Na początku zaznaczę, że ewidentnie popełniłem wykroczenie drogowe przechodząc przez jezdnię w miejscu niedozwolonym, ok. godz. 7.08.w dzielnicy Mijaczów. Nie stworzyłem jednak tym wykroczeniem żadnego zagrożenia zdrowia czy życia dla siebie, jak i innych użytkowników drogi. Nadjeżdżające samochody znajdowały się w odległościach co najmniej 300 – 400 m zarówno, z lewej, jak i prawej strony jezdni. Przechodziłem prostopadle do osi jezdni, trzeźwy, wracałem ze sklepu z pieczywem.
Ale nasi policjanci z „drogówki” ewidentnie polowali na wlepienie mandatu w wysokości 50 zł. Takie mam odczucie, ponieważ zaraz po wykonaniu czynności odjechali, a jeśli już pilnowali ruchu pieszych i samochodów mogli poczekać kilkanaście minut, kiedy nasila się w tym miejscu ruch pieszych. Rodzice, czy dziadkowie przyprowadzają bowiem dzieci do Szkoły Podstawowej nr 1.
Nie pomogły żadne tłumaczenia, że akurat boli mnie woreczek żółciowy i każdy krok sprawia mi dotkliwy ból. Zrezygnowałem, więc z dojścia do wyznaczonego przejścia dla pieszych w odległości ok. 30-50 metrów, bo akurat w tym miejscu gdzie przechodziłem po przeciwnej stronie jest skwerek i alejka, która sprzyja takiemu zachowaniu. Po prostu znalazłem się w tym miejscu o niewłaściwej godzinie. Mieszkańcy korzystają tam nagminnie z takiego „skrótu”. Nieco mnie to zdziwiło, że tak stanowczo policjanci dążyli do wypisania mandatu. Nie pomogły również prośby o skarcenie mnie i pouczenie. Moim zdaniem policjanci powinni jednak zachować troszkę zdrowego rozsądku. Ok. godz. 13.00 zadzwoniłem do Wydziału Ruchu Drogowego naszej komendy i rozmawiałem z zastępcą Naczelnika Wydziału Drogowego. Nazwiska nie pamiętam, ale przedstawił się jako sierżant i tu bardzo ważna uwaga, miły rozmówca podzielił moje zdanie, że panowie nie wykazali właśnie w tym wypadku zrozumienia i powściągliwości w wypisaniu mandatu. Jednak zaznaczył, że nie może tłumaczyć się za kogoś innego”.
Błacha sprawa, ale dla mnie, samotnego rencisty, wydatek 50 zł to bardzo duża kwota, tym bardziej że zbliżał się 1 Listopada.
Z poważaniem Z. B.
Od redakcji:
List naszego czytelnika przekazaliśmy rzecznikowi myszkowskiej policji. Oto odpowiedź, jaką otrzymaliśmy:
- Po analizie przesłanego materiału należy stwierdzić, iż postępowanie policjantów Ruchu Drogowego było właściwe, gdyż to policjant będący na miejscu ujawnionego wykroczenia decyduje o zastosowanym środku represji. Dlatego też, w tym konkretnym przypadku trudno jednoznacznie ocenić, co skłoniło policjanta do nałożenia mandatu karnego, a nie zastosowania innego środka np. pouczenia – skomentowała rzecznik asp. Aneta Orman – Klamek.
Sami również przyznajemy: było wykroczenie, musiała być kara. O jej wysokości zadecydował zgodnie z przepisami interweniujący policjant. Co skłoniło go do wypisania mandatu trudno i nam wyrokować. Mamy jednak wrażenie, że w tym przypadku kara pouczenia spełniłaby „rolę wychowawczą”, a na pewno w oczach ukaranego, policjanci z pewnością bardzo by zyskali. Więcej niż 50 złotych. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze