(Myszków) Osiedle Krasickiego powstało w latach 80-tych. Pola siłą zabrano ich właścicielom, z czasem powstało osiedle, zwane też „kwiatowym”. Bo ulice tu Macierzanek, Storczykowe… Ale nie o kwiatach jest ten artykuł, lecz o sąsiedzkich sporach, zwykłej nienawiści i walce o miedzę, której Kargul i Pawlak by się nie powstydzili.
Kto przejeżdża ulicą Krasickiego widzi zabawny obrazek: sklep ATUT na rogu Krasickiego i Storczykowej obstawiony szarfami i chaotycznie ustawionymi samochodami. Do sklepu dojść trudno, zaparkować nie sposób. Bo sklep, jak się wydawało właścicielowi Markowi Sosnowskiemu, powstał na początku lat 90-tych przy ul. Krasickiego. Ale dawni właściciele sporej części pól zabranych pod osiedle odzyskali pas przy drodze, służący właścicielom ATUT-u za parking. Jak się okazało, niezbyt legalny…
Marek Sosnowski, właściciel sklepu ATUT: -Zastawili nam wjazd do sklepu, w taki sposób, że nawet klienci, którzy byli w środku nie byli w stanie się wydostać. Musieliśmy wyjąć część płotu od ulicy Stoczykowej.
- Jeden z tych gówniarzy (tu pada nazwisko) powiedział, że za 15 lat używania paska ziemi przed sklepem powinniśmy im zapłacić 600.000 zł. Tyle sobie wyliczyli. My chcieliśmy się dogadać, może wykupić od nich ten teren, ale to niemożliwe. Z nimi nie da się dogadać. I ciekawe jak odzyskali ten teren, skoro był przeznaczony na poszerzenie ulicy Krasickiego? Gdy budowaliśmy sklep, był przy Krasickiego. Teraz okazuje się, że od głównej drogi dzielą nas prywatne działki.
Sosnowski przyznaje jednak, że już na etapie projektu sklep ma wjazd nie od Krasickiego, lecz od projektowanej, nigdy nie wykonanej ulicy za sklepem. Ale droga choć jest na mapie, nigdy nie powstała. Pas ziemi, w połowie należący do miasta stał się wysypiskiem śmieci. Choć formalnie jest to droga, nawet Urząd Miasta udaje, że jej tam nie ma. Z odśnieżanych ulic osiedlowych właśnie tam wywozi się teraz śnieg. Przejechać „drogą” nie sposób.
A droga widmo to kolejny osiedlowy konflikt
Stanisław Budek, oraz dwie inne rodziny wystąpiły do burmistrza Romaniuka o likwidację nieistniejącej drogi i zwrot działek im, czyli dawnym właścicielom tych ziem. Dzisiaj „droga” dzieli ich działki na pół. Nie sposób całości ogrodzić, a „droga”, której gmina Myszków nigdy nie zrobiła, leży zasypana śmieciami i stertą śniegu.
- Napisaliśmy do burmistrza Romaniuka wniosek o zwrot tych działek i likwidację drogi z map osiedla. Drogi faktycznie nie ma, działki odzyskali właściciele mniej więcej połowy działek przeznaczonych pod drogę, a tylko za działką Sosnowskich burmistrz upiera się, aby drogę pozostawić. Po co?- pyta Bogdan Budek. I pokazuje pismo od burmistrza, w którym ten, nie tłumacząc dlaczego, nie zgadza się aby droga, przestała drogą być.
Ale droga potrzebna jest Sosnowskim. Marek Sosnowski tłumaczy: -Wjazd na posesję mamy właśnie od tej projektowanej drogi. Sąsiedzi chcą nas odciąć od ulicy Krasickiego. Nie możemy zrobić wjazdu od Storczykowej, bo tam jest szafa telekomunikacji, słup energetyczny, szambo. Do dzisiaj niewykonana droga jest dla nas jedynym pewnym dojazdem do posesji. Jej likwidacja to sposób na odcięcie nas od jakiejkolwiek drogi. To złośliwe działanie Budka (Bogdana- przyp. red.)
Inaczej patrzy na to Stanisław Budek, starszy pan, który z okna swojego domu patrzy na dawną rodzinną ziemię, gdzie dziś stoi sklep ATUT.
- Jak Sosnowscy brali tę działkę, ostrzegaliśmy ich, żeby tu nie budowali, bo mamy roszczenia do terenu. Jak uporządkowaliśmy sprawy gruntowe i odzyskaliśmy część naszej własności, mają pretensje.
Urząd Miasta Myszkowa przez swojego rzecznika tłumaczy, że działki przeznaczone pod drogę, drogą pozostaną właśnie z tych powodów, że to jedyny dojazd wyznaczony do działek (np. do sklepu Atut) już w latach 90-tych.
Konflikt rozgrzał sąsiadów na dobre, gdy Sosnowscy postanowili rozbudować sklep, zabudowując taras sklepu dla powiększenia powierzchni sprzedaży. Burmistrz Romaniuk wydał pozytywną opinię ustalając warunki zabudowy. Oprotestowały to rodziny Budków, Skorków, które nie zgodziły się, na rozbudowę. Bo parking sklepu bez ich zgody chciano urządzić na ich działkach, które świeżo odzyskali. I czują do nich spore przywiązanie. Pojawiły się nawet wzajemne zarzuty kto co sfałszował, zamazał na mapach, ewentualnie „załatwił” w urzędach.
Marek Sosnowski: - Burmistrz Romaniuk zawalił sprawę, i teraz chciał to jakoś odkręcić, stąd jego „mediacja”.
A chodzi o wizję lokalną urzędników magistratu (z asystą policji) gdy Budkowie zablokowali wjazd do sklepu.
Stanisław Budek: - Na wizji burmistrz namawiał mnie, abym sprzedał działki od ulicy Sosnowskim, inaczej „jeszcze moje wnuki będą płakać, z powodu krzywdy, jaką im wyrządziliśmy”.
Na nasze pytanie, wysłane do burmistrza, o jego rolę (i ewentualne słowa) podczas wizji lokalnej burmistrz Janusz Romaniuk nie mógł odpowiedzieć. Wyjechał właśnie na szkolenie do Zakopanego, zimowej stolicy Polski. Też mu zazdrościmy, razem z rodzicami dzieci, których nie stać na ferie.
Jaki z tego sporu morał?
Może być ich kilka:
Nie wkładaj palca między drzwi (lub działki) – to dla burmistrza.
Nie udawaj, że wjazd masz od Krasickiego, jak masz od pola - dla Sosnowskich.
Na 4 metrach od drogi konkurencyjnego dla Sosnowskich sklepu nie wybudujesz- to dla Budków.
Sosnowscy długo nie rozbudują sklepu. Sprawa na dobre utknęła w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym po protestach Budków, Skorków i Martyniaków. Parę metrów ziemi od ulicy Krasickiego stało się cenniejsze niż złoto. Jej wartość rośnie wraz ze wzrostem poziomu wzajemnej nienawiści. Nie może być mądrze, niech chociaż będzie śmiesznie.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze