Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 28 kwietnia 2025 23:36
Przeczytaj!
Reklama
Reklama

PSI PROBLEM NA MAJOWEJ

(Kotowice, gm. Żarki) Mieszkańcy ulicy Majowej w Kotowicach mają już dość. Dość ciągłego ujadania zgrai kilkunastu psów, pozbawionych praktycznie opieki, dość napaści czworonogów na ich inwentarz, dość strachu o dzieci, które idąc do szkoły czy przedszkola muszą przechodzić obok posesji, gdzie zabezpieczeniem przed tym, by pies nie wybiegł na ulicę są powtykane w wykopane dziury pod ogrodzeniem kamienie. Zgodnie twierdzą, że coś w tej sytuacji trzeba zrobić. Właścicielem psów jest nieporadny życiowo około 50-letni mężczyzna, który utrzymuje się z dorywczych prac polowych u ludzi. W domu – zgodnie z opinią sąsiadów - nie ma go od około dwóch tygodni. Głodne psy dokarmiają zatem mieszkańcy ulicy oraz Strażnicy Miejscy z Żarek, którzy póki co nie widzą w tym przypadku rażących zaniedbań, a w związku z tym nie widzą możliwości by zabrać psy do schroniska.  
Podziel się
Oceń

(Kotowice, gm. Żarki) Mieszkańcy ulicy Majowej w Kotowicach mają już dość. Dość ciągłego ujadania zgrai kilkunastu psów, pozbawionych praktycznie opieki, dość napaści czworonogów na ich inwentarz, dość strachu o dzieci, które idąc do szkoły czy przedszkola muszą przechodzić obok posesji, gdzie zabezpieczeniem przed tym, by pies nie wybiegł na ulicę są powtykane w wykopane dziury pod ogrodzeniem kamienie. Zgodnie twierdzą, że coś w tej sytuacji trzeba zrobić. Właścicielem psów jest nieporadny życiowo około 50-letni mężczyzna, który utrzymuje się z dorywczych prac polowych u ludzi. W domu – zgodnie z opinią sąsiadów - nie ma go od około dwóch tygodni. Głodne psy dokarmiają zatem mieszkańcy ulicy oraz Strażnicy Miejscy z Żarek, którzy póki co nie widzą w tym przypadku rażących zaniedbań, a w związku z tym nie widzą możliwości by zabrać psy do schroniska.

 

Budynek należący do właściciela psów leży niedaleko od skrzyżowania ulicy Majowej z drogą wojewódzką 792. Powinien mieć numer 9, ale na domu nie ma tabliczki. Brakuje tu nie tylko tego elementu. W domu nie ma prądu, wody, łazienki. W oknach popękane, brudne szyby. Do budynku prowadzą otwarte drzwi, ale właściciel pewnie nie obawia się kradzieży, bo i ukraść nie ma czego. Tym bardziej, że „dobytku” pilnuje stado około 16 psów. Psy nie mają bud, nocują w domu. W jakich warunkach? Tego nie odważyliśmy się sprawdzić. Zwierzęta, co prawda pochowały się na nasz widok, jednak cały czas podczas naszej wizyty w Kotowicach towarzyszy nam ujadanie psów, „oszczekujących nas” z pomieszczeń budynku. Tylko jeden, może najodważniejszy, ujada na nas z podwórka. O interwencję poprosił nas jeden z sąsiadów „zapsionej” posesji, w trakcie rozmowy dołączają jednak pozostali mieszkańcy ulicy, w sumie kilka osób. Nie chcą się przedstawiać, proszą, by pisać o nich: „sąsiedzi Zdzisława”. Bo właściciel posesji na Majowej tak właśnie ma na imię.

 

- Trudno powiedzieć, od kiedy trwa obecna sytuacja, ogólnie można powiedzieć, że nasz problem trwa już od dłuższego czasu. Ale ostatnio, od dwóch tygodni sąsiad Zdzisław jest zabrany stąd, i nie widujemy go tutaj. Ktoś go zabrał, ponoć do Sokolnik. Ale nie rodzina, bo on rodziny nie ma. Zabrali go razem z krową, którą miał, bo krowa ma jakąś wartość.  To na tyle dobrze, bo tę krowę też sąsiedzi musieli czasami karmić i poić. Ale psy zostały – mówi jeden z mężczyzn, z którym rozmawiamy. - On nie ma renty, nie ma nic, utrzymuje się z prac u ludzi. Po prostu zabierają go, najmują jako taką tanią siłę roboczą. Psy jednak zostają i to jest wielki problem dla nas wszystkich. Ostatnio było ich 16, w tym 9 młodych. Ogrodzenie podwórka, widzi pan, nie jest szczelne. Podkopują się pod siatką czy bramą. Te kamienie, co wypełniają dziury wykopane przez psy to albo ludzie upychają, albo on sam, jak jest w domu. Dokarmiamy te psy, bo wyją z głodu.

 

Pytamy, jak to robią i czy się nie boją, że zostaną pogryzieni. - Na razie takiego przypadku nie było. Za płotem się po prostu zostawia jedzenie, one się zlatują wszystkie i jedzą. Wczoraj przyniosłem im taki spory garnek żarcia, postawiłem tam (nasz rozmówca wskazuje ręką miejsce oddalone kilka metrów od furtki), to zanim wyszedłem, to już nic nie było, wszystko zjadły – mówi młody chłopak z tatuażem na ręce. - Straż Miejska tu przyjeżdża nieraz, zajrzą i jadą z powrotem – dołącza do rozmowy sąsiadka z naprzeciwka.

 

- Te psy wybiegają, szukają jedzenia, zagryzają kury. U sąsiada zjadły dwie, u następnego też dwie, u Halinki chyba trzy –wylicza straty drobiu u sąsiadów mężczyzna, który poprosił o naszą interwencję. - U Halinki dwie – koryguje sąsiadka, której ogrodzenie z siatki w kilku miejscach jest dodatkowo wzmocnione tzw. „siatką kopalnianą”. – Bo targają siatkę, pod spodem się przekopują, ale co się dziwić jak one takie głodne. Wczoraj byli ze Straży, dali im suchej karmy, ale jakie to jest rozwiązanie problemu? Bardzo uciążliwe jest takie psie sąsiedztwo – mówi z rezygnacją. - On tu był ostatni raz w czwartek – mówi inna kobieta, także mieszkająca nieopodal (czyli 5 dni temu). - Od tego czasu go nie widziałam. W nocy to tu strach przejść obok tego domu, bo widzi pan, że dziury pod płotem tylko kamieniem pozastawiane są. Rano też strach, a tędy małe dzieci chodzą do szkoły, do przedszkola, a te psy jak będą głodne to będą wściekłe – martwi się, spoglądając jednocześnie na dwójkę dzieci, które stoją obok niej.

 

- Poszłam do gminy, do Straży Miejskiej, i mówię, że jest tak i tak. Że już jest siedem psów na placu, a teraz jak się będą lęgły to będzie 10 albo 15. A on mi powiedział, bo ja mówię: - Jak nie, to ja zadzwonię do telewizji, a on mi mówi tak: Pani, pani taka mądra baba, a taka głupia? I jak pierdolnęłam drzwiami i wyszłam (…) My tu po cztery, pięć nocy nie spali. Chłopak musiał iść do roboty, co na maszynach robi, to by mu ręce poucinało. Bo te siedem psów wyszło na ulicę i z innymi, bo taki wielki z Jaworznika też tu przylatywał, to był jeden wielki rejwach. U niego się zalęgło szczurów i przeszły do mnie do chlewa, to musiałam kupić za 200 złotych trutki, zatruć w chlewie, a on sobie psów nabrał (…) Przez całe lato my okna nie mogli otworzyć. Jemu trzeba dać utrzymanie, bo on przepracował 20 lat na Światowicie, powinien mieć jakąś emeryturę czy rentę, albo go zabrać gdzieś, żeby on miał coś. Jak on tu mieszkał, jak on żył? Tam sufit zarwany, jakbyście weszli do środka to byście z miesiąc nie jedli.  Teraz dobre ludzie go przyjęli i poszedł. A psy zostały. A jak mu powiedziałam: - Po co ci te psy? Nie chow tych psów! - to mnie wyzwał od jakiej ino. Bo on nie ma  dobrego rozumu. Co? Z głupim się nagadasz? Nie nagadasz. Ale jak by mu byli pomogli zaraz, to by się tak nie stało – opowiada, nie kryjąc emocji starsza kobieta, bliska sąsiadka Zdzisława, o której pozostali mówią „Marysia”.

 

- Ale nie można powiedzieć, że mu opieka nie pomaga, bo pani z opieki to tu stale, cały czas jeździ. Dostał węgiel na zimę dwa lata temu, na naprawę domu dostał piasek, cement, dostawał pieniądze, za które w sklepie mógł sobie brać jakieś artykuły spożywcze, ze składek kościelnych były na niego pieniądze. Mnie dali z opieki pieniądze, to kupiłam dla niego skarpety, kalesony, koszule. Na święta kupiłam mu mięso, wszystko co trzeba było na święta. Poszłam potem do opieki społecznej i rozliczyłam się z tego, zaniosłam rachunki. Matka jego mieszkała tutaj, on się zabrał, poszedł, dwa tygodnie go nie było. Nikt się tą matką nie zainteresował. Dokarmiałam ją, a w końcu powiadomiłam opiekę społeczną. Przyjechali, wodę u mnie grzali, myli ją, dałam jej swoje ubranie i wzięli ją do domu opieki społecznej. I dożyła do 80-ciu paru lat w opiece, i miała „tak” – pokazuje gestem, który oznacza wygodne życie jedna z sąsiadek właściciela psów. - On jest chory człowiek i jemu trzeba pomóc, ale on sobie nie pozwoli pomóc – dodaje. Potwierdza to kolejny nasz rozmówca. – Opieka mówiła: - Co my możemy pomóc, jak on nie jest zarejestrowany w Urzędzie Pracy? To ja go podstępem zawiozłem do Myszkowa, okazało się, że 6 lat był w ogóle nieubezpieczony. Powypełniałem mu tam wszystkie dokumenty, to był 2014 rok. I dostał z opieki dwa razy do sklepu po 280 złotych i miał się zgłosić 11 lipca podpisać się w PUP. Nie stawił się, znowu jest wykreślony, dzwoniłem do opieki, mówią: - My nie możemy zrobić nic, bo nie ma „podkładki” z urzędu, że jest ubezpieczony (…) Jego nawet do tego sklepu musiałem ciągnąć, co mógł sobie iść i wziąć, co mu tam było potrzebne do jedzenia. Sam rzadko chodził. Wstydził się. Po prostu nie lubi jak mu się tak pomaga.

 

Los Zdzisława Sz., mimo, że jego psy są dla nich prawdziwym utrapieniem, nie jest mieszkańcom ulicy Majowej obojętny. - Chwała temu, który się podjął, żeby go wziąć do siebie. Tylko żeby to była pomoc stała. Komuś tu mówił, że ma tam mieszkanie, ma się gdzie umyć, ma co zjeść. Tylko, że jest jesień. Kto wie, czy nie przyjdzie zima, a on tu nie wróci. Czy będą go chcieli trzymać zimą?  Bo teraz trzymają, bo robota jest. On jest pracowity człowiek, silny. Całe lato wszędzie go brali, a jak przychodzi zima, to on dopiero wtedy drzewo włóczy i siedzi w domu. A tu nie na tym rzecz polega, żeby go wykorzystać latem, tylko żeby mu dać opiekę cały rok. Tylko, co wtedy z psami? Najgorszy problem jest z nimi! – mówią zgodnie.

 

„NIE WIDZIMY RAŻĄCEGO ZANIEDBANIA”

 

O sytuacji z Kotowic wiedzą urzędnicy z żareckiego magistratu. - Posesja przy ulicy Majowej w Kotowicach jest pod stałym nadzorem Straży Miejskiej. Rzeczywiście, pan który tam mieszka jest nieporadny życiowo. Mówi, że kocha zwierzęta, że kocha psy. W ubiegłym roku na koszt gminy zostały wysterylizowane wszystkie należące do niego suki, ale ten pan je porozdawał, a w ich miejsce przygarnął inne. To miejsce jest też niestety traktowane w ten sposób, że jak ktoś ma psa niepotrzebnego, to zaprowadza tam. Były w ubiegłym tygodniu zgłoszenia od sołtysa i radnego, że jeden z tych psów biega luźno. Straż Miejska pojechała tam z osobą uprawnioną do wyłapywania, chcieli złapać tego psa, ale i on i inne psy się pochowały. Wiemy, że ten pan nie przebywa teraz u siebie, jest na jakiejś robocie w Sokolnikach, natomiast Straż Miejska zostawiła wodę, karmę, przerzuciła to przez płot, ale na posesję strażnicy nie wchodzili, dlatego że nie mogą wejść. Psy – z punktu widzenia odpowiednich przepisów – mają właściciela. My nie możemy zabierać psów, które formalnie mają właściciela. Strażnicy nie mogą też wejść na posesję, kiedy nie ma jej właściciela, żeby później nie padł zarzut, że ktoś został np. okradziony, właśnie przez Straż Miejską. Strażnicy regularnie tam zaglądają, ale jedyne, co mogą zrobić to podawać psom karmę i wodę, jeśli się orientują, że właściciela na posesji nie ma – wyjaśnia Katarzyna Kulińska Pluta, rzecznik prasowy Urzędu Miasta i Gminy Żarki. Pytamy, kto i kiedy może zdecydować o ewentualnym odebraniu psów pozbawionych tak naprawdę opieki i mogących stwarzać zagrożenie dla innych osób. - Jeżeli są rażące naruszenia to wtedy przyjeżdża Powiatowy Lekarz Weterynarii i zwierzęta są zabierane, czasami interweniują też stowarzyszenia zajmujące się zwierzętami (…) Nigdy nie było tak naprawdę podstaw, żeby temu człowiekowi odbierać zwierzęta, są w dobrym stanie, dostają jedzenie. O krowie miejscowi mówili, że jest najgrubsza we wsi, zatem tu nie ma podstaw, żeby mu ją odebrać. Problem jest w liczbie tych zwierząt. Ale nie ma przepisów, które by komuś zakazywały trzymania takiej ilości psów. Mieszkańcy się skarżą, że te psy gdzieś tam biegają, ale rażącej niedbałości tu nie ma, a w związku z tym podstaw, by te psy zabrać. Będziemy obserwować czy nieobecność tego pana nie przerodzi się w dłuższą czy stałą. Jeśli tak, trzeba będzie podjąć inne kroki. On do tej pory wracał. Zobaczymy, w jakim kierunku to się rozwinie,  – mówi Katarzyna Kulińska Pluta.

 

O sytuacji w Kotowicach poinformowaliśmy Powiatowego Inspektora Weterynarii w Myszkowie, Fundację „Animals” z Częstochowy i Fundację „Do Serca Przytul Psa z Myszkowa”, z prośbą o sprawdzenie sytuacji na miejscu i zweryfikowanie opinii strażników miejskich z Żarek, czy faktycznie w tej sytuacji można mówić o braku podstaw do zabrania psów do schroniska. W środę 30 września, kiedy zamykaliśmy to wydanie Gazety Myszkowskiej, skontaktował się z nami Adam Sroka,  Powiatowy Inspektor Weterynarii w Myszkowie, który  zapowiedział kontrolę na ulicy Majowej na czwartek 1 października. O jej wynikach obiecał poinformować do wtorku 6 października. Do sprawy z pewnością wrócimy.

 

Robert Bączyński

Angelika Psonka


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
ReklamaAdvertisement
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: ZenekTreść komentarza: Panie Wojciechu współczuję. I Trzymam Kciuki !!!Data dodania komentarza: 24.04.2025, 13:37Źródło komentarza: ZARZUTY KORUPCYJNE DLA BYŁEGO STAROSTY. KAUCJA 200.000 ZŁ I WYSZEDŁAutor komentarza: KarolinaTreść komentarza: 😍Data dodania komentarza: 19.04.2025, 16:19Źródło komentarza: Vespa na JurzeAutor komentarza: TomaszTreść komentarza: To jest chyba jednak standard. Dzisiaj (17/04/2025) identyczne obrazki były w Koziegłowach na ul. Żareckiej obok domu burmistrza Koziegłów. Zamiatanie ulicy przebiegało tak że trzeba było uciekać na drugą stronę ulicy żeby jako tako przejść. Tumany kurzu ciągnęły się na odległość 100 m za zamiatarką. Oczywiście wszystkie prace na sucho przy słonecznej pogodzie i 25 stopniach ciepła.Data dodania komentarza: 17.04.2025, 12:56Źródło komentarza: ZAMIATARKA CZY KURZARKA?Autor komentarza: WojtekTreść komentarza: Takiemu to nic nie zrobią bo ma kolegę sędziego,Data dodania komentarza: 16.04.2025, 14:09Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNEAutor komentarza: MarianTreść komentarza: Przecież to "elyta" polityczna to co mu zrobią? Jak skażą to się odwoła że sadzili ni ci sędziowie co trzeba.Data dodania komentarza: 16.04.2025, 02:59Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNEAutor komentarza: GrzegorzTreść komentarza: Jak zwykły obywatel to ma przechlapane. Jak adwokatka Monika M. miała trzykrotny zakaz prowadzenia pojazdów i wpadła po raz kolejny to dostała 7500 zł grzywny. W Myszkowie sąd jest litościwy.Data dodania komentarza: 16.04.2025, 02:51Źródło komentarza: MYSZKÓW. BYŁ TAK PIJANY, ŻE WJECHAŁ NA SKUTERZE W PŁOT
Reklama
Reklama
Reklama