Gdyby nie wypadek na Kościuszki, pewnie długo nie dowiedzielibyśmy się o tym, że niebezpieczne odpady są wożone przez Myszków, a co gorsza, miejscem ich nielegalnego zrzucania jest Myszków. Jak w środę potwierdziła nam rzecznik KPP w Myszkowie asp. Barbara Poznańska, został już przesłuchany kierowca ciężarówki, mieszkaniec miejscowości Werzchlas (powiat wieluński), i przyznał się do wszystkich zarzucanym mu czynów. Policja zarzuca kierowcy popełnienie trzech wykroczeń: z art. 95 Kodeksu Wykroczeń- zanieczyszczenie drogi, z art. 95 KW -poruszanie się pojazdem bez dokumentów i z art. 174 ust. 1 Ustawy o opadach. To zarzut niewłaściwego wykonania transportu odpadów, za co grozi kara grzywny lub ograniczenia wolności.
Barbara Poznańska, oficer prasowy KPP w Myszkowie: - Prowadzimy postępowanie w sprawie wykroczeń popełnionych przez kierującego pojazdem, jak również wyjaśniamy wątek czy nie doszło do naruszeń przepisów prawnych w zakresie składowania i przetwarzania tego typu odpadów przez jedną z myszkowskich firm do której docelowo miał trafić ładunek, jak i firm dostarczających odpady, które transportowane były z Sochaczewa. Na tym etapie postępowania opieramy się na zgromadzonej dokumentacji w której pojawiły się pewne nieścisłości, które musimy wyjaśnić.
Kierowca to tylko „słup”
Kierowca ciężarówki potwierdził w zeznaniach, że masę koksowniczą (nie ma jeszcze wyników badań, co dokładnie wiózł) miał wywalić na terenie firmy przy ul. Jana Pawła II w Myszkowie. Był to -jak zeznał- jego pierwszy kurs, ale już trzeci do Myszkowa. Kierowca jechał bez dowodu rejestracyjnego, polisy OC i jakichkolwiek dokumentów stwierdzających co i gdzie wiezie. Transport odpadów powinien być szczegółowo opisany w tzw. „karcie odpadów”. O tym, że nie mamy do czynienia z pojedynczą próbą przewozu i nielegalnej utylizacji szkodliwych odpadów może świadczyć też łańcuszek firm pośredniczących w transporcie. Kierowca odebrał samochód z już załadowaną naczepą w Chorzowie, z bazy firmy, która siedzibę ma w Sochaczewie (woj. Łódzkie). Na razie nie wiadomo, z jakiego zakładu koksowniczego czy huty odpady wyjechały. Wiele wskazuje na to, że to ten sam lub podobny niebezpieczny odpad, jaki trafiał jesienią 2015 na teren byłej cegielni w Ogrodzieńcu. Tam właściciel cegielni tłumaczył się, że masę koksowniczą wykorzysta do wyrobu materiałów budowlanych. Proceder zablokowali również jak w Myszkowie protestujący mieszkańcy. Szczegóły sprawy opisywaliśmy w naszym tygodniku Kurier Zawierciański.
Gdzie są wylane wcześniejsze transporty?
Około 30 metrów od płotu firmy Reko w lesie poniżej, jest rozlewisko, które śmierdzi substancjami ropopochodnymi. Niedawno pokazywaliśmy to miejsce dziennikarzom TVP Katowice, którzy idąc naszym tropem zainteresowali się odpadami nielegalnie wożonymi do Myszkowa. Również mieszkańcy ul. Bolesława Prusa mówią o dużych ciężarówkach, które wjeżdżały w koniec ulicy. A tam już tylko łąka i las. Mieszkańcy dzielnicy od połowy 2015 narzekają na uciążliwości związane z działalnością Reko. Ich zarzuty, że odpady są w firmie składowane niewłaściwie, mogą zanieczyszczać grunt potwierdzają kontrole Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Myszkowie i Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska.
Jak wyjaśnia Agnieszka Smuga, naczelnik wydziału OŚiR w myszkowskim starostwie, firma Reko działa w oparciu o decyzję Starostwa Powiatowego w Myszkowie z 19 XII 2014, pozwalającej na transport i składowanie surowców, w tym odpadów uznawanych za niebezpieczne, na terenie bazy przy ul. JP II: - W decyzji tej odmówiliśmy jednak firmie Reko zgody na składowanie wielu grup odpadów niebezpiecznych, choć firma o taką zgodę występowała. Firmie nie wolno np. zbierać i magazynować przykładowo: odpadów medycznych, odczynników, wielu grup chemikaliów.
15. maja 2015 przeprowadziliśmy kontrolę w REKO, która wykazała, że odpady są przechowywane w sposób nieprawidłowy, na nieutwardzonym gruncie. Zaleceniem było usunięcie tych odpadów. Nakazaliśmy też wymianę warstwy gruntu, gdzie składowane były odpady i właściwą utylizację usuniętej ziemi. Innym zaleceniem było właściwe oznakowaniem pojemników. Wyznaczyliśmy wtedy firmie czas na realizację zaleceń do 8.08.2015 i dokładnie w tym dniu firma potwierdziła ich wykonanie, na co przestawiła dokumentację. Kolejne oględziny to potwierdziły. Dodatkowo, zwróciliśmy się wtedy do Woj. Inspekcji Ochrony Środowiska o zbadanie próbek gleby po wymianie gruntu. Te próbki zostały pobrane 23.09.2015, a w październiku otrzymaliśmy pismo z WIOŚ, że w próbkach nie stwierdzono zanieczyszczeń. Mogliśmy więc sądzić, że firma zaprzestała niewłaściwego składowania odpadów - mówi naczelnik Agnieszka Smuga.
21.XII kolejna kontrola w Reko pokazała, że firma wróciła do starych zwyczajów. Odpady ponownie trafiły na nieutwardzony grunt, pojemniki bez żadnych oznaczeń, śmieci z samochodów wysypywane wprost na ziemię. Potwierdzają to również zdjęcia mieszkańców dzielnicy wykonane 24 i 30 grudnia. Za to grozi już firmie nie tylko odebranie pozwolenia na transport i składowanie odpadów, ale również odpowiedzialność karna dla osób odpowiedzialnych.
- Do WIOŚ w Łodzi wystąpiliśmy też o kontrole krzyżowe, obiegu odpadów, które trafiły do Myszkowa, a - jak wynika z części dokumentów- były wysyłane przez firmy z tamtego województwa - dodaje naczelnik Smuga. Chodzi m. in. o firmę z Sochaczewa do której należy baza w Chorzowie, skąd do Myszkowa wyjechała masa koksownicza.
Na koniec wracamy do pytania, gdzie są wylane wcześniejsze transporty trefnych odpadów? Czy na łąkę na końcu ulicy Prusa? Mieszkańcy dzielnicy mówili też o dziwnych wykopach wykonywanych nocą. Jak się dowiedzieliśmy, Urząd Miasta Myszkowa zlecił firmie Geo-Bios zbadanie gruntu, w miejscu, gdzie ziemia na obszarze kilkuset metrów kwadratowych jest zanieczyszczona substancjami ropopochodnymi.
-Wynik tych badań, gdy będziemy wiedzieli jakie substancje zostały tam wylane, czy rozpuszczają się w wodzie, czy kumulują się w gruncie, pokażą jaka jest skala skażenia i jak z tym walczyć. Jeżeli np. zanieczyszczenia kumulują się w gruncie, nie dostając do wód gruntowych, wystarczy wymiana gruntu; gorzej jeżeli już przeniknęły do wód powierzchniowych i gruntowych - komentuje Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska i Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Myszkowie Agnieszka Smuga.
O dalszych wynikach policyjnego śledztwa w sprawie nielegalnego wyrzucania odpadów niebezpiecznych w Myszkowie będziemy informować, jak i o decyzjach urzędników. Jedno jest pewne: to nie jest incydent, lecz zorganizowana działalność nieuczciwych firm, lub nawet grup przestępczych, które na odpadach robią ogromne interesy. Z podobnym problemem opanowania rynku odpadów przez grupy przestępcze boryka się od lat Neapol, gdzie od lat wiadomo, że firmy wywożące i przetwarzające odpady opanowała mafia neapolitańska. Nam też to grozi.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze