Marganets nad Dnieprem od Myszkowa czy Zawiercia dzieli niecałe 1400 kilometrów. Miasto wielkością podobne: 46 tys. mieszkańców. Przynajmniej tylu miało przed wojną. Tam wojna zastała 15 letnią Nikę, Anastazję (12 lat) i Sofiję, która dzisiaj ma 8 lat.
-Rakiety leciały nad naszymi głowami, po niebie. Widzieliśmy to codziennie -mówi Halina Luhovska, babcia dziewczynek, która przyjechała do Polski. Bez niej dzieci nie miałyby na czas choroby mamy dorosłego opiekuna.
Irina pracowała w Polsce od 3 lat, ostatnio w Myszkowie, w Kauflandzie. Dla córek, które są całym jej światem. To dla nich ciężko pracowała, marząc, jak każda matka, o zapewnieniu im lepszej przyszłości. Iryna ma tylko 33 lata, gdy nagła choroba pozbawiła ją możliwości pracy i opieki nad córkami. Od kilku dni bolała ją głowa. Ale praca, obowiązki. Nie pomyślała, że to coś poważnego. W obcym kraju nie ma czasu na chorowanie. Trzeba zarabiać, zwłaszcza gdy w ojczyźnie wojna, a przyszłość dzieci obecnie jest tu, w Polsce.
6 stycznia Iryna zaczęła mieć problemy z mówieniem, drętwiała jej lewa strona ciała. Najstarsza córka wezwała pogotowie, które zabrało mamę na oddział udarowy zawierciańskiego szpitala. Rozpoznanie: zapalenie mózgu, objawy podobne do udaru. W małym domku, który Irina wynajęła na skraju Myszkowa, gdy ściągnęła do Polski córki, 3 dziewczynki zostały same.
Losem dziewczynek zainteresował się ratownik medyczny
W zespole karetki ratunkowej, który udzielał pomocy częściowo sparaliżowanej był ratownik medyczny z 40 letnim stażem Wiesław Ćwiląg. On pierwszy zainteresował się sytuacją rodziny: Iryna w ciężkim stanie trafia na oddział udarowy, w domu zostają trzy córki: 15, 12 i 8 lat. Nie mają nikogo dorosłego, kto mógłby się nimi zająć. To od niego o sytuacji rodziny dowiedział się pracodawca, firma KAUFLAND.
Pracownicy Kaufland wspierają koleżankę
Kierownikiem marketu tej sieci w Myszkowie od niedawna jest Teresa Będkowska-Kulej, myszkowianka, która od niedawna pracuje w rodzinnym mieście, choć karierę w korporacjach przez ostatnie kilkadziesiąt lat robiła pracując po całej Polsce. To ona skontaktowała się z naszą redakcją, prosząc o nagłośnieni historii Iriny:
-Iriyna pracuje u nas w Kaufland od dawna, jest bardzo dobrym pracownikiem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem, lubianą koleżanką. Gdy dowiedzieliśmy się o jej sytuacji pracownicy na szybko zorganizowali zrzutkę, żeby jej pomóc. Zebrali około 1000 zł. Jako kierownik sklepu staram się też, aby nasza firma udzieliła Irinie zapomogi z funduszu socjalnego.
Z Ukrainy do Myszkowa przyjechała matka Iryny, Halina. To był jedyny sposób, żeby dziewczynki nie trafiły do placówki opiekuńczej.
-Sama w Ukrainie opiekuję się swoją 87 letnią mamą. Nie jest łatwo. Córka ma problemy z mówieniem, ma częściowo sparaliżowaną lewą stronę ciała. Ja na razie nie mogę pracować, bo trzeba zająć się wnuczkami, codziennie też jeżdżę do córki. Dojazdy nie są tanie. 25 złoty do Zawiercia. Dziewczynki nie widziały mamy od tygodnia, bo razem bilety, jak na pociąg na stację w Myszkowie i do szpitala z dworca w Zawierciu dojdziemy pieszo, to wydatek 50 zł.
Z Haliną Luhowską i jej wnuczkami spotykam się 3 lutego. Babcia słabo mówi po polsku, ja z lat szkolnych odświeżam mój rosyjski. Ale doskonale tłumaczy 15 letnia NIKA:
-W Ukrainie skończyłam 9 klas, my mamy inny system edukacji, szkoła ma 11 klas. Jak miałam 13 lat to marzyłam, że zostanę dziennikarką. Gdy wybuchła wojna, mama ściągnęła nas do Polski. W Myszkowie trafiłam do klasy fryzjerskiej technikum w Zespole Szkół nr 1.
-Czy się interesujesz?
NIKA: -Dużo czytam, interesuje mnie też psychologia.
Anastazja i Sofija chodzą do Szkoły Podstawowej nr 1 w Myszkowie. Sofija choć ma 8 lat jest już w III klasie. To też pokazuje ciekawe różnice polskiej i ukraińskiej edukacji. Mimo trudniej sytaacji, dziewczynki są uśmiechnięte, pogodne.
Anastazja: -Lubię szkołę. Klasę też mam fajną i nauczycieli. Jestem w klasie jedyną Ukrainką.
Babcia dziewczynek martwi się jednak o to, jak poradzą sobie w najbliższych miesiącach: -Gdy córka poczuje się lepiej, będę chciała podjąć pracę. Już teraz mogłabym robić coś dorywczo, po południu, w weekendy. Codzienne jeżdżę do szpitala opiekować się Iryną. A dziewczynki muszą iść do szkoły. Córka ma ubezpieczenie, dostanie zasiłek chorobowy, ale nie jest łatwo. Utrzymanie mieszkanie to przynajmniej 2000 zł miesięcznie.
Myszkowski magistrat: troszczymy się o los dzieci
Losem rodziny Iriny Luhovska zainteresowali się urzędnicy z Urzędu Miasta Myszkowa. Z obywatelami Ukrainy, którzy po 24 lutego 2022, gdy wybuchła wojna ma codziennie kontakt Dorota Ćwiląg, kierowniczka Wydziału Spraw Obywatelskich: -Ratownik medyczny Wiesław Ćwiląg, który zainteresował się losem tej rodziny, co się stanie z nieletnimi dziećmi, to akurat mój szwagier. Od razu dał mi znać, że trzeba im pomóc. My jako administracja możemy przede wszystkim zadbać o sprawy formalne. Pani Irina ma pensję, teraz zasiłek chorobowy. Ale babcia nie mogłaby z tych środków korzystać, żeby dbać o córki pani Iriny, bo nie ma dostępu do konta. Skontaktowaliśmy się z Międzypowiatowym Bankiem Spółdzielczym w Myszkowie, który od razu zareagował, gdy przedstawiliśmy sytuację. Pracownicy MBS odwiedzili panią Irinę w szpitalu, gdzie odebrali od niej oświadczenie, od zmiany konta na wspólne z jej matką, Haliną Luhovska.
POMÓŻMY IRYNIE I JEJ DZIELNYM CÓRKOM!
Choroba Iryny spowodowała, że niewielkie środki do życia jakie im zostały, nie wystarczą, aby rodzina miała co jeść i jak opłacić wynajęcie naprawdę skromnego domku dokładnie na końcu miasta. Administracyjnie to nawet już nie Myszków, tylko Koziegłowy. Przyjrzeliśmy się sytuacji rodziny. Warto i trzeba im pomóc. Przez 3 lata Irina pracowała w Polsce, płacąc podatki, ubezpieczenie. W chorobie mniejsze środki finansowe, bez możliwości powrotu do Ukrainy, gdzie jest wojna, nie wystarczą. Nie mają na kogo liczyć. Mogą liczyć tylko na naszą empatię i pomoc. Byliśmy jako społeczeństwo obywatelskie hojni dosłownie kilka dni temu, wspierając leczenie sepsy w tegorocznym finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pokażmy teraz, że Irina walcząc o zdrowie, nie będzie musiała się martwić o los córek, dla których ciężko pracowała, aby zapewnić im lepsze życie.
Jak pomóc Irynie
Szukamy organizacji, fundacji czy stowarzyszenia, które mogłoby ogłosić zbiórkę publiczną na którejś z platform to tego celu: zrzutka.pl czy pomagam.pl lub innej. Wtedy każdy widziałby cel i przebieg zbiórki. Prosimy też o doraźną pomoc finansową wpłacaną na konto które do tego celu IRYNA ma założone w Międzypowiatowym Banku Spółdzielczym:
10 8279 0000 0131 1253 3001 0001 IRYNA LUHOVSKA
Z tego konta babcia dziewczynek Halina będzie mogła je utrzymać i opłacić mieszkanie. Każdy, kto chciałby zaoferować inną pomoc, lub dowiedzieć się więcej, może skontaktować się z redakcją:
[email protected] lub z autorem artykułu: [email protected] tel. 602 514 030
Jutro sobota 4 lutego. Razem z babcią dziewczynki pierwszy raz od wielu dni zobaczą się z mamą, gdyż zaoferowaliśmy im pomoc z dowiezieniu Niki, Anastazji i Sofiji do szpitala w Zawierciu. Będą mogły przytulić się do mamy.
Czy Iryna zobaczyła córki w sobotę? czytaj w artykule:
Na nasz apel, że poszukujemy fundacji lub stowarzyszenia, które zechce zorganizować zbiórkę na pomoc dla ten rodziny, odpowiedziała pozytywne Fundacji „Akademia Dobrych Pomysłów” z Dąbrowy Górniczej. Fundacja zajmuje się wspieraniem dzieci w trudnej sytuacji, np. których rodzice ulegli wypadkom, chorują czy z innych powodów spotkała je krzywda. Jak mówi nam Grzegorz Siemko z Fundacji, od początku wojny w Ukrainie zajmują się też wspieraniem rodzin uchodźców wojennych. Iryna nie przyjechała do Polski z powodu wojny, ale jej dzieci już tak. W porozumieniu z naszą redakcją Fundacja Akademia Dobrych Pomysłów ogłosiła zbiórkę na pomoc dla Iryny i jej córek: Niki, Anastazji i Sofii:
Napisz komentarz
Komentarze