(Myszków) Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Myszkowa burmistrz Włodzimierz Żak poinformował radnych o spotkaniu, jakie 12 kwietnia br. odbył z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska, Inspektorami z Ministerstwa Ochrony Środowiska oraz Dyrektorem Instrumentów Środowiskowych GIOŚ. Cel rozmów był jeden – znaleźć pieniądze na „myszkowskie bomby ekologiczne”, które cały czas tykają, a na których „rozbrojenie” w miejskiej kasie nie ma pieniędzy. A tych potrzeba naprawdę sporo.
Chodzi głównie o usunięcie odpadów chemicznych zakopanych na jednej z prywatnych działek przy ul. Osińska Góra w Myszkowie, w sąsiedztwie ciepłowni. Policjanci znaleźli tam beczki z niebezpiecznymi substancjami, które były składowane w magazynie, oraz pojemniki z podobnymi substancjami zakopane w ziemi. Łącznie blisko 30 ton chemikaliów. W ten sposób ich „utylizacją” zajmowali się 50 – letni mieszkaniec Myszkowa Wiesław S. oraz jego 34 – letni wspólnik ze Staszowa koło Kielc. Inne niebezpieczne odpady (łącznie w sumie ok. 100 ton) wyrzucili w Choroniu i Lgocie Górnej. Odpowiedzą za to przed Sądem, początek ich procesu zaplanowano na 25 maja br.
KOSZTY SPRZATANIA OGROMNE
Za utylizację niebezpiecznych odpadów samorządy z Koziegłów, Poraja i Myszkowa zapłaciły już ponad 500 tysięcy złotych. W samych tylko Koziegłowach uprzątnięcie chemikaliów kosztowało 68 tysięcy złotych. Gmina usiłowała wydane pieniądze odzyskać z budżetu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Katowicach, fundusz jednak odmówił, wskazując, że koszty powinien pokryć sprawca przestępstwa. – Zwróciliśmy się do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska o zwrot kosztów akcji. Dostaliśmy odpowiedź, że nasz wniosek został rozpatrzony negatywnie. W trakcie postępowania wyjaśniającego, został ustalony domniemany sprawca, od którego to możemy w przyszłości, po zapadnięciu prawomocnego wyroku dochodzić zwrotu poniesionych nakładów – tłumaczył pod koniec ubiegłego roku burmistrz Koziegłów Jacek Ślęczka, któremu pozostaje czekać na wyrok myszkowskiego Sądu. Władze Poraja wydały na utylizację odpadów ok. 120 tysięcy złotych, ok. 300 tysięcy do tej pory wydał Myszków. Wszystko wskazuje na to, że to nie koniec, bo znalezisko na Osińskiej Górze to przysłowiowa Puszka Pandory. Szacuje się, że w ziemi pozostaje jeszcze wiele ton chemikaliów i innych odpadów (podczas wcześniejszych poszukiwań na działce znaleziono także - na szczęście pusty - pojemnik po materiałach promieniotwórczych).
Urząd miasta zlecił oszacowanie kosztów utylizacji tych odpadów, i te firma specjalistyczna wyliczyła na… 4 miliony złotych! Nic zatem dziwnego, że burmistrz Włodzimierz Żak szuka pieniędzy „zewnętrznych”, bo miejska kasa świeci pustkami. - W Raporcie Otwarcia, mówiąc o kosztach usunięciach zakopanych odpadów na tym terenie posługiwałem się kwotą wyliczoną jeszcze przez burmistrza Romaniuka i oscylującą w granicach 700 tysięcy złotych. Jadąc na spotkanie do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska stwierdziłem, że muszę mieć choć przybliżony obraz, ile tego naprawdę jest. W międzyczasie pojawiły się też zalecenia ze strony Prokuratury, by oczyszczaniem objąć dodatkowe tereny gdzie odpadów „gołym okiem” nie widać, ale o tym, że tam coś jest składowane wynika z zeznań świadków. Rozszerzyliśmy zatem obszar i to już samoczynnie spowodowało wzrost kosztów. Przy czym w dalszym ciągu możemy mówić jedynie o szacunkach. Ekspertyza mówi o kwocie między 3 mln 200 tysięcy a 4 mln . W miarę dokładną kwotę będziemy znać, kiedy wynajęta przez nas firma sprawdzi ten teren, sprawdzając m.in. na jakiej głębokości te odpady są – wyjaśnia burmistrz Włodzimierz Żak. Odpowiedzi ze strony przedstawicieli Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska nie nastrajają jednak optymistyczne. Są pieniądze do sfinansowania takiego przedsięwzięcia, ale są skierowane do właścicieli działek, którzy nie są winowajcami. Miasto właścicielem działek nie jest, po korzystnym dla siebie wyroku może jedynie wymagać od trucicieli posprzątania terenu na ich koszt. Już teraz można powiedzieć, że będzie to praktycznie niemożliwe do wyegzekwowania. - Gdybyśmy byli właścicielem tego terenu, moglibyśmy wnioskować o pożyczkę na ten cel. Dziwi mnie, że nie ma programów dla gmin „uszczęśliwianych” czymś takim – ubolewa burmistrz. Dodaje, że ze względu na tę sytuację pobliskie ujęcie wody stale monitorowane jest przez WIOŚ. - Na razie sytuacja jest pod kontrolą, nie ma absolutnie żadnego zagrożenia dla ujęcia wody. Ten monitoring jest dla nas swoistym doradcą. Jeżeli wyniki badań próbek będą pokazywać, że dynamika zagrożenia się zwiększa, wtedy nie będziemy mieć odwrotu i zmuszeni będziemy to usuwać. Jeśli tak jak do tej pory będzie to stabilne, wtedy będziemy mieli czas na przygotowanie odpowiedniej koncepcji – mówi Włodzimierz Żak.
KOLEJNA „BOMBA” TYKA
Miasto nie uporało się z jednym problemem, a za chwilę może mieć kolejny. Podczas spotkania z mieszkańcami Pohulanki jedna z mieszkanek zwróciła uwagę na zbiorniki z odpadami po „Emaliowance”. - Tam są też różne związki chemiczne, które w przyszłości ktoś będzie musiał zutylizować. Fabryka zwija swoje podwoje, ale póki jest jeszcze ktoś, kto nią zarządza, wystosowałem pismo do WIOŚ, by ten zainterweniował. Żeby póki mamy właściciela, który ma tam jeszcze jakieś pieniądze, narzucił im program utylizacji zbiorników. Nie chciałbym aby gmina znowu została „uszczęśliwiona” kolejnymi miejscami, które trzeba posprzątać za swoje pieniądze – wyjaśnia Żak. „Według naszej wiedzy, zbiorniki zawierają niebezpieczne związki cynku oraz zwały hutnictwa chemicznego, odpady komunalne i osady ściekowe. Wobec powyższego proszę o szybką interwencję, tak by w przyszłości gmina Myszków nie została obarczona obowiązkiem utylizacji tych zbiorników” – napisał 20 kwietnia br. w piśmie do WIOŚ- iu. Katowicki inspektorat jeszcze na pismo nie odpowiedział.
Robert Bączyński
Nasz komentarz:
EKO-POMPOWANIE KOSZTÓW
Kwota 4 mln zł za likwidację odpadów na Osińskiej Górze przeraża, ale też daje do zastanowienia, czy rzekomi „specjaliści” nie pojechali z kosztami zbyt nonszalancko. Dla przykładu, utylizację ogromnego zakładu eternitu, z likwidacją składowiska odpadów eternitowych w Ogrodzieńcu wstępnie oszacowano na ponad 20 mln, później na 16. A po przetargu zakład rozebrała i (już kończy) utylizuje odpady spółka WIG z Myszkowa na nieco ponad 8 mln. A był to, do utylizacji ogromny zakład położony na wielu hektarach. Na Osińskiej Górze do utylizacji jest kilka tysięcy metrów. W inwestycjach ekologicznych panuje taka dziwna prawidłowość, że często nie ma pieniędzy na sprawy małe, a znajdują się na projekty wielkie. Czyli idąc tym tropem, z problemów małych robi się… projekty drogie.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze