(Zawiercie, Choroń) Nie milkną echa tragicznego końca poszukiwań 51-letniego mieszkańca Choronia Dariusza Walocha, który w niedzielę 26 listopada ubiegłego roku wyszedł ze szpitala w Zawierciu. Sprawa ta stała się tematem programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” wyemitowanego na antenie TVP. Teraz myszkowska prokuratura zbada między innymi, czy personel medyczny prawidłowo sprawował opiekę nad pacjentem.
8 grudnia ub. r. zakończyły się poszukiwania zaginionego Dariusza Walocha. Jego ciało zostało odnalezione w strumyku na terenie powiatu myszkowskiego. Mężczyzna samowolnie opuścił szpital z zamiarem powrotu do swojego miejsca zamieszkania.
- Policjanci bezpośrednio po zgłoszeniu rozpoczęli poszukiwania. Wspólnie ze strażakami i ratownikami GOPR przeszukiwali teren w pobliżu drogi prowadzącej do Myszkowa. To właśnie na tej drodze, w dniu zaginięcia jeden z kierowców zauważył pieszego o rysopisie podanym w komunikacie. O wsparcie poproszono policjantów z Myszkowa. Użyto również psa tropiącego. Jednak zalegający śnieg skutecznie utrudniał poszukiwania. Dzisiaj podjęto kolejne intensywne działania, które doprowadziły do znalezienia zwłok zaginionego mężczyzny – napisali wtedy na stronie zawierciańskiej policji funkcjonariusze.
Mimo zimna i chłodu panującego o tej porze roku zaginiony ubrany był tylko w szare spodnie dresowe, czarną bluzę z kapturem i granatowe papucie.
POD LUPĄ PROKURATURY
Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, w sprawie zaginięcia Dariusza Walocha zostało wszczęte śledztwo, które jest prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Myszkowie. Zwłoki zaginionego zostały odnalezione w korycie rzeki (przy jednym z brzegów), w dzielnicy Mrzygłód.
- W toku śledztwa zostanie ustalone, czy personel medyczny prawidłowo sprawował opiekę nad pacjentem. Zbadana zostanie także kwestia, czy we właściwy sposób prowadzone były działania poszukiwawcze przez policjantów – przekazał rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek.
Przypomnijmy, jak wykazała sekcja zwłok przyczyną śmierci mieszkańca Choronia było utonięcie.
SZPITAL: NIE MOŻNA NIKOGO ZATRZYMAĆ SIŁĄ
- Czy docierały do Państwa sygnały o dziwnym zachowaniu mężczyzny? – pytaliśmy przedstawicieli szpitala.
- Przeprowadzono wywiad wśród personelu Oddziału Neurologicznego, który pełnił swoje obowiązki podczas pobytu chorego w oddziale. Żaden pracownik nie zaobserwował dziwnych zachowań pacjenta – przyznaje rzeczniczka prasowa Szpitala Powiatowego w Zawierciu Karolina Matuszewska.
Chcieliśmy wiedzieć między innymi, czy myślano o zamontowaniu monitoringu przed wyjściami.
- Nasza placówka stawia na rozwój i systematyczne podnoszenie jakości świadczonych usług medycznych, toteż nieustannie inwestujemy w sprzęt - zarówno medyczny, jak i techniczny. Jednym z elementów przyszłych inwestycji jest zakup monitoringu na cały szpital. Podniesie to bezpieczeństwo pacjentów przebywających na terenie szpitala i w jego obrębie. Chciałabym jednak podkreślić, że nie można nikogo zatrzymać siłą, bo pacjenci nie są ubezwłasnowolnieni. Mogą w każdej chwili opuścić lecznicę. Szpital nie jest placówką zamkniętą, a w omawianym przypadku pacjent świadomie ubrał się, spakował i opuścił oddział – dodała Matuszewska.
Próbowaliśmy ustalić, czy szpital powiadomił policję o tym, że pacjent wcześniej miał atak padaczki i że już wcześniej miał problemy zdrowotne (wylew)?
- Pacjent opuścił samowolnie placówkę, w której był hospitalizowany. Zgłoszenie na policję zawierało informację, że poszukiwana osoba była pacjentem szpitala – komentuje rzeczniczka.
Pozostaje pytanie, czy istnieje możliwość nadzoru indywidualnego nad pacjentami, którzy wykazują się zaburzeniami zachowania na oddziale otwartym?
- Na indywidualny nadzór nad pacjentami pozwala ,,procedura stosowania przymusu bezpośredniego”. Jest ona stosowana do osób z zaburzeniami psychicznymi, agresywnych, stwarzających zagrożenie dla siebie lub innych. Przymus bezpośredni pozwala na doraźne, krótkotrwałe unieruchomienie osoby z użyciem siły fizycznej, przymusowe zastosowanie leków, wprowadzenie leków do organizmu osoby (nawet bez jej zgody) oraz izolację. W tym przypadku taka sytuacja nie miała miejsca – komentuje Karolina Matuszewska.
Monika Polak-Pałęga
Napisz komentarz
Komentarze