- Na terenie powiatu pracują wszystkie jednostki, które są w stanie wyjechać. W naszej komendzie wprowadzony jest stan wyższej gotowości, pracujemy w systemie 24 godziny na dobę. Zaangażowaliśmy wszystkie jednostki, jakie są w powiecie.
Głównie nasze działania polegają na wypompowaniu wody z obiektów i terenu. Od niedzieli otrzymują bardzo wiele zgłoszeń, kilkadziesiąt dziennie – relacjonował nam „na gorąco” działania straży pożarnej rzecznik prasowy komendy PSP w Myszkowie mł. bryg. Sebastian Jurczyk, którego spotkaliśmy podczas jednej z akcji we wtorek, 18 maja.
W związku z groźną sytuacją na terenie powiatu i mało optymistycznymi prognozami meteorologicznymi starosta myszkowski Łukasz Stachera wprowadził w poniedziałek, 17 maja od godziny 10.00 pogotowie przeciwpowodziowe. We wczesnych godzinach porannych zebrał się sztab kryzysowy, w którym uczestniczyli m.in. przedstawiciele służb zarządzania kryzysowego, w tym komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej Dariusz Caban i kierownik Biura Zarządzania Kryzysowego Starosty Zbigniew Tarczewski.
Również w poniedziałek starosta wizytował zbiornik wodny w Poraju. Towarzyszył mu wicewojewoda śląski Stanisław Dąbrowa. Wójt Poraja Marian Szczerbak poinformował ich, że od 17 maja od godz. 11.00 zrzut ze zbiornika w Poraju zwiększono z 11 do 15 m3/s. Dzień później zrzut wynosił już ponad 25 m3/s, a stan wody powyżej tzw. przelewu wynosił 72 centymetry i stale rósł. – To sytuacja gorsza niż podczas powodzi z 1997 roku, gdzie stan wody powyżej przelewu wynosił 30 centymetrów. Obecnie zrzucamy ze zbiornika prawie 26 m3 na sekundę, podczas gdy wpływ wody do zbiornika to 40 m3 na sekundę – mówił nam po południu, we wtorek 18 maja wójt Marian Szczerbak.
Sytuacją w Poraju zainteresował się przebywający w Częstochowie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który osobiście pofatygował się na tamę by przekonać się, jak wygląda poziom wody w zbiorniku. Zrzut wody jest zagrożeniem dla terenów położonych na linia Poraj – Częstochowa. Zlewana ze zbiornika woda zatopiła tereny w Osinach, Kamienicy Polskiej, Borku i dalej w Korwinowie, Bugaju i samej Częstochowie, gdzie pod wodą znalazła się m.in. dzielnica Stradom i Zawodzie a nawet fragment krajowej „jedynki” w rejonie ulicy Krakowskiej.
- Moje plany odwiedzenia regionu częstochowskiego dotyczyły spotkania na uczelni i rocznicy papieskich urodzin, ale teraz mogę sprawdzić, jak funkcjonuje ten kawałek kraju w warunkach kryzysu – mówił na tamie w Poraju Komorowski, którego z sytuacją zapoznawali starosta Stachera i wójt Szczerbak. Relacje z tego spotkania można było we wtorek oglądać w głównych serwisach informacyjnych w ogólnopolskich programach telewizyjnych.
Marszałek Komorowski przyznał, że szczególnie na południu Polski widać potrzebę budowy zbiorników retencyjnych, które zabezpieczałyby ten region przed powodziami. - Zamierzam poprosić premiera, żeby w czasie posiedzenia Sejmu zostały złożone wyjaśnienia, informacja o stanie zagrożenia żywiołem wodnym w Polsce południowej i o działaniach podjętych przez rząd w zakresie obrony i przewidywanych działaniach już na okres popowodziowy.
Pytany o możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego stwierdził, że jeśli miałoby to nastąpić, to tylko na określonym terenie. Skutkiem wprowadzenia stanu wyjątkowego byłoby m.in. przełożenie terminu czerwcowych wyborów prezydenckich na późniejszy termin.
PORAJ: „O TAMĘ SIĘ NIE BOJĘ, ALE O MOSTY”
- Wielki niepokój budzi zalew w Poraju. Od 35 lat, od kiedy został wybudowany zbiornik, nie było w nim takiej wody. Nawet w 1997 roku, kiedy mieliśmy do czynienia z pamiętną powodzią. Wtedy stan wody przy tzw. przelewie był przekroczony o 30 cm, obecnie o 70 cm. Cały czas tendencja jest zwyżkowa. Tej wody wypływa ze zbiornika 25 m3/s, a przypływa około 40 m3/s, czyli cały czas zbiornik przybiera. Obawy o tamę nie mam, ale boję się, że woda wypływająca ze zbiornika podmyje mosty na ul. Jastrzębskiej i ten w pobliżu dawnego „Bakutilu”. W tej chwili człowiek w tej sytuacji jest bezradny. Nie można tej wody zatrzymać– mówił nam we wtorek podczas spotkania wójt Marian Szczerbak.
W rozmowie z nami wójt wspomina, że podczas wizytacji marszałka Komorowskiego na tamie w Poraju zwrócił mu uwagę, że tzw. „góra” musi częściej wsłuchiwać się w głosy płynące z samorządów. – Nie chcę się w tej chwili wymądrzać, ale pewne rzeczy można było przewidzieć i w miarę bezpieczny sposób wypuścić wodę ze zbiornika, by przygotować go na obecną sytuację. Jeżeli woda byłaby spuszczona tydzień wcześniej, może dziś byłoby z tego powodu mniejsze zagrożenie dla Częstochowy. W zimie, przewidując roztopy, wypuściliśmy wodę i tę sytuację przeszliśmy „miękko”. Dlatego też mówiłem marszałkowi, że RZGW z Poznania (administrator zbiornika) powinno słuchać naszych sugestii.
Najgorsza sytuacja na terenie gminy Poraj panowała na terenach po drugiej stronie torów kolejowych w „stolicy gminy”, gdzie woda spływała z wyżej położonego Choronia. Ulica Zielona została zalana, dlatego też podjęto decyzję o jej zamknięciu dla ruchu. Znajdujący się przy skrzyżowaniu sklep spożywczo – monopolowy został obłożony workami z piaskiem. Woda zalewała także Chorońską, Mickiewicza, Brzozową, Sosnową, Grzybową. Z wodą borykali się mieszkańcy ul. Kolejowej, Dębowej i Ogrodowej, ale tam sytuacja zaczęła się we wtorek stabilizować. Podtopienia występowały również w okolicy dworca kolejowego, w pobliżu centrum handlowego na ul. Armii Krajowej i Górniczej. Jednak nie tylko woda w piwnicy była tam problemem, ponieważ kanalizacja sanitarna, do której wpadały wody opadowe, przestała spełniać swoją funkcję. - My ze swojej strony zabezpieczamy worki i piasek. Tam, gdzie się da, wypompowujemy wodę – mówi wójt Szczerbak. – Można sobie nawzajem tylko współczuć, bo dziś kto ma piwnicę, ma w niej wodę.
Potwierdzenie jego słów można łatwo znaleźć w Żarkach Letnisku, gdzie strażakom robota „pali się” w rękach. – Dziś od godz. 8.00 mieliśmy już 6 zgłoszeń – opowiadał nam we wtorek po południu prezes strażaków ochotników z Żarek Letniska Marian Słabosz – Po kolei wodę wypompowujemy z piwnic, ale także z przepełnionych studni. Zgłoszeń mamy tyle, że do wieczora pracy nam wystarczy. Wczoraj pracowaliśmy do 1.00 w nocy. W akcji non stop są dwa zastępy. Strażacy monitorują też stan wody w miejscowym basenie.
W Żarkach Letnisku jedną z najgorzej zalanych ulic była część Wiejskiej. Woda tu, nie mając ujścia, zalewała piwnice i garaże oraz niszczyła nawierzchnię drogi. – Wszystko przez to, że ktoś kiedyś wydał pozwolenie na budowę domów na terenach położonych wyżej. W ten sposób naruszono stosunki wodne. Zasypany został „naturalny” spływ wód, który funkcjonował przez lata i który zabezpieczał nas przed zalewaniem. Ktoś nie dopilnował, żeby powstało inne rozwiązanie odprowadzenia wody – żalą się mieszkańcy Wiejskiej, którzy w sprawie odwodnienia ulicy zbierali już podpisy pod petycją do urzędu gminy.
Cały czas czynne są w gminie telefony alarmowe i informacyjne – tel. (34) 3145 251 i tel. kom. 605/265-151.
MYSZKÓW: WARYŃSKIEGO ZAMKNIĘTA DLA RUCHU
Z podtopieniami walczyli mieszkańcy niektórych dzielnic Myszkowa. Trudna, od czwartku 13 maja jest sytuacja na Nowej Wsi, gdzie ogromne rozlewiska utworzyły się w rejonie stawu na ulicy Wroniej oraz w okolicach stacji kolejowej. Przy stawie, miejscu organizacji festynów, woda zalała kilka podwórek i drogę. Rozlewisko utworzyło się na łąkach za domami, gdzie woda zniszczyła m.in. fragment polnej drogi, z której korzystały kondukty pogrzebowe zmierzające na miejscowy cmentarz. W rejonie stacji kolejowej woda podeszła pod nasyp kolejowy, zalała także kilkanaście podwórek.
Podtopienia wystąpiły również na ulicy Rolniczej. Tu spływająca z pól woda zalała kilka podwórek, zniszczyła także część drogi. Strażacy próbowali w poniedziałek, 17 maja ratować sytuację, podnosząc pokrywy studzienek kanalizacji sanitarnej, do której spływała woda zalegająca na drodze. Strażacy z OSP Mrzygłód wypompowywali także wodę z zalanych podwórek.
Jak zwykle w takich sytuacjach zdenerwowania nie kryli mieszkańcy, którzy narzekali, że powodem ich kłopotów jest brak kanalizacji deszczowej na tej ulicy. - Ta ulica, a przynajmniej jej fragment był niedawno remontowany. Asfalt jest tylko na skrawku – urząd zrobił go chyba tylko dla poprawy swego wizerunku. Na reszcie ulicy rozsypano tzw. frez zebrany z innych ulic, który został rozgarnięty i nawet chyba niezbyt dobrze ubity, skoro teraz tak łatwo poradziła sobie z nim woda. Kto odbierał remont tej ulicy? Dlaczego nie ma tu choćby kanaliku, który wodę mógłby odprowadzić do istniejącej kanalizacji w ulicy Krasickiego? – pytali zdenerwowani mieszkańcy.
Emocje towarzyszyły też naszej wizycie na ulicy Waryńskiego. Tu mieszkańcom sprawił ogromne kłopoty Potok Parkoszowicki. – Zazwyczaj to taka mała rzeczka, którą można przekroczyć, albo - za przeproszeniem –„przesikać” – mówili nam mieszkańcy. We wtorek 18 maja potok pokazał jednak swe inne oblicze. Woda w nim wezbrała na tyle, że zalała most i przelewała się przez ulicę, zatapiając przy okazji kilkanaście podwórek. Sytuacja była na tyle poważna, że policja zamknęła odcinek Waryńskiego dla ruchu.
Na podwórkach pojawiły się zapory z worków z piaskiem.- Saniko przywiozło piach, a z pomocą przyszli nam strażacy z Myszkowa, Pińczyc i Pustkowia Lgockiego. Tu sąsiad sąsiadowi pomagał – opowiada jedna z mieszkanek ulicy, która nie kryła swoich pretensji za zaistniałą sytuację – Nie zalała nas powódź w 1997 roku, a teraz wszystko w wodzie. Wszystko przez to, że nikt nie dba o koryto tej rzeki i jego okolice. Kilka lat temu oczyszczono tylko jego fragment po jednej stronie mostu, a po drugiej wszystko zarośnięte. Kto to ma robić? Ja? Chyba są na to pieniądze? A może ktoś bierze za to pieniądze, tylko efektów nie widać? Sąsiadujemy z potokiem, ale mąż nie da rady wykosić całych tych brzegów kosą, bo by ręce pozrywał. Chyba płacimy na to podatki!
W środę rano woda opadła na tyle, że nie przelewała się przez ulicę. Zostawiła jednak po sobie zniszczony fragment niedawno położonego chodnika z kostki brukowej. Na wielu podwórkach na Waryńskiego pozostały też „barykady” z worków. – Nie sprzątamy ich, bo znowu ma padać i nie wiadomo co będzie – mówią mieszkańcy. Na razie walczą z wodą, jaka pozostała im w piwnicach. – U mnie jest 80 cm wody, zalało mi piec, który wstawiłam w lutym i za który dałam 8 tysięcy złotych – macha z rezygnacją ręką pani Maria, która takiej sytuacji, jaka miała miejsce we wtorek nie pamięta, mimo, że mieszka tu od wielu lat.
Poza tym o podtopieniach w Myszkowie alarmowali m.in. mieszkańcy ulic Kolejowej, Wierzbowej, Żareckiej, Okrzei, Pustej, Zielonej, Osińskiej Góry, Kościuszki, Mrzygłodzkiej, Krasickiego, 1 Maja, Korczaka, Warta i Szpitalnej. Wezwań i wyjazdów do wypompowywania wody z piwnic strażakom ciężko nawet zliczyć.
KOZIEGŁOWY: MIŁOŚĆ POD WODĄ
- Lokalne podtopienia występują na terenie całej gminy, stan zagrożenia jest zwłaszcza przy rzekach Sarni i Boży Stok. Najbardziej podtopione są: Miłość, Koziegłowy, Postęp, gdzie zalana została przepompownia, Stara Huta, Siedlec Duży, Wojsławice i Kuźnica Nowa - informowała nas we wtorek Bożena Kolasa, rzecznik koziegłowskiego magistratu. Od niedzieli, 16 maja w gminie działa sztab kryzysowy, który na bieżąco monitoruje sytuację i przez całą dobę przyjmuje zgłoszenia o kolejnych przypadkach podtopień.
Życie w gminie Koziegłowy nie należy obecnie do łatwych. Mieszkańcy sami sobie radzą z zalanymi piwnicami i spoglądają w niebo w oczekiwaniu na słońce. Pani Lucyna z Lgoty Mokrzesz relacjonowała nam w poniedziałek: - Wody jest pełno. Nie mieści się w rowach i przepływa przez drogi. Mostek na Kuźnicy Starej znalazł się pod wodą, podobnie jak ten, który znajduje się pomiędzy Lgotą Mokrzesz a Żarkami Letnisko. Nasze budynki mieszkalne również zalało. Mam w piwnicy około 40 cm wody. Co prawda mamy pompę i wody próbujemy się pozbyć, ale co z tego, jak po paru minutach znowu podtapia nam piwnicę. Miał do opalania rozniosło mi po całej piwnicy. Kanał w garażu też jest już zalany. Podobnie sytuacja wygląda u sąsiadów. Oni też wypompowują wodę ze swoich domów.
Do akcji zwalczania skutków wezbranej wody ruszyli strażacy OSP z całej gminy, pracownicy gminnego Zakładu Usług Komunalnych. Udało się obniżyć poziom wody na zbiorniku wodnym w Koziegłowach, budując prowizoryczne zapory. Wszędzie tam, gdzie to konieczne dostarczany jest piasek, worki oraz sprzęt do wypompowywania wody. Do działań na terenie gminy zaangażowano strażaków z komendy PSP z Myszkowa. Za koordynację działań ratowniczych na terenie gminy Koziegłowy odpowiada oddelegowany z niej starszy kapitan Sergiusz Wiśniewski.
Tylko do wtorku, 18 maja wydano 2400 worków oraz rozdysponowano 120 ton piachu. Kolejne 300 ton zakupiono we wtorek. Strażacy z OSP w Koziegłowach dwa razy dziennie - o godzinie 7.00 i 15.00 zapewniają mieszkańcom podtopionej Miłości transport i dowóz najpotrzebniejszych artykułów. W pogotowiu są również pracownicy socjalni.
- Takiej wody na tym terenie dawno nie było. Sytuacja jest w miarę stabilna, co nie oznacza, że jest do końca opanowana – mówi burmistrz Koziegłów Jacek Ślęczka. W środę, także dlatego, że ustały opady deszczu, woda na zalanych terenach w gminie Koziegłowy już nie wzbierała, a w wielu miejscach zaczęła powoli opadać.
NIEGOWA: DWA USZKODZONE BUDYNKI
W gminie Niegowa również sytuacja wyglądała nieciekawie na początku tygodnia, choć przez ten teren nie przepływa żadna rzeka. Jednak po tych obfitych opadach wytworzyły się samoistnie cieki wodne. Jeden z nich przez trzy dni płynął z Niegówki, poprzez Niegowę, Mzurów, Gorzków i dalej w kierunku Bystrzanowic. Druga „rzeka” swój początek miała w Mzurowie, następnie ciągnęła się przez Dąbrowno w kierunku Lgoty Gawronnej (gmina Lelów).
Nadmiar wody okazał się brzemienny w skutkach dla mieszkańców tej gminy. W ostatnich dniach strażacy byli wzywani do wypompowania wody z kilkudziesięciu zalanych budynków. Doszło też do poważnego uszkodzenia dwóch domów. – Pierwszy z nich znajduje się w Gorzkowie Starym. To piętrowy budynek, na oko wybudowany w latach 50. Telefonicznie dowiedziałem się od powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Myszkowie, że zostanie przeznaczony do rozbiórki. W wyniku zalania budynku pękły ściany zewnętrzne, a on sam przechylił się w kierunku zachodnim. Mieszkańcy tego budynku przenieśli się już do swojej córki, a budynek został otoczony taśmami – relacjonował nam sytuację w gminie wójt Krzysztof Motyl – Drugi z uszkodzonych budynków znajduje się w Sokolnikach. Tam woda, która przesiąkła przez fundamenty, rozpuściła zaprawę wapienną. Strażacy walczą o jego uratowanie, od dwóch dni piaskiem zasypują piwnicę.
Woda również poczyniła szkody w budynkach szkolnych. Zalaniu uległy szkoły w Bliżycach i w Mzurowie, a w budynku szkoły w Niegowie pojawiły się zacieki. Ponadto spływająca woda uszkodziła drogi.
- Własnymi siłami staramy się zażegnać podtopienia. Sytuacja na terenie gminy ulega poprawie: utworzone w wyniku obfitych opadów „rzeki” przestały już płynąć, rozlana woda zaczyna obsychać, ale wciąż ziemia pozostaje grząska – oceniał sytuację w gminie w środę, 19 maja wójt Motyl.
ŻARKI: WODA STOI W OSTROWIE I W OLESIOWIE
Opady deszczu spowodowały trudną sytuację w gminie Żarki. - Pozostajemy w kontakcie z sołtysami. Prosiliśmy ich o zgłoszenie każdej sytuacji związanej z nadmiarem wód, a mogącej budzić zagrożenie dla zdrowia i mienia – informuje burmistrz Klemens Podlejski. – Uruchomiono telefony alarmowe: 696 070 968 i 696 070 985. Pod tymi numerami mieszkańcy mogą zgłaszać wszelkie zagrożenia.
Najbardziej ucierpiały w ostatnich dnia Ostrów i przysiółek Kępina Lelowska, które położone są w zagłębieniu terenu. Wody opadowe spływały do tych miejscowości z wyżej położonych Przybynowa i Wysokiej Lelowskiej. Woda zalała w Ostrowie ulice Jurajską, Szkolną, Brzozową i Kolejową. Na szczęście już w środę sytuacja w tym miejscu ulegała poprawie.
Drugim takim newralgicznym punktem było osiedle Olesiów, którego mieszkańcy od czwartku (13 maja) narzekali na nadmiar wody. Deszczówka na Olesiów spływała z ulicy wojewódzkiej (ul. Myszkowska w Żarkach), która nie posiada własnego odwodnienia. Niżej położone domy i ulice zostały więc zalane. W efekcie w około 20 domach strażacy wypompowywali wodę z piwnic i pomieszczeń gospodarczych. W takiej sytuacji znaleźli się m.in. mieszkańcy ulicy Chopina w Żarkach.
- Zalało mi całe przejście do domu, woda była równo z pierwszym schodkiem. Nie mogłam wyjść z domu. Mieliśmy jedne buty gumowe i pożyczaliśmy je sobie nawzajem. Woda dostała się do budynku. Mam całą piwnicę zalaną wodą. Strażacy z Myszkowa byli już u mnie i ją wypompowali, ale ona jest z powrotem w piwnicy. Nie mogę ogrzewać domu, bo kotłownia, która znajduje się z boku budynku, również jest zalana – mówi Krystyna Marszałek. Wtóruje jej sąsiad, Adam Piliński: - Od dwóch dni nie śpię, bo muszę czuwać przy pompie, która na okrągło chodzi. Tragedia jest w południowej Polsce, u nas nie jest najgorzej, bo woda jest tylko w piwnicy, a nie w mieszkaniu. Nie można nikogo obwiniać, bo to jest żywioł. Nie wiadomo jednak, co będzie dalej? – martwi się mieszkaniec Olesiowa - Jedynym rozwiązaniem, by nas nie zalewało, jest budowa porządnej drogi z odwodnieniem, o co od lat walczymy.
Jak się okazuje, woda z ul. Myszkowskiej nie była jedynym (choć na pewno głównym) powodem podtopienia osiedla. Pracownicy gminy na ul. Słonecznej w rurze odprowadzającej wodę ze studzienki odkryli wbity pal drewna, który skutecznie blokował przepływ wody. Drewniany blok, który ograniczył przepustowość, w rurze nie znalazł się przypadkiem, ktoś po prostu musiał go tam wbić.
Podtopione zostały także domy na Czarce. W poniedziałkowe południe (17 maja) do tej dzielnicy burmistrz Żarek wysłał koparkę i poprosił o pomoc strażaków z Czatachowy. Zaczęto pogłębiać rowy oraz uszczelniać je workami. Na Czarkę spływały wody z Wysokiej Lelowskiej, która położona jest na wzgórzu. W środę sytuacja jednak się tu ustabilizowała, ale w dalszym ciągu strażacy – w miarę potrzeby – wypompowywali wodę z zalanych piwnic czy pomieszczeń gospodarczych.
Na terenie gminy strażacy budowali również wały przeciwpowodziowe. Druhowie z OSP Jaworznik pracowali przy drodze powiatowej Jaworznik – Helenówka, która została oddana do użytku dosłownie kilka dni wcześniej. Układali tam wały przeciwpowodziowe, ponieważ woda w rowach zaczęła się przelewać na drogę.
Strażacy z Myszkowa natomiast walczyli o utrzymanie w „ryzach” Leśniówki, przepływającej pomiędzy Myszkowem a Żarkami. - Wykonujemy tu obwałowanie w związku z wysokim stanem wody, który przerwał koryto rzeki. Wykonujemy 100-metrowy odcinek obwałowań przy pomocy rękawów przeciwpowodziowych i worków z piaskiem. Prace tu wykonują dwa zastępy straży pożarnej – powiedział nam mł. brygadier Sebastian Jurczyk z myszkowskiej komendy. Co ciekawe, rękawy przeciwpowodziowe wypełnione były ... wodą. – Wykorzystujemy żywioł przeciwko żywiołowi – tłumaczył nam jeden ze strażaków.
Robert Bączyński
Aleksandra Kubas
Podpisy do zdjęć (od lewej do prawej strony):
1. Zalane ulice to atrakcja, ale wyłącznie dla dzieci. Dla dorosłych to olbrzymi kłopot
2. Plaża przy rybaczówce w Masłońskim
3. Barykady z worków z piaskiem na jednej z poseji na ul. Waryńskiego w Myszkowie
5. Boisko do piłki siatkowej w Ośrodku Sportu i Rekreacji w Poraju
5. Czarka podmywa amfiteatr w Żarkach Letnisku
6. Jedno z zalanych podwórek na ul. Chopina w Żarkach
7. Klocek, który blokował rurę odpływową studzienki na ul. Słoneczej w Żarkach
8. Nowa Wieś. Rondo pod wodą
9. Pod wodą znalazły się tereny pomiędzy Lgotą Nadwarcie a Żarkami Letnisko (w okolicy Warty)
10. Podtopiona piwnica Adama Pilińskiego z Żarek
11. Potok Parkoszowicki pozostawił po sobie m.in. zniszczone chodniki
12. Podwórko na ul. Rolniczej w Myszkowie
13. Strażacy podczas budowania wałów na rzece Leśniówce pomiędzy Myszkowem a Żarkami
14. Wyrwa w drodze przy ul. Rolniczej
15. Ulica Zielona w Poraju została zamknięta dla ruchu drogowego
16. Warta płynąca z Poraja zalewa okoliczne tereny
17. Wodny posterunek policji również nie oparł się żywiołowi
18. Marszałek Bronisław Komorowski podczas wizyty w Poraju
19. Ulica Rolnicza w Myszkowie w poniedziałek zamieniła się w rzekę
20. Zalane ulice w Koziegłowach
Napisz komentarz
Komentarze