(pow. myszkowski) 10, 19, 49 – to liczby pożarów suchych traw jakie pojawiły się w trzech ostatnich, tygodniowych, strażackich statystykach. Widać po nich jasno, w jak lawinowym tempie rośnie poziom wiosennej głupoty osób, które w barbarzyński sposób, ogniem, próbują karczować nieużytki. Także w mijającym tygodniu „statystycznie” nie będzie lepiej. Tylko we wtorek 5 marca doszło aż do 19 pożarów suchych traw. Najgroźniejszy z nich miał miejsce w Myszkowie, gdzie ogień trawił tereny pomiędzy ulicami Dworską i Prusa. Z dymem poszło tam 12 hektarów. W jego gaszeniu braliśmy udział także i my.
Tylko niewielki odsetek pożarów suchych traw to tzw. samozapłony, wywołane np. zogniskowaniem się promieni słonecznych w rzuconej w trawę butelce. Większość pożarów nieużytków wywołują bezmyślni ludzie. Nie odstraszają ich wysokie grzywny, a nawet kary aresztu. Za nic mają apele, prośby, dowody na to, że ich działalność zagraża ludziom, zwierzętom, że powoduje olbrzymie straty materialne, czasem nieodwracalne.
Aż dziw bierze, że tak mało wypalaczy udaje się ustalić. Przecież ktoś z pewnością widział, może nawet nie raz, kto podpala. To ważne, by mieć dobre relacje z sąsiadami, wszystko ma jednak swoje granice. Kiedyś nasza pobłażliwość może obrócić się przeciwko nam.
- Fakt, że pożary traw powstają w różnych miejscach naszego powiatu w tym samym czasie powoduje, że strażacy nie są w stanie wszędzie dotrzeć w krótkim czasie, a mnogość zdarzeń absorbuje wszystkie siły i środki równocześnie – mówi kapitan Mariusz Szczepański, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Myszkowie.
Tak było m.in. we wtorek 5 kwietnia. Niemal w tym samym czasie wybuchł pożar w rejonie ulicy Ręby na Światowicie oraz na sporym obszarze pomiędzy ulicą Dworską i Prusa.
– Na Światowicie ogień ogarnął poszycie leśne na podłożu torfowym. Taki pożar gasi się bardzo trudno, bo ogień przenosi się pod ziemią. Jeszcze następnego dnia trwało jego dogaszanie, i może to potrwać kilka dni, jeśli nie otrzymamy „pomocy z góry” w postaci deszczu. Pomiędzy ulicami Prusa a Dworską ogień trawił 12 hektarów nieużytków. Zgłoszenie o pożarze otrzymaliśmy o 13.54, pierwszy zastęp był na miejscu 5 minut później. Łącznie w gaszeniu pożaru, które trwało do 18.44 uczestniczyło 13 zastępów strażaków. Pomagali mieszkańcy okolicznych domów. Także redaktor naczelny Gazety Myszkowskiej, który pojawił się na miejscu nie stał bezczynnie, z tłumicą w rękach walczył z ogniem. Taka postawa zasługuje na pochwałę, tym bardziej, że często spotykamy się podczas akcji z biernością, a nawet krytyką działań – mówi kapitan Mariusz Szczepański. Podkreśla, że akcja gaśnicza była trudna.
– W jednym czasie było kilka zdarzeń, musieliśmy zatem przerzucać zastępy z miejsca na miejsce. Nasze samochody grzęzły też w podmokłym terenie, musieliśmy się wzajemnie wyciągać. Ale była taka potrzeba, by dojeżdżać jak najbliżej ognia. Strażacy robili wszystko, by nikomu nic się nie stało. Mimo, że ogień podchodził pod zabudowania, żaden z domów nie ucierpiał. W jednym przypadku okopcone zostały zabudowania gospodarcze, gdzie indziej udało się uratować drewnianą szopę stojącą zaledwie 3 metry od budynku mieszkalnego – dodaje kapitan Szczepański. Ogień mógł zagrozić budynkom firmowym „POLIMERA” na ulicy Prusa, pracownicy firmy także rzucili się do gaszenia ognia. Pożar udało się opanować i ugasić dzięki poświęceniu bardzo wielu osób.
Rzecznik prasowy myszkowskich strażaków podkreśla, że w wypalaniu suchych traw przodują mieszkańcy gminy Koziegłowy. To tam dochodzi do największej liczby tego typu zdarzeń. Tuż za nimi plasują się mieszkańcy Myszkowa. Nieco lepiej jest w gminach Żarki i Poraj, najlepiej w gminie Niegowa. – Rolnicy z tamtego terenu potrafią myśleć. Wiedzą, że wypalanie traw nic nie daje, wręcz wyjaławia glebę. A ponieważ uprawiają pola, robią to w sposób mądry – komentuje Mariusz Szczepański.
Podobnej mądrości życzymy wszystkim mieszkańcom powiatu myszkowskiego i raz jeszcze przypominamy wszystkim, że wypalanie traw jest zabronione!
Robert Bączyński
Krótka dygresja:
Po raz drugi w ciągu roku miałem okazję gasić pożar, jeden w sierpniu 2015 pod własnym domem, gdy paliło się Dzierżno. Skutki pożaru widać będzie przez kilka lat. Gdy z dziennikarskiego obowiązku dokumentowałem wtorkowy pożar łąk między Prusa i Dworską, gdy ogień był już blisko domów, a strażakom zostało kilka wolnych „tłumic” (nawet nie wiedziałem, że tak to się nazywa) złapałem jedną i pobiegłem pomóc. Nie sam, niektórzy mieszkańcy też. Niestety przy takim pożarze najwięcej jest biernych gapiów. Ale na coś innego chciałbym zwrócić uwagę: gdy ogień jest już wstępnie opanowany, trwa dogaszanie, to, czego strażakom brakuje najbardziej, to woda do picia. Ogień potęguje gorąco, pić się chce. Mieszkańcom ratowanego dobytku radzę więc z własnego doświadczenia: dajcie strażakom coś do picia!
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze