(Myszków) Sytuacja życiowa pani Wandy przypomina karuzelę. Kobieta, która urodziła się w Myszkowie i mieszkała tu 18 lat, po ślubie wyjechała z miasta „za mężem”. Życie nie ułożyło się jej jednak tak, jak to sobie wymarzyła. Po kilkuletniej udręce wróciła do Myszkowa z bagażem gorzkich doświadczeń i stałym meldunkiem w innej gminie. I to właśnie ten wpis decyduje o tym, że nie może ułożyć sobie życia na nowo tak, jakby chciała. Brak meldunku w Myszkowie przeszkadza pani Wandzie i jej dzieciom w normalnej egzystencji, bo tylko on daje jej szansę na mieszkanie z zasobów gminy. Tyle tylko, że zdobycie takiego meldunku wydaje się być ponad jej siły.
O dorosłym życiu naszej bohaterki, drobnej kobiety, ale za to o silnym charakterze można napisać wiele, ale na pewno nie to, że było „usłane różami”.- Urodziłam się w Myszkowie w 1980 roku i do 1998 roku byłam mieszkanką miasta. Po ślubie zamieszkałam w gminie Niegowa, w domu teściów. Niestety i mąż, i teściowie nadużywali alkoholu. Po śmierci babki męża zamieszkaliśmy w jej domu. Początkowo żyliśmy w miarę zgodnie – rozpoczyna swą opowieść pani Wanda. Niestety uzależnienie jej męża od alkoholu narastało, a jej życie powoli zamieniło się w piekło. – Mąż pracował tylko dorywczo, a alkohol pił w dwutygodniowych ciągach. By mieć za co pić, wynosił z domu i sprzedawał, co się dało. Nie tylko, że nie łożył na rodzinę, to jeszcze potrafił mi ukraść pieniądze, które zarobiłam – bo pracowałam – a które miałam na jedzenie. Kiedy był pijany, wszczynał awantury, wyzywał nas, a nawet bił mnie i dziecko. Zachowywał się w sposób, który napawał mnie i syna ciągłym strachem: potrafił się samo kaleczać, kiedyś rozbił butelkę na własnej głowie i żądał, bym dała mu nóż – zwierza się nam pani Wanda.
Można powiedzieć, że i tak wytrzymała długo. Gehennę zdecydowała się przerwać trzy lata temu. Mąż, kiedy dowiedział się o jej decyzji, nie pozwolił zabrać jej z domu nawet dokumentów. Dowód osobisty musiała odbierać z pomocą policji. O reszcie swoich rzeczy nawet nie wspomina. Spaliły się niedługo potem wraz z domem, w którym mieszkała. Nawet gdyby chciała, nie miała już gdzie wracać.
- Zamieszkałam w Myszkowie u kobiety, która przygarnęła mnie wraz z dzieckiem. Syn zaczął chodzić do szkoły w Myszkowie – mówi kobieta. Z różnych powodów nie mogła liczyć na pomoc mieszkających w Myszkowie rodziców i rodzeństwa. Nie mogli jej nawet pomóc choćby tylko „użyczając” meldunku, by na powrót stała się „prawowitą” mieszkanką miasta. Kiedy nie mogła już dłużej mieszkać u kobiety, która pierwsza udzieliła jej dachu nad głową, rękę z pomocą wyciągnęli rodzice szkolnego kolegi jej syna. – Nie mieliśmy tam własnego pokoju, spaliśmy na materacach na podłodze w pokoju dziecięcym, ale przynajmniej mieliśmy dach nad głową i schronienie przed mężem. Ten bowiem nie dawał za wygraną w poszukiwaniu żony. – W dniu pierwszej komunii przyszedł w czasie uroczystości do kościoła na Mijaczowie i wszczął awanturę. Groził mi śmiercią, a mego ojca poturbował – wspomina pani Wanda. Podczas komunii musiała zatem interweniować wezwana przez księdza policja, która zatrzymała awanturnika.
- Mąż był dwukrotnie karany za znęcanie się nad rodziną. Od czasu mego odejścia nie utrzymuję z mężem żadnych więzi. Mąż nie zna aktualnego adresu, gdzie przebywam. Żyję w ciągłym strachu, by nie wyrządził krzywdy mnie lub dziecku. Syn boi się ojca. Ale zdecydowałam się na rozwód i założyłam sprawę o alimenty – mówi kobieta.
Zdecydowała się walczyć o własne mieszkanie w Myszkowie. Opisała urzędnikom swą historię i w lutym 2008 roku rozpoczęła starania o lokal z zasobów komunalnych gminy. Od tej pory czuje się jednak, jak na karuzeli.
„Ciągle czuję się mieszkanką Myszkowa, ponieważ tu spędziłam pierwsze 18 lat życia. Proszę o przydział jakiegokolwiek lokalu, aby moja rodzina mogła normalnie funkcjonować” – pisała po raz pierwszy dwa lata temu, zwracając się do społecznej komisji mieszkaniowej. Swe pismo ponowiła w grudniu 2009 roku. Dwukrotnie otrzymała odpowiedź odmowną. Jako główny powód odmowy podawano zapis z Uchwały Rady Miasta Myszkowa z 2003 roku: „o najem lokali mieszkalnych z zasobu gminy mogą ubiegać się osoby pełnoletnie zamieszkujące na terenie miasta Myszkowa, nie będące głównymi najemcami mieszkalnych lokali komunalnych, spółdzielczych, jak również właścicielami lokali mieszkalnych (…) Z uwagi na to, że Pani nie posiada zameldowania na terenie Myszkowa, nie może pani ubiegać się o przydział mieszkania z zasobów gminy Myszków”.
- Żeby starać się o mieszkanie musiałabym się wymeldować z gminy Niegowa. Boję się, że wtedy mogę mieć kłopoty z wypłatą alimentów czy świadczeń rodzinnych, stałabym się osobą bezdomną. Kiedy poszłam do MTBS pytać o mieszkania, powiedziano mi, że muszę mieć pozytywną decyzję komisji, tej nie uzyskam zaś bez meldunku w Myszkowie. Dla mnie to jakieś błędne koło, w którym się znalazłam i z którego nie potrafię się wyrwać – pani Wanda nie wie, jak sobie poradzić z „mieszkaniową karuzelą”. Od pewnego czasu wynajmuje mieszkanie na ul. 11 Listopada, płaci regularnie czynsz, na meldunek w nim nie ma jednak nawet co liczyć. – Trudno znaleźć kogoś, kto mnie zamelduje, kto nie będzie się obawiał, że mu nie opuszczę potem mieszkania – rozkłada bezradnie ręce. Czy z jej sytuacji (być może w podobnej znajdują się też inni nasi czytelnicy) da się wybrnąć?
UCHWAŁA Z „BRODĄ” MUSI FUNKCJONOWAĆ
- Zgadzam się, że w tej sytuacji jest „pat” - przyznaje Andrzej Hagno z Urzędu Miasta w Myszkowie, którego podpis widniał pod decyzjami odmownymi przekazywanymi pani Wandzie. Po reorganizacji wydziałów w magistracie sprawy mieszkaniowe nie podlegają już kierownikowi Wydziału Infrastruktury Miejskiej i Inwestycji, mimo to Andrzej Hagno dzieli się jednak z nami swoimi spostrzeżeniami. – Ta uchwała to trochę taki przepis „z brodą”. Przyznaję, że daje pierwszeństwo dla mieszkańców Myszkowa w staraniu się o lokale z naszych zasobów, że dyskryminuje osoby spoza gminy, a które np. pracują w Myszkowie i w ten sposób przyczyniają się do naszego wspólnego dobra. Rozważaliśmy nawet zmiany zapisów uchwały – mówi Andrzej Hagno. Gdyby radni zapis taki znieśli, pani Wanda mogłaby się starać o własne „m”. Nie ma na to jednak na razie szansy.
- Na jednej z ostatnich sesji radni przyjęli program gospodarowania mieszkaniowym zasobem gminy, a jednym z jego załączników była uchwała określająca zasady ubiegania się o przydział mieszkań komunalnych. Zapisy zostały niezmienione – wyjaśnia kierownik Wydziału Ochrony Środowiska i Gospodarki Komunalnej Wioletta Dworaczyk, której obecnie podlega „mieszkaniówka”. – I nie była to decyzja podyktowana złą wolą radnych. Na zmiany nie pozwalają przepisy ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i Kodeksu Cywilnego. Radni nie mogli postąpić więc inaczej – dodaje.
MELDUNEK KŁOPOTEM TEŻ DLA SYNA?
Pani Wanda nie ma także szans na tymczasowe zameldowanie w mieszkaniu wynajętym od spółdzielni mieszkaniowej – bo nasze myszkowskie: MSM czy „MYSTAL” takich lokali nie posiadają. – Może mają takie mieszkania zarządzający wspólnotami mieszkaniowymi? – zastanawia się prezes MSM Elżbieta Matysiewicz, która dodaje że z ich zasobów można mieszkanie jedynie kupić. Póki co pani Wandy na takie rozwiązanie nie stać.
Nasza bohaterka zastanawia się, a dokładnie mówiąc boi się, czy jej meldunkowe perypetie nie pokrzyżują edukacyjnych planów jej syna. Na razie, mimo także niegowskiego meldunku, uczy się on w jednej z myszkowskich szkół.
- Wiadomo, że jesteśmy szkołą obwodową i obejmujemy swym „obszarem” pewien rejon miasta. Dzieci spoza obwodu przyjmowane są na podstawie decyzji dyrektora szkoły, i tylko w przypadku, jeśli dysponuje wolnymi miejscami w swojej placówce. W tym konkretnym przypadku kłopotu nie ma, dziecko chodzi już do piątej klasy – wyjaśnia dyrektor szkoły, do której uczęszcza chłopiec. Przyznaje, że kłopoty mogą pojawić się już niedługo, kiedy syn pani Wandy będzie musiał podjąć naukę w gimnazjum. – Gimnazja to też szkoły obwodowe, i pierwszeństwo nauki w nich będą mieli uczniowie mieszkający w ich najbliższej okolicy.
CZY KTOŚ JEST W STANIE POMÓC?
Kilka miesięcy temu telewizyjna „jedynka” w głównych wydaniach wiadomości pokazała historie dwóch kobiet – w sytuacji podobnej do perypetii pani Wandy. Bohaterki reportaży także w życiu miały „pod górkę”, także musiały uciekać przed mężami tyranami, a pomoc znajdywały dopiero dzięki dobrej woli telewidzów, którzy otworzyli na ich problemy serca, pomogli znaleźć dach nad głową, pracę. Czy podobnie stanie się w przypadku naszej czytelniczki? Czy znajdzie się ktoś na terenie miasta, kogo poruszy jej historia i zaproponuje jej czasowy meldunek w mieszkaniu, które kobieta mogłaby wynająć? Mając go mogłaby się starać o własny kąt i rozpocząć wreszcie normalne życie, które mimo wszystko chce sobie na przekór dotychczasowym niepowodzeniom ułożyć. Jeżeli taka osoba się znajdzie, prosimy o kontakt z redakcją „GM”.
Robert Bączyński
imię bohaterki artykułu zostało zmienione
Napisz komentarz
Komentarze