Wsiadając do ZOE nie jesteśmy faszerowani kosmicznym wyglądem wnętrza, co było modne w pierwszych samochodach elektrycznych. Dziś większość z nich wygląda normalnie, czasem dyskretnie projektanci podkreślają odmienność samochodu. Samochód elektryczny to przede wszystkim sposób i styl jazdy. Zachwyca dynamika startu i przyśpieszania. A ZOE -co trzeba pamiętać- ma być samochodem głównie miejskim, „budżetowym”. Co w przypadku samochodu, którego cena zaczyna się od 130 tys. brzmi nieco śmiesznie. Prawie 2x więcej od „zwykłego” Clio! Druga ogromna zaleta to cisza w środku. Słychać właściwie tylko opływy powietrza, i przyjemną dla ucha muzykę systemu odzyskiwania energii. Coś na kształt KERS z F1, gdy każde odjęcie gazu i hamowanie doładowuje akumulatory.
I przy tym się zatrzymajmy. Jak ładować elektryka?
To chyba najciekawsza część przygody z elektrycznym ZOE. Naładowany „do pełna” zapewnia zasięg do 280 km. Nie jest źle, zważywszy, że do niedawna prawie 2x droższe elektryki dawały zasięg podobny. A co do w pełni elektrycznego Smarta nieśmiało wspomina się o coś ponad 100 km. W ZOE zasięg 280 km, to zasięg obiecywany, i co ciekawe, można go osiągnąć. Sytuacja jest podobna do warunków jazdy zwykłym samochodem: jak szybko jedziemy, czy pod górkę, jak przyśpieszamy. Chyba jedyna, i na razie poważna wada samochodów elektrycznych (nie licząc ceny) to CZAS ŁADOWANIA BATERII. Jak kończy się nam benzyna, to myk, na stację, kilka minut i dalej w trasę. Z elektrykiem to niemożliwe. Ilość stacji ładowania rzeczywiście rośnie, są pod większością marketów, w niektórych całkowicie bezpłatne! Ale żeby podładować się choć trochę, przerwa kawowa musi potrwać przynajmniej pół godziny. Porządne ładowanie to godzina, do dwóch.
Pierwszy mit o samochodach elektrycznych: domowy prąd nie zawsze ładuje!
Nasze ZOE wypożyczamy tylko na kilka dni, więc z pewnością nie będziemy montować szybkiej domowej ładowarki, która pozwala ładować elektryka w 3-4 godziny. W bagażniku Tandem zostawił nam oryginalną ładowarkę do zwykłego gniazdka. Szybko okazało się, że czułe urządzenie nie lubi polskiego prądu. Próbujemy w domu, pod redakcją w Myszkowie, w Zawierciu, nawet u znajomego elektryka. Wszędzie samochód wyświetlał błąd. W Renault też byli zaskoczeni. Był już prawie koniec naszego testu, gdy już bez szans na powodzenie podłączyliśmy ZOE do instalacji w starym budynku i… działa! Czas ładowania 20h. Nazwaliśmy ten artykuł „prawdziwym testem samochodu elektrycznego”, gdyż przed jego napisaniem przeczytałem kilka testów elektryków w internecie. Od BMW, audi, itd., itp. Same „achy” i „ochy”. Jakbym czytał foldery reklamowe producentów. Czy ci dziennikarze w ogóle nimi jeździli? Jest oczywiste, że samochody elektryczne mają też niewątpliwe wady, związanie z zasięgiem i czasem ładowania. Ładowanie ze zwykłego gniazdka jak się okazało też bywa niemożliwe, więc wybierając się do szwagra na imieniny warto sprawdzić, czy w jego garażu nasz elektryk zacznie się ładować, w czasie gdy my będziemy trzeźwieć po imprezie…
Z Będzina z siedziby Tandem odbieramy ZOE naładowane do pełna. Zasięg 260 km, zwłaszcza jeden kierowców (kobieta) do perfekcji opanowuje jazdę z odzyskiwaniem energii. Przykładowo trasa z Zawiercia do Kroczyc to 16 km. Dzięki zabawie z odzyskiwaniem energii zasięg ZOE, zmalał tylko o… 8 km!
Czas na duużą kawę!
Ale zasięg niebezpiecznie jednak zmalał do 50 km, z gniazdka w garażu ładowanie nie rusza, więc trzeba rozejrzeć się za stacją ładowania. W listopadzie 2017 braliśmy udział w otwarciu pierwszej w Zawierciu stacji ładowania samochodów elektrycznych przy ul. 11 Listopada 2/4. Kaprys właściciela firmy BioEnerga Witolda Brodzika jako dodatek do sportowej Tesli S. Nasz redakcyjny kobiecy kierowca wyposażony w dobrą książkę jedzie się ładować. Na stacji popłoch: -Ale to pełny elektryk? Full? Najstarsi pracownicy stacji pamiętają coś takiego może pół roku wcześniej. Zdarzają się podobno plug-in, podjeżdżające się doładować. Podłączamy… i czas ładowania 3h. A na miejscu żadnej kawiarni, co tu robić? Obsługa proponuje próbę z szybką ładowarką od Tesli szefa. Gniazdko takie samo, ale efekt żaden. Nie ładuje wcale. Odłączamy, Tesla nie puszcza! Konsultacja z serwisem Renault, nieśmiałe propozycje jazdy z dyndającą ładowarką… Zabawa trwała jakieś 2 godziny.
Wiosek I: ładowanie elektryka ma sens tylko na stacjach ładowania gdy mamy dużo czasu (minimum godzinę). Dlatego przyszłość takiego ładowania jest w stacjach przy galeriach handlowych. Zrobimy zakupy, pójdziemy do kawiarni. Jeżeli czeka nas dłuższa droga niż zasięg naszego samochodu, musimy zaplanować dłuższą przerwę. Kolejne ładowanie odbyło się na stacji GreenZone w Poczesnej przy DK1. Po prostu przy okazji zakupów. Koszt? Kilkanaście złotych. I tu przechodzimy do największych zalet samochodów elektrycznych.
To prawie nic nie kosztuje!
Ok. Jeżeli zdecydujemy się za zakup ZOE, wydatek będzie spory. Cena katalogowa od 133 tys. zł, choć są to zwykle samochody objęte ogromnymi rabatami. Ale policzmy koszty ładowania: w domu, z domowej ładowarki (najlepiej szybkiej) przy obecnej cenie prądu ok. 10 zł. Płatna stacja ładowania- do 30 zł. Koszt paliwa na 280 km, przy spalaniu 7L/100km? Ok. 100 zł. Przejeżdżając 20 tys. rocznie na paliwo wydamy 7000 zł. Ładując ZOE tylko w domu wydamy rocznie… 700 zł! Do tego tańsze przeglądy, gdyż elektryk ma dużo mniej części mechanicznych.
Wielką przyjemność sprawiło nam też ładowanie zupełnie za darmo. Jest trochę takich ładowarek. Np. przy UM w Częstochowie, choć trochę już stara i powolna. Ale zaletą darmowe miejsce do parkowania jeżeli się ładujemy! Podobnie np. w Galerii Katowice. Tuż przy wejściu aż 4 miejsca do ładowania, nie trzeba szukać miejsca parkingowego i ładowanie całkiem za free! Naładowaliśmy ZOE do pełna nic nie płacąc. To tak, jakby ktoś nam podarował 100 zł na benzynę.
Czy to się opłaci?
Nawet do użytku prywatnego ZOE może być świetnym rozwiązaniem, jeżeli ktoś wykonuje codziennie stałą trasę do 200 km w obie strony, albo nawet 400 gdy ma np. pod miejscem pracy ładowarkę. Wtedy wysoka cena zakup może być nawet opłacalna. Volkswagen udostępnił podobne analizy dla samochód dostawczych elektrycznych i wyszło im, że wyższy koszt zakupu elektrycznego dostawczaka zwraca się po 4 latach. Późnej już „czysty zysk”. Jeżeli więc mamy możliwość jeździć powyżej 20.000 km rocznie ZOE na krótkich, stałych trasach, to zakup może być wręcz opłacalny. Idealnie, gdyby rząd wprowadził obiecywane dopłaty do elektryków, które miały wynieść do 35 tys. zł. Zakup elektrycznego samochodu stałby się naprawdę atrakcyjny.
Na dzisiaj to jednak pewna ekstrawagancja, chyba że głównym czynnikiem zakupu będzie ekologia. Ta motywacja choć godna szacunku nielicznych skłoni do do zakupu samochodu elektrycznego.
Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego prowadzą program „licznik elektormobilności” gdzie analizują zmiany na rynku pojazdów elektrycznych. Najnowszy raport licznika mówi, że na koniec sierpnia w Polsce było zarejestrowanych 6672 samochodów elektrycznych, ale razem samochodami plug-ing (elektryczno-spalinowymi, które można doładowywać z gniazdka). 2/3 z nich to „czyste” elektryki jak nasze ZOE. Choć liczba 6,6 tys. nie powala, do obiecanego przez premiera Morawieckiego miliona droga długa i raczej niemożliwa do pokonania, to przyrost rok do roku jest 89%. Samochody elektryczne to ciągle margines kupowanych pojazdów. Nowością są elektryczne dostawczaki i autobusy. W liczbach… Też szału nie ma. Elektrycznych dostawczych mamy 388 szt zarejestrowanych, elektrycznych autobusów 206. Ale wg danych PSPA 180 elektrycznych autobusów wkrótce pojawi się w Warszawie i Krakowie. I chyba ilość elektrycznych samochodów użytkowych, autobusów, zwłaszcza będzie dynamicznie rosła.
Ciekawostką jest duża liczba elektrycznych skuterów i motocykli. Już 5731 szt. W stosunku do ogólnej liczby nowych jednośladów zarejestrowanych w 2019 roku, łącznie 31 tys. widać, że elektryki stanowią 19%, aż 1/5! Gdzie jest haczyk? Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto kupiłby elektryczny skuter (a tym bardziej motocykl) do domu. Moim zdaniem prawie 100% elektrycznych jendośladów to skutery wypożyczane na minuty. Niestety na razie w dużych miastach, najbliżej w Katowicach. Zakup elektrycznego skutera wydaje się mniejszą ekstrawagancją niż zakup samochodu na prąd. Elektryczne skutery znajdziemy w ofercie nawet za 4 tys. niedawno byłem na otwarciu nowego salonu Moto Mio w Krakowie (Zakopiańska 171 -Ducati, Aprilla, Moto Guzzi, Mondial) i moją uwagę zwróciła elektryczna Vespa. Kultowy skuter w wersji na prąd był za 22 tys. zł! Tyle samo ile piękna Vespa GTS z silnikiem 125 ccm. A w przypadku skutera problem zasięgu ma mniejsze znaczenie, gdyż zwykle nie wybieramy się w nim w długie podróże. O ile więc do elektrycznych motocykli (ma taki w ofercie nawet Harley Dawidson) podchodzę sceptycznie, to elektryczne skutery zdecydowanie wkrótce mogą zdominować rynek jednośladów. Przy okazji likwidując największą wadę spalinowych skuterków: wyjątkowo upierdliwy dźwięk małych skuterów o poj. 50 ccm.
Ale na razie jesteśmy przy elektrycznym ZOE, który dzięki Renault Tandem z Będzina mieliśmy okazję testować przez kilka dni. Zdecydowanie jest to samochód, który przy odpowiedniej eksploatacji może być opłacalny w zakupie. Wymaga na pewno zmiany przyzwyczajeń, gdyż ładowania nie zrobimy w 5 minut. Na razie na pewno częściej będziemy takie samochody spotykać w wypożyczalniach na minuty niż w użytku prywatnym. Kto zdecyduje się na zakup gwarancję jazdy samochodem ciągle wyjątkowym ma gratis.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze