Sąd Apelacyjny w Katowicach 27 lutego br. wydał wyrok zmieniający wyrok sądu I instancji, w którym roszczenie firmy REKO wobec Gazety Myszkowskiej zostało całkowicie oddalone. Sąd apelacyjny (sprawie przewodził sędzia Roman Sugier) zmienił wyrok uznając, że właściciela Reko jednak należy przeprosić. Ale bardzo ciekawe jest „za co”:
Za rzekome podanie w programie „Bez korekty” z 17..01.2017 nieprawdziwej informacji, że firma Ciupińskiego składowała odpady niebezpieczne bez wymaganego pozwolenia. Takie sformułowanie nie pada z ust dziennikarza GM, który był gościem publicystycznego programu emitowanego w TVP „na żywo”. Biorąc udział w programie zapraszany dziennikarz nie ma wpływu na to, co TVP3 pokaże, nie ma też wpływu na to, jaki reportaż wstępny telewizja pokaże. W jednej z pierwszych wypowiedzi w tym programie przypominałem, że informację- rzeczywiście błędną - iż Reko zajmuje się zbiórką wyłącznie odpadów „innych niż niebezpieczne” już prostowaliśmy w Gazecie Myszkowskiej.
Jedynym zarzutem Sądu Apelacyjnego jest to, że w pierwszym artykule znalazła się informacja - faktycznie nieprawdziwa - że Reko (w roku 2016) jest firmą, która zajmuje się „zbieraniem i transportem odpadów innych niż niebezpieczne”. W artykule „Gdzie jechała masa koksownicza?” cytowaliśmy też rozmowę z Jakubem Ciupińskim (później ujawnioną w sądzie), w której ten na taki zarzut nie zareagował. Jak również źródło nieprawdziwej informacji. To dokument sporządzony na zlecenie REKO przez firmę ATMOTERM „Karta informacyjna przedsięwzięcia polegającego na budowie instalacji od odzysku odpadów tworzyw sztucznych dla firmy REKO Jakub Ciupiński. W rozdziale 4.1 „Stan istniejący” w opisie przedsiębiorstwa znalazły się właśnie te cytowane zdania, jak się okazało nieprawdziwe: „Firma REKO zajmuje się zbieraniem i transportem odpadów innych niż niebezpieczne. Działalność inwestora związana ze zbieraniem i transportem odpadów jest uregulowana prawnie - firma „Reko” posiada decyzję Starosty Myszkowskiego (cytowaliśmy w GM ten sam nr decyzji) z dnia 18.12.2014 zezwolenie zbierania odpadów”.
Gdy otrzymaliśmy pismo z Reko, że jest inaczej, że firma posiada również zgodę na zbieranie odpadów niebezpiecznych (np. „masa koksownicza”), zawiłości te wyjaśniła dla Gazety Myszkowskiej naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Myszkowie Agnieszka Smuga: „firma działa w oparciu do decyzję z 19.12.2014 (znowu cytujemy tę samą decyzję) pozwalającą na składowanie surowców, w tym odpadów uznawanych za niebezpieczne.” „-W decyzji tej odmówiliśmy jednak firmie Reko zgody na składowanie wielu grup odpadów niebezpiecznych, choć firma o taką zgodę występowała.”
Nasuwa się pytanie:
dlaczego REKO podało w dokumentacji złożonej do Urzędu Miasta nieprawdę, opisując profil działalności jako przedsiębiorstwo „zajmujące się zbieraniem i transportem odpadów innych niż niebezpieczne”? Czyżby chodziło o wywarcie wrażenia, uśpienia urzędników, że profil działalności nie jest zagrożeniem dla środowiska? Że to tylko plastiki, kartony i szmaty?
Sąd I instancji uznał za okoliczności tej pomyłki (z naszej strony) za wytłumaczalne, a wyjaśnienia w kolejnym tekście za wystarczające. Również wypowiedzi autora (Jarosław Mazanek) dla TVP Katowice mogły być oceniane tylko jako samoistna wypowiedź. Nie możemy bowiem odpowiadać za kontekst, sposób montażu czy inne wypowiedzi (np. mieszkańców) którzy wprost winę za „nielegalną utylizację” przypisywali firmie Jakuba Ciupińskiego. Gazeta Myszkowska w swych artykułach przytaczając opinie i zarzuty mieszkańców, wskazywała, że sprawcy skażenia terenu za firmą REKO nie złapano.
Za to firmie Reko udowodniono szereg naruszeń przepisów ochrony środowiska i niewłaściwe składowanie odpadów. Przytoczymy niektóre:
REKO zostało zobowiązane do wymiany gruntu na terenie bazy. Odpady, w tym ciekłe przechowywane w nieszczelnych pojemnikach, stojące wprost na gruncie, mieszały się z gruntem. Firma dokonała wymiany gruntu (rok 2015)
21. XII 2015 firmę ponownie przyłapano na identycznej praktyce. Składowanie odpadów wprost na gruncie nieutwardzonym.
16.06.2016 Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach wydał Zarządzenie Pokontrolne, w którym ZE SKUTKIEM NATYCHNIASTOWYM Reko ma podjąć działania zmierzające do nieprzedostawania się ścieków spływających z terenu zakładu do środowiska (poza teren zakładu). Dano też firmie czas na wybudowanie szamba, gdyż działający od kilku lat zakład nie miał takiego zbiornika. Szerzej inspektorzy WIOŚ opisali stan zakładu w uzasadnieniu: „na terenie znajduje się sieć kanalizacji deszczowej która ujmuje wody opadowe i roztopowe odprowadzając je do środowiska poza jego teren. W trakcie kontroli pobrano próbkę ścieków z terenu zakładu (z placu, na którym gromadzone są odpady). Wyniki analiz wykazały, że w ściekach tych znajdują się substancje SZCZEGÓLNIE SZKODLIWE DLA ŚRODOWISKA WODNEGO.
W artykułach opisywaliśmy działalność REKO w latach 2015 i 2016, wskazując na nieprawidłowości. Czy firma REKO w tamtym okresie prowadziła swoją działalność zgodnie z obowiązującym prawem, respektując przepisy o ochronie środowiska, zbieraniu i przechowywaniu odpadów zgodnie z wydanym pozwoleniem z 19.12.2014? Ponownie zacytujemy WIOŚ w Katowicach Delegatura w Częstochowie, dla odmiany z zaleceń pokontrolnych z 21.10.2015: „Reko nie przestrzega warunków posiadanej decyzji Starosty Myszkowskiego z dnia 19.12.2014 w zakresie sposobu magazynowania zbieranych odpadów.” „Przedsiębiorstwo nie przestrzega wymogów rozporządzenia Ministra Gospodarki i pracy z 04.08.2004 w sprawie szczególnego sposobu postępowania z olejami odpadowymi”. Chodziło o nieszczelne opakowania, stojące na nieutwardzonym gruncie. Pół roku później WIOŚ zażądał natychmiastowego zaprzestania zrzucania ścieków poza teren zakładu.
Wygraliśmy w 85% więc.. płacimy 15.000 zł
Sąd Okręgowy w Częstochowie w całości odrzucił roszczenie właściciela firmy REKO. W pozwie z 12.02.2016, Reko żądało przeprosin i 300.000 zł zadośćuczynienia. Sama opłata od wartości roszczenia wyniosła 15.000 zł. Zapłacili. Sąd jednak w całości odrzucił roszczenie uznając, że jako dziennikarz działałem rzetelnie, a niewielkie błędy nie wpłynęły na ocenę sądu, że rzetelność ta została dochowana. Zwłaszcza, że powód, firma Reko, przyczynił się do pomyłki (pisząc, że przedsiębiorstwo „zajmuje się zbieraniem i transportem odpadów innych niż niebezpieczne”). Sąd Okręgowy odrzucił pozew i zarządził na rzecz Gazety Myszkowskiej zwrot ok. 15.5 tys zł kosztów procesu.
Sąd Apelacyjny - co już pisaliśmy na początku - zmienił wyrok, nakazując publikację przeprosin (w wersji jak na str. 1) i… 15.000 zł dla Reko tytułem zadośćuczynienia. Za to firma Reko ma zapłacić Gazecie Myszkowskiej 11926 zł kosztów procesu i 1790 zł tytułem zwrotu kosztów apelacji. W bilansie Gazeta Myszkowska ma „dopłacić” 1284 zł, co już uczyniliśmy.
Czy wyrok nie knebluje dziennikarzy?
W tej sprawie nie chodzi o to, że nie zgadzamy się z treścią przeprosin i zapowiadamy kasację w tym względzie. Bo się nie zgadzamy. Mamy przeprosić za to, co REKO samo o sobie napisało w oficjalnych dokumentach i przeprosić za wypowiedzi nie swoje, tylko wypowiedzi innych osób z reportażu TVP i programu „Bez korekty” (11 i 17.01.2016) Wyrok podlega wykonaniu i choć słuszność możemy komentować, publikujemy nakazane nam wyrokiem sądu przeprosiny. Choć ignorowanie wyroków ma w Polsce moc rządową, od czasu gdy rząd Beaty Szydło nie opublikował wyroków Trybunału Konstytucyjnego.
Chodzi nam o inny wymiar tego wyroku:
Dziennikarz jak przeciętny Polak, zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Zarabiając nawet „średnią krajową” ma brutto ok. 48 tysięcy. 15.000 zadośćuczynienia to więc kwota, która spowoduje, że większość dziennikarzy będzie się bało pisać o mafii, przekrętach polityków, trucicielach środowiska. To tematy trudne, wymagające badania źródeł i o pomyłkę nietrudno. Jeżeli drobną pomyłkę, której okoliczności popełnienia dają się wytłumaczyć i nie stanowią rażącej niestaranności dziennikarza, Sądy karać będą nawiązką zabierającą dziennikarzowi ¼, a czasem połowę dochodów rocznych, kto odważy się badać trudne sprawy? Nie wiem czy celowo, ale sędzia Sądu Apelacyjnego w Katowicach wydając taki wyrok, w zakresie kosztów, osiągnął efekt mrożący, zagrażający wolności słowa. Może nie zadziała to w przypadku Gazety Myszkowskiej, ale jest oczywiste, że wielu dziennikarzy będzie się po prostu bało drążyć, badać, dociekać.
Niedawno prawicowy tygodnik „DoRzeczy” podobnie jak my przegrał proces o dobra osobiste wytoczony gazecie przez Aleksandra Kwaśniewskiego i Ryszarda Kalisza. Podobnie jak my - tygodnik wygrał proces o dobra osobiste w I instancji, w apelacji Sąd nakazał publikację przeprosin. Tylko przeprosin. Sąd Apelacyjny uznał, że nie było celu upubliczniania treści rozmowy obu polityków, w części, gdy nie dotyczyła ona spraw publicznych.
Kilka lat temu Gazeta Myszkowska miała proces cywilny o dobra osobiste wytoczony przez radnego Jarosława Kumora. Ten publikował świństwa na Facebooku. Gdy to pokazaliśmy, pozwał GM o dobra osobiste. Sąd I instancji nakazał przeprosiny i 20.000 zł + koszty. Wyszło jakieś 30.000 zł,. Dziennikarze innych gazet komentowali ten wyrok jako „drakoński”. Sąd Apelacyjny w Katowicach uznał, że wyrok był jak znęcanie się nad dziennikarzem GM, musieliśmy radnego Kumora przeprosić, choć w bardzo okrojonym zakresie (tylko za stwierdzenie, że opublikował zdjęcie będące pornografią dziecięcą - zdjęcie gołej dziewczynki na nocniku). Radny nie dostał ani złotówki zadośćuczynienia, a sąd podkreślił, że to dlatego, że faktycznie Jarosław Kumor świństwa publikował.
REKO to nie koniec historii
Wykonując wyrok sądu przeprosiliśmy właściciela REKO. Ale to nie koniec historii. Po zawiadomieniu redaktora naczelnego Gazety Myszkowskiej Prokuratura Rejonowa w Częstochowie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia składania fałszywych zeznań przez Kierownika Placu w firmie REKO. Opisywaliśmy te zeznania w Gazecie Myszkowskiej. Zeznając jako świadek kierownik opisał, jak przeładowywana była masa koksownicza, ta sama która rozlała się 11 XII 2015 na ulicy Kościuszki w Myszkowie, niszcząc asfalt na odcinku kilkuset metrów. Świadek zeznał, że samochody wjeżdżały na utwardzony teren, pod pojazdem podkładano plandeki, dla zabezpieczenia, gdy coś się wyleje przypadkiem, aby nie doszło do skarżenia. A pod naczepę podjeżdżać miała koparka, żeby odebrać surowiec. W procesie wezwaliśmy więc na świadków kierowców, którzy przywozili do REKO odpad, słynną „masę koksowniczą”. Ich zeznania były proste, spójne i logiczne: przyjechałem, wykiprowałem, odjechałem. Żadnych plandek, koparek. Ponieważ zeznania kierowców i kierownika z Reko są w 100% sprzeczne, pojawiło się podejrzenie, że któreś zeznania muszą być nieprawdziwe. Jeżeli kłamał kierownik z REKO to na czyje polecenie i co chciał ukryć? Liczymy, że to śledztwo przy okazji wyjaśni, co faktycznie działo się z odpadami, z masą koksowniczą. Co się z nią działo później, po „wykiprowaniu”? Była zbierana łyżeczką do woreczków? Do REKO w tamtym czasie trafiło kilka takich transportów i tylko jeden, nieszczęśliwie dla firmy rozlał się na ul. Kościuszki ściągając na Myszków i firmę oczy świata.
Prokuratura w śledztwie dotyczącym składania fałszywych zeznań nie postawiła nikomu zarzutów. Za składanie przed Sądem fałszywych zeznań grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze