Z bólem serca kolejny rok obserwuję szaleństwo domorosłych drwali, którzy bezkarnie masakrują i tak niewielki drzewostan na naszych blokowiskach. Pisałem o tym już wcześniej i nic się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, trwa „upiększanie” miasta polegające na oszpecaniu drzew nadmiernym przycinaniem. Znany horror „Teksańska masakra piłą mechaniczną” blednie w porównaniu z tym, co wyczyniają współcześni barbarzyńcy! Wystarczy przejść się w rejon ulic Sikorskiego, 11 Listopada czy Skłodowskiej - wszędzie sterczą smętne kikuty drzew, z obciętymi niemal do pnia konarami. Wprawdzie dla wielu ludzi najpiękniejsze są naturalne korony drzew, ale rozumiem, że niekiedy drzewa trzeba z różnych względów przycinać. Mam jednak pewną wiedzę, jak należy to robić: średnica cięcia przy nasadzie gałęzi nie powinna przekraczać 10 cm (nie wolno obcinać grubszych konarów!), a korona może być zmniejszona najwyżej o 15 procent. Tymczasem gołym okiem widać, że nikt nie dba ani o przestrzeganie tych norm, ani nawet o symetrię cięć. Efekty już widać - wiele drzew zmasakrowanych 2-3 lata temu do dziś choruje, nie mogąc odbudować koron. Poza tym nie wiem, komu podobają się pieńki z cherlawymi, nierównymi odrostami??
W związku z tym pytam publicznie: dlaczego Wydział Ochrony Środowiska i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta pozwala na niszczenie drzew, których w Myszkowie nie mamy za dużo. Myślę, że tylko surowe kary mogą skłonić do większego rozsądku pomysłodawców i wykonawców tej zbrodni popełnianej na naszych zielonych braciach. Piszę o tym, bo niestety biedne drzewa nie mogą krzyczeć...
Bardzo proszę Redakcję o zainteresowanie sprawą ww. Wydziału, choć pewnie tradycyjnie usłyszymy, że wszystko jest OK i odbywa się w majestacie prawa.
Tristan z Wierzchowiny
Napisz komentarz
Komentarze