Problem – zdaniem mieszkańców Cynkowa – zaczął się ponad rok temu. Ciężarówki zaczęły na pola wozić różne odpady. Kierowcy tych pojazdów twierdzili, że to wysuszony osad z oczyszczalni. Cynkowianie mają na ten temat inne zdanie.
– Jeździły te auta ponad rok. Czasem codziennie, czasem nawet kilka dziennie. Zdarzały się też przerwy. Mogę powiedzieć, że średnio przyjechało ich na to pole ponad 300. I suchego osadu to na pewno nie przypominało. Całe to pole pływało w gównach, a co było pod spodem kto wie? Kierowcy, jak ten kontener zdejmowali, to później po zapięciu łańcucha wrzucali rękawiczki do dołu. Głęboko w ziemi, to może być wszystko. Zwierzęce szczątki i inne cuda. Kto to odkopie i sprawdzi? Przez rok te odpady tu zwozili. A jak wiadomo było, że będzie kontrola i będą pobierać próbki, to ciężki sprzęt wjechał, wszystko wyrównali i ziemią zasypali. Kilka godzin pracowali, choć nie było im wolno. Teraz wygląda elegancko. Gorzej już z zapachem, a może właściwie należałoby powiedzieć ze smrodem – mówią cynkowianie.
Mieszkańcy wielokrotnie alarmowali policję i inne organy, nikt – jak twierdzą – nie chciał im pomóc. Wszyscy jedynie próbowali, ale szybko sprawa cichła.
Dwaj mężczyźni, którzy woleli pozostać anonimowi twierdzą, że ktoś narobił im smrodu dla kasy. – 30 zł podobno bierze za tonę tego gówna. 300 samochodów średnio mogło tu przyjechać, każdy z nich mógł przywieźć ok. 15 ton odpadu. To daje prawie 5 tys. ton. Każda razy te 30 zł daje 150 tys. zł za coś co leży daleko w polu. Kogo obchodzi, że my się tu trujemy i żyć się nie da – denerwują się. Najbardziej złości ich ignorancja ze strony organów ścigania i ochrony środowiska. – Do kogo byśmy się nie zwrócili, to nikt nie chce pomóc. To sprawa znana radnym w powiecie i w gminie od wielu miesięcy. Policji również. Był raz na miejscu radny powiatu pan Gajdziak, nawet w obecności kilku osób dzwonił do kogoś z drogówki próbując ustalić właściciela samochodu, który te odpady tu zwoził. I co? Nic. W ubiegły czwartek rano (22 sierpnia – przyp. red.) policja przyjechała. Zatrzymali jakiś samochód z Pszczyny. Po czym popołudniu na to pole ok. 2 ha wszedł ciężki sprzęt. Zrobili nam tu masakrę. Gównem na kilometry jechało. Zrównali to i przeorali. Nikt wcześniej żadnych próbek nie pobierał. Zwozili coś w czwartek z tego pola, może coś trefnego, bo miała być kontrola. Resztę rozwalcowali – denerwują się cynkowianie.
Problem w tym, że właściciel działki, na której mają zostać pobrane próbki musi być przy pobraniu obecny. Na spotkanie kilka dni wcześniej inspektorzy się umawiają. Z takiego dobrodziejstwa skorzystali właściciele i tych działek. Wszystko zostało uprzątnięte.
- Gdy przyjechałam na miejsce wszystko było już wyrównane. Jednak zapach w niczym nie przypominał gnojowicy. Trudno tam było wytrzymać. Mieszkańcy informowali nas, że wiosną znaleźli na tych polach różne zwierzęce szczątki. Poinformowaliśmy o tym odpowiednie instytucje. Co tam faktycznie jest, pokażą wyniki kontroli – powiedziała przewodnicząca Rady GiM Koziegłowy Joanna Kołodziejczyk.
- Prawdopodobnie składowane są tam osady z oczyszczalni ścieków, które mogą służyć jako nawóz rolnikom. Jednak każde takie deponowanie musi być zgłaszane do WIOŚ. Czy firma zgłaszała, czy zgodnie z procedurą robiła badania czy zdeponowała tyle ile mogła zdeponować, a jak nie to kto to zrobił? Może się okazać, że ta firma, która wywoziła jakieś ilości przywiozła, resztę mógł przywieźć ktoś inny. Inspektorzy zbadają czy to ta firma przekroczyła swoje kompetencje czy zrobiła to inna firma. To wyjdzie w trakcie kontroli. Ustaliliśmy właścicieli działek. Nie wiem czy robiony był wywiad z tymi właścicielami, czy oni wiedzą kto im to przywoził. Może być tak, że właściciel ma świadomość tego co się działo, a może zdarzyć się i tak, że są to działki osób, mieszkających gdzieś daleko i ktoś im te odpady podrzucił. To wyjaśnią inspektorzy. 2 działki należą do miejscowych, a jedna działka należy do osoby spoza okolicy. Czy jeszcze jakieś? Podobno jest więcej zgłoszeń. Spraw jest z tego terenu kilka. My zgłosiliśmy konkretne 3 działki. O innych odpadach nam niewiadomo. Trudno powiedzieć nam dziś co to za odpady – powiedział Bogusław Solski pracownik Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Myszkowie.
Obecni na miejscu w Wojsławicach mężczyźni twierdzą, że jeden z właścicieli działek na tym zarabiał. Jak mówią – dzierżawił pole „na lewo”, bez papierów. Teraz – jak twierdzą cynkowianie – wszystkiego się wypiera, że nikomu na składowanie tego na jego polu nie zezwalał.
- W związku z interwencją Starostwa Powiatowego w Myszkowie w sprawie nieprawidłowości w zakresie wykorzystania (odzysku) komunalnych osadów ściekowych na gruntach w Cynkowie, Delegatura WIOŚ w Częstochowie po uzyskaniu informacji o lokalizacji działek i danych ich właścicieli, we wtorek 27 sierpnia br. rozpoczęła działania kontrolne.
W trakcie będącej w toku kontroli ustalono, że z będących przedmiotem interwencji działek, na podstawie umów z ich właścicielami, korzysta mieszkaniec Wojsławic. Poinformował on, że na grunty te dostarczone zostały komunalne osady ściekowe. Ich stosowanie jest dopuszczalne przepisami prawa, a normy i zasady określa Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 13.07.2010r „w sprawie komunalnych osadów ściekowych” (Dz.U. 137, poz. 924). Na miejscu inspektorzy pobrali do badan fizykochemicznych próbki komunalnych osadów ściekowych oraz gleby, na której były one stosowane. Wyników analiz, niezbędnych do stwierdzenia czy doszło do nieprawidłowości przy wykorzystaniu osadów ściekowych, należy się spodziewać w połowie września. Także w tym terminie przewidziane jest zakończenie kontroli - Anna Wrześniak, Śląski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska.
Wyniki badań przeprowadzonych na owych działkach będą znane za niecałe dwa tygodnie. Wówczas okaże się czy obawy cynkowian się potwierdzą.
Napisz komentarz
Komentarze