(Myszków) Radni z komisji rewizyjnej uznali za zasadną skargę rodziców na działalność dyrektorki Szkoły Podstawowej nr 7 na Będuszu Jolanty Brzdąk. Licznie obecni na posiedzeniu komisji rodzice (26 lipca) ponownie podnosili argumenty, o których pisaliśmy w numerze 28 Gazety Myszkowskiej. Światło dzienne ujrzały także kolejne problemy, z którymi przez kilka miesięcy borykali się rodzice. Dyrektorka, która w rozmowie z Gazetą Myszkowską nie miała sobie nic do zarzucenia po kilku dniach na ręce burmistrza złożyła rezygnację, po czym rozmyśliła się i…złożyła kolejne pismo, w którym chciała wycofać rezygnację. Na obrady komisji rewizyjnej dyrektorka nie przyszła, choć jak mówią radni była powiadomiona skutecznie. Nie pojawił się także nikt z nauczycieli, którzy stawali w obronie dyrektorki. Na sesji nadzwyczajnej zwołanej na 27 lipca Rada Miasta w Myszkowie podzieliła zdanie komisji rewizyjnej uznając większością głosów, że skarga na działalność dyrektorki jest zasadna.
27 czerwca do burmistrza Włodzimierza Żaka, do Śląskiego Kuratorium Oświaty i naszej redakcji wpłynęło pismo rodziców, w którym dyrektorce Szkoły Podstawowej nr 7 stawiają liczne zarzuty. Większość z nich niestety trudna do zweryfikowania lub oparta na relacjach dzieci do rodziców. Główny zarzut do dyrektorki dotyczy lekcji przez nią prowadzonych. Zdaniem rodziców plastyka i matematyka notorycznie odbywają się z opóźnieniem, lub…wcale. Kolejne zarzuty dotyczą braku opieki nad dziećmi podczas zajęć świetlicowych i braku wody w toalecie. – Mam doświadczenie z dużej szkoły, z dużego miasta. Tam zawsze były opiekunki na świetlicy, był dziennik, rodzice składali podpisy odbierając dziecko ze szkoły. Tutaj nigdy nie widziałem opiekunów na świetlicy, kiedy dzieci kończyły zajęcia – mówił do radnych z komisji rewizyjnej jeden z rodziców, po czym padają kolejne zarzuty w stronę dyrektorki. – Dzieci z klasy pierwszej były zaprowadzane na zajęcia do klasy drugiej lub do przedszkolaków. Pytam dziecka o pracę domową, co robiliście na lekcji, to dziecko mi odpowiada, że albo nic albo układaliśmy puzzle. Przez pół roku w ćwiczeniówce nie było nic – mówiła jedna z matek. Głosów w podobnym tonie było znacznie więcej, bo w obradach komisji uczestniczyło aż 13 rodziców. Biorąc pod uwagę, że w szkole jest 60 dzieci, a spora część ma w tej szkole dwójkę, to widać, że rodzice mają naprawdę już dość takiej sytuacji. – Szkoła jest ciągle otwarta. Kiedyś była sytuacja, że dziecko miało iść do toalety, a wyszło ze szkoły. Dziecko było szukane, ale na szczęście poszło do domu – tłumaczy kolejny rodzic.
Okazuje się również, że rodzice nie składali oświadczeń, w których informowaliby dyrekcję o odbieraniu dzieci ze szkoły. Rodzice twierdzą, że oświadczenia takie pojawiły się dopiero w połowie roku szkolnego po interwencji w Urzędzie Miasta. A to właśnie dzięki oświadczeniom dyrektor na początku roku szkolnego układa plan pracy świetlicy. Teraz okazuje się, że takiego planu w ogóle nie było. – Dopiero po tej sytuacji i rozmowie z panią Wieczorek z Urzędu Miasta pojawiła się w szkole kartka – opowiada matka.
Brak szatni, brak wody
- Bulwersuje mnie fakt, że w szkole są tylko 3 szatnie. Młodsze dzieci przebierają się na zajęcia z wychowania fizycznego razem, starsze owszem osobno, ale dziewczynki przebierają się w szatni, gdzie jednocześnie ubierają się dzieci np. po skończonych lekcjach. To jest dla nich krępujące - alarmuje ojciec jednej z uczennic.
Okazuje się, że w toaletach szkolnych nie tylko brakuje mydła, czy papieru toaletowego, ale nie ma również…wody! – Dzieci chodzą do nauczyciela i mówią, że boli je brzuch. Nauczyciel dzwoni po rodzica, a rodzice bojąc się o dziecko od razu przyjeżdżają, po czym w domu okazuje się, że w szkole nie było możliwości korzystania z toalety. Dzieciom tłumaczy się, że nie ma mydła bo rozlewają, a papier wrzucają do toalety – mówi matka ucznia.
Rodzice mówią również, że w jedynej w szkole toalecie odpadł kran, bowiem rozpadł się ze starości. Na jego naprawę czekali kilka miesięcy. Wspominają także, że jeśli papier toaletowy był w szkole, to miała go do dyspozycji nauczycielka. Dzieci, które chciały skorzystać z toalety odrywały potrzebną ilość i dopiero wychodziły z klasy. – Dla naszych dzieci było to bardzo krępujące, więc wolały do toalety nie chodzić – mówią zgodnie rodzice.
Rada Rodziców ma płacić za wszystko
- Kiedyś dyrektor poinformowała nas, że w szatniach trzeba wymienić szafki i wieszaczki, a rada rodziców ma zapłacić najniższą fakturę. W efekcie to rodzice zapłacili za wszystkie faktury. Miarka się przebrała, gdy zdaniem rodziców dyrektor zażądała od rady rodziców zapłaty za sałatę (zieloną sałatę - przyp. red.) i paliwo do kosiarki. – Wszystkie faktury możecie przejrzeć. Mamy je tutaj – mówił jeden z obecnych rodziców. Okazuje się, na początku roku szkolnego każdy wychowawca przedstawiał rodzicom listę rzeczy, które muszą dzieciom zapewnić rodzice. Na liście tej znalazły się, m.in. papier toaletowy, ręczniki papierowe oraz papier ksero.
Wiceburmistrz Iwona Franelak zapewniła rodziców, że miasto nie oszczędza na środkach higienicznych. – Pieniądze na ten cel nie są nigdy ograniczone. Nie wymagamy zbiórek czy składek czy też przynoszenia do szkoły. Dotyczy to także papieru na ksero – tłumaczyła wiceburmistrz, dodając – nigdy gmina nie wymaga też płacenia faktur przez Radę Rodziców.
Kiedy Rada Rodziców chciała spotkania z dyrektorką, ta nigdy nie miała czasu, a gdy przychodzili na jej wezwanie, a poruszali niewygodne dla niej tematy, wówczas wychodziła z sali.
Dyrektorka nie pojawiła się
Podczas obrad niektórzy radni cały czas się zastanawiali co jest powodem nieobecności dyrektorki Jolanty Brzdąk na obradach komisji. – Dlaczego temat nigdy nie został zasugerowany komisji oświaty? Teraz zostaliśmy postawieni pod murem. Może dyrektorka nie mogła przyjść, są sytuacje losowe, wszystko mogło się zdarzyć. Nie wiem jak mam postąpić, bo nie ma dyrektorki – zastanawiała się radna Iwona Skotniczna. Przewodniczący komisji Zenon Ludwikowski tłumaczył radnym, że dyrektorka była powiadomiona skutecznie, a jeśli chciałaby się bronić, a nagle coś by się wydarzyło, to są procedury, które pozwalają na zmianę terminu komisji. – Dyrektorka jest tu na terenie – tłumaczył Ludwikowski.
Radna Beata Pochodnia uważa jednak, że dyrektorka ani nauczyciele nie byli zainteresowani tematem. Podobne zdanie na ten temat miał radny Adam Zaczkowski. – Na ten moment nadal uważam, że dyrektorka się nie pojawiła, bo nie miała się jak bronić – uciął dyskusję Ludwikowski.
Kwestia bezpieczeństwa jest przecież najważniejsza dlatego większość radnych nie miała wątpliwości, jaką decyzję podjąć odnosząc się do argumentów większości rodziców podpisanych pod skargą. – Chcę zwrócić uwagę na determinację rodziców, liczną ich grupę. Chcą zrobić wszystko, aby problemy zostały zauważone. To są problemy skomplikowane i ciężko jest wydawać osąd. Dzisiaj pojawiło się wiele tematów, może poszlakowych, ale jednak z ust dużej grupy rodziców. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko bało się skorzystać z toalety w szkole. A to, że nie ma nauczycieli, o których też była mowa w piśmie jest zastanawiające - mówił Zaczkowski.
Skargę uznali za zasadną
Mimo wielu wątpliwości 6 głosami „za” oraz przy 3 głosach „wstrzymujących się” radni z komisji rewizyjnej uznali skargę na dyrektorkę Jolantę Brzdąk za zasadną. Kolejnego dnia na sesji Rady Miasta radni znowu mieli wątpliwości, jaką podjąć decyzję. Podkreślali jednak, że rozpatrują wyłącznie zarzuty dotyczące pracy dyrektorki, a nie pracy nauczycieli. – Nie możemy oceniać pracy nauczycieli, albo decydować o zatrudnianiu nauczycieli czy dyrekcji. Możemy jedynie ocenić dyrektorkę pod względem tego, co się dzieje w placówce - mówiła radna Beata Pochodnia, kierując słowa do rodziców. Większością głosów ( 9 „za”) radni uznali skargę za zasadną. Rodzice podziękowali za tę decyzję gromkimi oklaskami.
Burmistrz Włodzimierz Żak musi teraz podjąć decyzję, czy przyjąć próbę cofnięcia przez dyrektorkę złożonego wypowiedzenia czy odmówić. Wtedy dyrektorka zgodnie z własnym wnioskiem odejdzie na emeryturę. Jak się dowiadujemy jeszcze przed urlopem podjął decyzję dotyczącą dyrektorki Brzdąk, jednak chciał, aby radni dowiedzieli się o niej dopiero po tym, jak podejmą decyzję. – O decyzji burmistrza poinformujemy niebawem. Burmistrz nie chciał, aby radni w głosowaniu sugerowali się jego decyzją. Pani dyrektor zostanie poinformowania pisemnie o decyzji burmistrza. Dzisiaj (27 lipca – przyp. red.) wyślemy pismo. Nie chciałabym, aby dyrektor dowiedziała się o tej decyzji od innych – mówiła wiceburmistrz Iwona Franelak. Jak możemy się domyślać po uznaniu skargi rodziców za zasadną szkołą w Będuszu zarządzać będzie nowy dyrektor/dyrektorka. Ze względu na krótki czas i awaryjną sytuację miasto zapewne skorzysta z możliwości powołania dyrektorka bez konkursu.
Część nauczycieli broni dyrektorki
Po naszym artykule Alicja Skalik nauczycielka z Będusza przyniosła list w obronie dyrektorki. Początkowo anonimowy, więc zażądaliśmy podpisów. List firmowany jest jako stanowisko Rady Pedagogicznej, ale - jak potwierdziła nam rzecznik magistratu - Rada Pedagogiczna SP 7 nie zbierała się w wakacje. Można więc potraktować list jako stanowisko 9 nauczycieli, na pewno nie Rady Pedagogicznej. W liście piszą (drukujemy istotne fragmenty): „W odniesieniu do wniosku o odwołanie dyrektor Jolanty Brzdąk (nie było takiego wniosku, dyrektorka sama złożyła wypowiedzenie z pracy - przyp. red.) odpowiadamy na nieprawdziwe zarzuty. W ciągu ostatniego roku z panią dyrektor jak i z nauczycielami nikt nie rozmawiał o jakichkolwiek nieprawidłowościach w pracy nauczycieli i funkcjonowaniu placówki. (…) Lekcje w szkole odbywają się punktualnie, materiał programowy został w całości zrealizowany (…). Życie prywatne rodziców nie jest i nigdy nie było przedmiotem naszych zainteresowań. (…) W przypadku łączeń różnych wiekowo grup nauczyciel ma opracowany plan pracy w klasach łączonych. Aby zrekompensować łączenia dodawane były dodatkowe godziny lekcyjne. Wszyscy nauczyciele cenią sobie współpracę z panią dyrektor, stosunki personalne są serdeczne i pełne zrozumienia. (…) Szkoła zapewnia bezpieczeństwo. Żadne dziecko samodzielnie nie może opuścić placówki. Zdarzył się pojedynczy incydent wynikający z sytuacji zdrowotnej ucznia. (…) O poziomie nauczania w szkole świadczą wysokie wyniki ogólnopolskiego sprawdzianu po klasie III i VI. Potwierdzają to również badania umiejętności z poszczególnych przedmiotów. Uczniowie reprezentujący naszą szkołę na szczeblu miejskim i powiatowym zajmują wysokie lokaty. (…) Zarzuty stawiane przez rodziców traktujemy jako pomówienia. Jako nauczyciele - funkcjonariusze państwowi - stwierdzamy godność grona pedagogicznego naszej placówki została naruszona.” List podpisali „funkcjonariusze państwowi” w osobach: Anna Krajewska, Teresa Motylewska, Alicja Skalik, Marta Krysiak, Irena Nawrocka, Aneta Dziuk, Izabela Olszewska, Dorota Bojarska. Jednego podpisu urzędnika państwowego nie udało nam się odczytać.
Ewelina Kurzak
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze