(Gorzków - Trzebniów) W sobotę 13 lutego wiele wskazywało na to, że wierni z parafii pod wezwaniem Jana Berchmansa w Gorzkowie – Trzebniowie oczekują na ważne wydarzenie. Drogę przystrojono różnokolorowymi chorągiewkami, gromadzili się przy niej mieszkańcy miejscowości. W pogotowiu czekał wóz bojowy z miejscowej jednostki OSP. W ten sposób czekano na relikwie Ojca Pio, które na kilka godzin trafiły do miejscowego kościoła.
Relikwie Świętego Ojca Pio, m.in. habit oraz rękawica, którą zakonnik nosił na stygmacie dłoni, peregrynują po Europie od 3 lutego. Ich podróż rozpoczęła się w Pietrelcinie, gdzie urodził się Francesco Forgione, znany później jako Ojciec Pio. Z Włoch przez Niemcy trafiły do Polski. W drodze do Krakowa zatrzymały się na kilka godzin na naszym terenie, w kościele parafialnym w Gorzkowie Nowym. Była to okazja nie tylko do modlitwy, dotknięcia rzeczy związanych ze słynnym zakonnikiem, także na spotkanie z księdzem Paulo Cecere, wychowankiem Ojca Pio. Można było od niego usłyszeć wiele osobistych opowieści o Świętym.
Życie Francesco Forgione, późniejszego Ojca Pio utkane jest z wielu historii, które świadczyły o tym, że jest to człowiek niezwykły. Już od piątego roku życia miewał wizje Nieba, w widzeniach rozmawiał z Jezusem, Maryją, także ze swoim Aniołem Stróżem.
W 1903 roku nałożył franciszkański habit Kapucynów, rozpoczynając nowicjat, cztery lata później złożył śluby zakonne, a w roku 1910 otrzymał święcenia kapłańskie. W lipcu 1916 roku Ojciec Pio został wysłany do klasztoru w San Giovanni Rotondo gdzie przebywał aż do śmierci. 20 września 1918 roku, gdy modlił się przed krzyżem umieszczonym na chórze starego kościółka otrzymał stygmaty. Rany na jego dłoniach, stopach i boku pozostały otwarte i krwawiące przez pięćdziesiąt lat. Był to jeden z powodów, dla których przez lata ściągali do San Giovanni Rotondo lekarze, naukowcy, dziennikarze i zwyczajni ludzie, chcąc zobaczyć zakonnika. Rany – stygmaty zaczęły się goić dopiero tuż przed jego śmiercią a następnie zniknęły całkowicie. Osobie Ojca Pio towarzyszyło także zjawisko określane jako „zapach świętości”. Fenomen ten (osmogeneza) pozwala na odczuwanie obecności świętego poprzez charakterystyczny dla niego aromat (zapach fiołków). Wspomniany zapach świętości Ojca Pio był wyraźnie wyczuwalny przez ludzi, którzy znajdowali się w jego pobliżu. Wydobywał się z jego ciała, ubrań lub przedmiotów które dotknął. Czasem był wyczuwalny w miejscach przez które jedynie przeszedł. Innym z niezwykłych darów jakim „dysponował” zakonnik była bilokacja – dzięki czemu choć fizycznie obecny był w jednym miejscu, doświadczano jego obecności także gdzie indziej. Istnieje wiele dowodów, że mimo iż od 1916 ojciec Pio nigdy nie opuścił San Giovanni Rotondo, był widziany w wielu miejscach na świecie, nawet w Kalifornii czy… Czechosłowacji. Wiele osób utrzymywało, że Ojciec Pio posiada także dar jasnowidzenia, a za jego wstawiennictwem dochodzi do cudów. Znana jest historia listu Karola Wojtyły z listopada 1962 roku, wtedy Wikariusza Kapitulnego Krakowa, w którym prosił Ojca Pio o modlitwę w intencji chorej na raka Wandy Półtawskiej. Zakonnik poprosił, by przeczytano mu ten list na głos, a kiedy usłyszał jego treść miał powiedzieć: „Jemu nie można odmówić”. Zapewnił, że będzie się gorąco modlił za Półtawską (ta wyzdrowiała i żyje do dziś). Kiedy kilka dni później nieznany wówczas bliżej biskup Wojtyła ponownie napisał do Ojca Pio, tym razem gorąco dziękując za modlitwę, ten nie reagował w ogóle na treść listu. Dopiero po kilku minutach poprosił, aby zachować oba listy, ponieważ „któregoś dnia będą bardzo ważne”. Po śmierci Ojca Pio listy te odnaleziono przypadkiem w … październiku 1978 r., kiedy Karol Wojtyła został Papieżem.
(rb, zdjęcia z profilu na FB parafii w Gorzkowie - Trzebniowie)
Napisz komentarz
Komentarze