli egzotykę. Czy bardziej odpowiada mu formuła All Inclusive, czyli wszystko w cenie, czy może woli sam na miejscu się poruszać, bo chce być niezależny od hotelu, lubi zwiedzać, zaznając kultury danego kraju czy jej kuchni. Ja sam dzielę swoje podróże na dwie grupy: te, na które jadę z dziećmi i rodziną i wtedy raczej chcę hoteli, które dysponują dobrą infrastrukturą, basenami, dobrym pakietem All Inclusive, a czasem mam ochotę na podróż innego typu, wtedy np. wybieram Tajlandię, gdzie biorę same śniadania, byle być w centrum miasta i żyję tym krajem jego kulturą, kuchnią.
GM: - Turyści są dzisiaj bardziej wymagający niż kiedyś?
A.K.: - Oczywiście. Zdecydowanie bardziej wymagający. Obserwujemy to na przestrzeni naszej kilkunastoletniej już działalności. Przez to, że nasz przeciętny klient był już za granicą, niektórzy nawet kilka razy, to nawet ci, którzy byli tylko w krajach europejskich, mają już swoje wymagania, swoje gusta. Porównują swoje podróże. Jeden klient woli małe kameralne hotele, byle być w centrum miasta, bo lubi spacerować, zwiedzać, drugi mówi, że lubi mieć wszystko „podane na tacy”. Klienci mają np. takie wymagania, bo podróżują z dziećmi, by animacje dla najmłodszych były w języku polskim.
GM: - Macie możliwości, by przed sezonem sprawdzić osobiście dany hotel, kraj, który potem polecacie klientom? Chyba łatwiej sprzedać coś, co się widziało, dotykało, smakowało?
A.K.: - My wręcz musimy to robić. Ktoś, kto obserwuje naszą pracę z boku często widzi tylko same pozytywy naszej profesji. Czyli nasze podróże, naszą dostępność do danego produktu. Ale trzeba pamiętać, bo tego nie widać, że kiedy my jedziemy za granicę do danego kraju, to tak naprawdę my tam nie leżymy tylko i wyłącznie na leżakach, tylko praktycznie codziennie zwiedzamy po kilka czy kilkanaście hoteli w danym regionie. I my, jako właściciele biura, staramy się wysyłać na takie wyjazdy sukcesywnie także naszych pracowników. To nas chyba wyróżnia od innych biur, że staramy się mieć naprawdę przeszkoloną kadrę, która widziała jak wygląda dany kraj, jego kultura, hotele. Każde biuro powinno w ten sposób postępować.
GM: - A propos tej „drugiej strony” podróżowania. Nie od dziś wiadomo, że jest grupa turystów, która nawet, jeśli wyjazd będzie bez zarzutów, hotel będzie spełniał oczekiwania najwybredniejszych klientów, to zawsze się poskarży, że „trawa była za zielona”, „niebo za błękitne”, a „słońce grzało za mocno”. Czy macie kłopoty z takimi podróżującymi, którzy wracając z wczasów chcą jeszcze odzyskać część wydanych na podróż pieniędzy?
A.K.: - Aż z takimi malkontentami nie mamy do czynienia, myszkowianie chyba pod tym względem przewyższają kulturą podróżowania innych naszych rodaków. Ale nie da się ukryć, że część biur podróży ma z takimi osobami dość często do czynienia, czasami są to przypadki bardzo medialne. Ja muszę myszkowian pochwalić. Powiem tak: o ile klient przyjdzie i jego reklamacja będzie taka, że lot się opóźnił, nie miał pokoju z widokiem na morze, mimo, że za taki zapłacił, albo, że miały być leżaki na plaży gratis, a trzeba było za nie zapłacić, to taka reklamacja jest dla mnie „na starcie” uzasadniona. Ale jeżeli ktoś przychodzi i narzeka np. na jedzenie, że było nie takie jak trzeba, że może sprzątanie było nie takie jak trzeba, że może obsługa kelnerska czy barmańska nie pracowała jak trzeba, to ja tego nie mogę od razu potwierdzić, czy jest to opinia obiektywna. Dlatego, że czasem klient – bądźmy szczerzy – może nie trafić z kierunkiem dla siebie. Czasem ktoś jedzie pierwszy raz do Egiptu i powie po powrocie: „byłem tam ostatni raz”. Bo ma dość kultury tego kraju, zachowania handlujących, którzy wiadomo, że zrobią wiele by sprzedać swój towar i nagabują potencjalnych klientów, nie smakowało mu jedzenie ze względu na sposób przyrządzania czy stosowania tamtejszych przypraw. Taki klient w pewnym sensie ma rację – bo w jego odczuciu było coś nie tak, co zepsuło mu wypoczynek. Ale czy to znaczy, że jego reklamacja jest zasadna? Nie mnie to oceniać. Są różne gusta. Kupimy buty w sklepie, bo nam się spodobają, bo sądzimy, że będą nam pasować. A po tygodniu przychodzimy je zwrócić, bo jednak są niewygodne, nie leżą nam. Tak samo jest z podróżami. Klient często nie ma do mnie pretensji, tylko do samego kierunku, i ma prawo złożyć reklamację.
GM: - Czy takie sytuacje – niezależne od Was – jak np. ostatnie pożary w Grecji, czy strajk linii lotniczych, bardzo destabilizują Waszą pracę?
A.K.: - Pożary w Grecji miały miejsce w największym stopniu w rejonie Aten, gdzie nasi klienci rzadziej wybierają ten kierunek Grecji. I w czasie tego największego zagrożenia nie było tam poszkodowanego żadnego naszego klienta. Były tam osoby spędzające urlop, które wykupiły podróż w naszym biurze, ale wróciły do kraju wcześniej, przed tymi pożarami. Była oczywiście grupa klientów, która od razu zadzwoniła do nas, pytając, czy aby na pewno ich wczasy są bezpieczne, czy region, gdzie chcą pojechać jest bezpieczny, ale to były szczątkowe ilości. Nie mieliśmy takich obaw. Jeśli chodzi o strajki pracowników linii lotniczej Ryanair, utrudnienia dotyczyły tylko podróżujących tanimi liniami lotniczymi. I ucierpieli w nim indywidualni klienci. Powiem tak, takie sytuacje jak ten strajk wręcz nam… pomagają. Bo klient, który sam kupił sobie bilet, sam zarezerwował hotel, nagle nie może odbyć podróży, narażony jest na straty. Bo za hotel często zapłacił z góry, ale nie może do niego dotrzeć. Inaczej jest z lotem czarterowym, gdzie przewoźnik nie może ot tak, oddać biletów. Bo często czartery powiązane są odrębnymi kontraktami, z umowami z Tour operatorami, którzy często zapłacili z góry za loty, gdzie po odwołaniu lotu w grę wchodziłyby wysokie, wielomilionowe odszkodowania.
GM: - Czy wczasy w Polsce też sprzedajecie?
A.K. - I to często za niższe pieniądze niż gdyby je kupować na różnego rodzaju portalach internetowych. Wszystko zależy od tego, jakie ktoś ma oczekiwania. Jeśli ktoś chce mieszkać w zwykłym pensjonacie czy apartamencie o niższym standardzie, to na pewno samemu jest w stanie znaleźć tańszą ofertę. Ale jeżeli ktoś chce wypoczywać w hotelu z dobrą infrastrukturą, o jakości min. trzygwiazdkowej, w kurorcie nadmorskim czy górskim, to jak najbardziej mamy operatorów, którzy dysponują dużo lepszymi cenami niż ma sam hotel czy tymi oferowanymi w sieci. Dlatego, że ci Tour Operatorzy kupują miejsca wcześniej, płacąc z góry za pewną pulę, i mają dzięki temu dużo niższe ceny. W przypadku Pomorza, niemieckie biura przez to, że na rynku niemieckim olbrzymią masę turystów zaopatrują w ofertę polskiego Pomorza, to wręcz mają bardzo niskie ceny. Sam tego doświadczyłem, bo co roku jeździmy z rodziną nad morze, kupując oferty Neckerman’a czy Tui. W takim przypadku tygodniowy pobyt dla rodziny może być tańszy nawet o tysiąc złotych.
Rozmawiał Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze