(Myszków) W cyklu spotkań z mieszkańcami miasta burmistrz Myszkowa Janusz Romaniuk dotarł w tym tygodniu na Światowit. Spotkał się z nimi we wtorek, 16 marca. Burmistrzowi trudno byłoby zaprzeczyć, że celem takich spotkań jest jak najlepsze zareklamowanie własnej osoby i osiągnięć, tym bardziej w przededniu wyborów samorządowych. Na Światowicie wielkiej „reklamy” jednak nie było, a to za sprawą mieszkańców, którzy wykorzystali możliwość spotkania z burmistrzem i większość czasu przeznaczonego na spotkanie poświęcili by opowiedzieć mu o kłopotach, z jakimi przychodzi im się borykać. W tym o ich obecnie największym zmartwieniu – ponownym uruchomieniu masarni przy ulicy Stawowej.
Mieszkańcy Światowitu, w tym w szczególności mieszkańcy ulicy Stawowej dobrze pamiętają problemy jakich w przeszłości dostarczała im istniejąca tam masarnia. Pamiętają hałas, smród i jak sami mówili „procesje szczurów” w rejonie zakładu. Dlatego z ulgą przyjęli przerwę w jego działalności. Zakład jednak niedawno zmienił właścicieli i od lutego wznowił działalność. Teraz obawiają się powtórki. Dlatego od razu wzięli sprawy w swoje ręce i pukają wszędzie tam gdzie ich zdaniem mogą liczyć na pomoc. Dotarli także do magistratu.
- Masarnia już pracuje. Na razie jest zimno, bo taka pora roku, ale jak będzie upał spodziewamy się sporej uciążliwości ze strony zakładu. Ich separatory są w sąsiedztwie domów, jest hałas – tak huczy, że słychać na drugim końcu ulicy. Dojdzie jeszcze pył i szczury, które tu przecież stadami grasowały. Boimy się tego wszystkiego. Nie wierzymy, że nowi właściciele dostosują się do naszych próśb – wyrażali swe obawy mieszkańcy dzielnicy.
- Państwa problem znamy i w odpowiedzi na państwa sygnały zwróciliśmy się do kompetentnych instytucji o kontrole. Jako gmina nic więcej zrobić nie możemy – tłumaczyła obecna na spotkaniu kierownik Wydziału Ochrony Srodowiska w Urzędzie Miasta Myszkowa Wioletta Dworaczyk. Dodała, że urząd czeka obecnie na wyniki kontroli. W dniu spotkania odbyła się w zakładzie kontrola Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. - Pełnych wyników nie mamy, ale z tego co udało nam się dowiedzieć zakład działa zgodnie z wymaganymi pozwoleniami – mówiła kierownik Dworaczyk.
Zapewniała, że także Wydział Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego robi wszystko by zaniepokojonym kłopotliwym sąsiedztwem zakładu mieszkańcom pomóc. W tej chwili rozpatrywany jest tam wniosek firmy dotyczący emisji gazów i pyłów. Jeśli nie będzie przekroczeń norm, zakład prawdopodobnie dostanie zgodę na ich emisję, ale wyznaczone normy zakład będzie musiał spełniać.
- Będziemy badać próbki ścieków odprowadzanych do sieci kanalizacyjnej. ZWiK będzie to robił częściej niż to jest zwyczajowo przyjęte – zapewniała W. Dworaczyk. Jej zdaniem także Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach zapewnia o przeprowadzaniu w masarni regularnych kontroli. Tym bardziej, że zakład znajduje się na stosunkowo niewielkiej powierzchni 600 m. kw. i w zwartej zabudowie. Sanepid do którego także trafiły sygnały mieszkańców przekazał sprawę nadzoru nad zakładem Powiatowemu Inspektorowi Weterynarii.
- Skoro nie mają jeszcze zatwierdzonych norm to dlaczego już pracują? – dopytywali mieszkańcy. -Żeby tylko nie było tak, że będą woleli zapłacić kary niż przestrzegać norm. Jeśli tak będzie, wyjdziemy na ulicę i ściągniemy tu redaktor Jaworowicz z telewizji. To masarnia przyszła do nas, nie my do masarni. Będziemy non stop na policję dzwonić, bo to jest horror. Żeby z domu prywatnego – bo to był taki budynek, tylko został „podniesiony” - masarnię zrobić? Ludzie od tego powietrza szkodliwego już chorują, i to młodzi – sąsiadujący z zakładem mieszkańcy głośno wyrażali swe niezadowolenie i swoje „plany” na przyszłość.
- Masarnia pracuje na razie zgodnie z prawem i skoro tak działa nie możemy tego zabronić – mówiła Wioletta Dworaczyk.
- Nie wydawaliśmy pozwolenia na prowadzenie masarni. Nikt z tu obecnych ręki do tego nie przyłożył. Gdybyśmy mieli taką możliwość prawdopodobnie takiej zgody byśmy nie wydali. Ale nas nikt o to nie pytał, bo nie musiał - dodał burmistrz Janusz Romaniuk.
- Organy nadzoru są już tak wyczulone że zakład będzie dokładnie kontrolowany, a my będziemy tego pilnować. To wszystko co na dziś możemy zrobić – mówił burmistrz. Dodał, że miasto przygotowuje obecnie plan zagospodarowania przestrzennego, który w zwartej zabudowie nie przewiduje funkcjonowania takich zakładów jak masarnia.
- Jako miasto możemy wpływać na to, by kontrolować odprowadzane z zakładu ścieki bardzo skrupulatnie. Jeśli udowodnimy przekroczenie dopuszczalnych norm zdobędziemy się na to by wszcząć procedury uniemożliwiające produkcję w tym zakładzie. Będę osobiście zainteresowany tym, by nikt w tym temacie nic „po znajomości” nie załatwiał. Jeśli stwierdzę coś takiego, będę wyciągał surowe konsekwencje – odpowiadał burmistrz na sugestie jednego z mieszkańców, że tak właśnie były w przeszłości załatwiane sprawy związane z odprowadzaniem ścieków do sieci kanalizacyjnej.
NAJPIERW DROGI GŁÓWNE
Zgodnie z tym co powiedział na spotkaniu jeden z mieszkańców dzielnicy, że największym problemem Myszkowa są drogi mieszkańcy Światowitu zasypali burmistrza problemami swoich ulic. Pytano m.in. o remontową przyszłość ulic Ciasnej, Dobrej, Partyzantów czy Kolejowej. Burmistrz odpowiadał, że w pierwszej kolejności w mieście remontowane są główne drogi, dopiero później przyjdzie pora na ulice leżące dalej od głównych ciągów komunikacyjnych. Na Światowicie np. kompleksowe remonty, połączone z budową kanalizacji sanitarnych i deszczowych, czekają w najbliższym czasie ul. 1Maja i ul. Modrzejowskiej. Zapewnił jednak, że tam gdzie się da, ulice będą w miarę potrzeb i środków naprawiane. Wyrównania doczekają się np. dziury i wyrwy w ulicy Dobrej, o której jej użytkownicy mówią, że nadaje się ona tylko dla czołgów i transporterów „Rosomak”.
BURMISTRZ TO NIE MACGYVER
Choć wybory w tym roku, burmistrz Romaniuk nie miał mieszkańcom zbyt wiele do zaoferowania. Czy zatem tego rodzaju spotkania są potrzebne? Sądząc po ilości poruszanych spraw: tak. Mieszkańcy mogą podczas nich poznać także… swoich radnych. Dla niektórych uczestników spotkania zaskoczeniem była np. wiadomość, że Krystyna Morawiec jest „ich” radną. Morawiec tłumaczyła ten fakt tym, że do rady wybierana była jako mieszkanka ul. Wyszyńskiego, a na Światowicie mieszka dopiero od roku.
- Samorząd gminny, czy burmistrz to nie MacGyver. A często oczekuje się od nas cudów, natychmiastowych działań. To, co możemy staramy się robić, w sytuacjach gdy nie możemy czegoś zrobić monitujemy w odpowiednich organach - tłumaczył mieszkańcom. Niemniej często zapisywał ich uwagi w notesie, nawet te dotyczące działań policji, która w żaden sposób miastu nie podlega. Relację z tego, co z zapisanych uwag udało mu się zrealizować ma zdać podczas kolejnego spotkania zapowiedzianego już za dwa miesiące. Widać więc przedwyborcze przyśpieszenie w ilości kontaktów z wyborcami.
O CZYM WARTO MÓWIĆ, O CZYM NIE
Być może też wtedy burmistrz opowie szerzej mieszkańcom o tym co udało mu się w mieście zrealizować w ciągu 4 lat. Na spotkaniu wręczono mieszkańcom wydrukowaną informację, w której przeczytać można m.in. o tym, że kiedy burmistrz obejmował stanowisko miasto było zadłużone na kwotę ponad 18 milionów złotych. Że od 2007 do 2009 roku udało się spłacić ponad 10 milionów 300 tysięcy zł. długu. Że obecnie zadłużenie miasta wynosi 10 mln 672 tys. złotych z czego 10 mln 189 tysięcy zł. dotyczy pożyczek zaciągniętych przed rokiem 2006 roku (czyli przed jego kadencją). O tym, że na koniec 2010 roku, a więc może i na koniec jego kadencji burmistrz planuje zadłużenie miasta na poziomie 24 milionów w ulotce nie ma słowa. Mówiąc o odrzuceniu przez radnych ponad 600 tysięcy złotych środków zewnętrznych, przyznanych na budowę Orlika przy stadionie MKS-u (w jego przekonaniu to „grzech zaniechania”) burmistrz nie wspomniał jednak o tym, że niedawno przez zaniedbania urzędu „odfrunął” Orlik, który miał powstać przy zespole szkół przy ul. Leśnej. O takich rzeczach przed wyborami lepiej nie mówić?
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze