(Myszków) W ubiegłym tygodniu opisywaliśmy na naszych łamach historię tragicznego w skutkach porodu, jaki miał miejsce w Szpitalu Powiatowym w Myszkowie. W wyniku zaniedbań dziecko małżeństwa z powiatu zawierciańskiego urodziło się niedotlenione i wkrótce potem zmarło. Szpital wypłacił rodzicom dziecka wysokie odszkodowanie. W artykule postawiliśmy wówczas tezę, że nie pomogą nawet najpiękniejsze, nawet najnowocześniejsze szpitalne mury, jeśli w parze z nimi nie pójdzie właściwa postawa pracujących w nich lekarzy. Kilka tygodni temu przekonał się o tym boleśnie mieszkaniec Dąbrowna, pan Paweł, który do myszkowskiej lecznicy trafił z niemal rozpłatanym na dwoje nosem. Do rannego, mimo wezwań pielęgniarek, nie pofatygował się żaden z dyżurujących wówczas lekarzy, a pan Paweł uzyskał ostatecznie pomoc dopiero w szpitalu w … Częstochowie. Dyrektor Jacek Kret przyznaje, że doszło do zaniedbań.
Pan Paweł (nazwisko do wiadomości redakcji) to przysłowiowa „złota rączka”. Potrafi wiele rzeczy wykonać sam. Np. podwiesić sufit. Taki właśnie remont postanowił przeprowadzić we własnym domu w Dąbrownie, w gminie Niegowa. Podczas pracy doszło jednak do wypadku.
- Po prostu złożyło się pode mną rusztowanie. Jedna z jego części mocno uderzyła mnie w nos, niemal przecinając go na dwie części. Strasznie bolało, krwawiłem. Krewny szybko zawiózł mnie samochodem do szpitala w Myszkowie. Panie z Izby przyjęć widziały w jakim byłem stanie, od razu zawiadomiły lekarza, ale nawet nie zszedł mnie obejrzeć. A przecież to był środek dnia, bo wypadkowi uległem ok. 10.00 rano. Po jakimś czasie te panie zadzwoniły po lekarza jeszcze raz. I znowu nic. Nikt się nie pojawił. Czekałem tak chyba z 20 minut, aż w końcu te panie widząc, że chyba nikt do mnie nie zejdzie, skierowały mnie do przychodni na ulicy Strażackiej, do doktora Kieresa. Pojechaliśmy. Doktor już w zasadzie wychodził z przychodni, bo skończył przyjmować pacjentów, ale widząc w jakim jestem stanie od razu ubrał się w fartuch, przyjął mnie i udzielił mi pomocy, za co mu jestem wdzięczny. Zdezynfekował ranę, zrobił opatrunek, powsadzał mi tampony w nos, żebym nie krwawił. Ale nie mógł mnie pozszywać, bo jest laryngologiem, nie chirurgiem. Wypisał mi skierowanie do chirurga w szpitalu na ul. PCK w Częstochowie. Tam też pojechaliśmy i dopiero tam się mną zajęto jak trzeba. Moja rana była poważna, na nos założono mi ponad 40 szwów. Mówię o tym wszystkim, żeby naświetlić, jak mnie potraktowano w naszym szpitalu, i żeby na przyszłość wyciągnięto z tego jakieś wnioski. Żeby nie dochodziło w przyszłości do takich sytuacji – opowiada pan Paweł. I dodaje: - A co gdybym nie miał do dyspozycji kierowcy? Musiałbym biegać z obolałym i krwawiącym nosem po Myszkowie? A do Częstochowy pojechać pociągiem? Co w przypadku gdybym zasłabł? Gdyby się okazało, że po uderzeniu mam inne obrażenia głowy? Tak nie powinno być, pacjenci nie powinni być tak traktowani – bulwersuje się. Jego przypadek zrelacjonowaliśmy Jackowi Kretowi, dyrektorowi Szpitala Powiatowego w Myszkowie. Ten obiecał wyjaśnić sprawę, a po pewnym czasie nadesłał odpowiedź.
- Trochę trwało wyjaśnienie. Po uzyskaniu wyjaśnień od lekarzy Oddziału chirurgii urazowej, fakt odesłania pacjenta z IP (Izby Przyjęć – przyp. red.) potwierdził się, mimo obowiązującego w tym zakresie zarządzenia. Winni zaniedbania zostaną ukarani karą porządkową (pisemne upomnienie). Mogę wyrazić jedynie ubolewanie, że mimo istniejących procedur i zarządzeń doszło do tej nieprzyjemnej sytuacji – ubolewał Jacek Kret.
Dyrektora próbowaliśmy dopytać o jakim zarządzeniu i procedurach wspomniał w przesłanej odpowiedzi, oraz na czym polegają i w jaki sposób zostały naruszone? Chcieliśmy wiedzieć co wynika z wyjaśnień osoby lub osób, o których/której wspomniał w kontekście udzielonego pisemnego upomnienia. Chcieliśmy poznać konkretne nazwisko lub nazwiska osób, które winne są stwierdzonego przez dyrektora zaniedbania. Zapytaliśmy czy w Szpitalu Powiatowym w Myszkowie obowiązują dzienne grafiki, jasno stwierdzające, którzy z lekarzy mają obsługiwać Izbę Przyjęć i schodzić na nią z oddziałów w razie konieczności, i czy to w ten sposób została naruszona procedura, że taki harmonogram był, a ktoś się do niego nie dostosował, albo może owego harmonogramu nie było? - Udzielone wcześniej wyjaśnienie uważam za wyczerpujące, niestety nie widzę możliwości udostępnienia dokumentów wewnętrznych (w tym wyjaśnień lekarzy) o które Pan redaktor prosi – odpowiedział dyrektor Jacek Kret.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze