(Myszków) Nasz artykuł z GM nr 39 „Dziecko ma bostonkę? Napiszemy, że to alergia” wywołał spore poruszenie, zwłaszcza w Szkole Podstawowej nr 5 i w mieszczącym się w niej przedszkolu. W artykule chodziło nam o pokazanie problemu przyprowadzania, głównie do przedszkoli, dzieci chorych, od których później zarażają się inne dzieci. Przedszkole przy PSP nr 5 posłużyło nam za przykład, w związku z przypadkami „Bostonki”, o których informowali nas rodzice. Podając aktualny przykład szkoły nr 5 zaznaczyliśmy, że to problem, który w różnym stopniu, ale występuje w wielu szkołach i przedszkolach. Ale teraz widać, że dyrekcja PSP 5 ma spory problem z oceną sytuacji. Wspomniana w poprzednim tekście wicedyrektor Małgorzata Rolka zaczęła wzywać do szkoły rodziców, którzy - jej zdaniem - mogli rozmawiać z Gazetą Myszkowską. Jedną z kobiet wskazano, jako matkę rzekomo rozmawiającą z „Myszkowską”, inny ojciec (znamy nazwisko) został „uprzejmie poinformowany”, że „artykuł jest o jego dziecku”. W artykule nie wymieniliśmy żadnych imion, żadnych faktów umożliwiających identyfikację dzieci lub rodziców. Jednak usilne szukanie „winnych” przez dyrekcję szkoły doprowadziło do tego, że sprawą już z urzędu będzie musiała zająć się prokuratura.
Dwa powody do śledztwa:
1. Wicedyrektor szkoły Małgorzata Rolka miała poinformować ojca dziecka z przedszkola, że artykuł jest „o jego dziecku” i wskazać matkę, która miała być winna „zamieszania”. Pan X (nazwisko pominiemy) w niewybredny sposób zaatakował słownie Bogu ducha winną kobietę. Na pewno można tu mówić o naruszeniu prywatności, ewentualnie danych medycznych wrażliwych. Ciekawe, skąd dyrektor szkoły miała do nich dostęp?
2. W artykule pokazaliśmy ciemną stronę zjawiska, publikując „zaświadczenie lekarskie” wystawione dla dziecka przedszkolnego przez lekarkę przyjmującą w Myszkowie. Choć wystawienie nieprawdziwego, co do rozpoznania choroby zaświadczenia można by uznać za oszustwo i fałszowanie dokumentacji medycznej (lekarka miała w pełni zdawać sobie sprawę, że dziecko ma „Bostonkę”, nie alergię), nie nazwaliśmy tego wprost. Nie znaliśmy skali zjawiska, jak często lekarka wystawia zaświadczenia, których rzetelność może budzić wątpliwości. Ale późniejsze wydarzenia zmuszają nas do zdecydowanej reakcji. Oto, co wydarzyło się po publikacji artykułu: - Jak ukazał się wasz artykuł w Gazecie Myszkowskiej, ktoś zaczął wypytywać koleżankę, jedną z matek, gdzie mieszkam, poprosił o nr telefonu. Na messengera dostałam od „Tomasza” taką wiadomość: Ty i twoje dzieci będziecie się smażyć w piekle”. Wg. mojej wiedzy pan Tomasz to syn lekarki, która wystawiła zaświadczenie lekarskie mojej córce.
Ale to nie koniec nieprzyjemności, które spotkały kobietę. W nocy z soboty na niedzielę ktoś wybił szyby w trzech oknach jej domu: - Dom należy do mojej rodziny, mieszkałam tam kiedyś. Nie wiem, kto to zrobił, nikogo nie złapałam, ale pan Tomasz wypytywał o mnie, gdzie mieszkam. Koleżanka, która dała mu numer telefonu powiedziała, że tam mieszkam. Nie wiedziała, że od jakiegoś czasu mieszkam gdzie indziej. Mężczyzna napisał też SMS-a z pogróżkami, coś w stylu, że „popamiętam”, jak matka będzie miała z tego powodu nieprzyjemności. Byłam tak zdenerwowana, że przypadkiem usunęłam ten SMS. A później w domu ktoś wybił szyby w oknach. Dość oczywiste się wydaje, że sprawca sądził, że to mój dom, że ja tam mieszkam…
Na piątek 5.10 dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 5 zwołała zebranie rodziców dzieci przedszkolnych. Tematem zebrania ma być podobno temat większej dbałości przedszkola o nie przyprowadzanie dzieci chorych do placówki. Do Prokuratury Rejonowej w Myszkowie redakcja Gazety Myszkowskiej przekaże z kolei wszystkie posiadane przez nas informacje o wystawianiu fałszywych zaświadczeń lekarskich, dane rodziców (za ich zgodą), którzy odważyli się mówić, a spotkały ich z tego powodu obelgi i -nie tylko słowna- agresja.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze