(Myszków) Przez ponad 2,5 godziny strażacy i policjanci negocjowali z niedoszłym samobójcą, który groził, że skoczy z bloku przy ul. 11 Listopada 20 w Myszkowie. Mężczyznę stojącego na dachu zauważył po 20.00 przypadkowy przechodzeń i natychmiast zawiadomił policję. Był wtorek, 24 lipca. Punktualnie o godzinie 23:00 straż z policją sprowadziła niedoszłego samobójcę przed blok. Ten wyszedł nakrywając głowę kurtką, jakby chciał uniknąć rozpoznania przez tłum kilkudziesięciu gapiów.
Komunikat odebrał dyżurny myszkowskiej policji. - Około godziny 20:30 otrzymaliśmy zgłoszenie. Patrol policji, który udał się na miejsce jako pierwszy, potwierdził, że na dachu bloku przy ul. 11-go Listopada 20 znajduje się osoba. Do akcji przystąpiły służby ratownicze: policja, straż pożarna i pogotowie. Po ponad dwóch godzinach udało się sprowadzić mężczyznę bezpiecznie na ziemię – mówi rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie Magdalena Modrykamień.
Służby ratownicze przygotowały się na każdy możliwy scenariusz zdarzenia. - Do akcji przystąpiły cztery samochody straży pożarnej z Myszkowa oraz jeden pojazd techniczny z Częstochowy, z rozkładaną poduszką powietrzną. Zabezpieczyliśmy teren wokół bloku, żeby chronić także osoby postronne - wyjaśnia młodszy brygadier Sergiusz Wiśniewski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Myszkowie.
Z informacji zebranych od mieszkańców obserwujących akcję ratowniczą wynika, że chęć targnięcia się na swoje życie pojawiła się u mężczyzny na skutek zawodu miłosnego. 35-latek postanowił skoczyć z bloku sąsiadującego z tym, w którym mieszka jego dziewczyna. -To była demonstracja przed nią, a jeszcze ostatnio się tutaj prowadzali - mówi jedna z kobiet. Świadkowie twierdzą, że na miejsce zdarzenia wezwano dziewczynę, która także usiłowała nakłonić mężczyznę do zejścia, jednak policja kategorycznie zaprzecza jakoby jakakolwiek postronna osoba brała udział w prowadzonych negocjacjach. Osoby znające mężczyznę twierdzą także, że nie jest to jego pierwsza próba samobójcza – już wcześniej miał próbować się powiesić.
Zgromadzeni pod blokiem mieszkańcy osiedla byli w szoku, tym bardziej, że to już kolejny taki przypadek w ostatnim czasie. Trzeci w Myszkowie, a piąty w okolicy, bo próba samobójcza miała miejsce także w Kroczycach, gdzie po dachu zajazdu „Magda” chodził dwunastoletni chłopiec oraz w Zawierciu, gdzie z 11-go piętra wieżowca skoczyła 28-letnia kobieta. Jej próba, a także próba odebrania sobie życia przez 18-letniego Nikodema z ul. Skłodowskiej w Myszkowie okazały się skuteczne.
Policja oszczędnie dozuje informacje na ten temat, bojąc się dalszego nakręcania spirali samobójstw. Desperat z 11 listopada podobnie jak ten, który groził skokiem z kotłowni myszkowskiej Papierni trafi zapewne na badania psychiatryczne. Zaś oficjalne motywy niedoszłego samobójcy policja ustala.
Wydarzenia pod blokiem dla wielu z gapiów były zwykłą ciekawostką. Gdy mężczyznę udało się bezpiecznie sprowadzić na ziemię, ktoś z tłumu powiedział: -Było jak w filmie.
- Od początku jak tam przyszłam - z ciekawości, bo mi po drodze powiedzieli, że chce skoczyć - to czekałam aż go sprowadzą. Nie chciałam żeby skoczył, bo to żadna atrakcja, a młodego człowieka to zawsze szkoda - powiedziała nam w rozmowie przejęta sytuacją kobieta. Przysłuchiwaliśmy się innym rozmowom prowadzonym podczas akcji ratowniczej przez mieszkańców bloku, z którego mężczyzna usiłował skoczyć. Twierdzą, że właz dachowy nie był zabezpieczony, a przez niego na górę mógł dostać się praktycznie każdy. A czasem to okazja czyni samobójcę.
Roksana Tomaszewska
Napisz komentarz
Komentarze