(Myszków) Wypadałoby napisać, że tego bestialstwa dopuścił się człowiek. Ale czy tym mianem można określić osobę, która 26 grudnia ub. r., w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, zakopała żywcem chorego i wynędzniałego psa? Autora tego odrażającego czynu poszukuje policja.
Na zakopanego w ziemi psa natknął się jeden z mieszkańców Myszkowa. Spacerując ze swoim psem w okolicach ogródków działkowych na Światowicie zauważył …psią głowę wystającą z ziemi. – Ten pan, który dokonał tego makabrycznego znaleziska chciał pozostać anonimowy. Był na spacerze z psem, którego zresztą adoptował z naszego schroniska. Zasypane zwierzę żyło. Jak najszybciej udaliśmy się na miejsce i przywieźliśmy je do naszego azylu. Była to bardzo wychudzona suka owczarka niemieckiego. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest chora, pod brzuchem wisiała jej narośl, torbiel z otwartą raną wielkości piłki do siatkówki – relacjonuje Patrycja Góra z myszkowskiego azylu dla bezdomnych zwierząt. Zwierzę miało także ranę na głowie. To pozwala snuć przypuszczenia, że być może oprawca uderzył psa łopatą, a kiedy ten zamroczony upadł, zakopał go w przekonaniu, że zwierzę nie żyje. W owczarku było jednak na tyle siły i woli życia, że zdołał z ziemi uwolnić głowę. – Dobrze, że ziemia nie była zmarznięta. Nie wiadomo ile czasu tkwił tak zakopany, być może dość długo, bo kiedy został uwolniony miał przykurcz łap – dodaje Patrycja Góra. – Nadaliśmy jej u nas imię „Oris”. Spędziła u nas wtorek, ale jej stan się pogarszał. Rana na narośli zaczęła się jątrzyć, nie był to przyjemny widok – uzupełnia pracująca w schronisku na ul. Szpitalnej Marta Oleksiak. Usunięcia torbieli podjął się Jarosław Dziwisiński, weterynarz opiekujący się na co dzień podopiecznymi schroniska. Ponad trzygodzinną operację przeprowadził we środę, 28 grudnia. Mimo, że zwierzę było wyczerpane zniosło zabieg dość dobrze. – Były obawy, że się w ogóle nie uda jej wybudzić z narkozy, ale udało się, a wkrótce z trudem, ale stanęła na łapach – relacjonują pracownice azylu. Przy okazji operacji dokładnie obejrzano psa i okazało się, że owczarek ma w uchu …świetnie zachowany tatuaż, a to oznaczało, że jest to pies rodowodowy , z hodowli! Szybko ustalono, że prawdziwe imię suki to „ODA”, że przyszła na świat w hodowli w Zawierciu w 2003 roku, w miocie składającym się z jednego pieska i siedmiu suczek. – Niestety, właściciel hodowli nie umiał powiedzieć do kogo trafiła „Oda”. Przypomniał sobie tylko, że w okolice Myszkowa „poszły” dwa psiaki – jeden, piesek, do Żarek i suczka, właśnie do Myszkowa – mówi Patrycja Góra. Nie można jednak ze stuprocentową pewnością stwierdzić, czy „Oda” nie trafiła w kolejne ręce oraz czy jej nabywca pozostał przy imieniu nadanym w hodowli. Można zaryzykować stwierdzenie, że właściciel psa mieszka w pobliżu miejsca, gdzie doszło do bestialstwa. Trudno bowiem sobie wyobrazić, że z chorym, wycieńczonym psem na Światowit pofatygował się ktoś z odleglejszych miejsc naszego miasta czy powiatu. Choć i tego nie można wykluczyć, gdyż w pobliżu odkryto ślady kół. Oprawca psa raczej znał to miejsce, być może wcześniej z nim tu spacerował… Na pewno jest ktoś, kto psa wcześniej widział, zna jego właściciela. - Prowadzący sprawę funkcjonariusze Referatu dw. z Przestępczością Gospodarczą, poszukują właściciela czworonoga. Wszystkie osoby, które posiadają informacje mogące pomóc w jego ustaleniu proszone są o pilny kontakt z tutejszą jednostką, osobisty bądź telefoniczny na nr: (34) 315 - 32 - 71 lub 75 lub na nr alarmowy 997. Gwarantujemy anonimowość – zapewnia rzecznik myszkowskiej policji, starszy aspirant Magdalena Modrykamień.
SMUTNY EPILOG
„Oda” została uśpiona 31 grudnia w klinice dla zwierząt w Katowicach – Brynowie. – Po operacji pobrano jej wycinki z narośli, by stwierdzić czy jest to nowotwór złośliwy. Mieliśmy nadzieję, że nie, bo przecież żyła z nią pewnie sporo czasu, skoro osiągnęła ona aż taki rozmiar. Walczyliśmy o nią do końca, ale okazało się, że nastąpiły przerzuty do płuc, zaczął w nich zbierać się płyn i zwyczajnie „Oda” się dusiła. Dodatkowo wyniki krwi miała tak tragiczne, że podjęta została decyzja o jej eutanazji. Skróciliśmy jej cierpienia, bo ona umierała. We wtorek, 3 stycznia jej ciało trafiło do Wrocławia na sekcję zwłok. Chcemy w przypadku odnalezienia jej właściciela dysponować pełną dokumentacją medyczną i wiedzieć jak była traktowana – przekazuje smutną wiadomość Patrycja Góra.
Za wskazanie właściciela „Ody” prywatna osoba, mieszkanka Łodzi ufundowała nagrodę w wysokości 3 tysięcy złotych.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze