(Myszków) Od ponad tygodnia mieszkańcy jednego z domów przy ulicy Modrzejowskiej w Myszkowie nie mają wody, z powodu zamarzniętej rury. Z awarią nie potrafią uporać się sami właściciele domu, ani Zakład Wodociągów i Kanalizacji, który dodatkowo uważa, że to nie jego zadanie, ponieważ w myśl przepisów pechowa rura to część przyłącza na posesję. Czy problem rozwiąże dopiero wiosna?
– Wody nie mamy już od ubiegłego czwartku – żalą się państwo Teresa i Tadeusz (nazwisko do wiadomości redakcji) – Wodę do picia kupujemy w pięciolitrowych baniakach, zaś do celów gospodarczych rozpuszczamy po prostu śnieg. Woda ze śniegu nadaje się tylko do ubikacji, bo dużo w niej sadzy i do picia jest niezdatna - mówią nam zmęczeni sytuacją starsi ludzie. O ile pan Tadeusz, postawny mężczyzna w okularach, do sprawy stara się podchodzić z rezerwą, o tyle pani Teresa nie potrafi ukryć emocji i opowiadając o swych problemach, płacze. - Zawiadomiliśmy wodociągi, bo to one dostarczają nam wodę. Nie powiem, bo przyjeżdżali ze trzy razy i próbowali rozmrażać tę rurę, ale to nic nie dało. Dodatkowo pierwszy raz to mi jeszcze kosztów narobili, bo rozgrzała się rura od gazu tak, że konopie się na niej wypalił. Musieli dopiero przyjechać z gazowni i to konopie nawijać na rurze na nowo. Zapłaciłem za to 30 złotych – opowiada nam pan Tadeusz.
Kiedy przerwa w dostawie wody jest większa niż 6 godzin, zakład jest zobowiązany do zaopatrzenia w wodę w inny sposób. – Proponowano nam, że wodę nam dowiozą, ale dla nas to nie rozwiązanie, bo ja nie mam warunków, by ją magazynować. Nie mam żadnych beczek czy zbiorników – mówi pan Tadeusz. W dalszym ciągu z problemem muszą się zmagać po swojemu. Najbardziej satysfakcjonowałoby ich udrożnienie rury. Z tym może być jednak kłopot.
ZIMOWY PAT
- Sytuacja jest patowa – uważa dyrektor do spraw technicznych myszkowskich wodociągów Ryszard Kercz – Tam jest stare przyłącze, jeszcze z czasów „Myfany”, albo położone nawet wcześniej. Jest to przyłącze źle ułożone i przede wszystkim płytko, dlatego rura zamarzła. Do momentu, kiedy osoby korzystające z niego nie przyłączą się do nowego wodociągu, położonego po drugiej stronie ulicy, taka sytuacja może się powtarzać – mówi Ryszard Kercz. Celowo używa określenia „przyłącze”, bo w myśl przepisów jest nim stara, sprawiająca kłopoty nitka wodociągowa. – Ona nie jest nasza, w sensie majątku. Zgodnie z zapisami umowy, jaką podpisaliśmy z mieszkańcami przejmując ją, jest to przyłącze.
A zgodnie z przepisami i ustawą, przyłącze jest własnością lokatora – mówi dyrektor.
Takie wyjaśnienie nie satysfakcjonuje pana Tadeusza, który uważa, że skoro płaci terminowo rachunki za dostarczaną przez ZWiK wodę, zakład powinien mu pomóc. Problem w tym, że to nie bariery proceduralne stoją na przeszkodzie w rozwiązaniu kłopotu mieszkańców.
„NIE ODWRACAMY SIĘ PLECAMI”
Prawdziwym problemem okazał się materiał, z którego została wykonana rura. Nie byłoby kłopotu, gdyby była stalowa. Tymczasem pewne jej fragmenty wykonane są z tworzywa nie przewodzącego prądu, a co za tym idzie i ciepła. – Próbujemy pomagać, byliśmy tam kilkakrotnie, ale technicznie usunięcie zatoru jest prawie niemożliwe. Próbowaliśmy w kilku miejscach – dyrektor Ryszard Kercz rozkłada ręce. Zapewnia, że pracownicy wodociągów na Modrzejowską jeszcze wrócą. – Nie odwracamy się tyłem, postaramy się jeszcze jakoś pomóc, ale będzie to bardzo trudne – zapewnia Kercz.
- Na razie jest „cicho”. Ja nie dzwonię, oni też nie dają znaku życia – mówi nam pan Tadeusz. Pani Teresa ociera łzy. – Nie płacz Tereniu, przeżyjemy – pociesza ją mąż.
GDZIE ZNALEŹĆ ROZWIĄZANIE?
Zdaniem dyrekcji myszkowskich wodociągów rozwiązaniem problemu jest wyłącznie podłączenie się do nowego wodociągu. I to nie tylko przez pana Tadeusza i panią Teresę. Dziś problem braku wody dotyczy ich, bo znajdują się na tzw. „końcówce” sieci, w każdej chwili może jednak dotknąć także innych mieszkańców ul. Modrzejowskiej, korzystających ze starego przyłącza.
- Sytuacja będzie się powtarzać, bo widać, że to przyłącze jest źle ułożone. Albo w strefie przymarzania, albo wypłycone, albo jest w jakiś sposób uszkodzone np. przy wykonywaniu wjazdu na posesje. Wystarczy, że w takim płytszym miejscu woda zamarznie i już wszyscy nie będą mieć wody – mówi Ryszard Kercz.
Okazją na podjęcie takiej decyzji będzie planowany w tym roku remont ulicy. Miasto chce w ramach inwestycji wykonać m.in. chodniki z miejscami parkingowymi oraz jednostronny chodnik przy pobliskiej ul. Kolejowej. Wybudowana zostanie także kanalizacja deszczowa oraz kanalizacja sanitarna. Prace za blisko 1 mln 800 tysięcy złotych mają zakończyć się w sierpniu tego roku. Plac budowy już został przekazany wykonawcy.
Koszt nowego przyłącza nie jest jednak mały. Oscyluje w granicach 3 – 3,5 tysiąca złotych. Nie każdego na to stać. Co zatem robić mają mieszkańcy Modrzejowskiej? Póki co, chyba tylko czekać do wiosny. Ona na pewno problem rozwiąże. Nie wiadomo, jednak czy nie do kolejnej zimy.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze