Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 29 kwietnia 2025 04:06
Przeczytaj!
Reklama
Reklama

ZAMIAST GRUZU ODPADY Z OCZYSZCZALNI?

(Siedlec Duży) Po sygnale od czytelników udało nam się powstrzymać proceder wyrzucania odpadów i zakopywania ich w ziemi, na terenie tzw. starych kamionek w lesie pomiędzy Siedlcem Dużym, a Siedlcem Małym. Przedsiębiorstwo Mazurex z Sosnowca, które jest właścicielem terenu twierdzi, że odbywa się tu… wyrównywanie terenu i jego „rekultywacja”. Jako dowód przedstawia decyzję Urzędu Marszałkowskiego, według której firma miała prawo zasypywać gruzem stare dziury po wyrobiskach piasku i kamienia. Tyle tylko, że śmieci jakie tuż przed naszym przyjazdem na miejsce przywiozła wielka ciężarówka, z gruzem miały niewiele wspólnego. Odpady wyglądały jak przegniłe śmieci komunalne lub - co nawet bardziej prawdopodobne - odpady z oczyszczalni ścieków, z tzw. wstępnego oczyszczenia, gdy sita wyłapują niesione przez kanalizację różne śmieci. Tego typu transportów - według słów sołtysa Siedlca Dużego – było wcześniej znacznie więcej. Co przywiozła ciężarówka wyjaśnią badania próbek pobranych na miejscu przez przedstawicieli częstochowskiej Delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach. Biznesmen ze Śląska naiwnie tłumaczył, że ujawnione przez nas śmieci… nie są jego i ktoś mu je podrzucił.      
Podziel się
Oceń

(Siedlec Duży) Po sygnale od czytelników udało nam się powstrzymać proceder wyrzucania odpadów i zakopywania ich w ziemi, na terenie tzw. starych kamionek w lesie pomiędzy Siedlcem Dużym, a Siedlcem Małym. Przedsiębiorstwo Mazurex z Sosnowca, które jest właścicielem terenu twierdzi, że odbywa się tu… wyrównywanie terenu i jego „rekultywacja”. Jako dowód przedstawia decyzję Urzędu Marszałkowskiego, według której firma miała prawo zasypywać gruzem stare dziury po wyrobiskach piasku i kamienia. Tyle tylko, że śmieci jakie tuż przed naszym przyjazdem na miejsce przywiozła wielka ciężarówka, z gruzem miały niewiele wspólnego. Odpady wyglądały jak przegniłe śmieci komunalne lub - co nawet bardziej prawdopodobne - odpady z oczyszczalni ścieków, z tzw. wstępnego oczyszczenia, gdy sita wyłapują niesione przez kanalizację różne śmieci. Tego typu transportów - według słów sołtysa Siedlca Dużego – było wcześniej znacznie więcej. Co przywiozła ciężarówka wyjaśnią badania próbek pobranych na miejscu przez przedstawicieli częstochowskiej Delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach. Biznesmen ze Śląska naiwnie tłumaczył, że ujawnione przez nas śmieci… nie są jego i ktoś mu je podrzucił.

 

Do Siedlca Dużego pojechaliśmy w poniedziałek 16 maja, po sygnale od sołtysa miejscowości. – Tę działkę kupił taki facet z Sosnowca. Biznesmen. Ogrodził teren taśmą, zagrodził drogę i nie pozwala tam w ogóle przebywać. Koparki wykopały na tej jego działce wielki dół. Mieszkańcy skarżą mi się, że na ten teren przyjeżdżają teraz ciężarówki, wywalają całe naczepy śmieci, a spychacz, który tam na miejscu pracuje, wszystko zsuwa do tego dołu i zasypuje piaskiem. A śmierdzi tak, że trzeba w maskach po lesie chodzić. Zgłaszałem sprawę do Urzędu Gminy w Koziegłowach, byli, zobaczyli, pomierzyli. I co? Pismo wyślą do niego, a on pewnie na nie nawet nie zareaguje. A wiadomo co wy tych śmieciach jest? To trzeba stąd usunąć! – oburza się sołtys Czesław Chwist.

 

Razem z nim udajemy się na miejsce. Od sąsiada mieszkającego najbliżej „kamionek” dowiadujemy się, że niedawno wjechała w las kolejna ciężarówka. Niestety, pojawiliśmy się minimalnie za późno, by widzieć jak wysypuje odpady. Właśnie odjeżdża, zdążyliśmy zatem zapisać jej numery rejestracyjne. W „kamionkach” pracuje za to spychacz. Jego operator zgarnia odpady do wielkiego dołu, następnie nabiera porcję piasku i maskuje nim śmieci.

 

„Śmieci” to w tym wypadku określenia bardzo kolokwialne, bo nie wiadomo co tak naprawdę zakopuje operator spychacza. Pośród odpadów widać foliowe torby, lateksowe rękawiczki, opakowanie po jakichś kroplach, buteleczkę z lakierem do paznokci, zużyty aerozol, nawet zabawki. W dole leży opona. Smród jest taki, że trudno wytrzymać. Nad terenem unosi się fetor, jakby odpady ktoś pomieszał z pozostałościami z oczyszczalni ścieków. W dodatku to, co jeszcze leży na ziemi, czego jeszcze nie zepchnął do otworu w ziemi spychacz… paruje. Operator maszyny swojej roboty nie przerywa nawet wtedy, kiedy pytamy, czy zdaje sobie sprawę z tego, że zakopuje w ziemi nieczystości, które powinny być zutylizowane w zupełnie inny sposób. Nie reaguje, kiedy mówimy, że zawiadomimy policję, bo naszym zdaniem popełnia przestępstwo. Widać jednak, że nasza obecność jest mu nie na rękę. On sam i towarzyszący mu kolega co rusz gdzieś dzwonią, prawdopodobnie informując kogoś o naszej nieoczekiwanej wizycie. My z kolei, widząc z jakim procederem mamy do czynienia, zgodnie z zapowiedzią wzywamy na miejsce policję. Przybycie patrolu nieco trwa, w tym czasie operator spychacza zrzuca do dołu większość przywiezionych śmieci. Kiedy – jak nam się wydaje – usiłuje odjechać, próbujemy go zatrzymać. Wtedy dwukrotnie wykonuje on niebezpieczne manewry, jakby celowo chciał najechać na naszego dziennikarza. Pytany chwilę później dlaczego tak się zachował, rzuca się na dziennikarza z pięściami, w ostatniej chwili powstrzymując się jednak od ataku. Kiedy nieco ochłonął, a być może miał na to wpływ przyjazd policjantów, tłumaczył, że były to… manewry konieczne przy skręcaniu maszyną. Dziwne to tłumaczenie, bo – co uwieczniliśmy na zdjęciach - spychacz akurat wtedy jechał prosto. Rzucając się na dziennikarza, chciał jak twierdzi przerwać filmowanie.

 

NIKT NIC NIE WIE

 

Ustalanie szczegółów zdarzenia było trudne. Na miejscu nie było bowiem właściciela terenu. Operator koparki i towarzyszący mu mężczyzna, mieszkańcy miejscowości Miedary koło Tarnowskich Gór stwierdzili, że są tylko pracownikami firmy, która została wynajęta do „rekultywacji terenu”. Jej właściciela też jednak na miejscu nie było. Inny przedstawiciel firmy, który pojawił się kilkanaście minut później stwierdził, że firma należy do jego… chrześniaka. Stwierdził, że on właściciela terenu nie zna, przyznał jednak, że prace odbywają się na podstawie podpisanej umowy. Jego tłumaczenia składane policjantom według nas należy zaliczyć do kategorii „naiwnych”. Obstawał bowiem, że do dołów miał być zwożony gruz, a pracownicy obecni na miejscu nie muszą się znać na tym, co zasypują. Wszechobecny na miejscu fetor odpadów tłumaczył tym, że podobny zapach powstaje czasami przy przekopywaniu ziemi. Ale przyznał, że pracuje tu z przerwami od około 2 tygodni i to jego firma zrobiła w ziemi ogromny wykop. Co zasypuje? Wszystko, co przywiozą samochody, bo „na śmieciach nie musi się znać”.

 

Na miejscu pojawiły się w sumie dwa policyjne radiowozy, jeden z ekipą z wydziału kryminalnego. Wezwane zostały także urzędniczki z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy w Koziegłowach. Te mogły okazać jedynie decyzję wydaną właścicielowi terenu przez Marszałka Województwa Śląskiego, zezwalającą mu na wywóz na działkę gruzu, odpadów skalnych, żużla, ziemi, kamieni itp. Nie potrafiły powiedzieć o sprawie wiele więcej.

 

Według Planu Zagospodarowania Przestrzennego działka została dopuszczona pod „zabudowę rekreacji indywidualnej”. Jej właściciel - ,,firma Mazurex sp. z o.o. - jak czytamy w decyzji Marszałka Województwa Śląskiego, dopuszczającej rekultywację terenu - wystąpiła do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach (i otrzymała zgodę) na wybudowanie na wyłączonym z gospodarki leśnej terenie „10 budynków letniskowych”. Potwierdza to sołtys Chwist. – On ponoć mówił leśniczemu, czy plany pokazywał, że tu będzie budował domki czy jakieś osiedle – mówi. Sądzimy, że ich przyszłym właścicielom raczej by się jednak nie chwalił, co kryje się w ziemi pod daczami.

 

Wiążące dla dalszego ciągu sprawy będą wyniki badań próbek, jakie na miejscu pobrali przedstawiciele częstochowskiego oddziału Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. – Na pierwszy rzut oka można jednak stwierdzić, że znalezione odpady nie należą do tych, jakimi mógł obracać właściciel terenu – mówiła „na gorąco” przedstawicielka inspektoratu. Zwracała także uwagę na jeszcze jedną rzecz. Decyzja jaką posługuje się właściciel terenu została wydana „świeżo”, zaledwie 19 kwietnia br. Nie ma natychmiastowej mocy prawnej, nabiera jej dopiero wtedy, kiedy zostaną o jej wydaniu zawiadomione wszystkie zainteresowane strony (w tym przypadku m.in. Urząd Gminy w Koziegłowach czy WIOŚ w Katowicach) i jeśli żadna z nich w terminie 14 dni od doręczenia decyzji nie wniesie od niej odwołania do Ministerstwa Środowiska. Łatwo oszacować, że właściciel miał prawo rozpocząć jakiekolwiek prace mniej więcej około 6 maja. Trudno powiedzieć, czy okres uprawomocnienia został w tym przypadku zachowany. – Dokładnie nie mogę powiedzieć kiedy te ciężarówki zaczęły kursować do lasu. Bo najpierw robili drogę, gdzieś tak w marcu. Nawieźli na nią takiej śmierdzącej szlaki, że ludzie w maskach chodzili. Starostwo kazało zebrać tą szlakę i zebrali. Potem tam znowu ze trzy tygodnie koparki kopały dół, karczowali krzaki, wycinali drzewa, wyciągali korzenie. Tak, że to dość trwało. Dopiero na koniec zaczęły kursować transporty. Z tym poniedziałkowym było ich 13 – mówi sołtys Czesław Chwist.

 

WŁAŚCICIEL … ZDZIWIONY

 

„Odkryciem” na swojej działce zdziwiony był jej właściciel, który po kilku godzinach dotarł na miejsce. – To nie są moje śmieci. Ktoś je podrzucił – tłumaczył. Na pytanie policjantów po co wykopał wielki dół na swoim terenie stwierdził, że właśnie go … wyrównuje. Utrzymywał, że na jego działkę trafiał tylko gruz, nie potrafił tego jednak udokumentować np. „kartą odpadów”, bo jak mówił nie ma jej przy sobie. Policjanci zobowiązali go do należytego zabezpieczenia terenu, by nikt już nie mógł „podrzucać mu” śmieci. Do czasu otrzymania wyników badań prowadzonych przez WIOŚ ma także zakaz przyjmowania kolejnych transportów. Jak sprawdziliśmy w bazie KRS (Krajowy Rejestr Sądowy) mężczyzna, który pojawił się na miejscu, przestawiający się jako właściciel firmy Mazurex jest w istocie jej udziałowcem, do listopada 2013 r. był nawet jej prezesem. Ale obecnie wg. KRS nie ma on prawa do reprezentowania spółki.

 

- Nie wiem, czy już coś wiadomo, ale dziś, we wtorek 17 maja, dzwonili do mnie z WIOŚ i pytali czy w okolicy są studnie. Powiedziałem, że jak najbardziej, bo ludzie w tamtym rejonie studnie mają. Powiedziano mi, że skoro tak, to będą musieli powiadomić SANEPID, żeby przebadał w nich wodę – mówił dzień po interwencji sołtys Siedlca Dużego.

 

My, idąc jeszcze tropem odoru jaki utrzymywał się w „kamionkach”, podzieliliśmy się naszymi podejrzeniami w tym zakresie z Agnieszką Smugą, Naczelnikiem Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa w Starostwie Powiatowym w Myszkowie. – Jeśli wyniki badań jakie obecnie wykonuje WIOŚ wskazałyby, że na tym terenie pozbywano się jakichś odpadów z oczyszczalni ścieków, byłaby to bardzo poważna nieprawidłowość. Tego typu pozostałości nie można pozbywać w żaden inny sposób, jak tylko na odpowiednim składowisku odpadów – mówi Agnieszka Smuga.

 

Częstochowska delegatura WIOŚ poprosiła naszą redakcję o udostępnienie nagrań i zdjęć z Siedlca Dużego, na których widać znacznie więcej, niż to, co było widać kilka godzin później, gdy dotarli inspektorzy. Swoje czynności prowadzi też myszkowska policja. Dzięki dobrej współpracy z policją udało nam się przynajmniej przerwać wywożenie nieznanych odpadów do lasu. W ciągu kilku tygodni poznamy też decyzje WIOŚ, który może nakazać właścicielowi usunięcie odpadów, które nie miały prawa tam trafić. Sprawa może też być badana pod kątem nielegalnego pozyskiwania kopalin. Właściciel zamiast tylko wyrównywać teren dopuszczonymi do tego odpadami, faktycznie urządził sobie „kopalnię piasku i kamienia”.

 

Robert Bączyński

 

 


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: ZenekTreść komentarza: Panie Wojciechu współczuję. I Trzymam Kciuki !!!Data dodania komentarza: 24.04.2025, 13:37Źródło komentarza: ZARZUTY KORUPCYJNE DLA BYŁEGO STAROSTY. KAUCJA 200.000 ZŁ I WYSZEDŁAutor komentarza: KarolinaTreść komentarza: 😍Data dodania komentarza: 19.04.2025, 16:19Źródło komentarza: Vespa na JurzeAutor komentarza: TomaszTreść komentarza: To jest chyba jednak standard. Dzisiaj (17/04/2025) identyczne obrazki były w Koziegłowach na ul. Żareckiej obok domu burmistrza Koziegłów. Zamiatanie ulicy przebiegało tak że trzeba było uciekać na drugą stronę ulicy żeby jako tako przejść. Tumany kurzu ciągnęły się na odległość 100 m za zamiatarką. Oczywiście wszystkie prace na sucho przy słonecznej pogodzie i 25 stopniach ciepła.Data dodania komentarza: 17.04.2025, 12:56Źródło komentarza: ZAMIATARKA CZY KURZARKA?Autor komentarza: WojtekTreść komentarza: Takiemu to nic nie zrobią bo ma kolegę sędziego,Data dodania komentarza: 16.04.2025, 14:09Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNEAutor komentarza: MarianTreść komentarza: Przecież to "elyta" polityczna to co mu zrobią? Jak skażą to się odwoła że sadzili ni ci sędziowie co trzeba.Data dodania komentarza: 16.04.2025, 02:59Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNEAutor komentarza: GrzegorzTreść komentarza: Jak zwykły obywatel to ma przechlapane. Jak adwokatka Monika M. miała trzykrotny zakaz prowadzenia pojazdów i wpadła po raz kolejny to dostała 7500 zł grzywny. W Myszkowie sąd jest litościwy.Data dodania komentarza: 16.04.2025, 02:51Źródło komentarza: MYSZKÓW. BYŁ TAK PIJANY, ŻE WJECHAŁ NA SKUTERZE W PŁOT
Reklama
Reklama
Reklama