(Czatachowa) Raashtram – próżno tej krainy szukać na jakiejkolwiek mapie świata. Istnieje głównie w zbiorowej wyobraźni uczestników Flambergu, konwentu terenowych gier fabularnych. Co roku czatachowskie lasy i ruiny zamku Ostrężnik imitują tę niezwykłą i magiczną krainę, w której można spotkać wojowników, kapłanów, elfów, krasnoludów i cały szereg nietuzinkowych postaci.
Flamberg to spotkanie miłośników fantasy, którzy biorą udział w fabularyzowanych grach fantasy. Nie są oni tylko biernymi widzami, ale współtworzą całą imprezę. Podobnie jak aktorzy w teatrze, odgrywają przez siebie wymyślone role i na jej potrzeby przygotowują odpowiednie kostiumy. Jeżeli chcą brać udział w interakcjach bitewnych, dodatkowo powinni być wyposażeni w bezpieczną broń, która spełnia określone przez organizatorów standardy. - To są już specjalistyczne wyroby o rdzeniu z włókna węglowego, a z zewnątrz zmiękczane bardzo mocno pianką i zabezpieczone warstwą silikonową, która chroni przed zniszczeniem się broni – mówi Michał Sadyś z Wrocławia, jeden z organizatorów.
Twórcy konwentu na potrzeby gry wymyślili magiczną krainę Raashtram. W odróżnieniu od innych wyimaginowanych światów, temu daleko do mitologii staroangielskiej czy słowiańskiej. Trudno go porównać do jakiejkolwiek powieści czy filmu, bo Raashtram nigdzie nie został zilustrowany. - Gdybyśmy ten świat mieli przedstawić laikowi, można byłoby go porównać do Indii. Nie jest to bezpośrednie przełożenie, ale jest to minimalne zaczerpnięcie z tamtego klimatu – mówi Michał Sadyś.
Świat Raasthramu to głównie świat ludzi, chodź i tu można spotkać elfy i krasnoludy. Społeczeństwo jest tu zhierarchizowane. Mamy tu cztery kasty. Prym wiedzie szlachta, czyli kshatrija, wspierana przez mędrców – braminów. Kolejna grupa to sindra – tworzą ją kupcy i rzemieślnicy. Niżej w tej hierarchii znajdują się wjasja, czyli rolnicy i hodowcy. Poza marginesem społecznym znajdują się pariasi - pozbawieni kasty, barbarzyńcy czy nie-ludzie. Twórcy gry dodatkowo wymyślili całą kosmologię. Nie tylko powołali do życia pięć bóstw, które rządzą światem, ale także stworzyli obrzędy religijne. Jeden z nich poznaliśmy na cmentarzu raashtramskim.- Ciała zmarłych są palone, aby nie mogli później wstać z grobu. Magia na to pozwala, ale nigdy nie jest to pozytywny aspekt. Po rytuale spalenia zwłok wstążeczki z imionami zmarłych wiesza się na świętym drzewie, aby można było oddawać zmarłym cześć. Ja obecnie wypisuję wstęgę dla kogoś, kto był moim ukochanym – mówi Kasia Mróz z Łodzi, która w świecie Flambergu jest kandydatką na kapłankę Kalyany, bogini życia i śmierci.
JAK SIĘ W TO GRA?
Na Flambergu stosowana jest „drużynowa” organizacja gry. Gracze zgłaszają do udziału w konwencie całe drużyny (maksimum osiem osób). Owe drużyny na terenie gry mogą realizować swoje cele, mogą wykorzystywać innych, mogą sami być wykorzystywani do wykonywania zadań, mogą w końcu (i powinni) po prostu grać i dobrze się bawić. Każdej drużynie towarzyszy Duch Opiekuńczy, „mistrz gry”, który czuwa nad przestrzeganiem zasad gry, rozsądza spory, nadzoruje przebieg walk i wprowadza opisy tam, gdzie scenariusz to nakazuje.
Zadania, jakie mają gracze, są bardzo różne. Od dokonywania zemsty, ratowania innych z potrzasku, po bardziej... prozaiczne. Jedna z napotkanych przez nas szlachcianek miała dość zaskakującą misję do wykonania. – Musimy zrobić pewien naszyjnik, który nasza pani niefrasobliwie podarowała swojemu kochankowi, a jej mąż chce ją zobaczyć w tej właśnie biżuterii – mówi Matylda Tysler z Warszawy, pracująca w dziale logistyki jednej z większych firm.
Drugim rodzajem graczy są NPC (non player character). Są to postacie w znacznym stopniu wyreżyserowane przez autorów scenariusza, tworzące tło zabawy dla drużyn. Są więc to zarówno napotykani wrogowie, sprzymierzeńcy, postacie drugoplanowe jak i statyści, np. karczmarze, których spotkaliśmy w trakcie naszej wędrówki.
- W grze prowadzę loterię w karczmie i jestem tutaj pomocnikiem. Ja wraz z karczmarzem i karczmarką jesteśmy NPC-ami, czyli graczami, którzy innym mają umilać grę. Mamy dla nich zadania do wykonania takie jak: przyniesienie nam do karczmy drwa lub wody ze źródełka albo wyjaśnienie sprawy morderstwa, pomoc rannemu czy też rozbrojenie szaleńca, który morduje na traktach – mówi Łukasz Główczak z Chęcin, student elektroniki i telekomunikacji.
Na terenie gry znajdują się lokacje – elementy scenografii budowane przez twórców gry, np. karczma, kuźnia, cmentarz, a czasami nawet całe wioski. Podczas gry gościliśmy w kilku takich lokacjach, m.in. w namiocie kupca bławatnego Kamala.
- Mój bohater przybył na te ziemie, aby doznać wizji, co zrobić ze swoim majątkiem, ponieważ jest on bezdzietny. Usłyszał, że znajduje się tutaj miejsce mocy, w którym może doznać objawienia. W wyniku wizji stwierdził, że każdą czwartą część swojego majątku przekaże przedstawicielowi jednej z czterech kast, które występują w Raashtram – mówi Mariusz Zawadzki, student informatyki z Krakowa - Każda z kast, starającą się o majątek, ma zadania do wykonania. Dla przykładu wajsja mają rozpoznać ziarna zbóż, sindra mają po wadze mieszka, stwierdzić, ile się w nim znajduje monet. Dla kshatrija jest to wykonanie zadania na terenie gry, a dla braminów są to m.in. pytania z historii Raashtram.
DZIELĄ WSPÓLNIE PASJĘ
Kto gra na Flambergu?- Są tu prawnicy, administratorzy, informatycy, fizycy, archeolodzy i historycy sztuki. Łączy je to, że na co dzień interesują się fantastyką – mówi Monika Kokot z Katowic, prawnik - To nie jest rzecz, którą zajmują się podczas jednego wydarzenia w ciągu roku, ale którą przygotowuje się podczas całego roku.
Udział w takich konwentach jak Flamberg jest bardzo kuszący z wielu powodów. Po pierwsze to świetna zabawa, w której za pomocą tylko własnej wyobraźni i finezji można szarą codzienność zamienić na coś ekstremalnie odmiennego. – Myślę, że to, że tu jestem, wynika z faktu, że każdy z nas poszukuje innego świata potrzebuje się oderwać od rzeczywistości. Osoby, które tutaj przyjeżdżają, charakteryzują się przede wszystkim dużą wyobraźnią i chęcią poszukiwania czegoś nowego w życiu – mówi Kasia Mróz, studentka psychologii.
Po drugie: to ludzie. - Łączy nas nie tylko to, że biegamy po lesie przebrani, traktujemy się jak rodzina. Widzimy się raz w roku, a mamy wrażenie, że się widziało ich zaledwie wczoraj – mówi Matylda Tysler.
Aleksandra Kubas
Napisz komentarz
Komentarze