(Myszków) Okazuje się, że początek nowego roku szkolnego, to nie tylko chaos związany z reformą oświaty, co doskonale widać na przykładzie Szkoły Podstawowej nr 5 w Myszkowie, ale także chaos związany z utworzeniem w tej szkole oddziału przedszkolnego. Rodzice uczniów tej placówki mają już dość czekania na swoje dzieci na zewnątrz budynku. Utworzenie oddziału przedszkolnego spowodowało przeniesienie najmniejszych uczniów do innego pawilonu, a tam brak jest miejsca, aby nadzorować przyprowadzanie i odbieranie dzieci. Rodzice interweniowali najpierw u dyrektor Aleksandry Okraski, potem nawet u samego burmistrza Włodzimierza Żaka. Są pierwsze efekty, ale nie wszystkich takie rozwiązanie satysfakcjonuje.
- Proszę przyjść pod szkołę, kiedy nasze dzieci zaczynają albo kończą lekcje, jakie panuje zamieszanie. Pierwszoklasiści, którzy wiele lat uczyli się w pawilonie „F” zostali przeniesieni do pawilonu „C”, gdyż w ich miejsce zajęły przedszkolaki. Jako rodzic nie mam nic przeciwko tym zmianom, ale trzeba było je najpierw solidnie przygotować, a przede wszystkim przemyśleć całą organizację. Przyprowadzamy dzieci przed 8 rano do szkoły i tłoczymy się przed bocznym wejściem do pawilonu „C”, bo nie wolno nam wejść do środka, a my nie wiemy, co z dziećmi się dzieje, nie wiemy czy mają odpowiednią opiekę, czy nie są pozostawione same sobie. Nie wszystkie są jeszcze na tyle samodzielne, aby od pierwszych dni odnaleźć się w szatni czy przebrać. Niektóre są zwyczajnie zagubione, a nawet wystraszone, bo wszystko jest nowe i po prostu chcą, aby rodzic przy nich był. Jeszcze gorzej jest jak przychodzimy po dzieci, bo czekamy na zewnętrz, a ostatnio ciągle padał deszcz. A my czekamy na te dzieci stłoczeni przed wejściem do pawilonu wypatrując, kiedy nasze dziecko wyjdzie. Wiadomo, jedne dzieci przebierają się szybciej, inne wolniej, czasem to trwa kilkanaście minut. Dzieci skarżą się, że brak jest nawet ławki, aby usiąść i zmienić buty. Czekaliśmy wszyscy do zebrania z rodzicami, wyznaczyliśmy osoby, które będą interweniowały u dyrekcji, została nam jeszcze tylko jedna droga, czyli władze miasta – mówi jedna z matek pierwszoklasisty, która zadzwoniła anonimowo do naszej redakcji.
Kolejne osoby zbulwersowane tym co dzieje się w „piątce” postanowiły poruszyć temat w Internecie zarówno na portalu społecznościowym, jak i na oficjalnej stronie Urzędu Miasta w Myszkowie, gdzie można zadawać pytania burmistrzowi Włodzimierzowi Żakowi. – Proszę o weryfikację przygotowania (raczej braku przygotowania) szkoły na przyjęcie pierwszoklasistów w tejże szkole. Dzień rozpoczął się od chaosu w ciasnym korytarzu przy zewnętrznym wejściu do pawilonu „C”, gdzie dzieci zobaczyły smutny obraz szatni w piwnicach, brak nadanych numerków, brak ławki na przebranie butów, przepychający się na schodach rodzice i dzieci z kilku klas w tym samym czasie. Brak miejsca na zbiórkę dzieci dla trzech klas pieszych, co daje liczbę 75 pierwszoklasistów plus opiekunowie. W takich samych warunkach dzieci zostają odbierane ze szkoły. Dochodzi do kolizji na schodach, kiedy dzieci opuszczają szkołę oraz dzieci, które schodzą do szatni. Za chwilę przywita nas zimowa pogoda i fakt ciągle otwartych drzwi spowoduje oblodzenie schodów oraz posadzki przy zewnętrznym wejściu do pawilonu „C”. W takim chaosie nauczycielki nie mają świadomości, komu oddają dzieci, ponieważ jak i dzieci, tak i rodzice czy opiekunowie są zupełnie nowo poznanymi osobami – brak jakiegokolwiek monitoringu stwarza niebezpieczeństwo, że dziecko samo opuści placówkę lud odbierze je przypadkowa osoba – pisze na stronie Urzędu Miasta mama ucznia pierwszej klasy.
DYREKCJA TWIERDZI, ŻE DBA O UCZNIÓW
Dyrekcja szkoły tłumaczy, że robi wszystko, aby jak najlepiej zatroszczyć się o najmłodszych uczniów, stąd pomysł, aby uczniowie wchodzili do pawilonu „C” bocznym wejściem. - Od 4 września zostały wprowadzone zmiany organizacyjne związane z otwarciem oddziałów przedszkolnych w pawilonie „F”, dotychczas przeznaczonym dla klas pierwszych. W związku z pytaniami rodziców o to jak będzie przebiegać wprowadzanie dzieci do szkoły z wyeliminowaniem kontaktów z uczniami starszymi –w tym funkcjonujących oddziałów gimnazjalnych zostało zaproponowane najkorzystniejsze rozwiązanie, czyli otwarcie bocznych drzwi od pawilonu „C” i możliwość wejścia dzieci bezpośrednio do szatni dla nich przeznaczonych. Ustalone zostały dyżury nauczycieli i pracowników obsługi w celu zapewnienia bezpieczeństwa i ciągłego sprawowania opieki nad przychodzącymi od 7.30 i na kolejnej przerwie, co wynika planu lekcji uczniów. Pierwszoklasiści po zakończonych lekcjach są sprowadzeni przez nauczyciela uczącego do szatni. On nadzoruje ubieranie dzieci i bezpieczne opuszczanie budynku szkoły. Dzieci zapisane na świetlicę są odprowadzane przez nauczyciela do pawilonu „D”. Wzorem innych dużych szkół przyjęliśmy takie rozwiązanie na okres adaptacji uczniów do nowych warunków. Decyzja będzie konsultowana z Radą Rodziców w najbliższych dniach i dostosowana do potrzeb rodziców z uwzględnieniem trudności wynikających z okresu zimowego – tłumaczy wicedyrektor Elżbieta Gocyła.
Dotychczasowe interwencje rodziców przyniosły wreszcie nowe rozwiązania, ale nadal nie wszystkich one satysfakcjonują. – Wreszcie możemy wejść do szkoły. Każdego dnia, gdy zaprowadzam wnuczkę widzę, że pojedyncze osoby wchodzą nawet z dziećmi do szatni, ale nie jest to jakieś nagminne, nie ma tłoku. Większość zostawia dziecko przekraczając tylko próg drzwi, bo teraz już możemy to zrobić. Sytuacja wydaje się być rozwiązana jeśli chodzi o przyprowadzanie dzieci. Odbierając dzieci możemy natomiast wejść na hol główny szkoły, gdzie prosto z szatni nasze dzieci przyprowadza nauczyciel. W naszej obecności dzieci się przebierają i dopiero idziemy do domu. Nauczyciel cały czas pilnuje, ale niestety nadal nie wie czy dziecko wychodzi ze szkoły z prawnym opiekunem, bo nie ma żadnej listy. To trzeba zmienić i to jak najszybciej, nim stanie się tragedia – żali się anonimowo babcia jednej z uczennic.
Warto zaznaczyć, że w wielu dużych szkołach, zwłaszcza w większych niż Myszków miastach, odbiór dzieci pilnuje wyznaczona do tego celu osoba, która posiada listę z nazwiskami opiekunów uprawnionych do odbioru. Jeśli ktoś przychodzi po dziecko, musi taką listę podpisać. Często sprawdzane są dokumenty tożsamości, po prostu dla pewności, bo na początku roku szkolnego ciężko odróżnić czy to rodzic czy nie. Odbiór dzieci jest więc ściśle nadzorowany i nie ma możliwości, aby uczniowie opuścili placówkę bez opieki albo z niewłaściwą osobą. Jeśli danego dnia odbiera dziecko ktoś inny, rodzic jest zobowiązany zgłosić ten fakt odpowiednio wcześnie wychowawcy. Takie rozwiązanie wydaje się być jak najbardziej uzasadnione, a rodzicom dałoby pewność, że dziecko nie opuści szkoły z przypadkową osobą albo nie wyjdzie samo na ulicę wprost pod nadjeżdżające samochody. Choć pomysł z pozoru wydaje się być skomplikowany w wielu placówkach się sprawdza i to od kilku lat.
Ewelina Kurzak
Napisz komentarz
Komentarze