- Dzisiaj mieliśmy szczęście, że w sidłach nic nie było - mówi łowczy koła Marek Dynowski. Ale o okrutnej śmierci zwierzyny złapanej na takie urządzenia kłusownicze świadczy często zryta i skopana wokół wnyka ziemia. Dziś jesteśmy usatysfakcjonowani, gdy zdążymy przyjść na pomoc zwierzynie i zdjąć wnyki zanim zwierzyna bytująca w tym terenie stała się ofiarą bestialstwa kłusownika. Dzisiejsza akcja prowadzona jest wspólnie ze Strażą Leśną.
Ale myśliwi w naszym kole w każdym roku uczestniczą wielokrotnie w akcji zbierania sideł i wnyków. Walczymy z tą patologią, ale jest to nadal trudne. Nadal często istnieje „zmowa milczenia” i nie jesteśmy powiadamiani o zauważonych urządzeniach kłusowniczych. Pamiętać należy, że szybkie poinformowanie koła łowieckiego nie tylko spowoduje likwidację tych urządzeń, ale w następstwie braku efektów kłusownik może zaprzestać swojej „działalności”.
Zasadą jest, że informacja o kłusownictwie przekazywana jest przez koło łowieckie organom ścigania, a kary za takie czyny zostały określone w ustawie prawo łowieckie. Za samo posiadanie lub wytwarzanie urządzeń służących do kłusownictwa osoba je posiadająca lub wytwarzająca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Kłusownik, czyli osoba, która zakłada narzędzia lub urządzenia przeznaczone do łowienia, chwytania lub zabijania zwierzyny, albo nie będąc uprawnionym do polowania wchodzi w posiadanie zwierzyny – podlega karze pozbawienia wolności do lat 5. Dodać należy, że dodatkowo wszystkie narzędzia, sprzęt czy pojazdy, które były wykorzystywane w działaniach kłusowniczych, zgodnie z cytowaną ustawą mogą decyzją sądu ulec przepadkowi.
Tekst i foto:
Włodzimierz Pucek
Napisz komentarz
Komentarze