(Myszków) Zakończyły się poszukiwania 51-letniego mieszkańca Choronia Dariusza Walocha, który w poniedziałek 27 listopada wyszedł ze szpitala w Zawierciu i zaginął. W piątek 8 grudnia w okolicach Mrzygłodu znaleziono jego ciało. Mężczyzna prawdopodobnie zamarzł, choć jego zwłoki znaleziono w płytkiej rzeczce. Na temat przyczyn jego zgonu wiele odpowiedzi da sekcja zwłok.
Ciało zaginionego mężczyzny odnaleziono około godziny 10.00, w płytkim strumyku w okolicach Mrzygłodu. Choć zachodzi podejrzenie, że mógł utonąć, może temu jednak przeczyć stan wody w strumyku, który nie przekraczał 40 centymetrów. Bardziej prawdopodobne jest, że zmarznięty mężczyzna przez zamoczenie się w wodzie jeszcze bardziej naraził się na wychłodzenie. Odpowiedź na pytanie o przyczyny zgonu da sekcja zwłok zarządzona przez prokuratora.
Poszukiwania prowadzone od kilkunastu dni wznowiono kiedy stopniała pokrywa śniegu. Podczas penetracji terenu na granicach powiatu myszkowskiego i zawierciańskiego odnaleziono zwłoki 51-latka. Mężczyzna przebywał w szpitalu po tym jak upadł i uderzył głową o betonowe płyty chodnika. Rodzina obawiała się, by nie odnowił się stwierdzony u niego wcześniej krwiak mózgu. Wszystko wskazuje na to, że mieszkaniec Choronia opuszczając samowolnie szpital w Zawierciu mógł mieć kłopoty z orientacją w terenie i pamięcią. - Dzwonił do mamy i twierdził około 16.40, że jest w Myszkowie koło „Leśniczanki”, a około 17.15, że jest koło „Lewiatana” w Masłońskim, i że idzie do domu. Tymczasem około 19.15 jego telefon logował się w Zawierciu – relacjonował po zaginięciu syn Dariusza Walocha. Po jego apelach w mediach społecznościowych do rodziny poszukiwanego zaczęły spływać sygnały o mężczyźnie, który w kapciach i bez kurtki maszerował środkiem drogi w Zawierciu, w kierunku Myszkowa. I to w całej sprawie – na co też uwagę zwracają media nie tylko lokalne, ale także krajowe, bo sprawa nabrała szerokiego rozgłosu – jest najbardziej przykre. Dariusza Walocha idącego środkiem drogi w polarze i samych kapciach widzieli kierowcy mijających go samochodów. Ponoć trąbili na niego, hamowali. Nikomu nie przyszło do głowy, widząc osobę ubraną nieadekwatnie do panujących warunków atmosferycznych, by się zatrzymać, zapytać czy nie jest potrzebna pomoc lub choćby wykręcić numer alarmowy 112 i powiadomić o wszystkim odpowiednie służby. Życie 51-letniego mieszkańca Choronia można było z pewnością uratować. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze